Widok zniszczeń poczynionych przez burzę był bardzo przygnębiający. Ziemia schła szybko, lecz deszcz porył wzgórza głębokimi bruzdami, a wiele biedniejszych domów z oblepionej gliną trzciny zamieniło się w góry błota. Mieszkańcy Gurna tłumnie wylegli na przebiegającą przez wieś drogę, żeby oszacować szkody, a niektórzy zaczęli już je nawet usuwać.
– Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało – powiedziałam do idącego obok mnie Abdullaha.
– Mieli dość czasu, żeby opuścić domostwa, i mieli gdzie się schronić – stwierdził ze spokojem.
– To prawda, ale… – Zatrzymałam się nagle. Obok bezkształtnej hałdy ziemi siedziała w kucki kobieta. Kołysała się w przód i w tył, zawodząc przenikliwie. – Na Boga, Abdullahu, tu pewnie ktoś został przysypany! – zawołałam.
Okrzyk Abdullaha zaalarmował innych, ale było już za późno. Szli tylko kilka kroków przed nami, lecz nie zdążyli nic zrobić. Kobieta już wstawała, trzymając palec na spuście. Nie tracąc czasu na rzucenie pod moim adresem ostatniego przekleństwa, wystrzeliła trzykrotnie. Zaraz potem rzuciło się na nią kilku mężczyzn i powaliło na ziemię.
Słyszałam odgłos uderzeń pocisków, nie poczułam ich jednak, bo to nie w moje ciało trafiły. Czasu starczyło zaledwie na zrobienie jednego kroku i tylko jeden człowiek mógł go postawić. Abdullah runął na mnie, a ja pochwyciłam go w objęcia i razem padliśmy na ziemię. Słyszałam wokół podniesione głosy i widziałam biegnących do nas ludzi, lecz jak przez mgłę. Całą swoją uwagę skupiłam na starcu, którego głowę tuliłam w ramionach. Jego biała szata poczerwieniała na piersi, a plama rozszerzała się z zatrważającą szybkością. Nefret uklękła obok i zaczęła uciskać mocno dłońmi broczące rany. Nie musiałam nawet patrzeć na jej spopielała twarz, by zrozumieć, że nie ma nadziei.
Abdullah otworzył oczy.
– To ty, Sitt… – wyszeptał. – Czy ja umieram?
– Tak – odparłam i przytuliłam go mocniej.
– To… dobrze. – Jego oczy zachodziły mgłą, lecz wędrowały jeszcze przez chwilę po nachylonych nad nim twarzach. Ich widok sprawiał mu chyba przyjemność. Potem znów spojrzał na mnie i poruszył wargami. Pochyliłam się nisko, żeby usłyszeć jego szept. Myślałam już, że odszedł, jednak powiedział coś jeszcze: – Emersonie, strzeż jej. Niech się nie…
– Wiem, Abdullahu. – Mój mąż ujął jego dłoń. – Wiem, stary przyjacielu. Możesz odejść w pokoju.
Potem zamknął patrzące nieruchomo oczy Abdullaha i złożył mu ręce na piersi. Zrobiłam miejsce Daoudowi, Selimowi i Davidowi; mieli prawo być teraz przy nim. Wszyscy trzej płakali. Nefret szlochała na ramieniu Ramzesa, a Emerson odwrócił się, kryjąc twarz w dłoniach. Posępne spojrzenie Ramzesa napotkało moje ponad głową Nefret. Nie uronił ani jednej łzy – i ja także.
Bertha zmarła na skutek licznych obrażeń, łącznie z kilkoma ranami od noża. Niemożliwością było ustalenie, czyja dłoń zadała śmiertelny cios.
To, co się działo bezpośrednio potem, pamiętam niezbyt dobrze. Wróciliśmy do domu poczynić przygotowania do pogrzebu naszego starego przyjaciela, który miał się odbyć jeszcze tego wieczoru. Ubranie miałam lepkie od krwi, lecz nie chciałam przyjąć pomocy od Nefret. Wykąpałam się, przebrałam i poszłam do mojego pokoju. Reszta zgromadziła się w bawialni. W chwilach rozpaczy często szukamy pocieszenia u innych, ale tym razem nie życzyłam sobie niczyjego towarzystwa, nawet Emersona.
Chciałam się rozpłakać, jednak oczy wciąż miałam suche, a gardło tak ściśnięte, że ledwie mogłam przełykać. Usiadłam na skraju łóżka z dłońmi na podołku i wpatrywałam się w rzucone na krzesło ubranie.
Kiedy się poznaliśmy, niezbyt cenił i mnie, i kobiety w ogóle. Zmiana następowała tak powoli, że trudno było określić moment, w którym podejrzliwość zamieniła się w sympatię, a niechęć w przyjaźń i może jeszcze coś więcej. Pamiętałam dzień, gdy zaprowadził mnie do okropnej nory, w której uwięziono Emersona. Kiedy nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem, nazwał mnie „córką” i pogłaskał po głowie. Potem zebrał swoich ludzi i razem z nimi walczył o uwolnienie człowieka, którego kochał jak brata. Nie pierwszy i nie ostatni raz ryzykował wtedy życie dla jednego lub obojga z nas.
Wspominałam mojego zawsze nieobecnego i obojętnego ojca. Wspominałam braci, którzy mnie ignorowali i obrażali, dopóki nie weszłam w posiadanie pieniędzy ze spadku – jedynej rzeczy, którą kiedykolwiek dostałam od ojca. I myślałam o ciepłym uścisku Daouda, o czułej trosce Kadii, o ostatnich słowach Abdullaha. To oni byli moją prawdziwą rodziną, a nie ci nieczuli, obcy ludzie, z którymi łączyło mnie tylko nazwisko i krew. A jednak łzy wciąż nie chciały płynąć.
Przypomniałam sobie, jak bardzo bawiło staruszka konspirowanie ze mną przeciwko Emersonowi – a potem z Emersonem przeciwko mnie! Miał taki szelmowski uśmiech na twarzy, gdy mówił: „Wszyscy przychodzą do mnie. I każdy mówi»Nie mów innym«”. A potem zrzędził: „I znowu trup. Co roku nowy trup!” – i puszczał do mnie oko…
Właśnie takie wspomnienia ranią najmocniej. Tama nagle puściła i padłam na łóżko, zalewając się łzami. Nie słyszałam, jak otwierają się drzwi, i uświadomiłam sobie obecność drugiej osoby dopiero wtedy, gdy położyła dłoń na moim ramieniu. Ale to nie był Emerson, lecz Nefret. Miała mokrą twarz, jej usta drżały. Popłakałyśmy więc sobie razem, tuląc się w objęciach. W ramionach Emersona też wielokrotnie znajdowałam ukojenie, teraz jednak pragnęłam właśnie tego – drugiej kobiety, tak samo jak ja zrozpaczonej i niewstydzącej się łez.
Nefret obejmowała mnie, dopóki mój szloch nie przeszedł w pochlipywanie i nie zmoczyłam obu chusteczek, swojej i jej. Resztę łez otarłam dłonią.
– Dobrze, że to ty przyszłaś – stwierdziłam. – Emerson nigdy nie ma chusteczki.
– Naprawdę? – Wiedziała, że zażartowałam dla odzyskania równowagi, ale spoglądała na mnie z niepokojem. – Nie byłam pewna, czy mogę wejść… długo stałam pod drzwiami. Nie wiedziałam, czy będziesz chciała mnie mieć przy sobie.
– Jesteś moją ukochaną córką i zawsze chcę cię mieć przy sobie.
To ją znowu pobudziło do łez, więc i ja jeszcze trochę popłakałam, po czym musiałam szukać po szufladach kolejnych chusteczek. Przemyłam zaczerwienione oczy, przyczesałam włosy i udałyśmy się obie do salonu. Zastałyśmy tam Emersona z obydwoma chłopcami. David podsunął mi talerz z jedzeniem. Rozmawialiśmy o błahostkach, bo poważne tematy jeszcze za bardzo bolały.
– Szkoda tej szkoły – zauważyła Nefret. – Pewnie teraz ją zamkną.
– A może pani Vandergelt by ją przejęła? – podsunął Ramzes.
– Świetny pomysł! – ucieszyłam się. – Czy oni wiedzą… Czy ktoś zawiadomił Katherine i Cyrusa?
David podniósł głowę i spojrzał na mnie. Miał podkrążone oczy, ale wydawał się całkiem spokojny. Pomyślałam, że dojrzał i przybyło mu pewności siebie.
– Posłałem im wiadomość i odpisali, że przyjdą wieczorem – powiedział.
– To dobrze. – Odsunęłam nietknięty posiłek i wstałam. – Chodź ze mną, Davidzie, mam ci coś do powiedzenia.
Z kolekcji listów B
…a więc rozumiesz, moja kochana Lio – wszystko dobrze się ułoży! Ciotka Amelia napisze do Twoich rodziców i jestem pewna, że pójdą za jej radą.
Nie rozpaczaj z powodu Abdullaha. Gdyby mógł wybrać sobie rodzaj śmierci, na pewno by chciał właśnie takiej. Ciesz się raczej, że go znałaś, choć tak krótko, i że los oszczędził mu choroby i długiej agonii.
Читать дальше