– Dana to wszystko widziała?
– Tak i dość rozsądnie założyła, że to sprzeczka kochanków. Z pewnym zażenowaniem odciągnęła Mata. Teraz, kiedy wiemy o kokainie, kusi mnie, żeby spojrzeć na ten incydent pod innym kątem.
– Ten Andy był jej dostawcą? Diamond skinął głową.
– Tak przypuszczam. Prawdopodobnie wstrzymywał dostawę, żeby osiągnąć wyższą cenę. Więcej, niż twoja żona mogła wtedy zapłacić.
– Musimy go znaleźć.
– To nie takie proste. Gdybym nadal pracował w policji, wciągnąłbym do tego wydział antynarkotykowy. Oni wiedzą więcej, żeby go odszukać. W każdym razie powinniśmy to zgłosić.
Pewna niechęć w głosie Diamonda mogła przemknąć niezauważona, bo Jackman natychmiast powiedział.
– Rozgrywamy inny mecz. Tu nie chodzi o obywatelski obowiązek. Danie grozi dożywocie, a reputacja inspektora Wigfulla zostałaby naruszona. Przekazał oskarżeniu ładną sprawę o zabójstwo z wiecznym motywem trójkąta małżeńskiego i dowodami, które to wspierają. Nie będzie tego chciał komplikować narkotykami.
– Ale nie będzie mógł tego zataić.
– Tak. Tylko zbagatelizuje. Myślę, że powinniśmy to zbadać sami. To pierwszy promyk nadziei dla obrony. Nie psujmy tego, przekazując sprawę przeciwnikowi.
Diamond poczuł się nieswojo. Jako policjant ze stażem ostro zabrałby się do każdego, kto nie powiadomiłby o znalezieniu narkotyków, choćby w małej ilości. Ale jako policjant ze stażem wiedział także, jak toczy się śledztwo w sprawie o morderstwo. Nowe dowody nie są mile widziane, kiedy sprawa została już przekazana do prokuratury. Uwaga Jackmana o bagatelizowaniu była trafna. I nadal dręczyła go wcześniejsza wpadka z książką kierowcy. Zwracając uwagę na jej zniknięcie, bez wątpienia wręczyli oskarżeniu kartę atutową. Dlaczego nie zachować tej, żeby nią zagrać, kiedy przyjdzie czas?
Osobiste zbadanie tego wątku, co proponował Jackman, najeżone byłoby trudnościami, ale dzięki dobrze wyćwiczonej pamięci Diamond znalazł jeden możliwy trop.
– Cofnij się pamięcią o kilka miesięcy. Pamiętasz, jak razem przeglądaliśmy książkę adresową twojej żony? Jestem całkiem pewien, że jedno z imion, których nie namierzyliśmy, brzmiało Andy.
– Masz rację! Nic mi nie mówiło.
– Nie było adresu, tylko numer telefonu. Gdyby udało nam się zdobyć ten numer…
– Słusznie! – Ale Jackman zaraz spuścił z tonu. – Książkę adresową nadal ma policja.
– Adwokat może poprosić o dostęp do niej. Nie mają prawa odmówić. To zrozumiała prośba i nie musi mówić, czego szuka.
– Natychmiast dzwonię do Siddonsa.
***
Poszło łatwo, zbyt łatwo, dla cynicznego umysłu Diamonda, który ostrzegał go, że nic, czego się naprawdę pragnie, nie osiąga się bez trudu. Adwokat Siddons poszedł prosto na policję w Bath i spotkał się z Johnem Wigfullem. Wydano mu książkę adresową. Po godzinie od chwili, gdy o to poprosił, Jackman otrzymał numer Andy’ego.
Problemy zaczęły się, kiedy zadzwonili. Odezwał się głos z azjatyckim akcentem. Pod bristolskim numerem znajdowała się indyjska restauracja w dzielnicy St Paul’s. Nie znali żadnego Andy’ego. Okazało się, że restauracja otwarta w styczniu przejęła puste pomieszczenia, które przez kilka miesięcy stałe zabite deskami. Przedtem mieścił się tam fryzjer męski.
Diamondowi udało się skontaktować z pośrednikiem handlu nieruchomościami, obsługującym przeniesienie własności lokalu. Niezbyt spodobało mu się, że pytają go o Andy’ego. Ciągle do niego dzwoniono z tym pytaniem. Fryzjer nie miał na imię Andy. Nazywał się Mario i zmarł podczas epidemii grypy tuż przed Bożym Narodzeniem. Agent domyślał się, że fryzjer Mario dorabiał sobie na boku, przyjmując informacje od dziesiątków wątpliwej konduity ludzi, którzy dzwonili czasami do zakładu.
Diamond odłożył słuchawkę.
– To ślepa uliczka – powiedział do Jackmana.
Matthew Didrikson siedział i jadł drugi kawałek czekoladowego torciku w Charlotte’s Patisserie w Kolumnadzie. Naprzeciwko niego siedzieli Jackman i Diamond. Znaleźli stolik pod łukiem, na tyłach cukierni; mimo to wyglądali podejrzanie na tle klientów i biznesmenów, którzy przyszli odświeżyć się w drodze do domu. Diamond, w pogniecionym, kraciastym garniturze, który nosił zazwyczaj, wpasował się w przestrzeń między brzegiem stołu a wyściełaną ławę biegnącą wzdłuż ściany; Jackman, elegant w brązowych sztruksach i czarnej koszuli, wyglądał jakby wprost z kolorowego magazynu najnowszej mody. Matthew nosił białą koszulę, krawat w paski i granatowy pulower. Przy pierwszej okazji zdjął marynarkę szkolną. Diamond przewidział, że o tej godzinie znajdą chłopca w Kolumnadzie, jak będzie się wygłupiał na schodach ruchomych albo w windzie. Miał rację. Musieli jeszcze powiedzieć, czego chcą w zamian za łapówkę w postaci nieograniczonej liczby ciastek.
– Jak tam głowa ostatnimi czasy? – zapytał Diamond. – Mam nadzieję, że nie było już omdleń?
Matthew, najwyraźniej wiedząc o swojej przewadze, nie spieszył się z odpowiedzią. Zerknął na uczennicę przy stoliku obok, przejechał palcami po ciemnych włosach i wreszcie powiedział.
– Wszystko w porządku.
– Sporo czasu minęło, odkąd rozmawialiśmy po raz ostatni. To było tutaj, prawda? Byłem w przebraniu, pamiętasz? – Nie było odpowiedzi, więc dodał: – Nie sądzę, żeby profesor Jackman wiedział, że udawałem Świętego Mikołaja, chyba że mu o tym powiedziałeś.
– Greg. Mówi do mnie Greg – wtrącił szybko Jackman.
Matthew lekko się uśmiechnął. Diamond jak do tej pory nie wykrzesał z niego bardziej pozytywnej reakcji, rozmowę podjął Jackman.
– Od dłuższego czasu nie widywaliśmy się z Matthew. Po tym nieporozumieniu jego matka nie życzyła sobie tego, a ja oczywiście uszanowałem jej decyzję. Ale mamy za sobą trochę fajnych dni, prawda, Mat?
Matthew skinął głową.
Sytuacja szybko stawała się komiczna. Dwóch dorosłych mężczyzn próbowało wyciągnąć informację od uczniaka przy popołudniowej herbatce. Diamond spróbował wujowskiego tonu.
– Widziałeś się z matką w areszcie? Kiwnięcie głową.
– W tym tygodniu?
– W niedzielę.
– Jak to znosi?
– W porządku.
Trudno było stwierdzić, czy zwięzłość odpowiedzi wynika z niechęci do rozmowy, czy chodzi o szybkie zjedzenie ciasta.
– Mat, próbujemy jej pomóc – zauważył Jackman.
– To, czy nam pomożesz, zależy wyłącznie od ciebie – dodał Diamond.
Matthew w ogóle się nie odezwał.
– Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji – stwierdził ponuro Diamond. – Czy w ogóle uczą cię prawa w tej twojej szkole? Twoją matkę postawią przed sądem za morderstwo, ale ma adwokata, który jej broni i musi wykazać, że są zasadnicze wątpliwości. Chwytasz?
Chłopiec odsunął pusty talerzyk i wytarł usta.
– Tak. – Odwrócił wzrok od stolika i spojrzał przez ramię.
– Jeszcze kawałek? – zaproponował Jackman.
– Jeśli dostanę colę, żeby to spłukać.
– Przynieś mi resztę. – Wręczył mu banknot pięciofuntowy.
Kiedy Matthew stał przy samoobsługowym stoisku, Diamond powiedział.
– Słodkie łapówki. Czy to za pieniądze z funduszu obrony pani Didrikson?
– Nieuzasadniony wydatek, sądząc z tego, czegośmy się do tej pory dowiedzieli.
Chłopiec wrócił i postawił talerzyk z ciastem na stole, Diamond przesunął je zgrabnie poza jego zasięg.
– A teraz chciałbym, żebyś sobie coś przypomniał. Twoja matka opowiadała mi o incydencie, który latem widziała przed domem profesora Jackmana. Byłeś z nią.
Читать дальше