Monty szedł z pochylonym łbem i napiętymi mięśniami, obwąchując teren. Dwukrotnie przystanął, zawahał się i ruszył dalej. Wczesnym popołudniem Sarah przyprowadziła psa z powrotem do samochodu.
– Nic.
– Jest pani pewna? – spytała rozczarowana Eve.
– Monty jest pewien. To dla mnie wystarczy. – On się nigdy nie myli?
– Nie.
– Dlaczego dwa razy przystanął?
– Wyczuł coś martwego.
– Co? – zapytała sztywno Eve.
– To nie były ludzkie szczątki. Monty umie rozróżnić. – Sarah zdjęła smycz psu, potem pas z siebie, i odwróciła się do Jane. – Teraz Monty już ma wolne. Idź się z nim pobawić. On to lubi.
– Dobrze.
Jane nie trzeba było powtarzać dwa razy. Sarah przyglądała się przez chwilę, jak Jane biegnie przez pole razem z psem.
– Monty ją lubi – powiedziała.
– Jane go uwielbia.
– Wie, co dobre.
– Dziękuję, że pozwoliła jej pani pójść ze sobą. Do tej pory miała kiepskie życie. Przebywanie razem z psem dobrze jej robi.
– To nie jest jej wina, że zostałam we wszystko wmanewrowana – odrzekła znacząco Sarah. – To jest pani robota.
Eve drgnęła.
– Owszem, ma pani rację. Powinnam więc wykorzystać panią do ostatnich granic, póki mam na to czas. I tak nie zmieni pani o mnie zdania.
– Myśli pani o innych miejscach poszukiwań?
– Jest ich jeszcze jedenaście. Wszystkie mają w nazwie słowo „światło”.
– Jedenaście?
Eve wyciągnęła mapę i pokazała na niej zakreślone kółka.
– Może dwanaście.
– W życiu nie zdążymy z tym w dwa dni.
– Najpierw zajmiemy się tymi, które są najbliżej kościoła Debby Jordan. Czy Monty ma jakiś limit czasowy, po którym nie nadaje się już do pracy?
– Nie, w Tegucigalpie pracowaliśmy bez przerwy przez siedemdziesiąt dwie godziny. Ale sama pani widziała, ile czasu musieliśmy poświęcić na to jedno pole.
– To nie marnujmy go więcej. – Eve złożyła mapę. – Moonlight Creek jest zaledwie piętnaście minut stąd. Musimy przeszukać oba brzegi.
– To potrwa jeszcze dłużej niż tutaj. Eve wsiadła do samochodu.
– Proszę zawołać Jane i Monty’ego.
Sarah wpatrywała się w nią przez moment, a potem uśmiechnęła się niechętnie.
– Niełatwo godzi się pani z porażką, co?
– A pani?
Sarah odwróciła się i zawołała:
– Jane, wracaj tu z psem! Jeszcze nie skończyliśmy pracy.
Poszukiwania trwały prawie do północy, choć udało im się wyeliminować zaledwie cztery inne miejsca. Zostało siedem.
– Dobra. – Sarah zdjęła smycz psu. – Koniec na dzisiaj. Jestem zmęczona. Już nic nie widzę.
– Nie musi pani nic widzieć. To Monty ma szukać węchem.
Sarah potrząsnęła głową.
– Niezła z pani zołza.
– Nie mam wyboru – powiedziała Eve, spoglądając na Jane, która spała na tylnym siedzeniu.
Sarah też spojrzała na dziewczynkę.
– On naprawdę zabija dzieci?
– Naprawdę.
– Skurwysyn.
– Jeszcze godzinę.
Sarah znów potrząsnęła głową.
– Nic nie widać. Monty mógłby się o coś pokaleczyć. Nie mogę tego zrobić.
– Mówiła pani, że w Hondurasie pracowaliście dużo dłużej.
– Tam staraliśmy się uratować żywych ludzi, a nie szukać martwych ciał. – Kiwnęła na Monty’ego, który wskoczył do dżipa. – Na dziś skończyliśmy.
– Miałam nadzieję, że przeszukamy więcej miejsc.
– Ostrzegałam panią, iż to nie jest takie proste.
– Wiem. Chciałam tylko… Nie daje mi pani dość czasu.
– Pech.
– Aha.
Sarah wsiadła do dżipa.
– Zaczniemy jutro o świcie – obiecała.
– O świcie?
– Nie chce pani, żebyśmy pracowali cały dzień?
– Oczywiście, że chcę, ale myślałam, że pani…
– Monty i ja nie przestrzegamy takich godzin pracy jak w banku. Obiecałam dwa dni i będzie je pani miała.
Nim Eve zdążyła cokolwiek powiedzieć, dżip Sarah odjechał z piskiem opon.
Wsiadła do samochodu i pojechała do domu.
Sarah była twarda, choć nie tak twarda, jak się to z początku wydawało Eve. Pracowała bez wytchnienia aż do wyczerpania i czekało ją tylko parę godzin snu przed podjęciem na nowo poszukiwań następnego dnia o świcie. Wyraźnie lubiła dzieci. Może udałoby się namówić ją do poświęcenia następnych dni i…
Zadzwonił jej telefon komórkowy.
– Późno się kładziesz – powiedział Don. – Czy nie przesadzasz, Eve?
– Obudziłeś mnie.
– Czyżbyś spała za kierownicą?
Tylko bez paniki. Mógł zgadywać.
– Nie dzwoniłeś od jakiegoś czasu. Miałam nadzieję, że się ode mnie odczepiłeś.
– Minęło zaledwie kilka dni. Z przyjemnością obserwowałem, jak poszukujesz pięknej sopranistki.
– Blefujesz. Nie wiesz nawet, gdzie jestem.
– Przez krótki czas nie wiedziałem. Wymknęłaś się z Atlanty niepostrzeżenie. Wiedziałem jednak, że szybko odkryjesz tożsamość mojej sopranistki. Musiałem jedynie obserwować dom Debby Jordan.
– Nigdy nie byłam w jej domu.
– Ale udał się tam jeden z ludzi Johna Logana. Bez trudu odnalazłem Logana, a potem ciebie. To on pomógł ci wydostać się cichaczem z Atlanty?
– Nie wiem, o czym mówisz.
Don roześmiał się.
– Chcesz go chronić. Do Logana nic nie mam. Dzięki niemu sytuacja staje się bardziej interesująca. Choć przyznaję, iż byłem zaskoczony, że nie zjawiłaś się na progu zrozpaczonego wdowca i sama go nie przepytałaś. Powinienem wiedzieć, że nie zachowujesz się konwencjonalnie. Wykorzystanie Sarah Patrick to mistrzowskie posunięcie. Szkoda tylko, że szukałyście nie tam, gdzie trzeba szukać.
– Znajdę ją.
– Mam nadzieję, że nieprędko. Podoba mi się to polowanie.
– Powiedz mi, gdzie jest ciało. Przecież sam chcesz, abym ją znalazła.
– Jeszcze nie. Z każdym dniem jesteś coraz bardziej zmęczona, bardziej spięta, bardziej zła. Chcę, aby to trwało.
– Jutro ją znajdę.
– To by mnie bardzo rozczarowało. Chciałbym, żeby poszukiwania ciągnęły się jeszcze przynajmniej przez tydzień.
– To ją wykop i zakop w innym miejscu.
– Wiesz doskonale, że przemieszczanie ciała jest najgorszym błędem zabójcy. Ktoś mógłby mnie zobaczyć, niechcący zostawiłbym jakieś ślady, nie, mam lepszy pomysł, żeby spowolnić twoje działania. Czy mówiłem już, że bardzo podoba mi się to, iż wszędzie zabierasz ze sobą Jane? Teraz też jest z tobą, prawda?
Eve milczała.
– Jest ci coraz bliższa, prawda? Starsze dzieci są sprytne. Można się z nimi lepiej porozumieć. Bonnie była troszeczkę za mała, abyś mogła…
– Zamknij się!
– Widzisz, jaka jesteś spięta? Polowanie staje się coraz bardziej podniecające. Zaczynam się zastanawiać, czy mała Jane nie jest przypadkiem w tym wszystkim zbędna. Gdybym ją zabił, musiałabyś trochę zwolnić, prawda?
– Przestałabym w ogóle cokolwiek robić.
– Nie, myślę, że dopiero byłabyś na mnie wściekła i chciałabyś kontynuować. Złość i żal są prawie równie dobre jak strach.
Wściekły wampir.
– Wyłączam się.
– Może zabiorę tę małą jeszcze dziś. Eve zacisnęła dłoń na telefonie.
– Tak, musiałabyś wtedy zwolnić tempo. Spójrz we wsteczne lusterko.
Światła.
– Widzisz mnie?
– To nie ty. Jeden z ochroniarzy Logana cały dzień nas pilnuje.
– Zgubił się przy ostatnim miejscu poszukiwań. Czułem, że muszę dotrzymać ci towarzystwa.
– Kłamiesz.
– Jak daleko masz do domu? Eve nie odpowiedziała.
Читать дальше