Widząc, że w oczach Walsera błysnęły łzy, Cornelius podsunął staruszkowi czarkę.
– Niechże się pan tak nie przejmuje! Mnie przecież zupełnie wszystko jedno, o czym pisze pański Zamoleus. Najważniejsze, żeby pan był zadowolony. Jest pan?
– O tak! – wykrzyknął Walser, a łzy w jego oczach obeschły w jednej chwili. – Tekst przeszedł moje najśmielsze oczekiwania! To obali…
– No dobrze – przerwał mu kapitan. – Pan jest zadowolony, ja także. A moja propozycja pozostaje w mocy. U mnie w zamku albo w jego sąsiedztwie zawsze znajdzie się dla pana wygodne schronienie. Wypijmy za to!
– Ach, niechże pan z tym chwilę poczeka! – Zniecierpliwiony aptekarz aż klasnął w dłonie. – Naprawdę nie chce się pan dowiedzieć, jakiego skarbu poszukiwałem tak długo, z takim uporem, narażając życie własne i pańskie?
– Ależ tak, jestem bardzo ciekaw. Po prostu chciałem powiedzieć, że wcale nie mam panu za złe tego żartu z kamieniem filozoficznym. Dobrze mi tak, nieukowi.
– Niechże pan posłucha.
Walser przesunął ręką po twarzy, jakby chciał włożyć albo – przeciwnie – zdjąć maskę. Kiedy znów spojrzał na swego rozmówcę, temu wydało się, że aptekarz naprawdę ściągnął maseczkę dobrodusznego, śmiesznego dziwaka. Teraz spoglądał na Corneliusa człowiek zdecydowany, pełen namiętności i determinacji. Niebieskie oczy starego medyka rzucały takie błyskawice, że z twarzy kapitana natychmiast zniknął pobłażliwy uśmiech.
– Ta księga – zaczął cicho Adam Walser – to zbawienie ludzkości. Ani mniej, ani więcej. Nieoświeconemu i nieprzygotowanemu umysłowi może wydać się straszna. Ba, nawet dla uczonego męża, jeśli jego rozum nie dojrzał, a dusza znajduje się we władaniu fałszywych wierzeń, niebezpieczna będzie lektura tej książki. Pastor Saventus, który był wykształconym i zdrowo myślącym, jak na swoje czasy, człowiekiem, także nie wytrzymał, uciekł, dokąd oczy poniosą. Przestraszył się nie rosyjskiego cara, lecz tego rękopisu.
– A cóż w nim jest takiego? – zapytał kapitan, bojaźliwie spoglądając na Zamoleusa, i na wszelki wypadek odsunął się nieco od stołu.
Ale aptekarz jakby nie słyszał pytania – ciągnął swoją opowieść monotonnym, przytłumionym głosem, a jego oczy były teraz na wpół przymknięte.
– Oszukałem pana, kiedy powiedziałem, że znalazłem zapiski Saventusa na heidelberskim uniwersytecie. Naprawdę natknąłem się na nie w archiwum inkwizycji w Mediolanie, gdzie czytałem stare protokoły z przesłuchań heretyków, których święci ojcowie skazali na stos. Takim przywilejem obdarzył mnie kardynał Litta za to, że wyleczyłem go z hemoroidów. Saventus trafił do lochów inkwizycji wkrótce po ucieczce z Rosji, w 1565 roku. Przeżycia najwidoczniej pomieszały mu trochę w głowie. Jadąc przez Europę, za dużo gadał. Skończyło się donosem i ciemnicą, z której wyjść już nie było doktorowi sądzone.
– Ale od czego zwariował?
Tym razem pytanie zostało usłyszane.
– Pamięta pan, mój drogi Corneliusie, mówiłem panu, że w tajemniczej skrzyni konstantynopolitańskich bazyleusów przechowywane są wczesnochrześcijańskie księgi heretyckie? To właśnie jedna z nich, najsłynniejsza, której nikt nie widział od przeszło tysiąca lat, tak że pozostały po niej jedynie mgliste podania.
– Heretycka księga? – powtórzył rozczarowany von Dorn. Już się nie bał zbliżyć do stołu. – A to dopiero!
– Czy wie pan o tym – zniżył jeszcze bardziej głos aptekarz – że naprawdę ewangelii było nic cztery, lecz pięć? Piąte opisanie żywota syna cieśli Józefa sporządził apostoł Judasz. Tak, tak, właśnie ten Judasz.
– A czyż on nie powiesił się wkrótce po ukrzyżowaniu Chrystusa?
– Świadectwa na temat śmierci tego, który wydał Jezusa sanhedrynowi, są sprzeczne. Ewangeliści utrzymują, że się udusił. W Dziejach Apostolskich czytamy, że zdrajca, potknąwszy się na równej drodze, „rozpukł się na poły, i wypłynęły wszystkie wnętrzności jego” [60]. A u Papiusza z Hieropolis mówi się, że Judasz dożył sędziwych lat, zmarł zaś na tajemniczą chorobę: jego ciało straszliwie obrzmiało i zaczęło odrażająco cuchnąć, tak że ludzie wzdragali się zbliżyć do cierpiącego. Papiusz był uczniem apostoła Jana i mniej więcej rówieśnikiem Judasza. Jego świadectwo można uznać za wiarygodne. Znaczy to, że Judasz przeżył długie życie. Człowiek ów, który blisko znał Jezusa i sprowadził nań zgubę, zostawił szczegółowy opis życia tak zwanego Zbawiciela. Piąty ewangelista nie tylko wyjaśnił, dlaczego położył kres mesjanizmowi Jezusa (zrozumiałe, naturalnie, że nie chodziło o trzydzieści srebrników), ale i opowiedział o Nazarejczyku całą prawdę, bez fałszu i upiększeń. W początkach chrześcijaństwa ten tekst przechodził z rąk do rąk i sprawił, że wielu odwróciło się od nowej wiary. Potem, w czasach cesarza Konstantyna, który uczynił chrześcijaństwo religią państwową, ewangelia Judasza nagle zniknęła. Teraz wiadomo, gdzie się podziała – wszystkie odpisy zostały zniszczone, a oryginał ukryto w tajemnym księgozbiorze cesarskim.
Zaglądanie do manuskryptu groziło potępieniem duszy, ale unicestwić starożytnego świadectwa basileusowie także nie mieli odwagi.
– To znaczy, że są tam jakieś oszczercze słowa, jakieś zarzuty pod adresem Zbawiciela? – Von Dorn ściągnął brwi. – I co z tego? Któż uwierzy kłamstwom podłego zdrajcy?
– Kłamstwom? – Walser uśmiechnął się. – W protokole z przesłuchania Saventusa był dopisek inkwizytora: „Owo bluźniercze dzieło, zwane Ewangelią Judasza, jest ponad wszelką wątpliwość tworem łowcy dusz; Szatana, jako że nawet w postaci ustnego przekazu rodzi nieprzepartą pokusę, by zwątpić w boską naturę Pana naszego Jezusa”. Miałem mało czasu, a tekst czyta się trudno, przebrnąwszy jednak przez pierwsze cztery stronice, dowiedziałem się już o Jezusie takich rzeczy, że sens wszystkich jego poczynań ukazał mi się w zupełnie nowym świetle! – Aptekarz nie mógł złapać tchu ze wzburzenia. – Jeśliby objawić światu tylko te cztery stronice, cała wiara chrześcijańska zachwiałaby się w posadach! A najbardziej porażająca jest myśl, że gdyby wyprawić się do Ziemi Świętej, to bardzo możliwe, że jeszcze i dziś można by odnaleźć dowody na potwierdzenie prawdziwości słów ewangelisty! Wie pan, kim w rzeczywistości był Jezus z Nazaretu i czym się zajmował przez pierwszych trzydzieści lat swego życia?
– Nie wiem i nie chcę wiedzieć! – wykrzyknął von Dorn. – To znaczy, nie, wiem i nie pragnę wiedzieć nic innego! Zbawiciel był synem cieśli i pomagał ojcu, a potem wyruszył, by głosić prawdę. I niech się pan nie waży twierdzić inaczej!
Walser roześmiał się z goryczą.
– Otóż to, tak samo ślepi są wszyscy inni chrześcijanie. Bardziej cenicie sobie mroki niewiedzy niźli światło prawdy. Dobrze, dobrze, niech pan nie zatyka uszu. Nie będę panu nic opowiadał o Chrystusie. Proszę lepiej posłuchać, czego mi się udało dowiedzieć o losach Ewangelii Judasza w Moskowii. Pierwszy na tę straszną księgę natrafił Maksym Grek, który zaczął porządkować Liberię na polecenie wielkiego księcia Wasyla. Mnich natknął się na Matematykę jakiegoś nieznanego Zamoleusa i stwierdził, że tytuł jest fałszywy, gdyż treść dzieła stanowi heretycki tekst o życiu Jezusa. Powiedział o tym władcy, a ten, przerażony, polecił niezwłocznie zamurować na powrót całą bibliotekę w tajemnym lochu, Greka zaś zabronił wypuszczać z Rusi. Tak to Maksym dokonał żywota pośród moskiewskich śniegów. Potem, pół wieku później, zainteresował się Liberią żądny wiedzy Iwan. Długo poszukiwał tłumaczy, ale żaden z miłośników wszelkich ksiąg nie był dostatecznie wykształcony, by się podjąć tej pracy. Wreszcie nawinął się Saventus. Dość szybko trafił na fałszywego Zamoleusa i zaczął ex promptu, z hebrajskiego oryginału, tłumaczyć carowi tekst. Jak wynika z protokołu mediolańskiej inkwizycji, nie trwało to długo – zaledwie dwanaście dni. Na trzynasty Saventus, który zdążył już stracić apetyt i sen, rzucił się na oślep do ucieczki. Podczas śledztwa zeznał, że rosyjski car, wcześniej pobożny i bogobojny, zapoznany z treścią księgi, zachwiał się w wierze i zaczął zadawać obrazoburcze pytania. Jakie konkretnie, nie mogłem odcyfrować – te linijki protokołu, jak i wiele innych, były grubo zasmarowane atramentem. Największe wrażenie zrobiło na mnie jedno zdanie, które potrafię przytoczyć słowo w słowo: „Ewangelia przedstawia wszystko tak wyraziście i z tak wielkim prawdopodobieństwem – twierdził Saventus – że sam papież straciłby wiarę i zrozumiał, że żadnego Boga nie ma, a ludzie pozostawieni są jedynie sobie”. Sam papież! – Walser w natchnieniu wycelował palec wskazujący w niskie sklepienie. – A więc pastor uciekł z Moskwy, nieco poszkodowany na umyśle, ale i na carze Iwanie odbił się ten heretycki zamach na wiarę. Władca, dotąd rozumny, opanowany, wyrozumiały, nagle w 1565 roku uległ straszliwej przemianie, która spowodowała, że nadano mu przydomek Groźny. Takiego okrucieństwa, takich bluźnierczych czynów i nikczemności nie widział ten kraj od wiek wieków, nawet w latach tatarskiego najazdu. Obłąkany monarcha to szalał bez opamiętania, jakby chciał wypróbować boską cierpliwość – spójrz, Panie, na moje gorszące czyny i powstrzymaj mnie, jeśli istniejesz – to znów, przerażony własnymi niegodziwościami, zaczynał się kajać, umartwiać i pościć. Czytałem w kronikach, że Iwan wkładał na przemian czarne, czerwone i białe szaty. Gdy był ubrany na czerwono, krew lała się strumieniami. W czarnym odzieniu również siał śmierć, ale bez przelewu krwi – przez uduszenie lub spalenie. W bieli weselił się, ale tak, że ta jego wesołość wielu wydawała się gorsza od śmiertelnej kaźni… Liberię zaś car kazał zamknąć na głucho w poszytym ołowiem, podziemnym lochu, żeby jego następcy nie popadli w równie zgubne rozterki i wątpliwości.
Читать дальше