– Leżała twarzą do góry. Oczy miała otwarte, jakby gapiła się na sufit. Wreszcie… wreszcie zobaczyłam, że są nieruchome. Jej twarz miała koszmarny kolor, jakby nałożyła maseczkę kosmetyczną. Wargi miała niebieskie.
Zsinienie, szczególnie warg i uszu, to znaki asfiksji.
– Dotykała jej pani, szukała pulsu, czy coś takiego?
– Nie. Była martwa. To oczywiste.
Zmusili ją do szczegółowego opisania tej sceny, jakby akceptowali każde jej słowo. Diamond ustalił podstawowe zasady: sprawdzą fakty, które im podała. Metoda polegała na tym, że nakłonią ją do mówienia i stłumią sceptycyzm do chwili, gdy nadarzy się okazja.
Ciało, powiedziała, leżało wzdłuż łóżka, przekrwiona, posiniała twarz i rozrzucone kasztanowe włosy z jednej strony, część pod poduszką, która leżała obok jej głowy, tam, gdzie powinna. Ramiona miała pod jasnozieloną kołdrą. Pani Didrikson nie podnosiła kołdry ani nie dotykała ciała, ale z odkrytej części ramion poznała, że Geraldine ma na sobie nocną koszulę bez rękawów. Nie zauważyła zadrapań na skórze.
W sypialni nie było widać wyraźnych śladów walki, nie licząc pustego, szklanego kubka, który leżał przewrócony na stoliku nocnym tuż obok trupa. Na drugim łóżku była taka sama kołdra, złożona na pół. Pani Didrikson przypominała sobie, że na poduszce leżały chyba spodnie od męskiej piżamy. Nie zajrzała do żadnej z ubieralni. Drzwi do sypialni były otwarte, a okno częściowo uniesione. Przez rozsunięte zasłony do pokoju wpadało światło.
– Co pani zrobiła?
– Myślałam, że zemdleję. Podeszłam do okna i kilka razy zaczerpnęłam świeżego powietrza. Potem uciekłam, nie patrząc już na nią. Chyba napiłam się wody z kranu w kuchni. Poruszałam się jak robot, jakbym nie była sobą.
Diamond nie mógł tego przepuścić.
– Proszę to wyjaśnić.
– Miałam wrażenie, że steruje mną autopilot.
– Nie odpowiadała pani za to, co robi? – zapytał Wigfull gorliwie. Zbyt gorliwie.
Popatrzyła na niego wściekle.
– Próbuje mnie pan przyłapać, tak?
– Próbujemy panią zrozumieć – pocieszył ją Diamond.
– Czy nigdy nie byliście wstrząśnięci do głębi? – zapytała. – Nie rozumiecie, że próbuję powiedzieć, że byłam w szoku? Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co robię, jeśli o to chodzi. Byłam tylko oszołomiona tym, co zobaczyłam.
– A gdy już napiła się pani wody?
– Wyszłam.
– Tą samą drogą, którą pani weszła? Tylnymi drzwiami?
– Tak. Wróciłam do samochodu i pojechałam do domu.
– A potem?
– Wypiłam trochę brandy. Chyba.
– Która była godzina?
– Dokładnie nie pamiętam. Między dwunastą a pierwszą.
– Czy pani syn będzie to pamiętać?
– Nie. Je obiady w szkole.
– Co zrobiła pani potem?
– Siedziałam jakiś czas i myślałam. Potem włączyłam telewizor, żeby wymazać ten obraz, który utkwił mi w głowie.
– Nie zawiadomiła pani nikogo o tym, co pani zobaczyła?
– Nie.
– Ani wtedy, po południu, ani wieczorem, ani następnego dnia, ani w ogóle. Dlaczego? Dlaczego nas pani nie powiadomiła?
Milczenie.
– Czy w ogóle rozmawiała pani z kimś o tym? Pokręciła głową.
Diamond oparł ręce na stole i uniósł się w krześle.
– Rozumie pani, że nie najlepiej to wygląda. Nadal cisza.
– Niech pani popatrzy na to z naszego punktu widzenia – zaproponował Diamond. – Kiedy odwiedziliśmy panią dziś po południu, uciekła pani tylnymi drzwiami. Kiedy panią dogoniliśmy i poprosiliśmy, żeby nam pani pomogła, powiedziała nam pani trochę i chciała, żebyśmy uwierzyli, że to wszystko, co pani wie. Powiedziała pani, że wybrała się do Jackmanów ostatniego dnia, kiedy widziano panią Jackman żywą, tylko dlatego że powiedzieliśmy pani, iż widziano tam pani samochód. A teraz chce pani, żebyśmy uwierzyli, że znalazła ją pani martwą i z powodów, których nie chce pani wyjawić, nie powiedziała o tym nikomu. Niedobrze, droga pani. Prawdę mówiąc, to śmierdzi.
Zacisnęła mocno usta, aż zadrżały jej policzki.
Próbował powtórzyć wszystko, punkt po punkcie, domagając się wyjaśnień, ale odmówiła odpowiedzi. Wyczuwał, że siedzącego obok Wigfulla niecierpliwią te procedury. Ten człowiek aż palił się, żeby wypróbować teorię, którą nosił przez cały dzień.
Ostatnie dziesięć minut nie przyniosło niczego i w końcu Diamond skinął do niego głową.
– Spójrzmy prawdzie w oczy, proszę pani. Jesteście z Jackmanem kochankami, prawda? – powiedział Wigfull bez wstępów.
– Nie.
– Cóż w tym złego? Nie był szczęśliwy w małżeństwie. Pani jest rozwiedziona. Spotkaliście się przypadkiem, stwierdziliście, że się sobie podobacie, i zrobiliście to, co robią miliony ludzi.
– To nieprawda – powiedziała gwałtownie. – Niczego takiego nie było.
– Żadnego seksu?
– Żadnego.
– Dano, daj spokój, jesteśmy dorośli.
– Mylicie się. Nigdy niczego takiego nie robiliśmy. Nigdy. Nie było nawet jednego pocałunku.
Sposób, w jaki wymówiła ostatnie słowa, zdradził więcej, niż chciała. Wigfull zamilkł na chwilę, a potem rzucił z porozumiewawczym uśmiechem.
– Ale nie miałaby pani nic przeciwko pocałunkowi. Poczerwieniała.
– To niedopuszczalne.
– Ale prawdziwe?
– Już odpowiedziałam.
– Jasne, powiedziała pani, że z nim nie spała.
– To jest prawda.
– Mam nadzieję, że wszystko, co nam pani powiedziała jest prawdą. Pozwoli pani, że jej coś podsunę. Myślała pani, że listy Jane Austen sprawią mu przyjemność.
– Co w tym złego?
– Pokonała pani masę trudności, żeby je uzyskać. Czy tak w głębi duszy nie chciała mu tym pani zaimponować?
– Możliwe – przyznała.
– Listy nie były po prostu podziękowaniem za uratowanie życia syna. To była próba zdobycia jego uczucia.
– Nie dlatego to zrobiłam.
– Ale tego popołudnia, kiedy wracała pani do domu z Crewkerne z listami, musiała pani trochę fantazjować na temat swoich szans. Mam rację?
Na policzkach Dany znów pojawił się rumieniec.
– Ma pani prawo do prywatnych fantazji – naciskał Wigfull. – Nikt nie może pani za to winić.
– Nawet jeżeli tak jest, nie chodzi o to, co pan powiedział przed chwilą.
– Ale w szerokim rozumieniu to prawda?
– Nie powiedziałabym, że w szerokim.
– A więc marginalnie?
– Chyba tak.
Wigfull zdobył punkt i chciał więcej.
– A w domu zastała pani radosną Geraldine. Oskarżyła panią o – co to było za słowo? – pieprzenie się z jej mężem, co nie było prawdą, i o wciągnięcie w to pani syna, co panią rozwścieczyło. Co więcej, ucięła te pani romantyczne marzenia, choćby i nawet marginalne, i uniemożliwiła pani i Matthew widywanie się z profesorem. Miała pani wątpliwości, co zrobić z listami.
Im bardziej Wigfull się rozkręcał, tym lepiej Diamond widział, że rozwija swoją teorię, nie wspierając jej na ostatecznej liczbie faktów. Ze sposobu, w jaki Dana Didrikson zachowywała się do tej pory, wynikało, że nie załamie się i nie przyzna do winy. Jeśli trzeba, będzie stawiała opór przez całą noc. Potrzebne im były mocniejsze dowody. Z godną pochwały powściągliwością pozwolił asystentowi monologować do woli i wysłuchał stanowczych zaprzeczeń Dany. Potem, kiedy Wigfull łapał oddech, zapytał, czy pozwoli, żeby wzięto od niej odciski palców i czy rano podda się badaniu krwi.
Zgodziła się i Diamond zarządził zakończenie przesłuchania na ten dzień.
Читать дальше