Wszedł w Scribmastera, wyjaśniając dziewczynie, że to wspaniały program nowej generacji, opracowany specjalnie do badania starych rękopisów.
Baza danych zawiera trzy tysiące wariantów zapisu liter alfabetu łacińskiego, greckiego, hebrajskiego i cyrylicy, które Scribmaster potrafi odczytać i przetworzyć na dowolne współczesne pismo.
Z długiej listy Nicholas wybrał skoropis [42] 17 cent, a w oknie konwersji transform to zaznaczył iżyca. Zdecydował się na ten trudny do czytania, ale jedyny przydatny rodzaj pisma, jako że znajdowały się w nim litery nieużywane we współczesnej rosyjskiej ortografii. Znaki diakrytyczne, oczywiście, przepadną, ale to nic strasznego – i tak będzie można tekst odczytać.
Ałtyn z ciekawością obserwowała zabiegi magistra, dysząc mu prosto w ucho i od czasu do czasu nawet łaskocząc go w skroń swoimi krótko ostrzyżonymi włosami. Pachniała jednocześnie snem i poranną świeżością. Konieczne w tych warunkach skupienie wymagało od Nicholasa nieco wysiłku.
– No to zaczynamy. – Przeżegnał się i wcisnął enter.
– Jesteś wierzący? – zainteresowała się Ałtyn.
– Nie, właściwie uważam się za agnostyka. Ale to chyba nie zaszkodzi.
Odręcznie napisany tekst zniknął z ekranu, pojawiła się za to ikonka: staroświecki zegar, którego wskazówka powoli odmierzała sekundy. Pod koniec drugiej minuty obraz drgnął i nagle zamiast nieczytelnych kulfonów i zawijasów pojawił się drukowany tekst. Nicholas i Ałtyn mimowolnie pochylili się do przodu, nie zauważając nawet, że ich policzki się przy tym zetknęły, i wpili się wzrokiem w rzędy czcionek.
#obrazek2#
– Tak czy siak, to jakaś abrakadabra! – oświadczyła rozczarowana dziennikarka. – Ni cholery nie można zrozumieć.
Magister jednak odsunął ją niezbyt uprzejmie machnięciem ręki i dalej prześlizgiwał się wzrokiem po linijkach tekstu. Przeczytał i z powątpiewaniem pokręcił głową. Przeczytał jeszcze raz.
– Liberia? Liberia Iwana? – wymamrotał. – Czyżby chodziło o… Bzdura!
Ałtyn bacznie się w niego wpatrywała.
– Co? Liberia? Ta w Afryce? Tak?
Fandorin tylko ponuro gapił się w ekran, poruszając wargami.
Wówczas dziennikarka poczęstowała go silnym kuksańcem w bok. Łokcie miała ostre, więc zaskoczony Nicholas aż jęknął.
– Tłumacz, draniu! Bo zaraz umrę z ciekawości!
I Nicholas zabrał się do przekładu, opatrując go niezbędnymi komentarzami:
Spisane dla syna mojego Mikity kiedy dorośnie i zmądrzeje, a mnie już nie stanie lub Bóg nie pozwoli mi wrócić do Moskwy. Jeżeli nie zrozumiesz tych wskazówek albo nie zdołasz odnaleźć tego, co należy, widać taka wola boska, byś uniknął diabelskiej pokusy. A jeżeli znajdziesz, to na rany Chrystusa, weź tylko Liberię, która leży na spodzie w ałtyn-tołobasie. (Nie wiem, co to takiego). Zamoleusa zaś, przykrytego rogożą, nie waż się ruszać, bacząc na zbawienie duszy. (Nie mam pojęcia, o kogo może chodzić). Od Skorodomu (zapomniałem, co to jest, zdaje się, że nazwa wału ziemnego), od Kamiennej Bramy przejdź 230 sążni (sążeń liczy siedem stóp, a więc odległość wynosiła około 500 metrów) przez Czarną Słobodę w tym samym kierunku, w jakim się idzie od Skały Theo, naszego przodka, do Książęcego Dworu (hm, ciekawe. „Skała Theo” to pewnie Theofels, rodowa siedziba von Dornów. Ale „Książęcy Dwór”? Ach, tak! Musiał mieć na myśli Fürstenhof! Fürstenhof to sąsiednia miejscowość, gdzie kiedyś znajdowała się posiadłość książąt Hohenlohe! Ale jaki to kierunek? Zaraz sobie przypomnę, dwa lata temu obszedłem tam przecież wszystkie kąty w całej okolicy… Tak, pamiętam: z Theofels do Fürstenhofu trzeba iść na południowy wschód. No, no, ależ ten Cornelius jest ostrożny! Dobrze, jedźmy dalej)… do Książęcego Dworu, a tam zobaczysz drewniany dom, który ma tyle okien, ile córek miał nasz przodek Hugo Mocny. (Hugo Stark, czyli Mocny, żył w XV wieku. Wyczytałem w kronice rodzinnej von Dornów ze Szwabii, że miał trzynaście córek i tylko jednego syna. A więc musiało być trzynaście okien. Dziwna liczba, jak na moskiewską budowlę z XVII wieku). Jeżeli dom spłonął w pożarze, to nic takiego, jako że podbudówka (to znaczy fundament albo dolna kondygnacja) jest solidna. Kiedy tam wejdziesz, skieruj się w kąt północno-wschodni. Zobaczysz wąską kamienną płytę. Podnieś ją. Pod nią jest żelazny łańcuch i kuty pierścień. Pociągnij go, a otworzy się wejście do loszku z ziemną podłogą. Zanim tam zejdziesz, pomódl się do Pana naszego Jezusa Chrystusa. Kości ludzkich się nie przestrasz i za nic, na Boga, nie ulegaj grzesznej ciekawości i nie tykaj Zamoleusa. (Znowu ten tajemniczy Zamoleus!). Bądź posłuszny mojej ojcowskiej woli, bo inaczej na siebie i na cały ród ludzki ściągniesz nieszczęście. Odsuń księgę i… (Tu jest opustka. Ale to nie wina skanera – w tym miejscu moja połowa uległa uszkodzeniu, papier się przetarł. Powstała mała dziurka, na jedno, może dwa krótkie słowa. Poza tym dokument zachował się w doskonałym stanie. Sądząc z kontekstu, nie mogło to być nic istotnego, no, powiedzmy, na przykład „w imię boże” czy „z boską pomocą”. Ale co takiego strasznego było w tym Zamoleusie, przykrytym rogożą? Przed czym tak ostrzegał syna? Pewnie chodziło o jakiś przesąd. Tak, i teraz najważniejsze – końcówka)… znajdziesz Liberię Iwana. Niech cię Bóg błogosławi. Pisane w Kromiesznikach 3 maja 190 roku własną ręką Kornieja Fondorna. Podparłszy policzek pięścią, Nicholas zaczął głośno myśleć:
– To nie przesłanie duchowe, ale raczej jakaś instrukcja topograficzna, którą Cornelius w 1682 roku sporządził dla swojego syna, wówczas jeszcze, jak należy sądzić, małoletniego. Na czym się opiera moje przypuszczenie co do wieku Nikity? Otóż dokument został napisany nie po niemiecku, lecz po rosyjsku, co oznacza, że kapitan niewątpliwie założył rodzinę w Rosji. Przybył tu zaś w roku 1675, zaledwie siedem lat przed spisaniem wskazówek dla syna.
Magister zerwał się od stołu, chcąc trochę pochodzić, ale po dwóch krokach znalazł się już przy ścianie kuchenki. Dreptał więc chwilę w miejscu, wykonując jakieś niezborne gesty, po czym usiadł z powrotem.
– Szalenie interesujący dokument! Może rozwiać wiele dotychczasowych wątpliwości. Von Dorn pisze: gdy… mnie Pan do się powoła, do Moskwy wrócić nie zezwalając… To przecież wyraźne potwierdzenie wersji, że Cornelius rzeczywiście towarzyszył Matfiejewowi, który popadł w niełaskę, na zesłaniu i wrócił do Moskwy dopiero razem z bojarem! To już nie hipoteza, lecz fakt. Wystarczająca podstawa do napisania monografii!
Ałtyn bezceremonialnie ucięła naukowe uniesienia historyka:
– Do diabła z Matfiejewem i z twoją monografią! Lepiej mi wytłumacz, dlaczego twój prapradziadek, czy kim on tam dla ciebie jest, pisze zagadkami. Skała Theo, ten wielodzietny Hugo itede?
Nicholas wzruszył ramionami.
– Widocznie autor pisma nie chciał, żeby jego sens był jasny dla kogoś obcego. Z pewnością przekazał swemu małemu synkowi rodzinne legendy von Dornów – opowiadał mu o zamku, o przodkach, dlatego też Nikita powinien zrozumieć ojcowskie wskazówki. Dziwne, że rosyjski kronikarz naszego rodu, Isaakij Fandorin, nie przytacza tych podań – ja poznałem je, dopiero gdy badałem historię von Dornów ze Szwabii. Prawdopodobnie, kiedy Cornelius zmarł, Nikita był jeszcze małym chłopcem, nie zapamiętał opowieści ojca i dlatego nie mógł przekazać ich swoim potomkom.
Читать дальше