Matthew siedział w milczeniu. Oczy miał utkwione w cieście.
– Odbyła się kłótnia między panią Jackman a jakimś człowiekiem.
– Andym.
– Co powiedziałeś, synu?
– Andym. Ten człowiek miał na imię Andy.
– O, masz dobrą pamięć. Chcielibyśmy znaleźć tego Andy’ego. Zrozum, jeśli widziano, jak mocował się z panią Jackman, a rozumiem, że tak było, należy go uważać za potencjalnego podejrzanego. Sprawdźmy teraz twoją pamięć, żeby dowiedzieć się, co możesz nam o nim powiedzieć.
– Po co?
Diamond powściągnął irytację.
– Synu, już mówiłem. Uzasadniona wątpliwość.
– Chodzi mi o to, po co mnie pytacie, skoro możecie się z nim spotkać?
– Zrobilibyśmy to, gdybyśmy wiedzieli, gdzie go znaleźć. W tym rzecz.
– Ja wiem gdzie.
– Co?
– Wiem, gdzie możecie się spotkać z Andym. Widywałem go mnóstwo razy.
Cała ława zatrzeszczała, kiedy Diamond się zaparł.
– Gdzie?
– W łaźniach.
– W Rzymskich Łaźniach, chciałeś powiedzieć?
– Uhm.
Przesunął ciastko z powrotem do chłopca.
– Powiedz coś więcej.
– Już powiedziałem – odparł Matthew. – Jeśli chcesz porozmawiać z Andym, tam go szukaj.
– Pracuje tam?
– Nie wiem. – Matthew wepchnął sobie do ust kawał ciasta. – Słuchaj, wiem tylko tyle, że widywałem go tam nie raz.
– Co tam robiłeś?
– Nic takiego. – Nie uzyskali niczego więcej, poza tą lekceważącą odpowiedzią. Potem chłopięca odwaga natchnęła go do najdłuższej wypowiedzi, jaką Diamond zdołał od niego usłyszeć. – Poszedłem tam po szkole. Tam jest niebezpiecznie. Podoba mi się. Dzieciaki z mojej klasy zaczęły to robić. Trzeba przejść przez łaźnie i nie dać się złapać ochronie. Idzie się do sklepu z pamiątkami na Stall Street, a kiedy nikt nie patrzy, zbiega się po schodach z napisem „Tylko dla personelu” – to właściwie jest wyjście – i już jest się w środku. Trzeba uważać na ochronę, ale jak się ma kapkę rozumu można przejść przez całe łaźnie i wyjść na Przepompownię. Nikt tam nie zatrzymuje, bo to jest restauracja. Robiłem to z miliard razy. To łatwizna.
– I tam widziałeś Andy’ego? Matthew skinął głową.
– Co robił?
– Pokazywał różne rzeczy i dużo gadał.
– Więc to przewodnik.
– Tak jakby. Byli z nim studenci.
– Studenci? – zapytał Jackman, nagle czerwieniejąc.
– Nie zawsze. Czasem jest sam.
Diamond wybiegł naprzód myślami, rozważał różne możliwości, ale proces pytań i odpowiedzi należało zakończyć.
– Może jest jakimś wykładowcą?
– Nie wiem.
Matthew nic powiedział już więcej nic istotnego. A obaj mężczyźni też niewiele rozmawiali. Jeśli Andy, domniemany dostawca kokainy dla Geraldine, ma związki z uniwersytetem, Jackman sam będzie musiał odpowiedzieć na kilka pytań.
Wstali, żeby wyjść. Diamond zaprosił Matthew do Rzymskich Łaźni na poniedziałek, po szkole, przy najbliższej nadarzającej się okazji.
– Spotkajmy się tam – zaproponował. Dodał chytrze: – A jeśli przyjdziesz wcześniej, może znajdzie się czas na ciasto czekoladowe. Potem możesz mi pomóc w pracy detektywistycznej. Ale chcę, żeby jedno było jasne: wchodzimy do łaźni od frontu, zwyczajną drogą. Jestem zbyt widoczny, żeby skradać się tylnymi schodami.
Matthew uśmiechnął się i poszedł szukać kolegów.
Gdy wyszli na Stall Street, Jackman aż się palił, żeby coś powiedzieć.
– Zanim zapytasz: nie ma wydziału archeologii na uniwersytecie.
– A historii?
Jackman już zaczął kręcić głową, kiedy nagle uderzył się dłonią w czoło.
– Chwileczkę, mylę się. W tym roku powstała katedra. To tylko garstka wykładowców i pierwszoroczniaków. Nie wiem, ilu ich jest. To prawda.
– Przerwał. – Przypuszczam, że chcesz, żebym to sprawdził.
– Jeśli zdołałbyś to zrobić, nikogo nie płosząc – powiedział Diamond.
– Chcę zaskoczyć Andy’ego.
– Potrzebna ci jakaś pomoc?
– Nie ma potrzeby. Oczywiście powiem ci, co się dzieje.
– Właściwie chciałbym przy tym być – zaproponował Jackman, chrząkając z zażenowaniem. – W ostatnich tygodniach nie widywałem się z Matem. Lubię tego dzieciaka.
– Ale mi o to chodzi – odparł Diamond tonem, którego używał, żeby dyscyplinować wydział zabójstw. – Będę z tobą w kontakcie.
Prawdę mówiąc, on też lubił chłopca, mimo wszystko.
***
Jackman zadzwonił w poniedziałek z informacją o wykładowcy zatrudnionym na uniwersytecie w instytucie historii. Nazywał się Anton Coventry i mówiono na niego Andy. Specjalizował się w historii architektury rzymskiej i obecnie prowadził zajęcia na temat łaźni rzymskich z grupą pierwszoroczniaków z wydziału architektury i budownictwa. Spotykali się w poniedziałki i czwartki o czwartej trzydzieści. Na mocy specjalnego porozumienia mieli wtedy prawo korzystać z łaźni godzinę po zamknięciu ich dla publiczności i zostawać w nich do szóstej. Śledztwo Jackmana potwierdziło, że Coventry miał blond włosy i ubierał się w stylu macho. Co więcej, był specjalistą od trójboju.
– Od czego?
– Trójboju. To sport wymagający skrajnej wytrzymałości, rodzaj potrójnego maratonu, w którego skład wchodzą bieg, pływanie i jazda na rowerze.
– Dla mnie to skrajne wariactwo. Trójbój. Kiedy o tym powiedziałeś, z początku sądziłem, że to idealny sport dla ludzi takich jak ja, ale do diabła z wyczynami sportowymi.
– Wracając do Andy’ego – powiedział Jackman poważnym głosem – trudno mi połączyć zamiłowanie do sportu z handlem narkotykami.
– Nie ma w tym nic dziwnego – powiedział Diamond, urodzony cynik. – Narkotyki są w sporcie powszednią rzeczą.
– Chcę, żeby to było jasne: o ile pamiętam, nigdy nie spotkałem tego faceta – powiedział z naciskiem Jackman.
– Przyjęto do wiadomości. – Diamond uśmiechnął się niegrzecznie, odkładając słuchawkę.
***
W poniedziałkowe popołudnie Matthew przybiegł pędem ze szkoły albo urwał się z ostatniej lekcji, bo czekał w Kolumnadzie przy wejściu do cukierni. Było zatem mnóstwo czasu na ciastko. Diamond, któremu lekarz zalecił ograniczanie kalorii, ograniczył się do niesłodzonej czarnej kawy. Odwracał wzrok od talerzyka chłopaka, wydając mu polecenia.
– Mat, musisz to dobrze zrozumieć. Jesteś tutaj po to, żeby stwierdzić, że człowiek w Rzymskich Łaźniach to ten sam, którego widziałeś, kiedy miał awanturę z panią Jackman na podjeździe John Brydon House. Jeśli pomyliłeś się albo nie jesteś pewien, musisz mieć odwagę, żeby to powiedzieć, jasne? Ale bez względu na to, co się stanie, chcę, żebyś cicho siedział, kiedy będę mu się przyglądał, a potem masz się schować.
Jeśli ze strony Mata potrzebna była zgoda, wyrażona została w ten sposób, że chłopak odłożył niedojedzone ciastko i zaproponował, żeby już poszli. Diamond powiedział mu, że mają mnóstwo czasu i może zjeść do końca.
– Nie mogę, jestem zbyt podniecony – przyznał Matthew.
Samokontrola Diamonda osłabła.
– To oddaj mnie.
O czwartej dwadzieścia wyszli z Kolumnady, przeszli przez Stall Street i weszli do łaźni. Żeby dojść do kasy, trzeba było przejść przez Przepompownię, miejsce spotkań towarzystwa w czasach georgiańskich. Obecnie znajdowała się tu restauracja. W porze herbaty wszystkie krzesła były zajęte, kelnerki w czarnych kamizelkach, białych bluzkach i fartuszkach robiły wszystko, żeby nadążyć, a trio przy wejściu wesoło grało arię torreadora z Carmen. Przejście do spokojniejszej atmosfery w głębi przynosiło ulgę.
Читать дальше