Pogrzeb był bardzo wzruszający, chociaż dość dziwny. Kondukt prowadziło sześciu ubogich mężczyzn, w większości niewidomych. Nietrudno tu takich znaleźć, gdyż w tym kraju oftalmia jest niestety dość powszechna. Przez cały czas zawodzili: „Jest tylko jeden Bóg, a Mahomet jest Jego prorokiem! Boże, błogosław go i miej w swojej opiece!”. Potem szli synowie, siostrzeńcy i wnukowie Abdullaha, a za nimi trzech małych chłopców, niosących Koran i śpiewających słodkimi głosikami modlitwę czy też psalm. Słowa tej pieśni są bardzo piękne, ale pamiętam tylko fragment: „Wychwalam doskonałość Tego, który stworzył wszelkie formy. Jakże jest hojny! Jakże jest litościwy! Jakże jest wielki! Ochrania nawet tych, którzy zwracają się przeciwko niemu!”.
Profesor i Ramzes dostąpili zaszczytu niesienia mar, na których leżało ciało, owinięte w piękny całun. Dalej szły Fatima, Kadija i inne kobiety z rodziny, a na końcu my. Przyszli także Vandergeltowie, pan Carter, Ned Ayrton i nawet monsieur Maspero! Uznałam, że to bardzo miłe z jego strony. Profesor na szczęście był zbyt skupiony, żeby wdać się z nim w sprzeczkę. Ależ by się Abdullah uśmiał!
Po modlitwach w meczecie poszliśmy na cmentarz i złożono ciało do grobu. Zaprowadzę cię tam, gdy wrócisz do Egiptu. Grób jest bardzo ładny i świadczy o tym, jakim wielkim poważaniem cieszył się zmarły. Jest tam komora z cegieł, a nad nią shahid , czyli mały pomnik. Zabrałam stamtąd ciocię Amelię, zanim skończyli zakładać kamienne sklepienie i wypełniać otwór.
Myślę, że ciotka aż do tej chwili nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo staruszek był jej bliski, a ona jemu. Ktoś kiedyś powiedział, że klasę kobiety można poznać po mężczyźnie, który kocha ją tak, iż mógłby za nią oddać życie (jeśli nikt tego nie powiedział, przypisuję autorstwo sobie). Jak w takim razie ocenić ciotkę Amelię? Pozostało ich dwóch, ale do tej pory miała aż trzech: profesora (to oczywiste), Mistrza Występku i szlachetnego egipskiego dżentelmena – bo był w nim w istocie, jeśli nie z urodzenia, to z charakteru.
Zapytasz pewnie, co z Mistrzem Występku. Cóż, moja droga, wszelki słuch po nim zaginął. Profesor szukał go wszędzie, możesz mi wierzyć. Gdybyś widziała jego twarz, gdy ciocia powtórzyła mu część tego co jej powiedział Sethos! Tym razem niczego chyba przed nami nie ukryła i bardzo dobrze – bo przypuszczam, że jeszcze o nim usłyszymy. Powiem uczciwie, kochanie, marzę o tym, by go spotkać! Zachował się jak najprawdziwszy dżentelmen i chyba to najbardziej złości profesora. Wolałby, żeby Sethos postępował jak podlec, bo mógłby wtedy nim pogardzać.
Sir Edward także zniknął. Nie pokazał się już u nas, ale napisał do profesora list. Bardzo uprzejmy i zabawny, w każdym razie dla mnie. Dla profesora nie.
Drogi Profesorze oraz Pani Emerson,
Mam nadzieję, że wybaczą mi Państwo, iż opuściłem Ich tak nagle i bez formalnego pożegnania. Wiem, że zrozumieją Państwo moje pobudki. Błagam, żebyście dobrze się zastanowili, zanim złożycie na mnie oficjalną skargę na policji. Udowodnienie mi jakiegokolwiek przestępstwa będzie bardzo trudne, a cała procedura może się okazać nieprzyjemna i niepotrzebnie pochłonie cenny czas nas wszystkich.
Proszę o przyjęcie kondolencji z powodu śmierci Abdullaha. Nabrałem wielkiego podziwu dla tego człowieka, chociaż obawiam się, że bez wzajemności. O przekazanie wyrazów współczucia prosił mnie także pewien znany państwu dżentelmen. Ma on sobie za złe, że nie udało mu się w porę powstrzymać owej mściwej damy. Ponieważ na skutek podłej pogody nie dotarliśmy do Luksoru na czas, zdążyła się dowiedzieć o ucieczce Pani Emerson i mojej, zdała więc sobie sprawę, że gra skończona i że nasz przyjaciel jest już na jej tropie (zapewniam Państwa, że był w istocie). Do Gurna przybyliśmy zaledwie godzinę po tragedii. Mój przyjaciel prosił również o przekazanie Pani, że dla mężczyzny nie ma większego szczęścia niż umrzeć dla kobiety, którą kocha – z że on sam z pewnością by to zrobił, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie mogę powiedzieć, bym podzielał tę romantyczną postawę, lecz podziwiam ją.
Proszę o przekazanie moich ukłonów (nie ważę się na więcej) pannie Forth, a także synowi i jego przyjacielowi. Z niecierpliwością będę oczekiwał dnia, w którym spotkanie z Państwem znów stanie się możliwe.
Z wyrazami szczerego oddania
Edward Washington (ten prawdziwy)
Już w czwartek wróciliśmy do Doliny, gdyż nic tak nie łagodzi żalu jak intensywna praca. U Emersona dało się zauważyć znaczne osłabienie jego wcześniejszej porywczości. Brakowało mu Abdullaha tak samo jak nam wszystkim – trudno nam sobie było wyobrazić dalsze życie bez niego. Ale Selim radził sobie całkiem nieźle. Otaczał go taki sam autorytet, jakim cieszył się jego ojciec, i ludzie przyjęli jego kierownictwo bez szemrania. Trochę się jednak z nim przekomarzali, toteż oznajmił mi z wielką powagą, że zamierza zapuścić dłuższą brodę.
Życie musi się toczyć dalej, jak powiedziałam Emersonowi. (Nie przytoczę tu jego odpowiedzi). Radość z pracy przyćmiewała mu mordęga przy oczyszczaniu grobu numer pięć, zamieszanie spowodowane przyjazdem Maspero i innych badaczy, pragnących obejrzeć nowo odkryty grobowiec – oraz frustracja z powodu dewastowania przez Davisa jednego z najdonioślejszych odkryć w historii wykopalisk w Dolinie.
„Dewastacja”, podobnie jak „najdonioślejsze odkrycie” to określenia Emersona. Kiedy się czymś ekscytuje, jest skłonny do przesady. Na razie trudno oszacować wagę tego odkrycia, chociaż z pewnością ma ono ciekawe aspekty, a oczyszczanie wnętrza grobowca można było przeprowadzić z większą pieczołowitością.
W Dolinie zastaliśmy Neda Ayrtona. Usuwał rumosz z korytarza wejściowego. Emerson stanął na górze, podparty pod boki, i przyglądał się jego pracy z marsem na czole. Chyba każdy by w tym momencie wpadł w panikę.
– Profesorze… pani Emerson – zaczął dukać Ned – witam wszystkich… miło was widzieć. Przydałby się nam teraz Abdullah, prawda? Ale płytom nic się nie stanie, przekonacie się sami: podpieram je na bieżąco stemplami i bardzo uważam… Naprawdę… nie ma…
– Widzimy – zagrzmiał Emerson, patrząc na poznaczony strużkami wody pył na schodach. – Wczoraj padał deszcz. Lało.
– Niczego nie uszkodził – odparł Ned. Jego głos drżał, lecz wyprostował się i spoglądał śmiało w górę. – Naprawdę. Był tutaj pan Maspero i…
– Był tu? – zdziwił się Emerson.
Z pomocą nieszczęsnemu młodzieńcowi pospieszył Ramzes.
– Ojcze, nasi ludzie już pewnie przyszli – zauważył. – Nie chcesz sprawdzić, czy prawidłowo podparli sklepienie w rogu, zanim zaczną pracę? Selim to jednak nie Abdullah.
Poczucie obowiązku i troska o bezpieczeństwo robotników zawsze mają u Emersona pierwszeństwo, pozwolił się więc odciągnąć Davidowi i Nefret do naszego stanowiska.
Ramzes natomiast za zgodą ojca spędził ten dzień i następny z Nedem, chociaż nie bardzo wiedziałam, w czym miałby mu być pomocny. Jego relacja brzmiała niezbyt optymistycznie. Nie namawiałabym go oczywiście do kłamania, ale mógł przecież być mniej pedantyczny w opisie.
– Jeszcze przed ostatnią burzą w grobowcu było trochę wody – powiedział. – Albo pochodziła z kondensacji pary, albo przeciekła przez tę długą szczelinę w sklepieniu. Nie zrobiono niczego dla zabezpieczenia złotej powłoki na płytach. Ale uczciwie przyznam, że sam nie wiem, co można by zrobić. Jest niesamowicie delikatna i w większej części już się oddzieliła od podłoża. Porusza nią najlżejszy podmuch, nawet oddech.
Читать дальше