Rety. Mama. Potarłam skronie (dziwnym zbiegiem okoliczności, nagle zaczęła boleć mnie głowa), zastanawiając się, na jakim kłamstwie przyłapała mnie tym razem.
– Cześć, mamo.
– Maddie, jak mogłaś? Las Vegas? Las Vegas! Teraz już wiedziałam.
– Mamo, to nie tak jak myślisz…
– I to po wszystkim, co dla ciebie robiłam! Wychowałam cię zupełnie sama, Maddie. Sama! Jak mogłaś mi to zrobić… – Urwała, przechodząc w zawodzenie bohaterki filmu Alfreda Hitchcocka, a po chwili usłyszałam, jak telefon wypadł jej z ręki.
Potem usłyszałam Podrabianego Tatusia. – Maddie?
– Cześć, Ralph. Co się dzieje?
– Cóż, w dzisiejszym „L.A. Informerze” ukazało się twoje zdjęcie. – Znowu? Pacnęłam się dłonią w czoło. Nie mają innych tematów? To był tylko jeden głupi cycek!
– O co chodzi tym razem? Czekaj, sama zgadnę. Zaręczyłam się z Marsjaninem, tak?
– Niee. Eee… – Urwał i odchrząknął. – Opublikowali cały artykuł o twoim zaangażowaniu w sprawę kolejnego morderstwa. W Las Vegas. Dali zdjęcie, na którym stoisz przed jakimś klubem o nazwie Victoria.
Zamknęłam oczy i powiedziałam w myślach naprawdę brzydkie słowo. Teraz dla odmiany publikowali prawdę?
– Słuchaj – ciągnął Podrabiany Tatuś. – Wiem, co te pismaki wyrabiają. Pamiętam, jak przykleili twoją głowę do ciała Pameli Anderson, kiedy napisali, że zaręczyłaś się z Wielką Stopą. Więc… – Urwał.
To urocze, że dawał mi możliwość wykręcenia się sianem, choć przyznam, że czułam się z tym trochę nieswojo. W ogóle dziwnie było rozmawiać o zamieszaniu z Larrym z Podrabianym Tatusiem. Kiedy zaczął spotykać się z mamą od razu wszedł w rolę ojca i naprawdę nieźle się w niej sprawdzał. Może i byłam za stara na wycieczki do zoo, ale miałam tyle darmowych manikiurów w jego salonie, ile chciałam. W moim świecie to oznacza miłość. Już sam fakt, że byłam w Las Vegas, sprawiał, iż czułam się, jakbym go zdradzała.
Na szczęście, nie musiałam odpowiadać, bo słuchawkę znowu przejęła mama.
– Jak mogłaś mnie tak zdradzić? – zaszlochała. Boże. Przewróciłam oczami.
– Mamo. Przykro mi. Musiałam tu przyjechać.
– Okłamałaś mnie, Maddie. Okłamałaś!
– Wybacz – powiedziałam, opierając ręce na biodrach – ale ty okłamywałaś mnie przez ostatnie dwadzieścia sześć lat. Mój ojciec nosi buty tancerki go – go! – Jedna z siwowłosych staruszek grających na automatach z Kołem Fortuny spojrzała na mnie, ale tylko na sekundę. W końcu to Las Vegas. Tu wszyscy noszą takie buty.
– Nie mogę uwierzyć, że wymyśliłaś tę bajeczkę o Palm Springs.
– Szczerze mówiąc, to Marco ją wymyślił. A wracając do tego, że nigdy nie raczyłaś mi powiedzieć, że mój ojciec jest transwestytą… masz pojęcie, ile listów wysłałam do Billy'ego Idola?
Nic co bym powiedziała, i tak by do niej nie trafiło. Moja matka, mistrzyni w wywoływaniu poczucia winy, była w swoim żywiole.
– Wychowywałam cię. Karmiłam i ubierałam. Zmieniałam ci zafajdane pieluchy…
Fuj!
– Mamo, przyjechałam tu tylko na kilka dni…
– …i tak mi się odwdzięczyłaś. Zdradą! Kłamstwem! Spodziewałabym się czegoś takiego po Larrym, ale po rodzonej córce? Jak mogłaś? – Mama zakończyła pytanie kolejnym skowytem, który zbudziłby umarłego.
– Mamo, przysięgam, dzisiaj wracam…
– Co zrobiłam nie tak? Gdzie popełniłam błąd, że wychowałam tak kłamliwe dziecko?
– Mamo…
– Zawiodłaś moje zaufanie, Maddie. Zawiodłaś moje zaufanie i złamałaś mi serce!
– Mamo, nie chciałam…
– I pomyśleć, że kupiłam ci fikusa!
– Mamo, ja…
Ale było za późno. W słuchawce zapadła głucha cisza. Mama się rozłączyła. Przywaliłam głową w bok automatu do gry.
– Au.
Schowałam telefon do torebki i wróciłam do recepcji, przy każdym kroku czując pulsujący ból głowy.
Chudy Jim meldował właśnie parę z czwórką małych dzieci. Każdy z berbeci wskazywał palcem w innym kierunku, wykrzykując, co chce zobaczyć najpierw.
– Hej! – przywołałam go.
Dał mi znak ręką, żebym zaczekała. Dopiero kiedy wręczył udręczonym rodzicom klucz do pokoju, podszedł do mnie.
– Co tam?
– Masz może „LA. Informera”?
– Nie wiem.
– A mógłbyś sprawdzić? – zapytałam, zmuszając się do uśmiechu. Chudy Jim westchnął dramatycznie, jakby wyświadczanie przysług kobietom z małym biustem absolutnie nie należało do jego obowiązków. Zajrzał jednak pod pulpit i chwilę później wynurzył się z egzemplarzem brukowca w ręku.
– Dzięki – wymamrotałam, biorąc od niego gazetę. Przebiegłam wzrokiem pierwszą stronę. Nagłówek głosił: „Domorosła pani detektyw na tropie tajemniczej śmierci drag queen”. Super.
W Tot Trots na pewno będą zachwyceni! Czułam wzmagający się ból głowy, kiedy czytałam resztę artykułu. Pod koniec byłam bliska migreny. Autor przypomniał krótko wydarzenia zeszłego lata, łącznie z przekłutą piersią, a potem napisał, że prowadzę dochodzenie w sprawie kolejnej tajemniczej śmierci, tym razem rzekomego samobójcy, który skoczył z dachu nocnego klubu w Vegas. Miał nawet czelność ostrzec wszystkie posiadaczki implantów w Vegas, żeby trzymały się ode mnie z daleka.
Obok tekstu znajdowały się dwa zdjęcia: jedno sprzed klubu i drugie, z wczorajszej wizyty w mieszkaniu Maurice'a. Wpatrywałam się w obie fotografie. Skąd w ogóle wiedzieli, że jestem w Vegas, nie wspominając już o tym, że odwiedziłam Maurice'a?
Spojrzałam na nazwisko autora. Felix Dunn. To ten sam facet, który nagrał mi się na sekretarkę w zeszłym tygodniu. Zerkając na jego małą, czarno – białą fotkę, uświadomiłam sobie również, że to jego widziałam za kierownicą niebieskiego dodge'a neona. Sukinsyn! Facet z neona był dziennikarzem.
– Przepraszam… – powiedziałam, znowu przyzywając Chudego Jima.
Tym razem meldował niskiego Azjatę i jego długonogą przyjaciółkę, której strój kazał mi się zastanawiać, czy w New York, New York wynajmują pokoje na godziny. Jim posłał mi rozdrażnione spojrzenie i dał znak palcem wskazującym, żebym zaczekała chwilę. Podejrzewałam, że gdyby mógł, chemie pokazałby mi inny palec: środkowy.
Kiedy obsłużył dziwną parę, podszedł do mnie.
– Co znowu?
– Potrzebny mi pokój. – Przechylił głowę.
– Czy przed chwilą się nie wymeldowałaś?
– Nie o to chodzi. Chciałabym, żebyś sprawdził, pod jakim numerem zatrzymał się jeden z gości. Felix Dunn.
Chudy Jim pokręcił głową.
– Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić.
– Nie rozumiesz. To wyjątkowa sytuacja. Ta historia jest prawdziwa. Nie jestem narzeczoną Wielkiej Stopy. Wyleją mnie z Tot Trots. Boże, może się skończyć tym, że znowu będę wyciskać cytryny w śmiesznym kapelutku, w barze z hot dogami. Zrozum, nie mogę wrócić do tych kapelutków!
Wpatrywał się we mnie zdumiony. Było jasne, że niczego nie rozumie. Pewnie myślał, że jestem szajbnięta.
– Przykro mi, to wbrew polityce hotelu. Nie ujawniamy numerów pokoi naszych gości. Ale jeśli chcesz, mogę przekazać wiadomość.
– Nie chcę mu przekazywać wiadomości. Chcę go zabić! – Niezbyt mi to pomogło.
Zamilkłam, a potem policzyłam do dziesięciu. No dobrze, do pięciu, bo w międzyczasie wpadłam na pewien pomysł. Postanowiłam spróbować innej taktyki.
– Słuchaj, jeśli nagniesz zasady, ten jeden, jedyny raz, postaram ci się to wynagrodzić.
Chudy Jim zmrużył oczy. – W jaki sposób?
Читать дальше