P. James - Czarna Wieża

Здесь есть возможность читать онлайн «P. James - Czarna Wieża» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Wieża: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Wieża»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Adam Dalgliesh, wyższy oficer policji, postanawia się wybrać do prywatnego ośrodka dla nieuleczalnie chorych, dokąd zaprosił go zaprzyjaźniony stary pastor. Na miejscu okazuje się jednak, że pastor kilka dni wcześniej zmarł.
Adam zatrzymuje się w ośrodku na pewien czas, by uporządkować odziedziczony po przyjacielu księgozbiór, i poznaje pensjonariuszy oraz łączące ich stosunki, z pozoru tylko proste i bezkonfliktowe. Wydarzenia, które później następują, utwierdzają go w przekonaniu, że w ośrodku dzieje się coś złego…

Czarna Wieża — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Wieża», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Był wysokim, smukłym młodzieńcem w luźnych spodniach i zielonym wojskowym swetrze z łatkami na ramionach i łokciach. Jasne, krótkie włosy przylegały mu do głowy jak blady błyszczący hełm. Pomimo władczej i butnej miny, widoczne worki pod przenikliwymi oczami oraz lekki wyraz rozdrażnienia małych ust osadzonych w ciężkim podbródku świadczyły, że ich właściciel lubi sobie czasami pofolgować. W średnim wieku będzie tęgi, a nawet gruby. Teraz jednak sprawiał wrażenie nieco aroganckiego przystojniaka, a biała trójkątna blizna nad jego prawą brwią potęgowała jeszcze to wrażenie.

Wyciągnął dłoń i powiedział:

– Szkoda, że pan się spóźnił na pogrzeb.

Zabrzmiało to tak, jakby Dalgliesh spóźnił się na pociąg.

– Ależ, mój drogi – jęknęła Maggie – nic nie rozumiesz! On wcale nie przyjechał na pogrzeb. Pan Dalgliesh nawet nie wiedział, że stary wykorkował.

Court spojrzał na Dalgliesha z nieco większym zainteresowaniem.

– O, przepraszam. Może lepiej podjedzie pan do Folwarku. Wilfred Anstey na pewno powie panu więcej niż ja o ojcu Baddeleyu. Gdy stary umarł, byłem w swoim londyńskim mieszkaniu, więc nawet nie mogę panu opowiedzieć żadnych ciekawostek z łoża śmierci. Wskakujcie oboje. Mam z tyłu trochę książek z Biblioteki Londyńskiej dla Henry'ego Carwardine'a. Równie dobrze mogę je zawieźć od razu.

Maggie Hewson czuła zapewne, że zaniedbała swe obowiązki nie przedstawiwszy ich sobie, rzekła więc poniewczasie:

– Julius Court. Adam Dalgliesh. Nie sądzę, by panowie spotkali się wcześniej w Londynie. Julius był dyplomatą… czy też dyplomatykiem?

Wchodzili właśnie do samochodu i Court powiedział swobodnie:

– Ani jednym, ani drugim, jeśli się weźmie pod uwagę stosunkowo niski szczebel, do jakiego dotarłem w tej służbie. Poza tym Londyn to wielkie miasto. Lecz nie martw się, Maggie, jak sprytna dama w teleturnieju chyba się domyślam, jaki pan Dalgliesh ma zawód.

Otworzył drzwi samochodu z wyszukaną grzecznością. Mercedes ruszył powoli w stronę Folwarku Toynton.

II

Georgie Allan zerknął ze swego wysokiego wąskiego łóżka w izolatce. Jego usta zaczęły wykonywać groteskowe ruchy. Mięśnie szyi naprężyły się. Pacjent próbował unieść głowę z poduszki.

– Będę się nadawał na pielgrzymkę do Lourdes, prawda? Chyba nie zostanę tutaj?

Słowa te wydobyły się w formie chrapliwego jęku. Helen Rainer uniosła brzeg materaca, wsunęła podeń róg prześcieradła zgodnie z rygorystyczną, szpitalną modą i odparła z ożywieniem:

– Oczywiście, że nie zostaniesz. Będziesz najważniejszym pacjentem pielgrzymki. A teraz przestań już marudzić, bądź grzeczny i staraj się odpocząć przed podwieczorkiem.

Uśmiechnęła się do niego obojętnym, profesjonalnym uspokajającym uśmiechem wyszkolonej pielęgniarki. Następnie zerknęła znacząco na Erica Hewsona. Razem podeszli do okna.

– Jak długo jeszcze będziemy musieli z nim wytrzymywać? – zapytała cicho.

– Może miesiąc albo dwa – odparł Hewson. – Strasznie by się zmartwił, gdyby teraz musiał wyjechać. Wilfred też. Później obaj będą lepiej przygotowani, by zaakceptować to, co nieuniknione. Poza tym bardzo mu zależy na tym wyjeździe do Lourdes. Wątpię, czy dożyje naszego następnego wyjazdu. W każdym razie z całą pewnością nie będzie go tutaj.

– Ale on właściwie nadaje się jedynie do szpitala. Nie jesteśmy zarejestrowani jako placówka szpitalna, tylko jako dom dla chronicznie chorej i niepełnosprawnej młodzieży. Mamy kontrakt z miejscowymi władzami, a nie z Narodową Służbą Zdrowia. Przecież nie udajemy, że możemy zagwarantować pełną opiekę medyczną. Nikt tego od nas nie oczekuje. Najwyższy czas, żeby Wilfred albo dał temu spokój, albo się zdecydował, co chce tu robić.

– Wiem o tym. – Istotnie tak było. Oboje o tym wiedzieli. Nie był to nowy problem. Dlaczego, zastanawiał się, większość ich rozmów stała się nudnym powtarzaniem banałów, zdominowanych w dodatku przez wysoki, pouczający głos Helen.

Razem spojrzeli w dół na małe, wyłożone płytkami patio, otoczone z dwóch stron nowymi parterowymi skrzydłami, które mieściły sypialnie i świetlice. Grupa pacjentów wygrzewała się w słońcu, czekając na podwieczorek. Cztery wózki inwalidzkie stały w pewnej odległości od siebie, tyłem do domu. Dwoje obserwatorów mogło jedynie dostrzec tył głów ludzi, którzy siedzieli bez ruchu, wpatrując się uporczywie w cypel. Siwe włosy Grace Willison rozwiewała lekka bryza; Jennie Pegram wcisnęła głowę w ramiona, a aureola złotych włosów spływała po oparciu jej fotela, jakby bielejąc w słońcu; okrągła główka Ursuli Hollis wznosiła się wysoko na chudej szyi i wyglądała jak osadzona na włóczni; ciemna głowa Henry'ego Carwardine'a na wykrzywionej szyi skręcona była w bok, przez co wyglądał jak połamana lalka. Ale przecież oni wszyscy byli tylko marionetkami. Przez chwilę doktor Hewson wyobrażał sobie, że wbiega jak szalony na patio i porusza tymi czterema główkami w górę i w dół, ciągnąc za niewidzialne sznurki przyczepione do karków, a powietrze wypełniają głośne i nie skoordynowane krzyki ofiar.

– Co się z nimi dzieje? – zapytał nagle. – Zdaje się, że nie wszystko jest w porządku.

– Bardziej niż zwykle?

– Tak. Nie zauważyłaś?

– Może brakuje im Michaela. Bóg jeden wie dlaczego. Prawie nic nie robił. Jeśli Wilfred postanowił tu zostać, będzie teraz mógł lepiej wykorzystać Chatę Nadziei. Właściwie to chciałam mu zaproponować, by pozwolił mnie tam zamieszkać. Byłoby nam łatwiej.

Myśl ta przeraziła go. Zatem tak to sobie zaplanowała. Owładnęło nim znajome uczucie przygnębienia, wyczuwalne jak ciężar ołowiu. Dwie zdecydowane, niezadowolone kobiety i obie pragną czegoś, czego on nie może im dać. Usiłował odpowiedzieć tak, aby w jego głosie nie wyczuła paniki.

– To na nic. Jesteś potrzebna tutaj. A ja nie mógłbym cię odwiedzać w Chacie Nadziei, przecież Millicent mieszka tuż obok.

– Gdy włączy telewizję, to niczego nie słyszy. Dobrze o tym wiemy. Zresztą jest tylne wyjście, gdybyś musiał szybko się ulotnić. Lepsze to niż nic.

– Ale Maggie będzie podejrzewać.

– Już to robi. I tak się w końcu musi dowiedzieć.

– Porozmawiamy o tym później. Nie czas teraz martwić Wilfreda. Wszyscy jesteśmy zdenerwowani śmiercią Victora.

Śmierć Victora. Jakiż to perwersyjny masochizm kazał mu o tym wspomnieć? Przypomniały mu się dni młodości, gdy jako student medycyny z ulgą odwijał zabandażowane rany, ponieważ widok krwi, zaognionych tkanek i ropy był znacznie mniej przerażający niż wyobrażenie tego, co działo się pod gładką powierzchnią gazy. Cóż, przywykł do śmierci. Może z czasem przyzwyczai się nawet do tego, że jest lekarzem.

Wspólnie przeszli do małego gabinetu. On podszedł do umywalki i zaczął metodycznie opłukiwać dłonie i przedramiona, jakby krótkie badanie młodego Georgiego było brudną, chirurgiczną robotą, wymagającą następnie dokładnego mycia. Za plecami słyszał pobrzękiwanie narzędzi. Helen zupełnie niepotrzebnie znów porządkowała gablotę. Z rosnącym niepokojem dochodził do wniosku, że będą. musieli porozmawiać. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie. Zresztą i tak wiedział, co ona mu powie. Słyszał to wszystko wcześniej – te same natrętne argumenty przedstawiane tonem pewnej siebie prymuski.

Marnujesz się tutaj. Jesteś lekarzem, a nie farmaceutą. Musisz iiy uwolnić od Maggie i Wilfreda. Nie możesz przedkładać Wilfreda iriil nwojc powołanie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Wieża»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Wieża» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czarna Wieża»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Wieża» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x