Zachowanie Pietrakowicz też ostatecznie się wyjaśniło. W piwnicy unikała rozmów, bo Kogan tak jej kazał. A on myli się co do jej motywów. Iraida Pietrakowicz nie wypełniała jego rozkazów dla kariery. Pod koniec na pewno już się domyślała, że sprawa nie jest czysta – weźmy choćby polecenie, żeby zabić „radiotelegrafistę” i spalić jego zwłoki. Ale nawet okiem nie mrugnęła. Kiedy zaś ją aresztowano, i zrozumiała, w jaką historię wdepnęła, myślała o jednym: wcale nie o ojczyźnie, tylko o tym, żeby nie wydać swojego faceta. Miała w nosie to, że jest szpiegiem. Nie przestraszyła się Speclaboratorium, tylko tego, że grupa pojedzie do jej mieszkania, i Wasser wpadnie w zasadzkę. Wiedziała, że przyjdzie o drugiej. No więc postanowiła go za wszelką cenę uprzedzić. Mimo wszystko zakochana baba to oddzielny paragraf. Teraz, po wszystkim, Jegorowi zrobiło się nawet żal tej gadziny Pietrakowicz. Nie pożałowała życia dla kochanka, a on przyszedł do niej, żeby „po sobie posprzątać”. No i posprzątał…
Kiedy przeszukiwano aresztanta, szef i Jegor wyszli na korytarz, żeby zapalić.
– Tego się nie weźmie strachem – powiedział Październicyn. – Nie warto na próżno strzępić języka.
– A może naprawdę niech Narkom go przesłucha? Jeśli Wasser chce z nim rozmawiać, co?
– Narkoma nie ma. – Październicyn pokręcił głową. – Powiedziano mi, że w trybie nagłym wyleciał wizytować sztaby zachodnich okręgów. Kiedy wróci, nie wiadomo. Mam rozkaz zajmować się sprawami bieżącymi. No więc się zajmuję. I tę doprowadzę do końca, bądź pewien. Nie martw się, Jegor, za godzinę Wasser będzie śpiewał jak słowik.
Dorin w środku aż jęknął, ale postarał się, żeby pytanie zabrzmiało niedbale, profesjonalnie:
– Jaja czy oczy?
– W tym wypadku akurat metody fizyczne nie pomogą. Egzemplarz jest wyjątkowej twardości. Gdyby nie twoja bokserska reakcja, z całą pewnością połknąłby truciznę. Zaraz zakończą rewizję i zawieziemy go na Warsonofiewską. Popatrzysz, jakimi szczypcami łupie się tam twarde orzechy.
Lejtnant potakująco skinął głową, ale ciężko mu było na duszy.
* * *
Na razie jednak nic strasznego w Speclaboratorium się nie działo.
Z Grajworońskiego był, jak się okazało, bardzo kulturalny gość, no, istny doktor Ojboli. Aresztowanego nazywał „pacjentem”, starszego majora „kochaneczkiem”, a Jegora „młodym człowiekiem”.
Wasser był napięty, ale spokojny, kiedy strażnicy przywiązywali go do fotela. Nie mógł już ruszać głową, obserwował jednak, co robi człowiek w białym fartuchu.
Doktor akurat wyjął ze skrzynki strzykawkę, igiełka bryznęła cienką strużką płynu. Jegor nic złowieszczego w tym nie dostrzegł – oczekiwał czegoś straszniejszego, ale Wasser nagle zaryczał, zazgrzytał zębami i szarpnął się na fotelu tak wściekle, że pękł pasek krępujący jeńca na wysokości piersi.
Ale strażnicy czuwali. Skoczyli na niego, a zerwany pas zastąpili innym, podwójnym. Niemiec na wszelkie sposoby przeszkadzał lekarzowi zrobić zastrzyk – wykręcał nadgarstek, szarpał się, ale Grajworoński znał się na rzeczy: ścisnął gumową rurką rękę „pacjenta” i od razu trafił w żyłę.
Wasser momentalnie się uspokoił. Popatrzył w sufit i bezdźwięcznie zaczął ruszać ustami, jak gdyby się modlił albo coś sobie przepowiadał.
Jegor patrzył na to szeroko otwartymi oczami. Spodziewał się, że szpieg teraz zakwiczy z nieznośnego bólu, i wtedy zacznie się przesłuchanie.
Stało się całkiem na odwrót. Zamiast krzyczeć, Wasser nagle zmiękł, zamknął oczy, z ust pociekła mu ślina.
– Co pan mu wstrzyknął? – spytał Październicyn. – To nie jest podobne do KS, chloro…, jak jej tam?
– Chloraloskopolamina. Jeśli chodzi o określony przez pana cel, ten środek się nie nadaje. – Doktor nachylił się, uniósł szpiegowi powiekę. – Trzeba trochę poczekać… Jeśli dobrze zrozumiałem, potrzebne są panu długie i szczere zeznania pacjenta. KS natomiast działa na człowieka zbyt silnie. Funkcje kory mózgowej na tyle są osłabione, że zdolny jest odpowiadać wyłącznie „tak” albo „nie”. Dlatego zastosowałem nasz nowy preparat Cola-S, który rozwiązuje problem szczerości w sposób bardziej radykalny.
– Cola Es?
– Tak. To związek typu fenaminobenzedrynowego. Mówiąc w sposób uproszczony, jego działanie jest wprost przeciwne do efektu chloraloskopolaminy. Nie osłabiamy, ale na odwrót, sztuczce pobudzamy korę mózgu. W rezultacie pacjent wpada w podniecenie i euforię, owładnięty zostaje niepowstrzymaną gadatliwością. W tym stanie jest organicznie niezdolny do kłamstwa, pańskie zadanie polega na kierowaniu rozmowy w odpowiednią stronę. I prawidłowym formułowaniu pytań. Istnieje jedynie niebezpieczeństwo, że pacjent może pana, jak to się mówi, zagadać, nazbyt zagłębić się w temat. Proszę na to uważać i w porę mu przerywać. Widzi pan, seans szczerości do tego stopnia wyczerpuje mózg, że może trwać piętnaście, maksimum dwadzieścia pięć minut – u najbardziej wytrzymałych. Potem pacjent traci świadomość i następny seans możliwy jest nie wcześniej niż po upływie trzydziestu – trzydziestu sześciu godzin.
– Nie szkodzi – powiedział z przekonaniem starszy major. – Na pierwszą rozmowę wystarczy nawet piętnaście minut. Jedno pytanie – jedna odpowiedź. Reszta może poczekać. No jak, chyba już można?
Grajworoński znowu podniósł aresztantowi powiekę.
– Teraz już tak.
I jak nie chlaśnie skutego w policzek! Zaskoczony Dorin aż się wzdrygnął. Wasser poruszył się niespokojnie, zamrugał. Nie miał teraz błękitnych oczu, tylko czarne. Jegor nie od razu zrozumiał, że to źrenice tak się rozszerzyły.
– No, niechże pan rozmawia, proszę. – Doktor dobrodusznie kiwnął głową starszemu majorowi. – A ja pójdę, nie będę przeszkadzał.
– Nie, lepiej niech pan zostanie!
– Pokornie dziękuję. Mnie, kochaneczku, nadmiar sekretów nie jest potrzebny, mam dosyć swoich. A pan znakomicie da sobie radę beze mnie. Jak pacjent zanadto się zagłębi w temat, proszę mu wymierzyć policzek, to go powstrzyma. A jeśli zajdą jakieś nieprzewidziane okoliczności, proszę nacisnąć ten guzik. Od razu przyjdę.
Kierownik laboratorium pośpiesznie skrył się za drzwiami. Październicyn zawisł nad agentem, ujął go za ramiona i głośno, wyraźnie zapytał:
– Kiedy – Niemcy – mają – zaatakować – Związek – Radziecki?
Niemiec wpił się zębami w dolną wargę, jak gdyby chciał pozbawić ją możliwości ruchu. Usta zadrgały, zaczęły się skurcze, wargi się odęły, po czym samorzutnie buchnął z nich potok słów. Widok był okropny.
– O tym nie można mówić. Nie mam prawa. To tajemnica państwowa. Ale powiem panu. Wojna zacznie się za dziesięć dni. Rankiem dwudziestego drugiego czerwca. Wyobraża pan sobie? Za jakieś dziesięć dni wszystko się tutaj zmieni! – pobudzony Wasser zachichotał. – U nas na Łubiance wszyscy zaczną biegać jak oparzone wrzątkiem karaluchy. Wąsaty Wódz i mali wodzowie z grubymi tyłkami zaczną się chować w mysie dziury. Po niebie nad Moskwą zaczną krążyć setki junkersów. Plan ataku opracowali najlepsi stratedzy sztabu generalnego i naczelnego dowództwa. Grupa armii „Północ” uderzy przez kraje nadbałtyckie na Leningrad, grupa armii „Środek” – na Moskwę. Grupa armii „Południe” – na Kijów. Proszę mi rozpiąć pasy, to narysuję.
– Potem – wyszeptał zaskoczony Październicyn. – Nie teraz.
Jegor osłupiał; i po tej strasznej wiadomości, i po tak szybkiej – sekunda przecież wystarczyła – odpowiedzi na pytanie, nad którym tyle czasu biedziła się i specgrupa „Plan”, i wszystkie struktury wywiadowcze Związku Radzieckiego. To ci Speclaboratorium! Brawo, doktorze Grajworoński!
Читать дальше