Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Największa Przyjemność Świata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Największa Przyjemność Świata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W Największej przyjemności świata Jacek Dąbała ukazuje dramatyczne losy pięknej córki polskiego multimilionera porwanej przez gang handlarzy kobietami. Poszukiwania prowadzi prywatny detektyw, Artur Brandt, były dziennikarz śledczy. Jeśli odnajdzie dziewczynę, otrzyma milion euro honorarium. Detektyw szybko odkrywa, że sytuacja jest bardziej skomplikowana niż wszyscy myślą…

Największa Przyjemność Świata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Największa Przyjemność Świata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Pan do mnie?

A do kogo, palancie? Przecież nie do spowiedzi, pomyślałem.

– Tak, zaprosił mnie pan na dziesiątą – odparłem, kierując się bez ceregieli do jego gabinetu. Wcześniej bywałem tam częściej, niż mógł to sobie wyobrazić. Udał, że coś sobie przypomina, pokiwał głową, co miało oznaczać, że stałem się kimś ważniejszym, niż byłem przed kilkoma sekundami. Kiedy usiedliśmy w fotelach przy niskim stoliku, prezes popatrzył na mnie śmiertelnie poważnie i zaczął:

– Ile lat pracuje pan w telewizji?

– Prawie sto – odpowiedziałem, przeczuwając z jego strony brak dobrych intencji. Udał, że tego nie usłyszał. Co on mógł wiedzieć o prawdziwej pracy dziennikarskiej, o ryzyku, napięciu i niepewności jutra? Gdyby naprawdę posmakował tego chleba, natychmiast dałby mi kontrakt na co najmniej sto tysięcy euro rocznie. I daję słowo honoru, żebym go podpisał. Dożywotnio, żeby uniknąć biurokracji. Prezes jednak niczego takiego nie zaproponował. Pogrywał ze mną, wierząc, że będzie siedział na tym stołku aż do ostatniej hemoroidy. Aż się prosił, żeby mu pokazać dół, w którym chowano telewizyjne marzenia.

– Poprosiłem pana, ponieważ osobiście chciałem panu powiedzieć, że rozwiązujemy redakcję reportażu… – Chciał mi to powiedzieć „osobiście”, dobre, prawda? Doskonale się nadawał do czytania bajek w przedszkolu. Robiłby to zawodowo.

– Czy to oznacza, że telewizja nie będzie już robić reportaży? – przerwałem mu głosem żałobnika.

– No, będzie… Z tym że musimy to wszystko zrestrukturyzować – odparł, nie patrząc mi w oczy. – Nowa redakcja, nowi ludzie, nowe spojrzenie, nowe czasy, panie Arturze – wyrecytował. No, no, gnida przypomniała sobie nagle moje imię. O nowych ludziach wiedziałem sporo. Przeważnie przypominali jesienną pogodę – śmiertelnie poważnie informowali pozostałych, że świat to dla nich za mało. Czasami trafiały do redakcji panie w stylu „kawa, papieros i nic”, innym razem panowie zakochani we własnym głosie. Panie zaprzyjaźniały się wyłącznie w celach programowych, a panowie nie zaprzyjaźniali się wcale. Za to jedni i drudzy bez przerwy nasłuchiwali. Właściwie można było odnieść wrażenie, że w telewizji pracują sami laryngolodzy. Nowi prezesi znajdowali ich w miejscach, których nie było nawet w Internecie.

– A co ze starymi ludźmi? – zapytałem. – Mam nadzieję, że dostaną podwyżkę i zostaną szefami nowych redakcji. – Znokautowałem gnoja jednym pociągnięciem. Wyprostował się, nastroszył piórka, znów pokiwał głową i odrzekł:

– Rozumiem pana rozgoryczenie, ale nie mamy wyjścia. Telewizja musi się zmieniać…

– Co mi pan proponuje? – wtrąciłem, bo nie chciałem, żeby zaczął mnie lizać po rękach.

– Może pan oczywiście zostać i składać swoje projekty, ale po rozwiązaniu redakcji będzie trudniej je realizować. No, chyba że sam pan odejdzie i zostanie niezależnym producentem…

– A zagwarantuje mi pan, że moje propozycje zostaną kupione? – To pytanie było gorsze niż wizyta u proktologa. Jegomość zaczął się nerwowo wiercić – tylko patrzeć, jak fotel zacznie dymić.

– Sam pan wie, że w takiej firmie trudno mówić o gwarancjach. – Uspokoił mnie z błyskiem w ślepiach. – Każda dobra propozycja zostanie kupiona – dorzucił szczerze jak złoto.

– A kto będzie decydował, która jest dobra? – Zanurzyłem go ponownie w szambie. Przebierał łapkami aż miło. Widać było, że jest to jego naturalne środowisko.

– To wszystko, co miałem do powiedzenia – urwał nagle z wyraźną irytacją. Nie pasowałem do układanki i właśnie mnie wyrzucali. Przestawały się liczyć moje osiągnięcia, moja pozycja w środowisku, zdolności, wiedza i kreatywność. Teraz już jako były dziennikarz śledczy, były znany reporter i scenarzysta seriali, mogłem tylko powiedzieć, co myślę o moim zwolnieniu. Gdybym jednak naraził prezesa na taki stres, pracownicy telewizji mogliby w tym miesiącu nie dostać wypłaty. Z nerwów odłożyłby długopis i poszedł na najdłuższe zwolnienie w historii nowoczesnej Europy. I kto by go zastąpił? Na świecie był tylko on jeden. Może dlatego nic nie powiedziałem. Wiedziałem, że wcześniej czy później się spotkamy, bo karuzela wróci do punktu wyjścia. Wtedy mu podziękuję. Olejek kamforowy na goły brzuch co pięć minut, a potem nacieranie i sauna. Wtedy dowie się, że są na tym świecie ludzie, którzy dobrze pamiętają historię.

Rozdział 3

Biuro Detektywistyczne otworzyłem nie dlatego, że swędziało mnie pod pachami i nie miałem co ze sobą zrobić, ale po to, żeby ochłonąć po zwolnieniu z telewizji i przygotować materiał do nowego filmu. Wyobraziłem sobie, że kolejny serial może wyrastać wprost z moich doświadczeń. Oczywiście innych niż te związane z reportażem o guamie, który o mało nie zrobił ze mnie czubka. Poza tym czułem, że powinienem zrobić coś całkowicie nieprzewidywalnego, coś, co wyrwie mnie z objęć frustracji. Dla widzów nadal byłem sławnym scenarzystą, ale nie miałem pewności, czy dla nowych szefów telewizji będzie to miało jakiekolwiek znaczenie. Producenci zawsze musieli liczyć się z obstrukcją cięższą od lądowania w Normandii. Nadal sporo mogłem, miałem dobrych kolegów, znajomości i nazwisko, ale do pieszczochów losu było mi daleko. No i kupiłem sobie nowe subaru, żeby moja dawna dziewczyna, Sonia Riter, przez pomyłkę do niego wsiadła. Feminizm musiał dostać nauczkę i gotów byłem się poświęcić.

Usadowiłem się w moim wynajętym biurze z mosiężną tabliczką: „Artur Brandt. Prywatny detektyw – były dziennikarz śledczy. Przyjęcia 9.00-17.00” i czekałem. Oczywiście dwa tygodnie wcześniej zamieściłem w kilku dziennikach stosowne ogłoszenie. Jak na razie tłoku nie było, a telefon nie dzwonił. Żywiłem głęboką nadzieję, że interes zacznie się kręcić po wakacjach, we wrześniu.

Moje biuro miało dwa pokoje, kuchnię i niezwykle przyjazną toaletę z widokiem na ogródek. Toaleta była olbrzymia i w dodatku urządzona z takim przepychem, że śmiało mogła stanowić moją wizytówkę. Stare warszawskie budownictwo zadbało o to, żebym poczuł się w centrum miasta, przy ulicy Wspólnej, bardzo komfortowo. W pokoju blisko wejścia znajdowało się biurko dla mojej przyszłej sekretarki, regał i szafki na dokumenty. Dalej, w moim gabinecie, do głosu dochodził już powiew luksusu i dobrego smaku. Klient po wejściu widział otoczenie rasowego detektywa, człowieka, który od urodzenia węszy i uszczęśliwia ludzi: stare biurko, lekko sfatygowany fotel, krzesła ze skórzanymi obiciami, duży stół dla co najmniej dziesięciu osób, żyrandol sprzed wojny, lampkę, regał z książkami po poprzednim właścicielu, spory barek z alkoholem i packę na muchy. Fajne warunki pracy, że tak powiem. Telefon i komputer też były, ale powiedzmy szczerze – pasowały tu jak młoda żona do starego zgreda.

Zadzwoniłem do mamy, bo gotowa była opuścić Stany i najechać mnie z obiadem. Odebrała osobiście, co mogło oznaczać, że przejęła władzę w Białym Domu.

– Jak ci tam jest, mamo? – zapytałem dla przyzwoitości.

– To piękny kraj – usłyszałem w słuchawce. – Ludzie są tutaj mili, a policja szybko reaguje…

– Ktoś cię napadł? – przestraszyłem się.

– Ciągle kogoś napadają, ale tutaj nikt się tym nie przejmuje – podniosła mnie na duchu.

– Słyszałem, że dzieciaki strzelają tam do siebie w szkołach – zagaiłem, przyznaję, dość złośliwie.

– Źle się odżywiają. Ich mózgi inaczej pracują – wyjaśniła mama. Jej komentarz z pewnością mógł kandydować do Nagrody Nobla z biochemii.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Największa Przyjemność Świata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Największa Przyjemność Świata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Największa Przyjemność Świata»

Обсуждение, отзывы о книге «Największa Przyjemność Świata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x