Po wyjściu Wigfull był na tyle wspaniałomyślny, że przyznał się do nadgorliwości i powiedział, że potrzebne będzie wsparcie kryminalistyczne.
– Musimy też sprawdzić, czy w jej samochodzie pozostały jakieś ślady.
– Tak, miałem zamiar poprosić ją rano o kluczyki.
– Nie ma potrzeby. – Wigfull pogmerał w kieszeni i zamachał kółkiem z kluczykami przed nosem Diamonda. – Ostatnio ja nim jechałem, pamiętasz?
Przemądrzały dupek, pomyślał Diamond.
Następnego dnia wylegiwał się do ósmej, potem zjadł przyzwoite śniadanie. Właściwie dlaczego nie? Nie musi być w Bath od rana. Zebranie odcisków palców i pobranie krwi wyznaczono na wpół do dziewiątej, w mniej więcej tym samym czasie będzie badany samochód. Niech Wigfull przez tę godzinę pobawi się w szefa grupy dochodzeniowej.
Pokrzepiony śniadaniem Peter Diamond pojechał do śródmieścia dopiero wtedy, gdy słońce stało już na tyle wysoko, że z położonej na zboczu Wells Road widać było szeregi georgiańskich domów. Znajomy, niemniej imponujący widok: lśniące tarasy z wapienia pokryte dachami z łupku niebieskoszarego jak niebo w Lansdown. Na pierwszym planie neogotycki wiadukt kolejowy na ostrych łukach wtapiał się w krajobraz. Z tej perspektywy górowały nad nim sterczyny wieży opactwa, a całość łagodziły plamy złotych i miedzianych liści. W taki dzień Diamond prawie chciał zapomnieć, że za większością tych eleganckich ulic i zakoli kryły się poczerniałe paskudztwa budowlane, wydane od dwustu lat na żer pogody, murarzy i hydraulików. Prawie, ale nie zupełnie. Policjant, który w nim tkwił, nie był w stanie przeoczyć tej ukrytej strony tak, jak nie oceniał obywateli Bath wyłącznie z pozorów.
Miał nadzieję, że cynizm nie zatruł na stałe jego charakteru. Wolał myśleć o tym raczej jako o doświadczeniu zawodowym. Stając przed wzorcem niewinności, takim jak biskup czy florystka, trzeba być bardzo czujnym, żeby uniknąć niedbałości w myśleniu. Sprawa pani Jackman dosadnie ilustrowała tę zasadę. Czy jakikolwiek zahartowany w bojach policjant byłby skłonny uwierzyć, że profesor uniwersytetu został nafaszerowany środkami nasennymi i niemal spalony przez paranoiczną żonę i że godna szacunku pracująca matka udusiła tę wstrętną kobietę i wrzuciła jej ciało do jeziora? Ale gdyby go naciskano, żeby oskarżyć panią Didrikson na podstawie do tej pory zebranego materiału dowodowego, wzbraniałby się. Z pewnością unikała odpowiedzi, była oporna, ale nie był tak pewien jej winy jak Wigfull. Uniki zdyskredytowały ją, ale potrzeba było jeszcze dowodów. Spodziewał się, że nadejdą pod koniec dnia z laboratorium kryminalistycznego. I pod koniec dnia będzie mu przykro; w głębi ducha żywił szacunek do kobiet. Być może po bliższej analizie znalazłoby się w nim nawet iskierkę romantyzmu.
Potem duch jak zwykle w nim upadł na widok kwadratowego, typowo urzędowego budynku wciśniętego między kościół baptystów a państwowy parking. Najlepsze, co można powiedzieć o komisariacie przy Manvers Street, było to, że mieścił się w jednym z nielicznych budynków w Bath, które z tyłu wyglądały nie gorzej niż z przodu. W środku królowała typowa, skąpa architektura powojenna. Szare, funkcjonalne, obudowane tanią boazerią, oświetlone świetlówkami miejsce pracy sprawiało, że trzeba się było wysilać, by radośnie rozpocząć dzień. Jego: „Piękny dziś dzień, co?”, nie wywołało reakcji, co było zrozumiałe, chociaż niepokojące. Nie był przyzwyczajony, żeby go ignorowano, i przyszło mu na myśl, że wszyscy wiedzą coś, co go dyskredytuje i nie chcą podzielić się z nim złą nowiną. Sierżant w dyżurce nagle zaczął wertować książkę telefoniczną, a operatorzy komputerów w centrum koordynacyjnym jak zahipnotyzowani wpatrywali się w monitory. Wyglądało to groźnie, jak u Kafki. Wreszcie przyciągnął uwagę Croxleya i zapytał go, co się dzieje z Wigfullem. Ku swemu osłupieniu dowiedział się, że jego asystent rozmawia z zastępcą szefa policji. Tort pojawił się bez ostrzeżenia o dziewiątej i chciał się widzieć z Diamondem. Wkrótce potem Wigfull został wezwany na górę. Była dziewiąta czterdzieści osiem.
Diamond pocieszał się, że najbardziej oczywistym powodem wizyty było spłynięcie oficjalnych egzemplarzy raportu ze sprawy Missendale’a i panu Tottowi kazano wręczyć mu jeden z nich osobiście. Jeśli tak, nie ma się co przejmować. Późne przybycie nie powinno sprawić problemu; mógł przedstawić sto powodów, dla których służbowo musiał wybrać się gdzie indziej. Ale nadal nie rozumiał, co ma do tego Wigfull. A fakt, że zastępca komendanta robił za chłopca na posyłki, był rzeczywiście dziwny.
Poszedł na ostatnie piętro, do wyłożonego dywanami pokoju narad, w którym podczas rzadkich wizyt instalował się Tott. Dziewczyna postawiona na czujce w przedpokoju poprosiła, żeby poczekał. Jeśli John Wigfull tłumaczył się za niego, to robił to bardzo długo. Minęło kolejne dziesięć minut, zanim otworzyły się drzwi i stanął w nich Wigfull. Na widok Diamonda rozłożył ręce i wzruszył ramionami na znak, że jest bezsilny wobec tego, co się dzieje. Diamond na migi zapytał, o co chodzi, ale w drzwiach pokazał się zastępca szefa policji i kiwnął na niego palcem.
– Zamknij za sobą drzwi.
O zgrozo, nie poproszono go, żeby usiadł. Tott, dziś w mundurze, cały w galonach i srebrnych guzikach, stanął po przeciwnej stronie owalnego stołu. Na blacie stała filiżanka z podstawką, talerzyk z dwoma herbatnikami, służbowa czapka Totta i jego białe rękawiczki, ale nie było egzemplarza raportu ze sprawy Missendale’a. Wyglądało na to, że Tott nie ma ochoty zabrać głosu. Stał nieruchomo, jak figura z wosku w muzealnym kostiumie, zastępca szefa policji z początku XX wieku. Diamond pomyślał mimochodem, że to chyba początki paranoi; miał wrażenie, że prześladują go mężczyźni ze śmiesznymi wąsami.
Pomyślał, że lepiej będzie przeprosić za późne przybycie.
Jego wypowiedź została zignorowana, ale wydobyła wreszcie głos z Totta.
– Dowiedziałem się od inspektora Wigfulla, że masz zamiar oskarżyć tę panią Didrikson o zamordowanie Jackman.
– To możliwe.
– Możliwe? Tylko tyle?
– Nic więcej, dopóki nie spłyną raporty z laboratorium.
– Ale przetrzymałeś ją przez noc?
– Tak, panie komisarzu.
– I nadal jest na dole?
– Tak sądzę.
To spotkanie było wyraźnie mniej przyjazne niż poprzednie. Tott z wyrazem zakłopotania wypuścił powietrze i zaczął przechadzać się po drugiej stronie pokoju.
– Lepiej szczegółowo opowiedz, jak przebiegało jej zatrzymanie. Rozumiesz, mam już raport Wigfulla.
– Czy coś jest na rzeczy? – zapytał Diamond z nadzieją, że dowie się czegoś, zanim zacznie mówić. Najwyraźniej coś było na rzeczy.
– Czekam, komisarzu.
Błąd w procedurze? Sam siebie o to pytał, przedstawiając tok wydarzeń. Jakieś błahe naruszenie Ustawy o policji i ewidencji kryminalnej? Kiedy skończył, Tott powiedział:
– Chłopiec.
– Matthew?
– Tak. Próbował powstrzymać was przed wejściem do domu?
– Chcieliśmy rozmawiać z jego matką, jak już mówiłem.
– A on stawił opór przy wejściu?
– Zrobił nawet więcej. Kopnął mnie.
– Dwunastolatek?
– Trafił tam, gdzie boli najbardziej.
– I zemściłeś się?
Diamond z paraliżującą jasnością zrozumiał, w którą stronę dryfuje to przepytywanie.
– Tak nie było. Chwycił mnie, a ja odepchnąłem go tak, jak to panu przedstawiłem.
– Zapomniałeś jednak dodać, że uderzył się o ścianę.
Читать дальше