Ruszyła w stronę Jackiego, torując sobie drogę między ludźmi wypełniającymi salon. Dopiero gdy znalazła się obok fortepianu, poczuła, że Aleks idzie w ślad za nią.
– O północy puszczamy ognie sztuczne – powiedziała gospodyni. – Miałaś co pić i jeść? Chyba jeszcze nie idziesz? – Mówiąc to, oddychała chrapliwie, żonglowała słowami jak klaun wyrzucający piłeczki w powietrze. Jej sterczące piersi drażniły nerwy obserwatora nie mniej niż falujące cekiny na sukni.
Lizzi podziękowała pani Hornsztyk („Ależ nie, nie! Mów mi Aleks!”) i poprosiła o wybaczenie, że musi już iść. Przez cały ten czas Jackie nie przestawał grać, z oczami utkwionymi w klawisze. Aleks położyła mu rękę na ramieniu. Krążyły plotki, że pewna pani inżynier się w nim zakochała i kupiła mu mieszkanie na osiedlu F. Aleks była od niego starsza o kilkanaście lat. Lizzi zastanawiała się, czy Jackie ma jeszcze inne starsze przyjaciółki, i obiecała sobie zwrócić uwagę na towarzystwo, w którym się obraca.
– Czy mam poprosić twego męża, żeby wszedł do środka? – spytała.
– Jest już dorosły. Jak zechce, to wejdzie – odpowiedziała Aleks.
Lizzi w duchu przyznała jej rację. Jeśli sędzia postanowił cały wieczór na swoją cześć spędzić stojąc w wejściu z głupimi fajerwerkami, to niech mu będzie. I co to w ogóle mnie obchodzi.
– Czy pańska żona jest inżynierem? – zapytała Hornsztyka przy pożegnaniu.
– Tak.
Wyraz jego twarzy pozostał nie zmieniony, jednak Lizzi nie wątpiła, że wiedział, dlaczego zadała to pytanie. Zastanawiała się, czemu jego żona pozostawała z nim przez te wszystkie lata. Była ładna, przebojowa, miała dobry zawód i opływała w pieniądze Lubiczów. Co ją z nim wiąże? Pozycja społeczna? Dzieci? Spryt? Przyzwyczajenie?
Żółtawe włosy, miejscami siwiejące, nadawały mu nieporządny wygląd. Jego skóra przypominała pognieciony papier gazetowy, pokryty miejscami starymi plamami z herbaty. Nie próbował wywrzeć wrażenia ani na niej, ani na pozostałych gościach. I chociaż trwało przyjęcie na jego cześć, wolał stać w wejściu, z wiązką ogni sztucznych w zaciśniętej ręce. W pewnym sensie był nie mniej denerwujący od swojej obwieszonej złotem żony.
– Piłaś coś, jadłaś?
– Dlaczego pan tu stoi? Nie wejdzie pan do środka?
– Masz rację. Wejdźmy.
– Właśnie idę do domu.
– Bez Jackiego Danziga?
– Miałam ciężki dzień, a jutro muszę wcześnie wstać.
– Obejrzałaś dom? A widziałaś basen?
Ujął ją za łokieć i Lizzi pozwoliła się poprowadzić korytarzykiem obok wejścia, licząc na swoje dziesięcioletnie doświadczenie reportera, na swoją intuicję, ten szczególny zmysł, który mówił jej teraz: „Zamknij się, moja droga, i rusz te swoje płaskie stopy, może będzie z tego czterysta słów na ostatnią stronę”. Minęli garderobę i pokój telewizyjny, dwa pokoje gościnne, pokój syna, ucznia liceum, i córki, uczennicy gimnazjum, i doszli do zejścia do basenu. Był tam składany stół do ping-ponga, zwinięty wąż gumowy i kilka par klapek różnych rozmiarów. Po lewej stronie drzwi prowadziły do pokoju służącej, imigrantki z Filipin, która teraz kręciła się na górze wśród gości, z białym fartuchem w kształcie serca zawiązanym wokół bioder.
Zamknął za nimi drzwi i oparł się o nie plecami. Lizzi zobaczyła kropelki potu na jego czole i zrozumiała, że postanowił zrobić sobie prezent. Po pierwszym szoku stała tam i widziała siebie tak, jak on ją widział – wielka krowa w tanich kolczykach, przyjaciółka pianisty, który pieprzy moją żonę, teraz mu się odwdzięczę. Zawahała się, czy krzyczeć. Melodia, którą grał Jackie, miękka i przytłumiona, jak kołdra otulała sklepienie nad ich głowami. Lizzi wiedziała, że jeśli nawet krzyknie, jej głos nie dotrze do ogrodu, a jeśli powie: „Panie sędzio, jestem dziewicą”, Hornsztyk umrze ze śmiechu. Patrzyli na siebie, dwoje zmęczonych i pokonanych ludzi, którzy widzieli za dużo, aby zachować tę odrobinę niewinności, na jaką zasługuje w życiu każdy człowiek.
Na oparciu starego fotela wisiały dżinsy, brązowy pasek z klamrą ozdobioną wizerunkiem smoka był wciśnięty między oparcie a siedzenie. Na stole leżało opakowanie aspiryny, a w zakurzonej popielniczce błyszczały kolczyki z perłami. Lizzi zastanawiała się, co boli małą Filipinkę i czy czuje się tu samotna, tak daleko od swojego kraju, i pomyślała, że to też jest warte opisania.
Sędzia poruszył się nieznacznie, poszukał klucza i kiedy go znalazł, zamknął drzwi. Nie spuszczał z niej wzroku, uważny i świadomy każdej jej reakcji. W powietrzu unosił się zapach kurzu, zamkniętego pomieszczenia i obcych przypraw. Narzuta na łóżku była nieświeża i Lizzi poczuła mdłości.
Nie znała go, ale wiedziała, że jest zły. Zły na kochanków swojej żony, o których wszyscy wiedzą, nawet Lizette Badihi z miejscowego szmatławca. I na niej teraz wyładuje swoją złość.
Ból był mocny, przeszywający jej wielkie i ciężkie ciało. Nawet tę odrobinę dostałam tak jak inne kobiety rachunek w supermarkecie – pomyślała. Jej nogi były mokre i oczekiwała, że Hornsztyk się odwróci, aby mogła je wytrzeć prześcieradłem Filipinki, ale leżał przyciśnięty do niej, z ręka na oczach. Dźwięki dobywające się z jego gardła nie były takie, jakich się spodziewała, to znaczy: nie takie jak na filmach. Poduszka wydzielała zapach pleśni i Lizzi odnotowała w duchu, że on na pewno sypia też z Filipinką, bo wszedł tu jak do siebie. Także Hor-Hornsztyk ma swoje małe sekrety, nie tylko jego żona.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał.
Boi się – pomyślała zdumiona – boi się mnie. „Sędzia okręgowy zgwałcił dziennikarkę”. Tak, mogła mu zaszkodzić. Dostałaby nawet premię. Poczuła się dobra i silna. Zsunęła go ze swoich piersi, odgarnęła dłoń, którą zasłaniał sobie oczy, i popatrzyła na jasne brwi, pomarszczone powieki, rudawe piegi na ramionach i plamy pigmentowe, notując w pamięci każdy szczegół twarzy mężczyzny, który w końcu uwolnił ją od dziewictwa. Uśmiechnęła się do niego, pogładziła go po rzadkich, wilgotnych włosach.
– Musisz wrócić do gości – szepnęła.
– A co z tobą?
– Poradzę sobie.
Spojrzał na nią i wiedziała, że dopiero teraz naprawdę jej się przygląda. Żaden mężczyzna dotychczas tak na nią nie patrzył. Pozwoliła mu badać wzrokiem świeżą skórę, brązowe, nieco skośne oczy, krótkie czarne włosy, skręcone jak wełna barana, i olbrzymie plastikowe kolczyki, które nadal tkwiły w uszach i stanowiły jej znak firmowy.
Czuła się ładna. Wiedziała, że ma skórę o świetlistym odcieniu i że teraz, kiedy tak leżała, nawet jej płaskie piersi wyglądają na pełne i dojrzałe, przyciągają uwagę.
– Następnym razem nie będzie bolało – zapewnił.
– Wiem.
– Gdzie mieszkasz?
– Nie dzwoń do mnie, mój drogi. Przecież jesteś sędzią okręgowym.
Nagle się roześmiali i Lizzi spostrzegła, że teraz, kiedy zaczął rozumieć, że nie będzie miał kłopotów, odpręża się i uspokaja.
– Co robi twój szwagier? – zapytała.
– Pracuje u teścia. Handel winami.
– Nie lubi swojej pracy?
– Nie.
– Twoja szwagierka cię nie lubi.
– Zazdrości siostrze. Lubiczowie zdecydowali postawić na mojego konia.
– Może dlatego, że twój koń lubi biegać.
Spojrzał na nią zdziwiony, a potem nachylił się i pogładził kciukiem miękkie zakole między ramieniem i piersią, podniósł kolczyk i przesunął wargami wzdłuż nasady szyi, pomiędzy uchem a włosami. Usłyszała jego krótki oddech i wyczuła powracające pożądanie. Znad sufitu dochodziły taneczne dźwięki tanga Jalousie, a Lizzi zastanawiała się, czy jest jeszcze inne wyjście z domu, od strony basenu.
Читать дальше