– A zatem byliście na wagarach? Musiałam się wtrącić.
– Nie sądzę, żeby to był temat dla gazety – powiedziałam. – Niech szkoła się tym zajmie, a jestem pewna, że się zajmie. Chodź, Mat. – Zrobiłam krok w kierunku drzwi.
– Szkoda, że nasz fotoreporter tu nie dotarł – powiedziała Molly Abershaw. – Nie mogę kazać państwu czekać.
– I nie będziemy czekać.
Wyszła z nami z izby przyjęć i zaproponowała, że nas podwiezie. Powiedziałam, że mamy własny transport.
Spojrzałam na szeregi wozów lśniących w słońcu, próbując sobie przypomnieć, gdzie zostawiłam czarnego, firmowego mercedesa. Taka byłam rozkojarzona, kiedy przyjechałam.
– Tam. – Matthew pokazał wóz palcem. Pani Abershaw nadal stała przy nas.
– Jeździ pani mercedesem?
– Moja mama jest kierowcą – powiedział Matthew.
– Tak – odparłam gorzkim tonem – niech pani to zapisze. Chce pani poznać przebieg?
– Wszyscy musimy zarabiać na życie. – Zabrzmiało to niemal jak przeprosiny.
Zawahałam się, kiedy zaczęła szukać kluczyków. Widzicie, ta uwaga mnie zmiękczyła. Uporczywość dziewczyny zirytowała mnie, ale głos wewnętrzny mówił mi, że to trudny zawód. Redakcja ją wysłała, żeby zebrała materiał do artykułu. Niewiele to się różniło od mojej pracy. Mój szef, Stanley Buckie, wysyłał mnie na spotkania z ważnymi klientami w Bath albo na stacjach kolejowych w Bristolu. Niektórzy z tych ważniaków byli bardzo nieprzyjemni.
– Przepraszam, to był straszny dzień.
– Czy Maxim, nasz fotoreporter, może przyjść jutro do państwa do domu, zrobić zdjęcie?
Wsiadłam do samochodu, wyjęłam wizytówkę i nabazgrałam na odwrocie nasz adres.
– Dziękuję pani – powiedziała. – Naprawdę dziękuję. Czy mąż będzie w domu?
– Jestem rozwiedziona.
– Tatuś gra w szachy w barwach Norwegii – oznajmił Matthew. Zamknęłam drzwi i zapaliłam silnik.
– Nie musiałeś nic mówić o swoim ojcu – powiedziałam, kiedy wyjechaliśmy poza teren szpitala.
– Ale to prawda. Jestem z niego dumny. Nie odezwałam się więcej.
Matthew nie poszedł do szkoły następnego dnia, nie dlatego że był chory. Pomyślałam, że należy mu się dzień odroczenia, zanim będzie się musiał stawić w gabinecie dyrektora. W dodatku był prawie koniec semestru. Znacie, oczywiście, Abbey Choir School. Jest tam prywatna szkoła podstawowa, do której uczęszcza Mat, i szkoła średnia dla chłopców powyżej trzynastego roku. Na trzynaste urodziny zdają egzamin. To będzie w lutym. Prymusi idą do najlepszych szkół prywatnych w kraju, ale większość po prostu zdaje do szkoły średniej. W broszurze podkreślane są tradycyjne wartości. Rodzice muszą podpisać zgodę na karcenie za złe zachowanie. Uważa się to za dobry sposób na wzbudzanie szacunku i lojalności i większość rodziców też chyba tak myśli. Wagary prowadzą nieuchronnie do cięgów.
Uczyłam się w zwyczajnym, wielkim ogólniaku i muszę przyznać, że metody szkoły prywatnej są dla mnie niezrozumiałe. Zadręczałam się myślami, czy mam prawo trzymać Matthew w takiej szkole. Ale trzy lata wcześniej, kiedy miał dziewięć lat, poprosiłam dyrektora, żeby go przyjął. To było wtedy, kiedy mój mąż Sverre mnie opuścił. Znalazłam się wtedy w życiowym dołku, myśl o samodzielnym wychowywaniu syna przerażała mnie. Przegrałam na całej linii w stosunkach z mężczyznami: z moim ożłopanym piwskiem ojcem, z braćmi, których uważałam i nadal uważam za rywali, z mężem, który rzucił mnie nie dla innej kobiety, ale dla szachów. Jakie więc miałam prawo, by wychować syna na mężczyznę?
Cóż, pomyślałam, że szkoła to męska instytucja i Matthew nauczy się żyć pośród innych mężczyzn, co pomoże mu pokonać trudności wieku dojrzewania. To jest uzasadnienie, a teraz on jest w chórze i w ogóle. Wątpię, czy go stamtąd ruszę. Pracowałam bardzo ciężko, żeby związać koniec z końcem i zapłacić czesne. Najpierwjako taksówkarz, a teraz jako kierowca w spółce.
Byłabym bardziej zadowolona, gdybym wierzyła w ten system. Uznaję Biblię, muzyka kościelna musi odgrywać istotną rolę w życiu szkoły z chórem, a i łacina też powinna być obowiązkowa. Ale dlaczego do wszystkiego innego podchodzą tak staromodnie? Na angielskim spędzają godziny na analizie gramatycznej zdań. Lista lektur kończy się na Dickensie. Pan od matematyki zakazuje używania kalkulatorów. Sport ogranicza się do prawidłowego trzymania kija od krykieta. Nie ma w tym radości. Nie trzeba być pedagogiem, żeby zauważyć, że za dużo tam wkuwania. A kary cielesne są okropne. Przynajmniej ja tak uważam.
O dziwo, Matthew nigdy nie prosił, żeby go przenieść do innej szkoły. Jedyna rzecz, która mu się nie podobała, to śpiewanie od czasu do czasu w soboty podczas ślubów w opactwie, bo traci część wolnego dnia. Poza tym prawie nie narzekał. Te wagary (w mojej szkole nazywano to prostacko zrywa i często to robiłam) to coś nowego, chyba że wcześniej sprytnie się maskował.
– Pan Fortescue był nieobecny, bo zasiadał w ławie przysięgłych, a naszą klasę wysłano do biblioteki. Postanowiliśmy we trzech pójść nad wodę. To wszystko – powiedział, nie odrywając wzroku od telewizora.
– Wybraliście sobie niebezpieczne miejsce na pływanie.
– Nie pływaliśmy. Włóczyliśmy się nad wodą.
– To też było niebezpieczne. Dlaczego właśnie ty wszedłeś na jaz? Dlaczego nie kto inny?
– Podpuścili mnie.
– Och, Mat!
Popatrzył na mnie, przejechał palcami po włosach i tonem, który zapowiadał coś ważnego, powiedział:
– Mamo…
– Tak? – Ostatnio przestałam być „mamusią”. Uznałam to za znak, że Mat chce wyglądać na bardziej dorosłego. W szpitalu zapomniał o tym, ale teraz znowu był młodym mężczyzną.
– Przepraszam, że sprawiłem kłopot. To się nie powtórzy.
Nie oczekiwałam przeprosin, chciałam po prostu nawiązać z nim kontakt.
– Nie ty jeden popełniasz głupstwa – odparłam. – Każdy to robi w pewnym okresie życia.
Gapił się na mnie zaskoczony.
– On też to powiedział.
– Kto?
– Ten fecet, który mnie wyciągnął. Powiedział prawie to samo, co ty. Użył słów „głupoty” czy „głupie rzeczy”. Że w pewnym okresie życia robimy głupie rzeczy. Czy coś podobnego.
Odparłam, że to pewnie miły człowiek. Szkoda, że nie wiemy, kto to jest, i nie możemy mu podziękować. A poza tym musiał zniszczyć sobie ubranie.
– To śmieszne, że mówisz to samo – powiedział Matthew.
– Pewnie tak.
– Powinniśmy się dowiedzieć, kim jest. Chciałbym się z nim spotkać jeszcze raz.
– Nie wiem, dokąd mógł pójść w mokrym ubraniu – mruknęłam. Może poszedł na postój taksówek przy opactwie. Jutro zapytam chłopaków, z którymi pracowałam.
Podkręciłam głośność w telewizorze. Wysiłek związany z rozmową o wypadku był za duży dla nas obojga.
***
Następnego dnia rano przywitano mnie serdecznie na postoju przy opactwie. Nie obyło się bez wyśmiewania mojego wypasionego mercedesa. Przy pierwszej okazji zapytałam o wczorajszy wypadek. Nikt nie pamiętał klienta w mokrym ubraniu, ale kilku kolegów miało poranne wydanie wieczornej gazety. Wręczono mi „Telegraph”. Na pierwszej stronie wyróżniało się zdjęcie Matthew i tytuł: „Skromny bohater ratuje chłopca”.
Przeczytałam reportaż Molly Abershaw i musiałam przyznać, że w ogólnych zarysach historia była opisana zgodnie z prawdą. Nie pamiętałam z lekka świętoszkowatych wypowiedzi, które mi przypisano, ale istota sprawy odpowiadała prawdzie. Razem z Matthew rzeczywiście chcielibyśmy znaleźć człowieka, który przyszedł z pomocą, i osobiście mu podziękować.
Читать дальше