Pewien skryba z Cudzoziemskiego Prikazu, Sieńka Kononow (który von Dornowi wydawał swego czasu pisemne zezwolenia na odbiór prowiantów), przez pomyłkę opuścił literę w jednym z carskich tytułów. Za to obcięto mu, zgodnie z przepisami, prawą dłoń. Tak go ukarano za znieważenie wielkiego władcy. W kikut wdała się gangrena i nieszczęsny Sieńka wyzionął ducha pośród straszliwych męczarni.
Albo pewien muszkieter z najlepszej w pułku pierwszej kompanii, której powierza się ochronę ulic podczas przejazdów cara ze swoją świtą, Jaszka Riebrow. Bez złych intencji, przypadkowo upuścił muszkiet podczas pełnienia warty przy Bramie Spaskiej. Broń, najnowszej konstrukcji, ze skałkowym zamkiem, uderzywszy o bruk, wypaliła. Nikomu nie stała się krzywda, kula poszła w powietrze, a jednak uznano za przestępstwo wagi państwowej strzał oddany w pobliżu miejsca, gdzie przebywa jego carska mość. I zamiast wychłostać Jaszkę za niedbalstwo albo wtrącić do lochu na trzy dni, oddano go katu. Ten odrąbał mu prawą rękę i lewą nogę. Nikogo nie obchodziło, jak nieszczęsny, okaleczony chłopak teraz sobie poradzi.
Z początku Cornelius był przerażony straszliwą surowością moskiewskich praw, ale z czasem zauważył, że ludzie potrafią się jakoś do tego przystosować i naruszają owe prawa o wiele częściej, niż to się dzieje w Europie, gdzie przestępstwa, zwłaszcza wynikające z zaniedbania czy niedoskonałości człowieczej natury, osądza się znacznie pobłażliwiej. I porucznik doszedł do następującego wniosku: jeżeli przepisy prawa są przesadnie surowe, ludzie ich nie przestrzegają – zawsze znajdą drogę, by je obejść. Kropla drąży kamień, a trawa przebija się przez ceglany mur.
Czego jak czego, ale chytrości i sprytu można się było od Moskowitów uczyć. Weźmy choćby najzwyklejsze, pospolite wykroczenie: ktoś wpadł w długi i nie może zwrócić pieniędzy. W Moskwie kogoś takiego aresztuje się i poddaje publicznie karze chłosty. Trwa to godzinami, batożą nieszczęśnika po kostkach, dopóki nie pobiegnie z rykiem oddać się w niewolę za długi, byleby uniknąć razów. W ciągu lat swojej żołnierskiej służby von Dorn tylko raz popadł w długi, których nie był w stanie spłacić; gdyby wymierzono mu za to karę wedle rosyjskich obyczajów, już dawno skończyłby na galerach, dzwoniąc łańcuchami i wiosłując do utraty sił.
Tak, tak to jest, ale co sprytniejsi mieszkańcy Moskwy w przeddzień stawienia się na publiczną chłostę za długi idą na Pałaszowkę [29], gdzie mieszkają kaci, by przekupić swojego oprawcę pieniędzmi czy postawem sukna, a wtedy ten w zamian za łapówkę daje skazanemu kawałki blachy, by je sobie wsunął za cholewy. Człowiek tak zabezpieczony może wytrzymać nawet długotrwałą chłostę.
Kobiety też, jeśli mają silny charakter i głowę na karku, nie pozwalają się łatwo skrzywdzić. Pułkownik Libenau opowiadał z rozbawieniem, w jaki sposób księżna Kuczkina uwolniła się od niekochanego i okrutnego męża. Szepnęła tu i ówdzie w carskich komnatach, że książę zna jakieś czarodziejskie zaklęcie przeciwko podagrze. Car akurat już któryś dzień z rzędu siedział na tronie z obwiązaną nogą, niemal płacząc z bólu i złości, tak go zmogło paskudne choróbsko. Dworskie mamki pobiegły do carycy z nowiną. Ta bezzwłocznie powiadomiła dostojnego małżonka, że książę Kuczkin wie podobno, jak zamówić podagrę, i sam stosuje ów sposób, ale trzyma go w tajemnicy przed innymi. Wezwano więc rzekomego uzdrowiciela w wysokie carskie progi. Książę płakał, bożył się, że nic nie potrafi poradzić. Aleksy Michajłowicz nakłaniał go, by zdradził owo zaklęcie, obiecywał wielką nagrodę, a kiedy namowy nie przyniosły żadnego skutku, gniew gromowładnego monarchy zwrócił się przeciwko księciu. Za czary, a przede wszystkim za złośliwy upór, wybatożono Kuczkina i zesłano go do klasztoru Sołowieckiego, gdzie miał odbywać dożywotnią pokutę. Księżna zaś, pozostając obecnie – mimo że mąż żyje – we wdowieństwie, bardzo jest zadowolona z takiego stanu rzeczy i ku rozrywce stworzyła sobie cały chór, złożony z urodziwych śpiewaków.
Jeśli człowiek żył w podłości i kłamstwie, miał za nic swój honor i dumę, płaszczył się przed możniejszymi i nie miał litości dla słabych, wiodło mu się w Rosji doskonale. I wielu cudzoziemców tak właśnie robiło. Wzorem holenderskich kupców, którzy w Japonii potrafią deptać krucyfiks, byle tylko dostać od pogan jedwab i porcelanę. A tu, w Moskowii, wystarczy, żeby pierwszy lepszy spryciarz przeszedł na ichnią bizantyjską wiarę – i od razu wszystkie drzwi stają przed nim otworem: może handlować, czym chce, kupować chłopów, wybrać posażną narzeczoną. Którzy spośród europejskich kupców najbardziej się tu bogacą? Nie ci uczciwi i godni zaufania, ale tacy, którzy w porę potrafią wsunąć łapówkę diakowi i oczernić konkurentów w oczach władz. A Cornelius, żałosny prostaczek, miał nadzieję, że zrobi tu czysty interes! Akurat z tymi dzikusami się dogadasz!
Fakt, z rudymi włosami na peruki „Laura” jakoś nic nie wychodziło. Pokazywanie włosów rosyjskie kobiety uważają za rzecz bezwstydną. Prędzej wystawią na widok publiczny całą resztę niż swoje kudły. I jak tu sprawdzić, która ma pod chustką czy czapką rude włosy, a która nie? Dziewczyny, co prawda, noszą warkocze, ale te uchodzą tu za panieńską chlubę. Im warkocz grubszy i dłuższy, tym jego właścicielka bardziej się ceni, choćby całą twarz miała w pryszczach. Taka nie odda swojej największej ozdoby za żadne pieniądze. Pozostawały jeszcze sprzedajne dziewki, które chodziły tu z gołymi głowami. Pełno ich w Moskwie, trudno się od nich opędzić, ale rudych spotyka się o wiele mniej niż w Holandii. Jak dotąd, Corneliusowi udało się kupić włosy w pożądanym odcieniu tylko od jednej z nich, kompletnie pijanej, za sztof wódki i pół kopiejki. Potem zobaczył, że były ufarbowane henną.
Mimo to pergaminowego zawiniątka z kosmykiem, które dostał na wzór, nie wyrzucał. W pułku chodziły słuchy, że wkrótce wojsko zostanie wysłane na północ, przeciwko staroobrzędowcom, którzy zamknęli się w swoich leśnych pustelniach, żegnają się nie tak, jak należy, i nie chcą płacić należnych podatków. Tam, w okolicach Wołogdy, podobno jest dużo rudych. Von Dorn już sobie wyobrażał, jak zdobywa swoje upragnione trofea. Nie, nie będzie obcinał warkoczy przy samej skórze, nie taki z niego okrutnik, może zostawić kobietom i dziewczętom ze cztery werszki ryżych kudłów. Za rok i tak im włosy odrosną.
A jeżeli nie poślą wojska do lasów na północy – trudno. Wtedy Cornelius zacznie działać wedle sekretnej Dyspozycji.
– Nowikow, stać spokojnie! Zaraz ci rozwalę ta świńska morda! Von Dorn podskoczył w stronę Mińki Nowikowa z czwartego plutonu. Ciężki los miał z tym chłopakiem – złym, okrutnym, postrachem innych żołnierzy. Podobno wczoraj Mińka złapał kota i żywcem obdarł go ze skóry – nieszczęsne zwierzę darło się na całe koszary. Śledztwa w tej paskudnej sprawie Cornelius jeszcze nie wszczynał. Jeśli okaże się, że to prawda, pośle Mińkę do pułkowego profosa, niech wlepi bestii sto pięćdziesiąt batów, żeby nie dręczył więcej niemych stworzeń i nie uwłaczał godności żołnierza. Także i teraz, ćwicząc sposób pozwalający się obronić przed przeciwnikiem, który chce zadać cios nożem, Nowikow umyślnie wykręcił rękę szczupłemu Juszce Chriaszczewatemu. Ten aż się skrzywił z bólu, ale bał się krzyknąć.
Trzeba było dać Mińce nauczkę. Cornelius kazał stanąć Nowikowowi na baczność i wytrzaskał go po gębie – niezbyt mocno, żeby nie złamać nosa i nie wybić zębów, ale do krwi. Mińka, choć stękał cicho, stał wyprężony. No nic, wyrodku, poczekaj, pod rózgami profosa jeszcze lepiej zaśpiewasz.
Читать дальше