Ross MacDonald - Błękitny młoteczek

Здесь есть возможность читать онлайн «Ross MacDonald - Błękitny młoteczek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Błękitny młoteczek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny młoteczek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Prywant detektyw, Lew Archer, otrzymuje typowe zlecenie: ma odnaleźć obraz skradziony z zamożnego domu Biemeyerów. Obraz jest dziełem kalifornijskiego malarza, który rozgłos i sławę zdobył dopiero po swym tajemniczym zniknięciu. W trakcie poszukiwania zaginionego arcydzieła wychodzą na jaw tajemnice bohaterów. Archer stopniowo rozwiązuje zagadkę. Reakcją na jego działania jest seria makabrycznych zbrodni.

Błękitny młoteczek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny młoteczek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Mam jeszcze kilka. To bardzo ważne, proszę pani… kwestia życia lub śmierci.

– Czyjego życia? – spytała. – Czyjej śmierci?

– Pewnej kobiety nazwiskiem Betty Siddon. Pracuje w redakcji tutejszej gazety.

Usłyszałem, że głęboko wciąga oddech.

– Czy słyszała pani kiedyś to nazwisko?

– Tak. Słyszałam. Zadzwoniła z redakcji na samym początku mojego dyżuru. Chciała wiedzieć, czy mamy tu pacjentkę nazwiskiem Mildred Mead. Powiedziałam jej, że przebywała u nas przez jakiś czas, ale wyprowadziła się.; Zapragnęła samodzielności i wynajęła domek w Magnolia Court. Panna Mead zamieszkała u nas zresztą z uwagi na związek z panią Johnson.

– Jaki związek?

– Były ze sobą spokrewnione.

– W jaki sposób?

– Nigdy mi tego nie wyjaśniły.

– Czy pani Johnson wiedziała o telefonie panny Siddon?

– Nie. Nie chciałam jej denerwować. Po wyprowadzce panny Mead była bardzo niezadowolona. Można powiedzieć, że uznała to za osobistą zniewagę. Okropnie się wtedy pokłóciły. Szczerze mówiąc o mało nie doszło do bójki. Obie łatwo wpadają w szał, jeśli chce pan znać moje zdanie.

Jej elokwencja wydała mi się sztuczna; miałem wrażenie, że tworzy ze słów zasłonę dymną, odgradzającą mnie od informacji, które chciałem zdobyć.

– Czy panna Siddon przyjechała tu dziś wieczorem? – spytałem.

– Nie. – Odpowiedź brzmiała stanowczo. Ale jej oczy drgały z lekka, jakby poruszane skrywaną za nimi myślą.

– Jeśli tu była, proszę mi koniecznie powiedzieć. Może jej grozić poważne niebezpieczeństwo.

– Przykro mi bardzo, ale nie widziałam jej.

– Czy to na pewno prawda, pani Holman?

– Niech pan przestanie wiercić mi dziurę w brzuchu! – wybuchnęła nagle. – Przykro mi, że dzieje się coś złego i że pańska przyjaciółka ma kłopoty. Ale to nie moja wina. Może pan nie ma nic do roboty, ale na mnie czeka praca.

Pożegnałem ją niechętnie, czując, że wie więcej, niż zechciała mi powiedzieć. Atmosfera domu opieki, na którą składały się starczy wiek, choroby i tłumiony ból, towarzyszyła mi przez całe miasto, aż pod dom Johnsonów.

37

Wysoki, stary dom tonął w ciemności. Zdawał się wisieć nade mną na tle gwiazd jak ponura przeszłość, złożona, z kolejnych warstw, oznaczających pokolenia. Zapukałem do drzwi frontowych. Nie doczekawszy się odpowiedzi zakołatałem powtórnie.

Miałem ochotę zacząć wrzeszczeć na dom, jak poprzednio Gerard Johnson, i zastanawiałem się, czy podobnie jak on zaczynam wpadać w obłęd. Oparłem się o ścianę i obserwowałem spokojną ulicę. Zaparkowałem wóz za rogiem, więc jezdnia była zupełnie pusta. Nad gęstwiną drzew oliwnych pojawił się blady pasek światła, rozprzestrzeniający się powoli po całym niebie.

Poranny chłód przeniknął do moich kości. Obudzony z letargu zacząłem tak mocno dobijać się do drzwi, że otarłem palce i stałem w półmroku ssąc bolesne miejsca.

Zza drzwi doszedł mnie głos Gerarda Johnsona:

– Kto tam?

– Archer. Proszę otworzyć.

– Nie mogę. Wyszła i zamknęła mnie na klucz! – zaskowyczał ochrypłym głosem.

– Dokąd poszła?

– Chyba do La Paloma… to ten dom opieki. Ma dziś nocny dyżur.

– Właśnie stamtąd wracam. Pani Johnson już po raz drugi wyszła z pracy.

– Nie powinna tego robić. Straci i tę posadę. Będziemy musieli żyć z zasiłku. Nie wiem, co z nami będzie.

– Gdzie Fred?

– Nie wiem.

Chciałem zadać mu wiele innych pytań, dotyczących jego żony i zaginionego obrazu, ale zniechęciły mnie jego bezsensowne odpowiedzi. Powiedziałem mu przez drzwi dobranoc i pojechałem na posterunek policji.

Zastałem Mackendricka w jego gabinecie; wyglądał niemal tak samo, jak siedem czy osiem godzin wcześniej. Dostrzegłem pod jego oczyma nabrzmiałe, sine plamy, ale miał czujny, przytomny wzrok i był świeżo ogolony.

– Wygląda, że się pan nie wyspał – stwierdził.

– Wcale się nie kładłem. Próbowałem znaleźć Betty Siddon.

Mackendrick wciągnął powietrze tak głęboko, że aż zaskrzypiało pod nim krzesło. Wypuścił je z westchnieniem.

– Dlaczego tak się pan tym przejmuje? Nie możemy śledzić ruchów każdego reportera w mieście przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

– Wiem. Ale mamy do czynienia ze szczególnym przypadkiem. Myślę, że należałoby przeszukać dom Johnsonów.

– Czy ma pan jakieś podstawy, by sądzić, że jest tam panna Siddon?

– Nic konkretnego. Ale istnieje możliwość, a nawet podejrzenie, że tam właśnie znajduje się zaginiony obraz. Przeszedł on już raz przez ręce pani Johnson, a potem przez ręce jej syna, Freda.

Przypomniałem Mackendrickowi wszystkie znane nam fakty: że Fred Johnson ukradł czy też pożyczył obraz z domu Biemeyerów i że ukradziono go potem z muzeum, czy też – w myśl wcześniejszej, lansowanej przez Freda wersji – z domu Johnsonów. Dodałem uzyskaną od Jessie Gable informację, że Whitmore na samym początku kupił go od pani Johnson.

– To wszystko jest bardzo interesujące – stwierdził obojętnym tonem Mackendrick. – Ale nie mam teraz czasu poszukiwać panny Siddon. I nie mam czasu na rozglądanie się za zaginionym, skradzionym czy zgubionym obrazem, który prawdopodobnie nie przedstawia wielkiej wartości.

– Ale dziewczyna tak. A obraz stanowi klucz do całej tej cholernej zagadki.

Mackendrick oparł się ciężko o biurko.

– To pańska dziewczyna, prawda?

– Jeszcze nie jestem pewny.

– Ale interesuje się pan nią?

– Bardzo – odparłem.

– A zaginiony portret jest obrazem, który polecono panu odnaleźć, prawda?

– No tak.

– I dlatego uważa pan, że jest kluczem do całej zagadki, co?

– Nie powiedziałem tego, kapitanie. Myślę, że dziewczyna i obraz odgrywają ważną rolę niezależnie od tego, czy mam do nich osobisty stosunek, czy nie.

– Tak pan sądzi. Chciałbym, żeby pan poszedł do łazienki i uważnie przyjrzał się sobie w lustrze. Przy okazji może pan posłużyć się moją elektryczną maszynką do golenia. Jest w szafce za lustrem. Światło zapala się w środku, po lewej stronie.

Wszedłem do maleńkiej kabiny i obejrzałem swoją twarz. Była blada i znużona. Skrzywiłem się, by ją ożywić, ale oczy nie zmieniły wyrazu. Były równocześnie szkliste i matowe.

Ogoliłem się i umyłem. Poprawiło to nieco mój wygląd. Ale nie stłumiło niepokoju i zmęczenia, które zalęgły się w mojej głowie i całym ciele.

Kiedy wróciłem do gabinetu, Mackendrick przyjrzał mi się uważnie.

– Lepiej się pan czuje?

– Trochę lepiej.

– Ile czasu minęło od chwili, kiedy miał pan coś w ustach?

– Zerknąłem na zegarek. Była za dziesięć siódma.

– Dziewięć, może dziesięć godzin.

– I nie zmrużył pan oka?

– Nie.

– No dobrze, chodźmy na śniadanie. Joe otwiera o siódmej.

Joe prowadził restaurację dla robotników; bar i loże wypełniały się już klientami. W zadymionej sali unosiła się atmosfera lekkiego, żartobliwego optymizmu, jakby nadchodzący dzień mógł się jednak okazać nie najgorszy. Zajęliśmy jedną z lóż, siadając po obu stronach stolika. Czekając na śniadanie omawialiśmy przy kawie cały przebieg śledztwa. Zacząłem uświadamiać sobie z przykrością, że nie powiedziałem mu o swojej rozmowie z panią Chantry. Wiedziałem, że muszę go o tym poinformować, zanim dowie się sam, o ile jeszcze się nie dowiedział. Miałem zamiar zrobić to w najbliższej przyszłości. Odłożyłem jednak to zadanie do momentu, kiedy wzmocnię się solidnym posiłkiem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Błękitny młoteczek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny młoteczek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Błękitny młoteczek»

Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny młoteczek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x