P. James - Czarna Wieża

Здесь есть возможность читать онлайн «P. James - Czarna Wieża» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Wieża: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Wieża»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Adam Dalgliesh, wyższy oficer policji, postanawia się wybrać do prywatnego ośrodka dla nieuleczalnie chorych, dokąd zaprosił go zaprzyjaźniony stary pastor. Na miejscu okazuje się jednak, że pastor kilka dni wcześniej zmarł.
Adam zatrzymuje się w ośrodku na pewien czas, by uporządkować odziedziczony po przyjacielu księgozbiór, i poznaje pensjonariuszy oraz łączące ich stosunki, z pozoru tylko proste i bezkonfliktowe. Wydarzenia, które później następują, utwierdzają go w przekonaniu, że w ośrodku dzieje się coś złego…

Czarna Wieża — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Wieża», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dalgliesh poszedł z nią do Folwarku. Autokar stał przed frontowymi drzwiami i pacjenci siedzieli już w środku. Poważnie uszczuplona grupka tryskała jakąś dziwaczną, nieco fałszywą jowialnością. Pierwsze wrażenie, jakie odniósł patrząc na ich zróżnicowane stroje, było takie, że każdy zamierzał oddawać się innym i nie powiązanym z pielgrzymką czynnościom. Henry Carwardine w tweedowym płaszczu z paskiem i kapelusiku myśliwskim wyglądał jak dżentelmen z czasów edwardiańskich, udający się na wrzosowiska, by polować na kuropatwy. Philby, przesadnie wytworny, w czarnym ubraniu z wysoką stójką i czarnym krawacie, bardziej przypominał karawaniarza. Ursula Hollis ubrała się jak elegancka imigrantka z Pakistanu, która ze względu na angielski klimat zgodziła się włożyć źle skrojoną kurtkę ze sztucznego futra. Jennie Pegram w długiej błękitnej chustce na głowie usiłowała prawdopodobnie upodobnić się do świętej Bernadetty. Helen Rainer, w tym samym stroju co podczas przesłuchania, bardziej uosabiała pielęgniarkę więzienną, która sprawuje opiekę nad garstką niebliczalnych przestępców. Zajęła już miejsce przed noszami Georgiego Allana. Oczy chłopca błyszczały gorączkowo, Dalgliesh słyszał jego piskliwe trajkotanie. Georgie, opatulony w wełniany szalik w biało-niebieskie paski, tulił olbrzymiego pluszowego misia, którego szyję ozdabiała bladoblękitna wstążka i coś, co zdumionym oczom Dalgliesha wyglądało na pielgrzymkowy medal. Cala ta grupa przypominała niezbyt fortunnie dobranych kibiców w drodze na mecz piłkarski, ale – zdaniem Dalgliesha – nie spodziewali się specjalnie, że ich drużyna odniesie sukces.

Wilfred krzątał się jeszcze wokół bagaży. On, Eric Hewson i Dennis Lemer ubrani byli w mnisie habity. Dennis wyglądał fatalnie, twarz miał ściągniętą bólem, a oczy na wpół przymknięte, jakby nawet słabe poranne światło nieznośnie go raziło. Dalgliesh usłyszał, jak Eric szepnął do niego:

– Na miłość boską, Dennis, daj spokój, zostań w domu! Damy sobie radę, mamy dwóch pacjentów mniej. Wysoki ton Lemera graniczył z histerią:

– Wszystko będzie dobrze. Wiesz przecież, że to nigdy nie trwa dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Na miłość boską, nie dręcz mnie!

Wreszcie załadowano porządnie zapakowany sprzęt medyczny, podniesiono rampę, zamknięto tylne drzwi i autokar odjechał. Dalgliesh pomachał ręką w odpowiedzi na gwałtowne wymachiwanie dłońmi i spoglądał, jak kolorowy autobus sunie powoli przez cypel. Pojazd malał i wkrótce przypominał kruchą zabawkę dziecięcą. Dalgliesh zdziwił się i nawet nieco zmartwił, iż czuje taki żal widząc odjazd tych ludzi, z którymi usiłował nie mieć nic do czynienia. Stał tak, dopóki autobus nie zniknął za grzbietem cypla.

Cypel opustoszał, a Folwark Toynton i chaty stały pod ciężkim mrocznym niebem. W ciągu ostatniej pół godziny pociemniało. Jeszcze przed południem na pewno nadejdzie burza. Detektywa już bolała głowa, jakby w przewidywaniu piorunów. Cypel przypominał obrane przez wodza pole bitwy, jeszcze spoczywające w ciszy. Policjant słyszał szum morza, raczej wibrację niż dźwięk w dusznym powietrzu. Fale uderzały o brzeg jak salwy odległych armat.

Dalgliesh odczuwał niepokój i jakoś nie kwapił się teraz do wyjazdu, mimo że mógł wreszcie opuścić to miejsce. Podszedł do bramy, by zabrać gazetę i list. Autokar na pewno zatrzymał się po pocztę do Folwarku Toynton, w skrzynce leżał jedynie najnowszy numer “Timesa", żółtawa koperta z jakimś oficjalnym listem dla Juliusa Courta i zwykła biała koperta zaadresowana do ojca Baddeleya. Dalgliesh wsunął gazetę pod pachę i rozerwał kopertę. W powrotnej drodze zapoznał się z treścią listu. Napisany był mocną męską dłonią; wydrukowany adres nadawcy dowodził, iż wysłano go w dekanacie w Midlands. Autor przepraszał, że nie odpowiedział wcześniej na list ojca Baddeleya, ale otrzymał go dopiero we Włoszech, gdzie znalazł posadę na całe lato. Po wszystkich konwencjonalnych pytaniach, melodycznym wyliczeniu nowinek rodzinnych i diecezjalnych, pobieżnych komentarzach na temat spraw publicznych – list wyjaśniał tajemnicę wezwania ojca Baddeleya:

“Pewnego razu pojechałem z wizytą do twojego przyjaciela, Petera Bonnningtona, lecz nie żył już od paru miesięcy. Strasznie mi przykro. W tej sytuacji nie miało sensu wypytywanie, czy był szczęśliwy w nowym domu i czy naprawdę chciał wyjeżdżać z Dorset. Mam nadzieję, że jego przyjaciel z Folwarku Toynton zdążył go odwiedzić przed śmiercią. Jeśli chodzi o drugi problem, chyba nie bardzo mogę ci pomóc. Nasze doświadczenie w diecezji, gdzie – jak wiesz – szczególnie interesujemy się młodymi przestępcami, dowodzi, że zagwarantowanie mieszkania byłym więźniom – czy to w domu, czy w jakimś samowystarczalnym schronisku, o jakim myślisz – wymaga znacznie większego kapitału, niż posiadasz. Prawdopodobnie mógłbyś kupić mały domek, nawet przy dzisiejszych cenach, ale na początek potrzebowałbyś przynajmniej dwóch doświadczonych pracowników, całość zaś musiałbyś finansować, dopóki wszystko by się nie rozkręciło. Istnieją już jednak takie schroniska i organizacje, które z wdzięcznością przyjęłyby twoją pomoc. Z pewnością nie można lepiej spożytkować tych pieniędzy, jeśli zdecydowałeś – w co nie wątpię – że nie powinny one obecnie wspomóc Folwarku Toynton. Myślę, że bardzo rozsądnie postąpiłeś, zapraszając swego przyjaciela z policji. On na pewno udzieli ci właściwej rady."

Dalgliesh nieomal parsknął śmiechem. Oto ironiczne i jakże adekwatne rozwiązanie jego dylematu. A więc tak się wszystko zaczęło! W liście ojca Baddeleya nie kryło się nic złowrogiego, ksiądz nie wywęszył żadnej zbrodni, konspiracji, zabójcy. Po prostu biedny niewinny staruszek potrzebował jakiejś zawodowej porady na temat zakupu, wyekwipowania i zorganizowania schroniska dla zwolnionych z więzień młodocianych przestępców. Miał dziewiętnaście tysięcy funtów, a biorąc pod uwagę obecny stan na rynku handlu nieruchomościami i poziom inflacji, potrzebny byłby geniusz finansowy. On jednak napisał do policjanta, prawdopodobnie jedynego, jakiego znał. Napisał do eksperta od nagłych śmierci. Dlaczego nie? Dla ojca Baddeleya wszyscy policjanci byli w zasadzie jednakowi, znali się na przestępstwach i przestępcach; zajmowali się prewencją oraz wykrywaniem zbrodni. A ja, pomyślał Dalgliesh z goryczą, niczego nie zrobiłem. Ojciec Baddeley potrzebował profesjonalnej rady, a nie informacji, jak uporać się ze złem. W tym względzie miał własne, nieomylne wskazówki, w tej dziedzinie czuł się pewnie. Z jakiegoś powodu, niemal na pewno związanego z przeniesieniem tego młodego nieznanego pacjenta, Petera Bonningtona, zraził się do Folwarku Toynton. Chciał wiedzieć, jak inaczej może spożytkować swoje pieniądze. Tylko moja typowa arogancja pozwoliła mi sądzić, że pragnął ode mnie czegoś więcej.

Wsunął list do kieszeni i szedł dalej, od czasu do czasu zerkając na złożoną gazetę. Jedno z ogłoszeń rzuciło mu się w oczy tak wyraźnie, jakby ktoś je umieścił w ramce. Nazwy nie były obce.

Folwark Toynton. Zawiadamiamy wszystkich Przyjaciół,

że od dnia powrotu z Październikowej Pielgrzymki będziemy

częścią większej rodziny trustu Ridgewella. Proszę, byście

w tej ważnej chwili pamiętali o nas w swych modlitwach.

Ponieważ niestety nasza lista Przyjaciół zaginęła w wyniku

nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, upraszam wszystkich,

którzy chcą być z nami w kontakcie, o pilną wiadomość.

Wilfred Anstey, zarządca.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Wieża»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Wieża» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czarna Wieża»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Wieża» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x