Marek Krajewski - Koniec Świata W Breslau

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Krajewski - Koniec Świata W Breslau» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Koniec Świata W Breslau: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Koniec Świata W Breslau»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pełen napięcia thriller psychologiczny, rozgrywający się w fascynującym świecie lat dwudziestych, zaludnionym przez piękne kobiety, zdegenerowanych arystokratów, morfinistów i członków tajemnych sekt. W mrocznych zaułkach Wrocławia, ponurego, przesiąkniętego zbrodnią miasta, grasuje seryjny morderca, którego tropem podąża radca kryminalny Eberhard Mock. Krajewski tworzy misterną intrygę, zręcznie wykorzystując wzory klasycznego kryminału i kreując własny, niesamowity świat.

Koniec Świata W Breslau — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Koniec Świata W Breslau», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– I co? – Wielandt roześmiał się gromko, notując w pamięci, by zapisać językową metamorfozę von Stietencrotta: z wytwornego salonowca sypiącego obcojęzycznymi cytatami w wulgarnego prostaka. – Nagi von Finckl będzie się kładł na stole do ruletki i przesuwał łopatką stosiki żetonów? Godnego zastępcę ma ta Lebetseyder!

– Człowieku, jedyne, co będzie łączyło tych dwoje, to praca w tajnym kasynie. Ten Żydek zarobi dla mnie więcej niż jego dama.

– Jako nagi krupier? – zapytał ponownie Wielandt. Spoważniał jednak i nie obraził się, kiedy usłyszał szept von Stietencrotta:

– Jako mój szuler, durniu.

WIESBADEN, PONIEDZIAŁEK 16 GRUDNIA, W PÓŁ DO DZIESIĄTEJ

Von Stietencrott i Wielandt szli korytarzem prowadzącym do numeru Wlossoka. Nie mieli na sobie palt ani kapeluszy, mimo że hotel „Nassauer Hof” był po drugiej stronie ulicy. Za nimi miarowo podrzucali brzuchami dwaj strażnicy i podrygiwał recepcjonista Zeissmann. Chmura dymu z cygar wpadała w otwarte usta strażników i spowijała trzęsącą się głowę Zeissmanna.

– Zobaczysz pan teraz – z cygara von Stietencrotta oderwał się słupek popiołu i frunął na czerwony chodnik – jak ja postępuję ze skurwysynami, którzy nie oddają mi forsy.

Stanęli pod drzwiami numeru i von Stietencrott walnął w nie kilkakrotnie pięścią. Drzwi się otworzyły. Dyrektor i pisarz weszli do pokoju. Na podłodze leżeli na brzuchach Wlossok i Knüfer, a ich bladosine twarze odwrócone były ku wchodzącym. Otwarte oczy zalewało bielmo, naprężone grdyki omal nie rozerwały skóry gardła.

– Scheisse, ktoś im odkręcił łby o sto osiemdziesiąt stopni – mruknął jeden ze strażników.

Von Stietencrott podszedł do trupa Knüfera i odwrócił go na plecy. Ciężka głowa zakręciła się dookoła na wiotkim sznurze szyi. Von Stietencrott sięgnął do wewnętrznej kieszeni smokingu nieboszczyka i wyjął zwój banknotów.

– Co pan robi, dyrektorze? – krzyknął Wielandt. – Nie wolno niczego ruszać, trzeba wezwać policję.

– Mam nie ruszać mojej forsy? – dyrektor zgasił cygaro w sosie pływającym w jednym z talerzy stojących na stole.

– Reszta to sprawa policji i pańska. Tak, pańska… – von Stietencrott klepnął Wielandta w pyzaty policzek. – Widzi pan, w moim kasynie nigdy nie brakuje tematów dla pisarzy.

– Co oni mają w gębie? – zapytał jeden ze strażników, schyliwszy się nad trupami.

– Jakieś kartki – odpowiedział drugi. – Wyglądają mi na kartki z kalendarza.

WROCŁAW, CZWARTEK 19 GRUDNIA, GODZINA SZÓSTA RANO

Wrocław przyduszony był napuchniętymi kłębami szarych chmur, z których sypały się lepkie płaty śniegu. Viktor Ziesch, pomocnik administratora szpitala św. Jerzego przy Mehlgasse, zdjął sztywną czapkę z daszkiem, powachlował się nią, rozpiął szynel i oparł się na szufli do odgarniania śniegu. Ziesch był naturą refleksyjną i nade wszystko lubił chwile zadumy, które nachodziły go nagle, kazały przerywać pracę i zastanawiać się nad otaczającym go światem i jego mieszkańcami. Zieschowi zdawało się, że przenika wzrokiem ściany czynszowych kamienic przy Mehlgasse i widzi ich mieszkańców: oto fryzjer Slotosch z trudem budzi się i z żalem opuszcza bezpieczny schron pierzyny, zanurza głowę w zimnej miednicy, przyklepuje odstające włosy i wykręcone wąsy, a potem schodzi do swojego zakładu na rogu koło urzędu stanu cywilnego. Krawcowa, pani Wiedemann, wysuwa spod nocnej koszuli nóżkę i popycha nią pełny nocnik w stronę starej służącej, która faszeruje drewnem kuchenny piec. Za chwilę zejdzie na dół szynkarz Scholz i będzie łajać dozorcę Hanuschka za to, że nie odgarnął śniegu z chodnika przed jego lokalem. Dozorca nie oczyszcza teraz szyldu jego gospody, ponieważ rozcina szuflą skrystalizowane krawędzie starych brył śniegu i przepędza bezpańskiego psa, który w poszukiwaniu jedzenia wtyka mordę w piwniczne okienko i próbuje wspinać się przednimi łapami na krawędzie żeliwnych kubłów z popiołem, wystawionych przez dozorcę na ulicę. Ziesch patrzy w górę, w stronę szpitala, i widzi brodatego, dystyngowanego mężczyznę, otwierającego okno. Ziesch prawie czuje aromatyczne chmury tytoniu „Austria”, które opuszczają pokój chorego, i zastanawia się, czy nie donieść dyrekcji na palacza. Napotyka jednak uważny wzrok mężczyzny i macha ręką: „A co mnie to obchodzi!” Mężczyzna odwraca się do łóżka chorego i widzi, że pacjent już nie śpi.

– Obudził się pan, Mock. Spał pan dwadzieścia godzin. Wcześniej jeszcze dłużej. Cały tydzień w śpiączce. Może pan mówić?

Mock poruszył twierdząco głową i zorientował się, że tkwi ona w czymś sztywnym. Następne, co poczuł, to pieczenie rozrywające mu skórę na brodzie. Zamknął oczy i starał się przeczekać rwący strumień bólu.

– To silne i dość głębokie otarcie skóry – Mock usłyszał zgrzytliwy głos Mühlhausa. – Sprzączka od paska rozorała brodę. Doznał pan ponadto pęknięcia kręgu szyjnego. Jest pan unieruchomiony w gorsecie. To wszystko. Wyjdzie pan z tego – w głosie Mühlhausa zagrała nuta wesołości. – Witam z powrotem na tym łez padole.

Przed oczami Mocka przesunęły się w zwolnionym tempie wypadki ostatnich dni: robak wkręcający się w oko trupa w warsztacie szewskim, porąbany na kawałki Honnefelder, piekąca suchość kaca, gwałt na Sophie, jej ucieczka, bezimienna prostytutka z odrąbaną głową, sina opuchlizna na kosmatych plecach rajcy Geissena, śledztwo prowadzone wraz z dyrektorem Hartnerem, „zapomnij o tej kurwie, zajmij się robotą, by o niej nie myśleć!”, szczęśliwe rodziny w skromnych szczęśliwych domach, bieleje Wrocław, staje się bielszy niż śnieg, Asperges me, Domine, hyssopo, et mundabor; lavabis me, et super nivem dealbabor [18] .

– Uratował pana woźny Biblioteki Uniwersyteckiej, niejaki Josef Maron – ciągnął Mühlhaus. – Nie chciał być pańskim Charonem – zachichotał.

– Zapomniałem dla niego obola – Mock zamknął oczy i zasnął. Spał jednak tylko przez chwilę, w której powolny rytm przesuwających się niedawnych zdarzeń przybrał na sile. Z trudem odwrócił się na bok i bluzgnął wymiocinami na szpitalne linoleum w granitowy deseń.

WROCŁAW, CZWARTEK 19 GRUDNIA, GODZINA DRUGA PO POŁUDNIU

Mock obudził się po raz kolejny tego dnia i natychmiast podniósł się na łóżku. Krew uderzyła mu do głowy, szyję przeszył przenikliwy ból, a otarta broda boleśnie nacisnęła na szorstką krawędź gorsetu. Upadł na poduszkę i pozwolił strugom potu płynąć po czole. Potem wolno wyciągnął rękę, nacisnął guzik przy łóżku i po chwili ujrzał w pokoju siostrę boromeuszkę.

– Czy ten pan, który był u mnie dziś rano – wyszeptał – jest tu gdzieś jeszcze?

– On tu jest od kilku dni – siostra spuściła skromnie oczy. – I nie odchodzi od pana. Chyba że do łazienki albo zapalić. Zaraz przyjdzie. Czy coś jeszcze?

Mock chciał pokręcić przecząco głową, ale przypomniał sobie o pękniętym kręgu szyjnym. Nie powiedział zatem nic, a siostra rozwiała się w bieli szpitalnego wnętrza. Zamiast niej pojawił się Mühlhaus, ogrzewający dłonie ciepłym cybuchem.

– O, znów pan się obudził! – powiedział. – Mam nadzieję, że nie zareaguje pan z takim obrzydzeniem na kolejny powrót do rzeczywistości.

– Do czegóż tu wracać? – sapnął Mock i zamknął oczy. Zobaczył wtedy zupełnie inny obraz: noc, Mühlhaus śpi na żelaznym szpitalnym krześle, popiół z cybucha rozsypany na jego kamizelce.

– Dziękuję panu, dyrektorze – Mock otworzył oczy – za to, że jest pan przy mnie. To jak czuwanie przy zmarłym. Ostatni hołd…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Koniec Świata W Breslau»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Koniec Świata W Breslau» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marek Krajewski - Phantoms of Breslau
Marek Krajewski
libcat.ru: книга без обложки
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Liczby Charona
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Głowa Minotaura
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Erynie
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Róże Cmentarne
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Festung Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Śmierć w Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Aleja Samobójców
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Dżuma W Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Widma W Mieście Breslau
Marek Krajewski
Отзывы о книге «Koniec Świata W Breslau»

Обсуждение, отзывы о книге «Koniec Świata W Breslau» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x