Jerzy Edigey - Sprawa dla jednego

Здесь есть возможность читать онлайн «Jerzy Edigey - Sprawa dla jednego» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Sprawa dla jednego: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sprawa dla jednego»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zapadł zmierzch. Tego dnia wcześniejszy niż zazwyczaj, bo chociaż minęła dopiero połowa września, było chłodno, a czarne chmury wędrowały po niebie. Kilka razy dobrze popadało, lecz teraz, wieczorem, jezdnie i chodniki obeschły. Przy tak niepewnej pogodzie nikt bez wyraźnej potrzeby nie wychodzi z domu. Nic więc dziwnego, że na ulicy Wilczej, nawet na jej najruchliwszym odcinku, tym pomiędzy Marszałkowską a Kruczą, było dość pustawo.

Sprawa dla jednego — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sprawa dla jednego», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Mogę służyć pomocą. To mi szło zawsze najłatwiej. Dziwiono się też, że poszedłem na prawo, a nie na Politechnikę.

– Ostrożnie, bo gotowa jestem trzymać pana za słowo.

– Mówiłem najzupełniej poważnie. – Porucznik nie miał nic przeciwko temu, aby pomagać tak przystojnej uczennicy.

Rozmowa toczyła się gładko. Irena opowiadała o Wiedniu, którego oficer nie znał. Ciesielski z pewnym zdziwieniem stwierdził, że Stojanowska nie tylko oglądała wystawy na Kortner i Mariahilfe, ale również zdążyła obejrzeć piękne zabytki naddunajskiej stolicy i zwiedzić muzea oraz galerie obrazów. Była także w teatrze i na koncercie w filharmonii.

– Jakie to szczęście – dodała opowiadając o swoich wiedeńskich przygodach – że kiedy zostałam kelnerką w „Grand Hotelu”, przez kilka miesięcy brałam wraz z dwoma koleżankami lekcje niemieckiego. Dzięki temu nie zginęłam w Wiedniu.

Słuchając Ireny porucznik przypomniał sobie zgodne określenia ludzi, których niedawno przesłuchiwał: „Prymitywna dziewczyna z Targówka, nie umiejąca trzymać noża i widelca w ręce. Ubrana, że patrzeć nie można było. Ordynarna. Urządzająca karczemne awantury”. Ale to należało do przeszłości. Teraz przed oficerem milicji siedziała śliczna kobieta, ubrana tak, że mogłaby służyć za model, i prowadząca przyjemną, dowcipną rozmowę. O wszystkim i o niczym. Ta dziewczyna z Targówka chciała wyjść ze swojej sfery i udało się to jej znakomicie.

Irena spojrzała na zegarek. Dochodziła dziewiąta.

– Trzeba wracać do domu – powiedziała. – Wprawdzie nie chciał pan tego, ale bardzo dziękuję za miłe spotkanie. Mam nadzieję, że nie będzie ostatnie.

Ciesielski zapłacił. Wyszli z lokalu.

Wejście do kawiarni „Pod Kurantem” jest nie jak w innych tego rodzaju lokalach wprost z ulicy, ale z bramy. W bramie nie paliło się światło, a blask padający z ulicy jedynie w niewielkim stopniu rozpraszał ciemności.

– Niech pani uważa – ostrzegł porucznik – tutaj jest stopień.

Irena wyszła z drzwi pierwsza. Za nią oficer. Kobieta czekając na swojego towarzysza odwróciła się w jego stronę.

Nagle Ciesielski usłyszał jakieś ciche kroki za sobą. Zobaczył, jak Stojanowska wyciąga rękę w górę i robi szybki krok w jego stronę. W tej chwili uczuł uderzenie z prawej strony głowy i w prawe ramię. Cios sparowany kobiecą ręką chybił nieco celu. Oficer zachwiał się na nogach, ale jakoś utrzymał równowagę. Nawet zdołał się odwrócić, ale zauważył jedynie sylwetkę uciekającego mężczyzny, okrytego ciemnym płaszczem. Andrzej poczuł ogromny ból głowy i oparł się o ścianę.

– Jak się pan czuje? – Irena wzięła go pod ramię. Wyjęła z torebki chusteczkę i wytarła nią twarz oficera.

– Zranił pana gdzieś koło ucha – wyjaśniła – trochę krwawi.

– Głupstwo. – Ciesielski bagatelizował wypadek. – Gdyby nie pani błyskawiczna orientacja, mogłoby być dużo gorzej. Widziała go pani?

– Sylwetkę. Miał twarz zakrytą szalikiem i czapkę nasuniętą na oczy. Zobaczyłam, jak podbiega i podnosi rękę z jakimś czarnym przedmiotem. Chciałam zapobiec uderzeniu, nie bardzo się to udało, ale trochę zmieniłam i osłabiłam siłę ciosu.

– To był na pewno dwukilowy odważnik. – Andrzej usiłował się roześmiać. – Może go tu gdzieś porzucił. Miałbym drugi w swej kolekcji.

– Boli?

W głowie oficera łupało, jak gdyby pracowało tam ze trzech kowali, ale młody człowiek nadrabiał miną.

– Troszeczkę. Odprowadzę panią do domu i potem pójdę do pogotowia, żeby mnie opatrzyli.

– Naprawdę może pan iść? – dopytywała się Stojanowska.

– Nic się nie stało – brawurował Ciesielski.

Wyszli na ulicę. Doszli do Marszałkowskiej i zaczęli przecinać jezdnię. Porucznik stwierdził, że głowa boli go coraz bardziej, nogi robią się coraz słabsze. Z trudem przebył jezdnię i dalej posuwał się prawie po omacku, bo jakieś ciemne koła coraz szybciej wirowały mu przed oczyma. Idąca obok kobieta spostrzegła stan swojego towarzysza. Wzięła go mocno pod ramię i prowadziła coraz bardziej ciążącego jej mężczyznę. Po schodach na drugie piętro prawie go wniosła. Wprowadziła do pokoju i usadziła na wygodnym fotelu.

– Przepraszam – powiedział z wysiłkiem Andrzej – tak mi jakoś głupio. Przepraszam. Posiedzę tu chwilkę i zaraz sobie pójdę.

Irena przyniosła szklankę wody i jakąś pastylkę. Podała swojemu gościowi. – Proszę to połknąć i popić wodą.

Ciesielski pił łapczywie zimny płyn, ale gdyby nie stojąca obok kobieta, wypuściłby szklankę z ręki. – Dziękuję – powiedział i zemdlał.

Ocknął się po paru minutach. Ostrożnie otworzył jedno, a później drugie oko. Nie wiedział, gdzie się znajduje. Leżał wygodnie ułożony na czymś miękkim, przykryty lekkim kocem. Pomieszczenie było oświetlone małą lampką, trochę rozpraszającą ciemności. Przy nim siedziała jakaś postać.

„Umarłem i jestem w niebie” – pomyślał Ciesielski i zaraz sobie przypomniał przeczytane gdzieś zdanie: „Niebo nie istnieje w żadnym miejscu, ani w żadnym czasie. Czas i przestrzeń nie mają żadnego znaczenia. Niebo to doskonałość”.

Znowu otworzył oczy. Teraz świadomość już wróciła. Przypomniał sobie spotkanie „Pod Kurantem” z Ireną Stojanowską i późniejszy napad. A także drogę przez mękę, jaką był najwyżej dwustumetrowy spacer do mieszkania Ireny.

– Co to? Straciłem przytomność – Andrzej chciał usiąść na tapczanie.

– Proszę leżeć i nie ruszać się. – Stojanowską lekko przytrzymała chorego. – Zaraz zatelefonuję po pogotowie i do komendy.

– Nie trzeba. Nic mi nie jest – protestował porucznik, ale gdy tylko spróbował ruszyć głową, ból wykrzywił mu całą twarz.

– Jest pan ciężko ranny. Proszę leżeć spokojnie – powtórzyła Irena. – Już dzwonię. Obawiam się, że to wstrząs mózgu. Zaraz też zrobię okład z lodu.

– Nie, nie – ponownie protestował oficer. – Niech pani najwyżej zawiadomi podporucznika Szymanka.

– Jaki jest numer jego telefonu?

– 39-84-67 – powiedział Ciesielski i znowu zapadł w omdlenie.

Kiedy się obudził, w pokoju oprócz Ireny Sto janowskiej było pełno ludzi. Poczciwy przyjaciel na wiadomość o napadzie natychmiast zmobilizował aż dwa radiowozy i ściągnął lekarza milicyjnego. On właśnie pochylał się nad chorym.

– Wstrząs mózgu, ale mam nadzieję, że niezbyt groźny. Młody organizm i twarda czaszka. Sądzę jednak, że gdyby nie pani interwencja mogłoby być znacznie gorzej. Jak pani postępowała z naszym chorym?

– Dałam mu środek uspokajający i przyłożyłam lód na głowę.

– Bardzo dobrze – pochwalił lekarz – zaraz przyjedzie karetka i zabierzemy porucznika na Wołowską. Czy pani jest pielęgniarką?

– Nie. Ale kiedy chodziłam do powszechniaka na Kawęczyńską, Czerwony Krzyż zorganizował w szkole kurs na sanitariuszki. Poza tym my, dziewczyny z Targówka, zawsze umiałyśmy opatrzyć rozbity łeb brata lub założyć opatrunek, kiedy ktoś kogoś trochę drasnął nożem. To dla mnie nie pierwszyzna.

„Tak stale narzeka na ten Targówek – przemknęło porucznikowi przez biedną zmaltretowaną głowę – a w gruncie rzeczy jest z niego dumna”.

– Posłałem wywiadowców na miejsce wypadku – tłumaczył podporucznik Szymanek – ale niczego nie znaleźli. Nikt nic nie widział. Miałem przeczucie, kiedy mówiłem, żebyś wziął ze sobą obstawę. Mielibyśmy już bandziora w ręku. Ale ty nigdy nie słuchasz doświadczonych ludzi i potem są tego opłakane skutki.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Sprawa dla jednego»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sprawa dla jednego» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Sprawa dla jednego»

Обсуждение, отзывы о книге «Sprawa dla jednego» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x