– Ba!… – westchnął smutno średni chłopiec – nie tylko kołnierz, ale nawet cały mundurek tej sztuki nie dokaże…
– Ale może dokazać jej tatuś, który w tym mundurku chodził! – osądził spokojnie najstarszy.
Ojciec przygarnął do siebie swą „trójkę hultajską”.
– Więc ciekawiście naprawdę „wspomnień niebieskiego mundurka?”…
– Jeszcze jak, kochany tatusiu!… Zaraz byśmy siedli i słuchali…
– No, to wam je opowiem. Albo lepiej – po namyśle dodał – napiszę.
…Z tej rozmowy i z dotrzymanego przez ojca przyrzeczenia powstały poniższe obrazki.
– Dendele!… dendele!…
Miasteczko 9 9 miasteczko – Wiktor Gomulicki opisuje tu Pułtusk, w którym spędził dzieciństwo. [przypis edytorski]
śpi jeszcze, nakryte mgłą, jak pierzyną. Godzina zaledwie siódma. W końcu października nie wszyscy o tej porze wstają do pracy, czynią to tylko ci, co muszą: rzemieślnicy, sługi, uczniowie.
Głos dzwonka z trudnością przedziera się przez mgłę. Jednak dolatuje gdzie trzeba. Świadczą o tym migające tu i ówdzie w oknach blade płomyki świec – łojowych. Stearyny oszczędni obywatele używają tylko „od wielkiego dzwonu”: szkoda jej dla dzieciaków, które w tej chwili z pośpiechem nadzwyczajnym parzą sobie usta gorącą kawą, wpychają do tek książki, jabłka, kajety 10 10 kajet (daw.) – zeszyt. [przypis edytorski]
i obwarzanki, „przepowiadając” jednocześnie na cały głos: katechizm, gramatykę polską, deklamację łacińską i geografię.
– Dendele!… dendele!… dendele!…
Dzwonek odzywa się to głośniej, bardzo głośno nawet, jakby krzyczał na opieszałych z gniewem i niecierpliwością; to znów ciszej, nawet zupełnie cicho, jakby mu sił brakło lub sam w drzemkę zapadał…
W szarym świetle poranku przebiegają w różnych kierunkach, z koszykami i bez koszyków, boso i w przydeptanych pantoflach, rozczochrane, na pół senne służące.
– Kasiu! czy to judrugi raz dzwonili?
– Nie, dopirupierwszy.
– Nie gadaj! – tociem na własne uszy słyszała…
– Słyszałaś, ale segnaturkę 11 11 segnaturka – własc. sygnaturka, najmniejszy dzwon kościelny. [przypis edytorski]
u refermatów 12 12 refermaci – własc. franciszkanie reformaci, odłam obserwancki (tj. ściślejszej reguły) w ramach Zakonu Braci Mniejszych; w Polsce od 1622. [przypis edytorski]
.
– Śpieszajta! paniczowi bułkówna gwałt trzeba!
– Ojoj! wielka rzecz! Może zaczekać. I takJudkowa jeszcze nie upiekła.
– Upiekła. Lećta duchem do Żydówki.
– Na jednej nodze!
– Jak bocion!
Kilka dziewuch pędzi w stronę wąskiej uliczki, zamieszkałej przez Żydów. Jest tam jeden mały, krzywy, w ziemię zasunięty domek, nad którym zawsze o tej porze unosi się, to prosta jak obelisk, to maczugowato u góry rozszerzająca się, to rozpryśnięta, jak fontanna, to spiralnie skręcona, to wreszcie jakby przełamana i w dół spadająca kolumna burego dymu. W tym domku mieszka Judkowa, główna karmicielka „studentów”, których nazywa „skubentami”, najpierwsza na całe miasteczko obwarzankarka, przez nikogo nie prześcignięta twórczyni obwarzanków „groszowych”, „plecionych”, „jajecznych” oraz „chał 13 13 chała – bułka pszenna wypiekana przez Żydów na święta. Pochodzi od niej chałka, podłużna, słodka bułka z pszennego ciasta zaplecionego w warkocz. [przypis edytorski]
”, „makagig 14 14 makagiga – ciastko z masy karmelowej, miodu i maku, z dodatkiem orzechów i migdałów. [przypis edytorski]
” i słodkich „mac”, cynamonem osypywanych.
– Dendele!… dendele!… dendele!…
Po pięciominutowym odpoczynku dzwonek, z nową siłą i z wyraźną już złością, krzyczy na spóźniających się. Krzyczy długo, zajadle – potem w największym paroksyzmie gniewu urywa w jednej chwili, jak człowiek, który głośno i namiętnie spierając się, nagle machnął ręką, odwrócił się – odchodzi…
Kto mowę dzwonków rozumie, w tym dzwonieniu słyszał wyraźnie:
– Nuże, leniuchy, ospalcy, próżniaki! Czyż się was dziś nie dowołam? Piersi zrywam, serce ledwie mi nie pęknie, a wy nic! Śpiesznie, rzucajcie wszystko, przybywajcie, bo inaczej… Zresztą – jak się wam podoba! Możecie zwlekać, spóźniać się, nawet wcale nie przychodzić… Nic mi do tego. Ale wiedzcie, że was czeka „pałka” z pilności, zamknięcie w ciemnej izbie przy kancelarii, rozmowa w cztery oczy z inspektorem, ze stróżem, może nawet wysyłka bezterminowa „na grzyby”… W końcu – dajcie mi pokój 15 15 pokój – tu w zanczeniu: spokój. [przypis edytorski]
. Mam was dosyć!
Na ulicach zaniebieszczyło się od mundurków granatowych. Z kamienic i kamieniczek, z drewnianych, oparkanionych 16 16 oparkanionych – ogrodzonych; parkan – ogrodzenie, zwykle drewniane. [przypis edytorski]
dworków, z kletek ledwie kupy się trzymających, wybiegają malcy i wyrostki. Podążają w jedną stronę, potrącając się, wyścigając.
Na rogu ulicy dwóch się spotkało – przez resztę drogi biegną obok siebie cwałem, rzucając słowa oderwane…
– Te, Gęba!
– A co?
– Słyszałeś dzwonek?
– Aha!
– To ci dopiero był zły!
– Iii… głupstwo!
– Nie gadaj! Ja się znam na dzwonku!
– Więc cóż?
– Inspektor pewnie się wścieka…
Już nie biegną, ale pędzą. Dobiegli zdyszani do szkoły. Ledwie wśliznęli się na korytarz, kulawy Szymon zatrzasnął za nimi z łoskotem ciężkie, okute drzwi, wiodące razem do szkoły i do klasztoru.
Mają tylko tyle czasu, ile trzeba na zrzucenie płaszczów, zawieszenie czapek na kołkach, wsunięcie tek we właściwe przegródki.
Już w długim korytarzu, łączącym szkołę z kościołem, formują się pary. Pierwsza klasa w samych mundurkach, z gołymi głowami, stoi gotowa do marszu; druga klasa wysypuje się na korytarz; trzecia wychyla się z otwartych drzwi, czekając na swą kolej; czwarta, bez zbytniego pośpiechu, szykuje się do wyjścia; piąta – same filozofy z rękoma w kieszeniach, z golonymi scyzorykiem brodami – wygląda przez okna obojętnie, po stoicku 17 17 po stoicku – niezachwianie, ze spokojem. [przypis edytorski]
poświstując lekko, jakby jej ten ruch wcale nic dotyczył.
Profesor Salamonowicz, ruchliwy, nerwowy, biega szybko w prawo i lewo, na górę i na dół, do wszystkich klas zaglądając, do pośpiechu nagląc. Profesor Izdebski, poważny, zatabaczony 18 18 zatabaczony (daw.) – niechlujnie wyglądający; zabrudzony tabaką. [przypis edytorski]
, w granatowym fałdzistym, szeroko rozpostartym płaszczu z peleryną, z podciągniętymi wysoko, dla oszczędności, nogawicami, sunie środkiem korytarza, między dwoma rzędami mundurków, kołysząc się lekko na dużych, płaskich stopach, w obuwiu z grubej, juchtowej 19 19 jucht – wyprawiona skóra bydlęca. [przypis edytorski]
skóry, ze startymi doszczętnie napiętkami 20 20 napiętek – tylna część buta osłaniająca piętę. [przypis edytorski]
. Nosowym, przyciszonym głosem strofuje malców, rzucając im co chwila swe ulubione hasło:
– Baczność!… uwaga!…
W kilka chwil później, długim, półciemnym korytarzem, na kształt długiej, niebieskiej, o srebrnych cętkach liszki 21 21 liszka (pot.) – gąsienica. [przypis edytorski]
, posuwa się cała szkoła, szeleszcząc rytmicznie stopami. Wpłynęła bocznym wejściem do kościoła i skupiła się w prawidłowych czworobokach tuż przy prezbiterium 22 22 prezbiterium – część kościoła, w której znajduje się główny ołtarz. [przypis edytorski]
, dla wysłuchania „mszy studenckiej”, odprawianej przy wielkim ołtarzu codziennie, z wyjątkiem miesięcy zimowych, przed lekcjami.
Читать дальше