Ostatnią szansą było zwrócenie się bezpośrednio do Maspero. Postanowiłam spróbować, choć nie liczyłam na sukces. Po powrocie do domu zamierzałam posłać państwu Maspero bilecik, wpraszając się do nich na herbatę. Uznałam, że sytuacja jest na tyle rozpaczliwa, iż usprawiedliwia odrobinę braku manier. Fatima jednak miała dla mnie liścik, który wszystko zmienił. Przyniesiono go niedawno, a nazwisko nadawcy bardzo mnie zaskoczyło. Był to pan Paul, fotograf.
Treść była jeszcze bardziej zaskakująca. Paul wyrażał żal, że nie miał okazji mnie poznać, wiele bowiem o mnie słyszał. Miał pewne istotne informacje, które mógł przekazać tylko mnie osobiście. Wyjeżdżał wieczornym pociągiem do Kairu i pytał, czy zechcę się z nim spotkać na stacji dla odbycia krótkiej rozmowy, która, był o tym przekonany, będzie dla mnie dość interesująca.
Nie muszę tu chyba opisywać myśli, które przewinęły mi się przez głowę, bo wnikliwy Czytelnik sam je zapewne przewidzi i równie łatwo domyśli się mojej decyzji. Jakżebym mogła nie pójść? Na zatłoczonym peronie, wśród czekających na pociąg turystów i miejscowych nic mi nie groziło, a moją nieobecność w domu mógł wytłumaczyć pierwotny zamiar udania się do państwa Maspero.
Zamiast eleganckiej sukni włożyłam na wszelki wypadek mój strój roboczy z pasem narzędziowym i wzięłam ze sobą najmocniejszą parasolkę. O celu wyprawy poinformowałam tylko Emersona. Nie sprzeciwił się, lecz postawił warunek, że musi mi towarzyszyć któryś z naszych ludzi.
Pod opieką Hassana, który szedł za mną w stosownej odległości, dotarłam na stację kwadrans przed odjazdem pociągu. Peron był jednym kłębowiskiem ludzi, krzyczących, biegających i przepychających się. Wybrałam sobie stanowisko pod ścianą budynku dworca i mocno ściskając parasolkę, przypatrywałam się bacznie tłumowi.
Pana Paula nigdy nie widziałam na oczy, ale kiedy się pojawił, od razu wiedziałam, że to on. Był w dość pospolitym garniturze z szarej flaneli w prążki i w okularach w złotej oprawce. Łysiejącą głowę porastały kępki siwych włosów. Szedł przygarbiony, powoli i sztywno, jak człowiek cierpiący na reumatyzm.
Kiedy jednak znalazł się bliżej, jego krok nagle się wydłużył, a sylwetka wyprostowała. Zupełnie jak w bajce, w której różdżka czarodzieja zmienia niedołężnego starca w księcia. Ledwie się powstrzymałam od głośnego okrzyku.
– Błagam, tylko nie krzycz – rzekł Sethos. – Jeśli to zrobisz, będę zmuszony cię powstrzymać w sposób dla mnie wielce przyjemny, ale od ciebie wymagający protestu. Pomyśl też o swojej reputacji. W objęciach nieznajomego, na peronie, w obecności tylu ludzi!
Ściana za plecami zabezpiecza człowieka przed podkradnięciem się przeciwnika od tyłu, lecz jednocześnie nie pozwala na ucieczkę, gdy stoi on bezpośrednio przed nami. Sethos oparł się dłońmi o mur, lekko zginając ramiona. Wiedziałam, co będzie, jeśli spróbuję podnieść parasolkę lub wyśliznąć się bokiem.
– Nie mógłbyś mnie przecież całować w nieskończoność – stwierdziłam.
Odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się cicho.
– Tak sądzisz? Uwielbiam ten twój rzeczowy styl, kochana Amelio. Większość kobiet na twoim miejscu zaczęłaby płakać lub zemdlała. Oczywiście, że mógłbym cię całować na tyle długo, by w tym czasie trafić palcami na pewien nerw i ucisnąć go, natychmiast pozbawiając cię bezboleśnie przytomności. Nie prowokuj mnie. Zaaranżowałem te spotkanie, bo chcę się z tobą pożegnać w okolicznościach romantyczniejszych niż ostatnio. Przypuszczam także, że chętnie zadasz mi kilka pytań.
– Poza tym chciałeś się popisać, prawda? – rzuciłam pogardliwie. – Twoje przebranie jest świetne, ale na pewno bym cię rozpoznała, gdybym mogła ci się przyjrzeć wcześniej.
– Być może. Dlatego na wszelki wypadek starałem się spędzać większość czasu wewnątrz grobowca. – Uśmiechnął się kpiąco. – Sporo się przy okazji nauczyłem o fotografii.
– A niech to! Tego wieczoru, kiedy sir Edward jadł z tobą kolację…
– …udzielił mi skróconych wskazówek na temat zagadnienia, w którym byłem zupełnym ignorantem – przytaknął Sethos. – Posiadam liczne talenty, ale fotografowanie do nich nie należy. Zdjęcia wykonane przeze mnie pierwszego dnia okazały się kompletną klęską. Były tak kiepskie, że postanowiliśmy, iż Edward będzie mi „asystował”. Odtąd tak naprawdę pracował tylko on. Obawiam się jednak, że część fotografii bardzo rozczaruje pana Davisa.
Tknęło mnie okropne przeczucie.
– Mój Boże! Czy to znaczy, że nie ma żadnej dokumentacji fotograficznej?! – zawołałam.
– Naprawdę tak bardzo obchodzą cię te cholerne… o, przepraszam… te grobowce, Amelio? – W jego uśmiechu nie było już kpiny, lecz przyjaźń i dobroć.
Odwróciłam głowę.
Rozległ się gwizdek konduktora i Sethos obejrzał się przez ramię.
– Oczywiście, że jest, Amelio. Ale nie mogę przekazać Davisowi wszystkich zdjęć wykonanych przez Edwarda, bo nawet taki smętny partacz jak on natychmiast się zorientuje, że części obiektów na nich widocznych nie ma już w grobowcu i w trumnie.
– Co takiego? Jak? Kiedy to zrobiłeś?
– W noc przed przyjazdem Maspero do Luksoru – odparł Sethos, a jego oczy za złotymi oprawkami rozbłysły. – Strażników nietrudno było przekupić, ale twój mąż miał szczęście, że Edwardowi udało się go przekonać, by pozostał wtedy w domu. Nie patrz na mnie z takim wyrzutem, droga Amelio. Okradanie grobowców to mój zawód, wiesz przecież.
– Co wziąłeś? I jak to…
– Obawiam się, że nie zdążę już odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. Ale zapewniam cię, że wyrządziłem znacznie mniej szkód od tych tak zwanych uczonych profesjonalistów o ciężkiej ręce. Dysponuję zespołem najlepszych na świecie renowatorów – czy też fałszerzy, jak pewnie byś ich nazwała – i zabytki, które zabrałem z grobowca, naprawdę są pod dobrą opieką. Dokumentacja fotograficzna także jest pełna. Pewnego dnia, kiedy nie będę już dbał o to, czy mnie ściga prawo, udostępnię to wszystko światu – i tobie. Zrobiłem to przecież dla ciebie, wiesz o tym dobrze. To głęboka prawda, że wpływ szlachetnej kobiety może zmienić na lepsze złego mężczyznę! Żegnaj, kochana Amelio. A raczej do zobaczenia.
Pociąg ruszył. Sethos pochylił głowę i przez chwilę myślałam, że… Nie potrafiłabym temu zapobiec. Jednak jego usta musnęły tylko moje czoło, a potem odwrócił się i pobiegł za pociągiem. Wskoczył na stopień wagonu i stamtąd posłał mi dłonią pocałunek.
Najbardziej pochlebiło mi chyba to, że przyjął za pewnik, iż nie zatelegrafuję do władz w Kairze. Wiedziałam, że kiedy pociąg tam dotrze, „pana Paula” i tak nie będzie już wśród pasażerów.
Czy pospieszyłam natychmiast do domu, by opowiedzieć wszystko Emersonowi i reszcie? Nie. Powiem im w odpowiednim momencie, bo przecież postanowiłam niczego przed nimi nie ukrywać. Ale ten moment jeszcze nie nadszedł.
Ostateczna katastrofa, jak wypada to określić, nastąpiła w piątek. Spośród naszego grona tylko Nefret dopuszczono do udziału w odsłanianiu mumii. Jak tego dokonała, nie wiem i wolę się nie dowiadywać. Kwalifikacje miała nie gorsze albo nawet lepsze od wielu obecnych tam osób, podejrzewam jednak, że to nie biegłości w zawodzie zawdzięczała zezwolenie Davisa i Maspero. Patrzyliśmy, jak nas mijają w drodze do grobowca: Maspero i Weigall, za nimi Ned z Davisem w tym jego idiotycznym stroju i wielkim kapeluszu, a na końcu nieodłączny pan Smith.
Читать дальше