– Były zbyt cenne, żeby powierzać je poczcie. Poza tym było za mało czasu.
Diamond odezwał się z większym zrozumieniem.
– Myślę, że chciała pani zobaczyć jego reakcję, kiedy mu je pani pokaże.
Uśmiechnęła się lekko, potwierdzając, że trafił w sedno.
– Szczerze mówiąc, tak. Najpierw zadzwoniłam, żeby się upewnić, że będzie w domu. Powiedziałam tylko, że mam coś, co chciałabym mu dać, i zapytałam, czy nie będę przeszkadzać, jeśli zaraz przyjadę. Skorzystałam ze sposobności i jeszcze raz podziękowałam mu telefonicznie za jego uprzejmość wobec Mata i mnie, a potem jasno postawiłam sprawę, że spotkania na pływalni muszą się skończyć.
– Powiedziała pani dlaczego?
– Myślę, że wiedział. Geraldine z pewnością powiedziała mu o swoich podejrzeniach. Nie wyglądała na osobę skrytą. W każdym razie nie oponował. Kiedy przyjechałam, ulżyło mi, że to Greg powitał mnie w drzwiach.
A kiedy pokazałam mu listy, cóż to była za wspaniała chwila! Tak się cieszyłam, że jednak przyszłam. Ucieszył się. Kazał mi opowiedzieć ze szczegółami, jak na nie natrafiłam. A potem wszedł nieznany mi mężczyzna, Amerykanin.
– Doktor Junker.
– Tak się nazywał. Chyba był autorytetem w sprawach Jane Austen i kiedy zobaczył listy, aż zadrżał z podniecenia. Był całkowicie pewien, że wyszły spod ręki Jane. Kiedy parę minut później weszła Geraldine Jackman, nie ściągnęła na siebie takiej uwagi, która według niej należała się jej z założenia. Wygłupiała się jak rozkapryszone dziecko.
To było fascynujące, móc wysłuchać opowieści o znanym epizodzie z innego punktu widzenia, ale Diamond skupił się raczej na faktach, a nie na wrażeniach. Relacja Dany Didrikson ściśle odpowiadała temu, co powiedzieli Jackman i Junker. Zauważyła rażące umizgi Geraldine do Jackmana i powtórzyła złośliwą propozycję złożoną przez panią domu, żeby Jackman okazał wdzięczność, zabierając ją, Danę Didrikson, na kolację do restauracji.
– Tylko dla porządku, nie umawiała się pani na ponowną wizytę w tym domu?
– Czy nie wyraziłam się jasno? – zapytała. – Kończyłam znajomość z Jackmanami.
– I skończyła pani?
– Tak. – Odchyliła się do tyłu. W jej brązowych oczach widać było zmęczenie. – To wszystko, nie mam wam nic więcej do powiedzenia.
Diamond patrzył na nią, nie wiedząc, czy powiedziała to złośliwie, czy stawia opór. Nagle poczuł się rozbity, nieprzygotowany na zakończenie przedstawienia w połowie seansu.
– Chce pani powiedzieć, że potrzebna jest pani przerwa.
– Nie – odparła. – Nie to chcę powiedzieć.
– Niechże pani da spokój – powiedział łagodnie. – Musi być coś jeszcze. Wiemy, że jest.
W oczach miała coś, co potwierdzało jego przypuszczenia, ale nie chciała tego przyznać.
– Jestem zatrzymana, tak?
– Jeszcze nie.
– W takim razie chciałabym wyjść.
– W takim razie – powiedział Diamond – będę zmuszony zatrzymać panią.
– Za co?
– Za nieostrożną jazdę. To wystarczy.
– To absurd.
– Przykro mi. Tak, jest pani zatrzymana.
– Co to znaczy?
– To znaczy, że możemy panią przetrzymać przez dobę albo trzydzieści sześć godzin, jeśli tak postanowię.
Warga jej zadrżała.
– Jutro muszę być w pracy. Szef będzie chciał, żebym go woziła.
– No to będzie musiał skorzystać z taksówki, prawda? – Spojrzał na Wigfulla. – Zatrzymaj taśmę. Wkrótce będzie nam potrzebna nowa.
Zanim wrócimy, John…
– Tak?
– Słówko.
Wigfull uniósł wysoko brwi. Z tymi swoimi operetkowymi wąsami wyglądał tak, jakby naprawdę nie miał pojęcia, o co chodzi Peterowi Diamondowi. Detektywi zostawili Danę Didrikson w pokoju przesłuchań, żeby przemyśleć to, czego do tej pory nie ujawniła, i każdy z nich zajął się tym z osobna – Diamond przy swoim biurku, Wigfull przy telefonie, w dyżurce. Teraz stanęli oko w oko u szczytu schodów.
Diamond przeszedł do rzeczy.
– Pojawiło się między nami nieporozumienie. Ja jej daję mówić, a ty wsadzasz kij między szprychy.
– Na przykład…?
– Do cholery, doskonale wiesz, o co mi chodzi.
– Panie Diamond, jeśli ma mi pan coś za złe, wolałbym, żeby wyłożył pan to jasno.
Diamond z trudem opanował przypływ złości.
– John, w tym jest coś bardziej zasadniczego. Nie nadajemy na tych samych falach. Ty z zasady jesteś wrogo nastawiony do kobiet, i to widać.
– Wrogo nastawiony? Przecież nam uciekała.
– Co nie znaczy, że mamy na nią naciskać.
– Oczywiście – mruknął jadowicie Wigfull, jasno dając do zrozumienia, że taka gadka ze strony człowieka, który wsadził Hedleya Missendale’a, niewiele wnosi.
Diamond nie dał się zbyć.
– Naszym celem jest wydobycie prawdy.
– Tak, a prawda jest taka, że zadurzyła się w Jackmanie i zamordowała jego żonę.
Wigfullowi wydawało się to aż nazbyt oczywiste.
– Może masz rację, ale to ma także inny wymiar – powiedział Diamond.
– Łzawa historyjka, o to chodzi?
– Nie wiem. Z pewnością wyjdzie więcej, jeśli damy jej szansę, żeby nam powiedziała.
– Innymi słowy chce pan, żebym trzymał niewyparzony jęzor za zębami. Nutka autoironii była ustępstwem, krokiem wstecz od zimnej wrogości i Diamond uśmiechem okazał, że przyjmuje to do wiadomości.
– Szansa już minęła. Okopała się. Musimy coś z tym zrobić, ale z głową. Według mnie nie zareaguje na groźby.
– W porządku, już powiedziałem, że będę milczał.
– Nie. Chcę, żebyś się wtrącał. Pomaga mi to, że panujesz nad szczegółami. Tak do niej podejdziemy, prawdą, sprawdzając jej wersję za pomocą faktów, o których wiemy, że są prawdziwe. Razem, John, jako zespół.
Wigfull odpowiedział niechętnym skinieniem głowy. Dość ostro zapytał też, jaką linię przyjmie teraz przesłuchanie.
Diamond wiedział, czego chce. Zaczną od zasugerowania Danie Didrikson, że była w domu Jackmana w dniu morderstwa. Bez względu na jej odpowiedź każą jej zdać sprawę z jej czynności w tamten poniedziałek. Dopiero kiedy będą dysponowali obrazem całego jej dnia, spróbują zgłębić jej motywy albo wykazać niespójności w zeznaniach. Było to przesłuchanie złożone, ulubione przez instruktorów w szkołach policyjnych i Wigfull nie mógł temu niczego zarzucić. Diamond, żeby dodać ludzkiego wymiaru tej rozmowie, dodał, że odbędzie się to jego osobistym kosztem, gdyż jego żona, Stephanie, wykorzystuje późne powroty męża jako amunicję w kampanii o zmodernizowanie kuchni. Składa mu późnym wieczorem przypalone ofiary.
– Powinien jej pan kupić kuchenkę mikrofalową – doradził Wigfull.
– Nie mam do nich zaufania.
– To nowa technologia. Bez naszej nie wiedziałbym, jak żyć.
– Tak też myślałem – powiedział Diamond, skłonny wierzyć, że dom Wigfulla nie da się odróżnić od salonu sprzedaży urządzeń elektrycznych.
– Być może widział mnie pan przed chwilą przy telefonie – kontynuował Wigfull. – Nie dzwoniłem do żony. Nie robię tego, odkąd mamy mikrofalówkę. – Kiedy Diamond myślał o przyczynie i jej skutku, Wigfull dodał niedbale, ale z łobuzerską nutką.
– Prawdę mówiąc, zadzwoniłem do Buckle’a, pracodawcy pani Didrikson.
– Po co?
– Powiedziałem mu, że pani Didrikson jutro nie przyjdzie do pracy.
– Czy nie było trochę za późno?
– Złapałem go w domu.
– Rozumiem. – Diamond, nieco zbity z pantałyku, ale czujny, poszedł do pokoju przesłuchań. – Jestem pewien, że będzie ci wdzięczna.
Читать дальше