1 ...7 8 9 11 12 13 ...22 Przed 66 laty wrażenie, jakie obudził, było szczególnie głębokie, gdyż przypominam sobie – byłem wtedy zupełnie małym chłopcem – przeszukiwano dom na Staroszkolnej od góry do dołu. Stwierdzono, że istnieje rzeczywiście w tym domu pokój o oknach okratowanych, do którego nie masz 99 99 nie masz (daw.) – nie ma (nieosobowa forma czasownika). [przypis edytorski]
żadnego wejścia. We wszystkich oknach zawieszono bieliznę, żeby z ulicy można było od razu rzecz ocenić – i tym sposobem natrafiono na ślad rzeczywisty.
Nic więcej nie uzyskano. Pewien człowiek, chcąc zajrzeć do środka, spuścił się z dachu na linie. Zaledwie jednak zbliżył się do okna, lina się zerwała i nieszczęsny rozbił czaszkę o chodnik uliczny. Później, gdy badanie ponawiano, spoglądano w okno z pewnej odległości.
Ja sam spotkałem Golema blisko przed 33 laty. Wyszedł z tak zwanego domu przechodniego naprzeciw mnie tak, że szliśmy prawie tuż obok siebie. – Jeszcze dzisiaj nie mogę pojąć, co wtedy działo się we mnie. Każdy spodziewał się z dnia na dzień spotkać Golema. Lecz w danej chwili, na pewno – najpewniej, zanim go ujrzałem – zabrzmiał we mnie jakiś krzyk: Golem! I w tej samej chwili wynurzył się ktoś z ciemności bramy – i ów nieznajomy przeszedł koło mnie. W mgnieniu oka później wpadła na mnie fala bladych, podnieconych postaci, która zasypała mnie pytaniami, czy go widziałem. Gdym odpowiedział na pytania, spostrzegłem, że język mój, którego przedtem nie czułem, uwolnił się od kurczu. Byłem formalnie zdumiony, że mogę się poruszać i najwyraźniej uświadomiłem sobie, że w przeciągu jednego uderzenia serca znajdowałem się jakby w letargu.
Wiele i często myślałem o tym i zdaje mi się, że będę najbliższy prawdy, jeżeli powiem: zawsze w życiu pokolenia raz jeden przebiega błyskawiczna epidemia duchowa w dzielnicy żydowskiej, napada umysły żyjących w jakimś nieokreślonym celu, który dla nas na zawsze zostaje ukryty – i jak widziadło przybiera kontury jakiejś charakterystycznej istoty, która zapewne żyła tu przed wiekami i pragnie się ucieleśnić. Być może jest ona między nami, ale my nie uważamy jej za rzeczywistą. Podobnież nie słyszymy dźwięku drgającego kamertonu 100 100 kamerton – urządzenie wydające dźwięk o stałej wysokości, używane do strojenia instrumentów. [przypis edytorski]
, o ile nie dotkniemy nim kawałka drzewa, co je pobudza również do drgania. Być może jest to tylko coś niby psychiczny wytwór sztuki bez immanentnej 101 101 immanentny (filoz.) – zawarty w czymś. [przypis edytorski]
świadomości – wytwór sztuki, który powstaje tak, jak kryształ wyłania się z bezkształtności podług pewnego starego prawa. – Któż to wie?
Jak w parne dni do najwyższego stopnia rośnie naprężenie elektryczności, aż w końcu wywołuje błyskawicę: czyż nie mogło być tak samo, że z nagromadzonych tu i nigdy niezmieniających się myśli, które w Getcie zatruwają powietrze, również następuje gwałtowne, nagłe ich wyładowanie, eksplozja psychiczna, która naszą senną świadomość na światło dzienne niby biczem pędzi – tworząc tam błyskawicę naturalną – tu zaś widmo, które w wyrazie twarzy, ruchu i zachowaniu nieomylnie objawić się musi we wszystkich razem i w każdym z osobna, jako symbol duszy tłumu, o ile jesteśmy w stanie dokładnie rozumieć tajemniczą mowę form zewnętrznych.
I jak niektóre zjawiska zapowiadają uderzenie piorunu – tak i tu pewne groźne wróżby świadczą o bliskim zejściu tego widma do królestwa rzeczywistości. Kęs 102 102 kęs – tu: kawałek. [przypis edytorski]
opadniętego starego muru przybiera postać kroczącego człowieka, a w szronie na oknach tworzą się rysy stężałych twarzy. Piasek z dachu zdaje się spadać inaczej niż zwykle – i w nieufnym przechodniu budzi się podejrzenie, że jakaś niewidzialna inteligencja, która w obawie światła kryje się tajemnie, rzuca go na ziemię, próbując w sposób nieokreślony urobić zeń wszelkiego rodzaju postacie, wyłaniające się ku bytowi. Gdy oko spocznie na jednostajnej zmarszczce lub nierówności skóry, opanowuje nas zdolność, by wszędzie dostrzegać dziwne kształty, które w naszych rojeniach urastają do rozmiarów olbrzymich. I wciąż poprzez te schematyczne zakusy nagromadzonych myśli, które mają przeciągać skroś codzienności, niby czerwona nić płynie bolesna pewność, że nasza najbardziej wewnętrzna treść umyślnie a wbrew naszej woli bywa tu wysysana, aby z niej postać widma mogła być uplastyczniona.
Skorom usłyszał zapewnienie Pernatha, że był u niego człowiek bez zarostu, o skośnych oczach, natychmiast stanął w mojej myśli Golem, tak jak go widziałam wówczas. Stanął przede mną, jak gdyby wyrósł z ziemi. Na chwilę ogarnęła mnie głucha trwoga, że blisko mnie znajduje się coś niewytłumaczonego; taka sama trwoga, jaką raz przeżyłem już w swoich latach dziecięcych, gdy pierwsze groźne zapowiedzi, że Golem się zbliża, rzucały swe cienie.
Jest temu lat 66 i sprawa ta wiąże się z wieczorem, kiedy narzeczony mojej siostry przyszedł do nas w odwiedziny i kiedy miano oznaczyć dzień ślubu.
Żartem lano wtedy ołów. Ja stałem z rozdziawionymi ustami – i nie rozumiałem istoty tej zabawy. W bujnej swej wyobraźni dziecinnej łączyłem to z Golemem, o którym często słyszałem od swego dziadka. Wyobrażałem też sobie, że każdej chwili drzwi się muszą otworzyć i nieznajomy wejdzie. Siostra moja wylała z łyżki płynny metal w naczynie z wodą i roześmiała się wesoło, widząc moje wzruszenie. Zwiędłą drżącą ręką dziadek mój wyjął ołowianą figurę i trzymał ją pod światło. Nagle powstało ogólne zdumienie. Rozmawiano głośno między sobą. Chciałem się do nich docisnąć, ale mnie odsunięto.
Później, gdy byłem starszy, powiedział mi mój ojciec, że roztopiony ołów przybrał formę małej, bardzo wyraźnej głowy – równej i okrągłej, jak gdyby ulanej w sztancy – a tak podobnej z rysów do Golema, że wszyscy byli w podziwie.
Często rozmawiałem o tym z archiwistą Szemajahem Hillelem, który przechowuje rzeczy starej synagogi i ma pewną figurę z czasów cesarza Rudolfa. Jest on doskonałym znawcą Kabały 103 103 Kabała – mistyczna doktryna judaistyczna, na której oparty był m. in. ruch chasydzki. [przypis edytorski]
i sądzi, że owa bryłka gliniana o nibyludzkich członkach 104 104 członki (daw.) – kończyny. [przypis edytorski]
jest to nic innego, jak jakaś dawna wróżba, podobnie jak w moim wypadku ołowiana głowa. Nieznajomy, który zniknął, musiał to być obraz fantazji lub myśli; obraz ten ów rabin średniowieczny pierwszy pomyślał żywym, zanim go zdołał przyodziać materią – a teraz w prawidłowych 105 105 prawidłowy – tu: regularny. [przypis edytorski]
odstępach czasu, w tymże samym astrologicznym układzie gwiazd, w jakim powstał – obraz ten, widmo raczej, powraca, udręczone pragnieniem życia materialnego.
Także zmarła żona Hillela widziała Golema oko w oko i czuła, że jest niby w letargu 106 106 letarg – stan śmierci pozornej. [przypis edytorski]
póty, póki ta zagadkowa postać znajduje się w pobliżu. Miała – powiada – niezłomne przekonanie, że kiedyś mogła to być jej własna dusza, która – na chwilę ciało jej opuściwszy – stanęła na przeciw niej i zesztywniała z rysami obcej istoty na twarzy. Mimo straszne przerażenie 107 107 mimo straszne przerażenie – dziś popr.: mimo strasznego przerażenia. [przypis edytorski]
, które ją wówczas opanowało, na sekundę jednak nie straciła świadomości, że ów obcy może być tylko częścią jej własnej duszy.
Читать дальше