Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Największa Przyjemność Świata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Największa Przyjemność Świata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W Największej przyjemności świata Jacek Dąbała ukazuje dramatyczne losy pięknej córki polskiego multimilionera porwanej przez gang handlarzy kobietami. Poszukiwania prowadzi prywatny detektyw, Artur Brandt, były dziennikarz śledczy. Jeśli odnajdzie dziewczynę, otrzyma milion euro honorarium. Detektyw szybko odkrywa, że sytuacja jest bardziej skomplikowana niż wszyscy myślą…

Największa Przyjemność Świata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Największa Przyjemność Świata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Wierzę w to, a to nie to samo, co wiem – sparowałem jej natarcie, bo robiło się zbyt optymistycznie.

– A już miałam nadzieję… – uspokoiła się, choć nadal drżały jej dłonie.

– Musi pani nagrać rozmowy męża – poleciłem, nie tracąc czasu. – Dam pani trzy małe dyktafony. Proszę zostawiać je w pokojach, gdzie przebywa pan Radwan.

– A jak je zobaczy? – Pani Radwanowa miała głowę nie od parady. Jej ręce obejmowały w tym momencie kubek i prawie się nie poruszały. Na własne oczy zobaczyłem przykład narodzin stalowych nerwów po wypiciu kawy.

– Dyktafony proszę przykrywać kartką, gazetą albo serwetką – kontynuowałem. – W razie wpadki niech się pani nie przyznaje, że to pani sprzęt. Musimy zaryzykować, bo inaczej Nana z tego nie wyjdzie.

– Spróbuję – zgodziła się, a jej usta wpiły się w kubek z kawą. Niezłe miała ssanie jak na fałszywą kalekę. Po chwili wstała, wyrzuciła naczynko i wzięła z krzesła torebkę, do której wsunąłem dyktafony. Idź, babuniu, idź szybko do domu i nagraj, co trzeba, bo robię się niecierpliwy.

Rozdział 21

Trzy dni później, kiedy za oknami pojawił się pierwszy śnieg, sytuacja skomplikowała się bardziej, niż przed drugą wojną światową. Wstałem właśnie z łóżka po udanym pocałunku z Susan, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Byliśmy w moim mieszkaniu, zatem pofatygowałem się osobiście do wejścia. Nie muszę podkreślać, że narzuciłem na siebie szlafrok. Najciszej jak umiałem, podkradłem się do drzwi i zerknąłem przez wizjer. Walewski kiwał mi ręką w twarz, jakby wiedział, że właśnie go oglądam. Otworzyłem z irytacją. Instynkt podpowiadał mi, że dobrze zrobiłem. Mój współpracownik wszedł do środka, mruknąwszy na powitanie coś, co przypominało warknięcie bulteriera. Od razu zagłębił się w moim ulubionym fotelu i sięgnął po papierosy. Dopiero kiedy zobaczył ruch mojego palca wskazującego, schował paczkę do kieszeni kurtki. Czapkę z daszkiem położył na stoliku i wymownie popatrzył na drzwi mojej sypialni. Chyba zwąchał płeć przeciwną, bo z uznaniem pokiwał głową.

– Coś się stało? – przerwałem milczenie. Zanosiło się, że facet zostanie do obiadu.

– Radwan dostał napisany na komputerze list od porywacza – odpowiedział Walewski. – Do aresztu, żeby było jasne. Gnój żąda miliona euro za uwolnienie dziewczyny.

– Namierzyli go?

– List? – Było to pytanie z gatunku: „czy ja wyglądam na idiotę”. No i kłaniał się w pas pan Alzheimer.

– Nie, porywacza – wyjaśniłem cierpliwie.

– Nic nie mają – westchnął. – Radwana właśnie wypuścili. Ma dostarczyć pieniądze jutro o osiemnastej.

– Gdzie?

– Tamten zadzwoni i mu powie – odpowiedział Walewski. Woda z jego butów spływała wprost na mój puszysty jasny dywan, a pieniędzy na pralnię jak nie widziałem, tak nie widziałem.

– Policja kogoś podejrzewa? – zapytałem na wszelki wypadek. Walewski pokręcił przecząco głową. Cały czas łypał na drzwi mojej sypialni. Niby nic, a wyczuwało się w powietrzu hormony. Stałem koło okna, oparty o parapet i grzałem sobie siedzenie kaloryferem. Wtedy Walewski odebrał telefon, po którym w ciągu kilku minut znaleźliśmy się w moim subaru. Zadzwonił jeden z policjantów i nieoficjalnie poinformował, że są na tropie porywacza. Oniemiałem. Takie przełomy w śledztwie znałem do tej pory tylko z filmów. Jednak sprawy nie zbagatelizowałem. Okazało się, że właśnie szykowano obławę w okolicach Złotych Tarasów – do akcji wkraczało kilkunastu tajniaków. Porywacz zadzwonił i kazał dostarczyć pieniądze do jednego ze sklepów. Podał nawet nazwisko sprzedawcy. Gotówka miała być dostarczona w metalowej walizce z szyfrowym zamkiem. Kazał też Radwanowi natychmiast oddzwonić z telefonu stacjonarnego najbliższego sąsiada i osobiście potwierdzić, że wszystko jest jasne. Najwyraźniej chciał przeczołgać tatusia.

Zaparkowałem przed Pałacem Kultury, płacąc za tę przyjemność sporą forsę. Dochodziła dziesiąta, a ja jeszcze nie jadłem śniadania, co w moim wieku nie powinno się zdarzyć. Szedłem za Walewskim, a moje nozdrza atakował zatęchły zapach jego kurtki. On chyba nic nie czuł. Obejrzeliśmy sobie sklep, w którym Radwan miał zostawić pieniądze, po czym rozstaliśmy się na mniej więcej godzinę. Ja poszedłem na górę zjeść śniadanie w jednym z barków, a mój współpracownik został, żeby obserwować sklep. Wyglądało na to, że dobry policjant był po śniadaniu niezależnie od pory dnia.

Podgrzana bułka z serem i kawa ze śmietanką uspokoiły mnie. Zjadłem i obserwowałem mijających mnie ludzi. Niektórzy dopiero zapowiadali się na obywateli świadomych dziedzictwa narodowego, a inni najwyraźniej chcieli trafić kiedyś do więzienia, bo ubierali się za drogo i za wesoło, co nie podobało się urzędnikom państwowym. Zastanawiałem się, w jaki sposób porywacz zamierzał odebrać okup i zniknąć. Od czasu do czasu wydawało mi się, że rozpoznaję policyjnych tajniaków, ale pewności nie miałem. Klienci też chyba niczego nie zauważyli, bo szli przed siebie z wysoko podniesionymi głowami, zapatrzeni w wystawy i dobrobyt. Kiedy już zaczynałem się niepokoić o życie Walewskiego, dostałem sms z wiadomością, że Radwan zostawił pieniądze u jednego ze sprzedawców. Wstałem pospiesznie, położyłem parę monet na stoliku i poszedłem w stronę sklepu. W końcu chodziło o moją przyszłość.

Było kilka minut po jedenastej. Tłum coraz bardziej gęstniał. Siedzieliśmy z Walewskim przy stoliku w pobliskiej kawiarni i obserwowaliśmy wejście do sklepu. Stefan Radwan odjechał, zostawiając życie córki w rękach policji. Na mnie już prawdopodobnie przestał liczyć, bo nawet nie zadzwonił.

– Był z ochroniarzem? – zapytałem, popijając coca-colę z lodem. Wierzyłem, że wyglądam na faceta, który właśnie zleca hydraulikowi przykręcenie złotego kranu w ubikacji. Martwił mnie tylko mój niekompletny strój – w pośpiechu nie zdążyłem założyć skarpetek, co o tej porze roku na pewno zwracało uwagę.

– Był, jak zawsze – potwierdził Walewski. – Z szefem swojej ochrony. Obaj zostawili forsę w sklepie i wyszli.

– Tak po prostu? – zdziwiłem się, bo nie chodziło przecież o sto dolarów. Coś mi tu nie grało. – Może kogoś tu zostawili?

– Chyba nie – zaprzeczył Walewski. – Wiedzą, że policja ma sklep na oku. Nas też już zauważyli…

Pobyt w kawiarni przedłużał się. Kelnerka już po raz piąty podawała nam kawę i wyglądała na taką, co to wie o nas wszystko. A miała bestia nie więcej niż dwadzieścia lat. Rzucała w naszą stronę wzrokiem zbyt często, żebym tego nie zauważył. Dwa razy się do niej uśmiechnąłem, ale odpowiedziała mi czymś w rodzaju modlitwy za moją duszę. Wal się, gówniaro, pomyślałem z irytacją i przestałem być miły. Z teorii wiedziałem, że najtrudniejsze w pracy prywatnego detektywa jest czekanie. Teraz w praktyce dowiadywałem się, że samo czekanie może być jeszcze gorsze od teorii czekania. Czas dosłownie gryzł człowieka w cierpliwość, można było zwariować. Walewski znosił to o wiele lepiej ode mnie. Gapił się przed siebie i głośno siorbał kawę. Od razu było słychać, że nikt go nie wychowywał. Dobrze, że moja mama nas nie widziała, bo musiałbym się gęsto tłumaczyć z tej znajomości. Walewski przypominał człowieka, którego przygniotło nieszczęście o wadze co najmniej tony. W końcu, po trzech godzinach siedzenia w kawiarni, zadzwonił mój telefon. Pani Radwanowa z poświęceniem walczyła o moje honorarium. Wstałem od stolika i odszedłem na bok.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Największa Przyjemność Świata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Największa Przyjemność Świata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Największa Przyjemność Świata»

Обсуждение, отзывы о книге «Największa Przyjemność Świata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x