Nie było go stać na uśmiech, ale pokiwał głową i powiedział:
– Tak jak ja, koleś.
***
W końcu nie poszedł do najbliższego pubu. Poza niechęcią do Totta coś jeszcze sprawiało mu ból – podejrzenie, że sprawa była oparta na kłamstwie. Nie wierzył, że Matthew Didrikson zemdlał. Niemożliwe, przecież dwadzieścia minut po wypadku widział, jak chłopiec wyleguje się na łóżku, wcale nie obolały, i robi co może, żeby przekonać matkę, że to, co się stało, było celową napaścią ze strony policji. W czasach, kiedy grał w rugby, Diamond widział pewną liczbę prawdziwych przypadków wstrząsu mózgu. Skutki były nie tylko natychmiastowe, ale ofiary nie potrafiły przypomnieć sobie zdarzeń tuż sprzed uderzenia. Jeśli udowodni się, że dzieciak udaje, Diamond i tak nie będzie mógł cofnąć czasu i odzyskać pracę: już się z tym pogodził. Ale zaczęła mu świtać pewna niepokojąca możliwość. Nagła rezygnacja mogła zostać odczytana jako przyznanie się, że chłopiec został brutalnie potraktowany. Według najgorszego scenariusza mógł zostać oskarżony o napaść, co miałoby fatalne konsekwencje. A teraz było za już późno, żeby zwrócić się do policji o pomoc.
W ponurym nastroju postanowił się bronić i stwierdzić, jak naprawdę czuje się mały Didrikson. Wrócił na Manvers Street, wsiadł do samochodu i ruszył dalej, na Upper Bristol Road.
Bez skrupułów pokazał legitymację policyjną recepcjonistce w Royal United Hospital. Powiedziała mu, że Matthew został przeniesiony z izby przyjęć na salę ogólną. Pielęgniarka opiekująca się salą potwierdziła, że zrobiono mu prześwietlenie, a teraz czekają na wyniki. Nie było żadnych innych objawów wstrząsu, odkąd go przyjęto, i chłopiec czuje się na tyle dobrze, że może przyjmować odwiedziny. Wcześniej był u niego ktoś z jego szkoły.
Pokazała salę, w której powinien leżeć Matthew, ale Diamond nie znalazł go tam. Wytropił go w świetlicy, jak oglądał telewizję. Z ust zwisał mu papieros, którego zapewne dał mu jedyny poza nim telewidz, stary człowiek śpiący na krześle z popielniczką na kolanach.
Nie do niego należało przestrzeganie go przed skutkami palenia, więc zapytał bez cienia przygany:
– Jak się masz?
– Dziś po południu mógłbym wrócić do domu. – Matthew opanował sztukę mówienia z papierosem w ustach. Nie odwrócił wzroku od ekranu telewizora. Miał na sobie szary szpitalny szlafrok i siedział niedbale na niskim fotelu ze stalowymi oparciami. Stopy w pantoflach oparł na stoliku, dłonie trzymał złączone za głową.
– Najwyraźniej lepiej się czujesz.
– Nie narzekam.
– Żadnych omdleń?
Matthew odwrócił głowę, żeby popatrzeć na Diamonda. Poza tym nie zmienił pozycji.
– To pan. Przysłali pana, żeby mnie sprawdzić?
– Gdyby chcieli, mogliby zadzwonić do pielęgniarki – powiedział Diamond, co miało oznaczać, że nikogo nie sprawdza. – Musi ci się tu podobać.
W brązowych oczach pojawiła się czujność.
– Jak to?
– To druga wizyta w tym roku, prawda? O mało nie utonąłeś.
– To było dawno – powiedział pogardliwie chłopiec. – Nie zatrzymali mnie wtedy.
– Jak idzie pływanie?
Matthew znów spojrzał na telewizor.
– Musiałem z tym skończyć, nie wie pan? Pani Jackman się o to wkurzyła. Teraz nie żyje i dobrze jej tak.
– Pamiętasz dzień, kiedy to się stało? – Ledwie to powiedział, pomyślał, że to wariactwo. Przed dwoma godzinami rzuciłem pracę, a teraz udaję, że nic się nie stało, i czekam, aż ten zarozumiały dzieciak zrobi jakąś przypadkową uwagę, która być może rzuci nowe światło na sprawę morderstwa pani Jackman. Praktycznie jestem skończony jako policjant, a nie mogę przestać. Jestem jak kurczak z obciętą głową, biegający wokół podwórka.
– To było w dniu, kiedy wróciłem do szkoły – odpowiedział Matthew.
– W poniedziałek, jedenastego września? – Rutynowe pytanie, rutynowa odpowiedź. Znacznie łatwiejsze niż pogaduszka.
– Aha.
– Matka cię podwiozła?
– Tak.
– Pamiętasz, czy dzwonił telefon, zanim wyszedłeś z domu?
– Tak, to był Greg, dzwonił do matki. Pan pewnie mówi do niego panie profesorze – dodał protekcjonalnie.
– Nie pamiętasz, o której dzwonił?
– Dość wcześnie. Przed ósmą. Mama była jeszcze w koszuli nocnej. Wkurzyła się.
– Czym?
– Tym telefonem. Dopiero co dała Gregowi jakieś naprawdę cenne listy, które jakaś naprawdę słynna autorka napisała kilkaset lat temu, a one zaginęły. Greg myślał, że ten Amerykanin je świsnął, i jechał, żeby go dogonić.
– A co o tym sądziła twoja matka? – zapytał Diamond.
– Była pewna, że zabrała je pani Jackman.
– Skąd wiesz?
– Powiedziała mi, kiedy odwoziła mnie do szkoły.
– Która była wtedy godzina?
– Wpół do ósmej. Musimy być w klasie za piętnaście. – Sięgnął po pilota i zmienił kanał.
– Nie lubisz szkoły?
– Tam jest kupa małych dzieciaków. Muszę poczekać do przyszłego roku, żeby zdać egzamin końcowy. Potem pójdę wyżej, do szkoły średniej.
– Jeśli zdasz.
– Nic ma problemu. Jestem w chórze. Diamond przeszedł do gimnazjum w wieku jedenastu lat i pomyślał, że coś jest nie tak z systemem, skoro zabrania tego chłopcom tak dużym i dojrzałym jak Matthew.
– Nie przeszkadza ci, że takiego dużego chłopaka matka odwozi do szkoły?
– To lepsze niż iść na piechotę.
– Możesz pojechać autobusem.
– Wolę mercedesem.
Ta uwaga potwierdziła, jak bardzo symbole statusu liczą się w szkole, w każdej szkole. Maniery chłopca irytowały Diamonda, ale przypomniał sobie, jaki sam był w okresie dojrzewania. Dobrze rozumiał, że za tym kryje się niepewność. Ale impuls, żeby dać dzieciakowi w ucho – choćby tylko przenośnie – był silny. Tyle tylko, że bójka miałaby katastrofalne skutki. Powściągnął uczucia, spuszczając ze smyczy ciekawość, i skupił się na wspomnieniach Matthew z dnia, kiedy została zamordowana Geraldine Jackman. Dowiedział się, że chórzyści spędzili nudny poranek w szatni opactwa, gdzie wydano im czyste togi, a po południu rozdano rozkłady i książki do ośmiu przedmiotów na egzamin końcowy.
– Czy twoja matka przyjechała pod koniec dnia, żeby cię odebrać?
– Nigdy nie przyjeżdża. Podrzucił mnie ojciec kolegi, aż do Lyncombe Hill. To tylko stary peugeot, ale on jest nauczycielem, to czego się spodziewać?
– Interesują cię samochody, Matthew?
– Jeśli chodzi panu o przyzwoite wozy, to tak.
– Próbowałeś kiedy samemu prowadzić?
– Gdyby nawet tak było, nie powiedziałbym tego glinie. – W ostatnim słowie było mnóstwo pogardy, gdyż wypowiedziane zostało z dobrym akcentem prywatnej szkoły.
Diamond kontynuował wątek, który zaczął. Założenie, że chłopiec zamordował Geraldine Jackman, potem przewiózł jej ciało do Chew Valley Lake i wrzucił je tam, graniczyło z absurdem, ale skoro już zaczął, szedł za ciosem.
– Niektóre dzieci w twoim wieku uczą się prowadzić wóz, nie wyjeżdżając na drogi publiczne. To nie jest zabronione. Słyszałem o szkołach, w których są lekcje jazdy na terenie szkolnym.
– My mamy tylko naukę gry na pianinie – powiedział Matthew, nie kryjąc niezadowolenia.
– Może twoja matka…
– Pan żartuje.
– Mogła cię przecież gdzieś po cichu zabrać, na pustą plażę albo stare lotnisko.
– Nie pozwoliłaby mi nawet przejechać się samochodzikiem w wesołym miasteczku.
To nie było kręcenie, lecz prawdziwy protest sfrustrowanego dziecka i koniec krótkotrwałych spekulacji Diamonda. Musiał odrzucić pomysł, że Matthew usiadł za kierownicą mercedesa albo innego wozu.
Читать дальше