– Wypłynęliśmy na lagunę, na otwarte wody. Proszę się nie obawiać, nie ma czego.
– Nie jestem dobrym żeglarzem. Urodziłam się w Dakocie Północnej, a tam nie ma zbyt dużo wody. Nawet nie nauczyłam się pływać – odparła i znowu się uśmiechnęła, choć niepewnie.
– Czy długo pani pracowała z panem Fosterem?
– Z sierżantem Fosterem – poprawiła go machinalnie. – Tak, od czasu gdy przyjechałam do Vicenzy, jakiś rok temu. Właściwie on wszystko prowadził. Po prostu był im potrzebny oficer, który by tym kierował. I podpisywał dokumenty.
– A także brał na siebie winę? – wtrącił z uśmiechem.
– Owszem, można to tak nazwać, ale nigdy nie doszło do żadnej wpadki. Nie z sierżantem Fosterem.
Powiedziała to ciepłym tonem. Komisarz się zastanawiał, czy chciała Fostera pochwalić, czy też coś do niego czuła.
Silnik motorówki zwolnił obroty i wkrótce łódź dobiła do nabrzeża przy cmentarzu. Komisarz wstał, wyszedł na pokład po wąskich schodkach i przytrzymał jedno skrzydło wahadłowych drzwi, by przepuścić Amerykankę. Monetti zakładał cumy rufowe na jeden z drewnianych pali, pod dziwnym kątem wystających z wody laguny.
Brunetti zszedł na ląd. Odwróciwszy się, wyciągnął rękę do Amerykanki, która oparła na niej dłoń i przeskoczyła na brzeg. Komisarz spostrzegł, że nie miała ze sobą ani torebki, ani teczki. Być może, zostawiła ją w samochodzie albo w łodzi.
Cmentarz zamykano o czwartej, więc Brunetti musiał nacisnąć dzwonek obok dużej drewnianej bramy. Po kilku chwilach jej prawe skrzydło otworzył jakiś mężczyzna w granatowym uniformie, a wtedy komisarz podał swoje nazwisko. Mężczyzna ich wpuścił i zamknął drzwi. Podeszli do okienka strażnika, któremu Brunetti wręczył upoważnienie. Strażnik wskazał im arkady po prawej stronie. Komisarz skinął głową. Znał drogę.
Kiedy weszli do budynku, w którym znajdowała się kostnica, poczuł nagły spadek temperatury. Doktor Peters chyba także, bo się skuliła. Na końcu długiego korytarza, przy zwykłym drewnianym biurku siedział pracownik ubrany na biało. Spostrzegłszy, że się zbliżają, ostrożnie położył na blacie otwartą książkę grzbietem do góry.
– Commissario Brunetti? – spytał.
Komisarz potwierdził kiwnięciem głowy.
– A to jest ten lekarz z amerykańskiej bazy – rzekł, wskazując doktor Peters, stojącą obok.
Dla osoby, która tak często styka się ze śmiercią, widok młodej kobiety w wojskowym mundurze nie zasługiwał na uwagę, więc pracownik szybko ich ominął i otworzył drzwi po swojej lewej stronie.
– Uprzedzili mnie, że się zjawicie, i już go wyciągnąłem – oznajmił, prowadząc ich do wysokiego metalowego wózka, który stał pod ścianą.
Wszyscy troje doskonale wiedzieli, co się znajduje pod białym prześcieradłem. Zatrzymawszy się przy zwłokach, młody pracownik rzucił doktor Peters pytające spojrzenie. Kiedy skinęła głową, odsłonił ciało, a wtedy popatrzyła na denata. Brunetti ją obserwował. Początkowo miała minę całkowicie bez wyrazu, lecz później przymknęła oczy i zagryzła górną wargę. Jeśli próbowała powstrzymać łzy, to jej się nie udało, bo wzbierały w jej oczach i spływały na policzki.
– Mick, Mick – szepnęła i gwałtownie się odwróciła.
Brunetti skinął na pracownika, który zasłonił twarz denata.
Komisarz poczuł na ramieniu dłoń, zaciskającą się nadspodziewanie mocno.
– Jak zginął? – spytała Amerykanka.
Próbował się obrócić, by ją wyprowadzić, ona jednak wzmocniła chwyt, z uporem powtarzając:
– Jak zginął?
Brunetti położył rękę na jej dłoni.
– Wyjdźmy – zaproponował.
Nim się zorientował, Amerykanka nagle przepchnęła się między nimi, chwyciła prześcieradło i gwałtownym ruchem odsłoniła zwłoki do pasa. Długie cięcie, dokonane w czasie sekcji, biegnące od pępka do szyi, było zszyte grubymi ściegami. W porównaniu z nim pozioma, nie zaszyta rana – przyczyna śmierci Fostera – wydawała się całkiem nieszkodliwa.
– Mick, Mick! – cicho jęknęła Amerykanka głosem, który przeszedł w dojmujący skowyt.
Stała przy zwłokach, dziwnie prosto i sztywno, zanosząc się od płaczu. Kiedy pracownik kostnicy ponownie przykrył ciało, odwróciła się do Brunettiego. Zobaczył w jej oczach łzy, a także wprost zwierzęcy strach.
– Dobrze się pani czuje? – ostrożnie zapytał, starając się niczym jej nie urazić.
Odpowiedziała skinieniem głowy i wtedy strach w jej spojrzeniu zniknął. Nagle rzuciła się do drzwi, ale na kilka kroków przed nimi raptownie zmieniła kierunek i podbiegła do zlewu w głębi sali. Wstrząsana gwałtownymi torsjami, kilkakrotnie zwymiotowała, ściskając rękami brzuch. W końcu się wyprostowała, ciężko dysząc.
Wówczas podszedł do niej pracownik kostnicy i podał biały bawełniany ręcznik. Podziękowawszy kiwnięciem głowy, otarła sobie twarz, a wtedy ujął ją delikatnie pod ramię i zaprowadził do innego zlewu, kilka metrów dalej na tej samej ścianie, puścił wodę z obu kranów, sprawdził jej temperaturę i wziął ręcznik od doktor Peters, która obmyła twarz i przepłukała usta, nabierając wodę dłonią. Kiedy skończyła, znowu podał jej ręcznik, zakręcił krany i wyszedł.
Złożywszy ręcznik, powiesiła go na brzegu zlewu. Wracając do komisarza, starała się nie patrzeć w lewo, gdzie na wózku wciąż jeszcze leżały zwłoki przykryte prześcieradłem.
Gdy się zbliżyła, Brunetti ruszył do drzwi, otworzył je i przytrzymał, by ją przepuścić.
– Przepraszam – odezwała się, kiedy szli długim podcieniem. – Nie wiem, co mi się stało. Przecież sama robiłam sekcje.
Kilkakrotnie pokręciła głową. Prawie tego nie zauważył, bo był od niej wyższy.
– Czy to sierżant Foster? – spytał jakby dla dopełnienia formalności.
– Tak, on – odparła bez wahania.
Komisarz jednak odniósł wrażenie, że Amerykanka z trudem zachowuje spokój w głosie. Nawet krok miała sztywniejszy niż przedtem. Zdawało się, że to mundur powstrzymuje ją przed okazywaniem emocji.
Kiedy wyszli z cmentarza, Brunetti zaprowadził ją do przycumowanej łodzi. Monetti siedział w kabinie, czytając gazetę. Zobaczywszy ich, przeszedł na rufę i przyciągnął motorówkę do nabrzeża, by ułatwić im wejście na pokład.
Amerykanka, gdy tylko znalazła się w motorówce, natychmiast zeszła po schodkach do kabiny. Komisarz zszedł za nią, zatrzymawszy się tylko na chwilę, by szepnąć Monettiemu:
– Z powrotem proszę płynąć jak najwolniej.
Tym razem usiadła bliżej dziobu i odwróciła twarz w stronę przedniej szyby. Słońce już się schowało za horyzontem, a łuna świeciła zbyt słabo, żeby dostrzec kontury miasta na tle nieba. Zajmując miejsce naprzeciwko Amerykanki, Brunetti zauważył, że siedziała prosto i sztywno.
– Będzie mnóstwo formalności, ale myślę, że jutro przekażemy wam ciało.
Odpowiedziała skinieniem głowy.
– Co zrobi wojsko? – zapytał komisarz.
– Słucham?
– Co w tym wypadku zrobi wojsko?
– Wyślemy zwłoki rodzinie w kraju.
– Nie chodzi mi o zwłoki, lecz o śledztwo.
Odwróciwszy głowę, popatrzyła Brunettiemu prosto w oczy. Sądził, że udaje zdziwioną.
– Nie rozumiem. Jakie śledztwo?
– Żeby ustalić, dlaczego został zabity.
– Myślałam, że to był rabunek.
– Może i był, ale wątpię.
Kiedy to powiedział, przeniosła wzrok na okno, lecz panoramę miasta skrywał mrok i Amerykanka widziała jedynie swoje odbicie.
– Nic mi o tym nie wiadomo – rzekła z naciskiem.
Читать дальше