Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2016, Издательство: Array Иностранный паблик, Жанр: foreign_antique, foreign_prose, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W pustyni i w puszczy
- Автор:
- Издательство:Array Иностранный паблик
- Жанр:
- Год:2016
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:2.71 / 5. Голосов: 7
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W pustyni i w puszczy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W pustyni i w puszczy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W pustyni i w puszczy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W pustyni i w puszczy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Jednakże gdy dziewczynka nie przestawała krążyć coraz pospieszniej, Staś poszedł za nią i zapytał:
– Hej, mała ćmo! czemu tak latasz koło ognia?
Pytał jeszcze wesoło, ale już się zaniepokoił, a niepokój jego wzrósł, gdy Nel odpowiedziała:
– Nie wiem. Nie mogę usiedzieć na miejscu.
– Co ci jest?
– Tak mi jakoś nieswojo i tak dziwnie...
A wtem oparła mu nagle główkę na piersiach i jakby przyznając się do winy, zawołała pokornym, przetkanym łzami głosem:
– Stasiu, ja chyba jestem chora.
– Nel!!
Po czym położył jej dłoń na czole, które było suche i zarazem lodowate. Więc porwał ją na ręce i poniósł ku ognisku.
– Zimno ci? – pytał po drodze.
– I zimno, i gorąco, ale bardziej zimno...
Jakoż ząbki jej uderzały jedne o drugie, a ciałem wstrząsały ciągle dreszcze. Staś nie miał już najmniejszej wątpliwości, że dostała febry.
Kazał natychmiast Mei zaprowadzić ją do drzewa, rozebrać i położyć, a następnie okrył ją, czym mógł, widział był bowiem w Chartumie i Faszodzie, że ludzie chorzy na febrę okrywali się owczymi skórami, aby się zapocić. Postanowił przesiedzieć przy Nel całą noc i poić ją gorącą wodą z miodem. Ale ona z początku nie chciała pić. Przy świetle kaganka zawieszonego wewnątrz drzewa Staś dostrzegł jej błyszczące źrenice. Po chwili zaczęła się skarżyć na gorąco, a jednocześnie trzęsła się pod wojłokami i pod pledem. Ręce jej i czoło były wciąż zimne, ale gdyby Staś znał się choć cokolwiek na febrycznych przypadłościach, byłby poznał z jej nadzwyczaj niespokojnych ruchów, że musi mieć straszliwą gorączkę. Ze strachem zauważył, że gdy Mea wchodziła z gorącą wodą, dziewczynka patrzyła na nią jakby z pewnym zdziwieniem, a nawet z obawą, i zdawała się jej nie poznawać. Z nim jednak rozmawiała przytomnie. Mówiła mu, że nie może leżeć, i prosiła, żeby pozwolił jej wstać i biegać, to znów pytała, czy się nie gniewa na nią za to, że chora, a gdy zapewniał ją, że nie, przyciskała rzęsami łzy, które napływały jej do oczu, i zaręczała, że jutro będzie zupełnie zdrowa.
Tego wieczora, a raczej tej nocy, słoń był jakoś dziwnie niespokojny i ciągle ryczał, co znów pobudzało Sabę do szczekania. Staś zauważył, że chorą to drażni, więc wyszedł z drzewa, by ich uspokoić. Z Sabą poszło mu łatwo, ale słoniowi trudniej było nakazać ciszę, więc wziął kilka melonów, by mu je rzucić i zatkać mu trąbę przynajmniej na jakiś czas. Wracając spostrzegł przy świetle ognia Kalego, który z kawałkiem wędzonego mięsa na ramieniu oddalał się w kierunku biegu rzeki.
– Co ty tam robisz i dokąd idziesz? – zapytał Murzyna.
A czarny chłopak zatrzymał się i gdy Staś zbliżył się ku niemu, rzekł z tajemniczą twarzą:
– Kali iść pod inne drzewo położyć mięso złemu Mzimu.
– Dlaczego?
– Dlatego, żeby zły Mzimu nie zabić dobrego Mzimu.
Staś chciał na to coś odpowiedzieć, lecz nagle żal chwycił go za piersi, więc zacisnął tylko zęby i odszedł w milczeniu.
Gdy wrócił do drzewa, Nel miała oczy zamknięte; ręce jej leżące na wojłoku drgały wprawdzie mocno, ale zdawało się, że usypia. Staś siadł przy niej i w obawie, by jej nie zbudzić, siedział przez pewien czas bez ruchu. Mea siedząca z drugiej strony poprawiała co chwila kawałki kości słoniowej sterczące jej w uszach, by bronić się tym sposobem od drzemki. Uczyniło się cicho, tylko z dołu rzeki od strony rozlewu dochodziło rzechotanie żab i smętne kumkanie ropuch.
Nagle Nel siadła na posłaniu.
– Stasiu!
– Jestem tu, Nel.
A ona dygocąc jak liść na wietrze, poczęła szukać jego ręki i powtarzać spiesznie raz po raz:
– Boję się, boję się! daj mi rękę!
– Nie bój się, jestem przy tobie.
I chwycił jej dłoń, która tym razem była rozpalona jak w ogniu; nie wiedząc zaś sam, co ma robić, jął okrywać tę biedną wychudzoną rączkę pocałunkami.
– Nie bój się, Nel, nie bój!
Po czym dał jej się napić wody z miodem, która przez ten czas wystygła. Nel tym razem piła chciwie i przytrzymywała mu rękę z naczyniem, gdy próbował odejmować je od ust. Chłodny napój zdawał się ją uspokajać.
Nastało milczenie. Lecz po upływie pół godziny Nel znów siadła na posłaniu, a w rozszerzonych jej oczach widać było okropną trwogę.
– Stasiu!
– Co ci jest, kochanie?
– Czemu – pytała przerywanym głosem – Gebhr i Chamis chodzą koło drzewa i zaglądają tu do mnie?
Stasiowi w jednej chwili wydało się, że oblazły go tysiące mrówek.
– Co ty mówisz? – rzekł. – Tu nikogo nie ma! To Kali chodzi koło drzewa.
Lecz ona patrząc w ciemny otwór zawołała szczękając zębami:
– I Beduini także! Dlaczegoś ty ich pozabijał?
Staś otoczył ją ramieniem i przytulił do siebie:
– Ty wiesz dlaczego! Nie patrz tam! nie myśl o tym. To było już dawno.
– Dziś! dziś!
– Nie, Nel, dawno!...
Jakoż i było dawno, ale wróciło jak fala odbita od brzegu – i napełniło znów przerażeniem myśli chorego dziecka.
Wszelkie słowa uspokojenia okazywały się daremne. Oczy Nel rozszerzały się coraz bardziej. Serce biło tak gwałtownie, iż zdawało się, że pęknie lada chwila. Potem zaczęła się rzucać jak ryba wyjęta z wody i trwało to prawie do rana. Dopiero nad samym ranem siły jej wyczerpały się zupełnie i główka opadła na posłanie.
– Słabo mi! słabo! – powtórzyła. – Stasiu, ja lecę gdzieś na dół.
Po czym zamknęła oczy.
Staś w pierwszej chwili przeraził się okropnie, myślał bowiem, że umarła. Ale to był tylko koniec pierwszego paroksyzmu tej strasznej afrykańskiej febry, zwanej „zgubną”, której dwa ataki ludzie silni i zdrowi mogą przetrzymać; trzeciego nie przetrzymał dotychczas nikt. Podróżnicy opowiadali o tym często w Port-Saidzie, w domu pana Rawlisona, a jeszcze częściej wracający do Europy misjonarze katoliccy, których pan Tarkowski gościnnie u siebie przyjmował. Drugi atak przychodził po kilku lub kilkunastu dniach, trzeci zaś jeśli nie przyszedł w ciągu dwu tygodni, to nie był śmiertelny, gdyż liczył się jako znów pierwszy w drugim nawrocie choroby. Staś wiedział, że jedynym lekarstwem, jakie mogło przerwać lub pooddalać od siebie ataki, były duże dawki chininy, ale nie miał już jej ani atomu.
Na razie jednak widząc, że Nel oddycha, uspokoił się nieco – i począł się za nią modlić. A tymczasem słońce wyskoczyło spoza skał wąwozu i uczynił się dzień. Słoń upominał się już o śniadanie, a od strony rozlewu, który tworzyła rzeka, ozwały się krzyki wodnego ptactwa. Chcąc zabić parę pentarek na rosół dla Nel chłopiec wziął strzelbę śrutówkę i poszedł wzdłuż rzeki ku kępie wysokich krzewów, na których ptaki te sadowiły się zwykle na noc. Ale tak był niewyspany i myśli jego tak były zajęte chorobą dziewczynki, że całe stado pentarek przeszło tuż koło niego truchcikiem, jedna za drugą, dążąc do wodopoju, a on ich wcale nie spostrzegł. Stało się tak jeszcze i dlatego, że wciąż się modlił. Myślał o zabiciu Gebhra, Chamisa, Bedui-nów i podnosząc oczy w górę mówił ze ściśniętym przez łzy gardłem: „Ja to dla Nel zrobiłem, Panie Boże, dla Nel! – bo nie mogłem jej inaczej uwolnić, ale jeśli to grzech, to mnie ukarz, a ona niech wyzdrowieje!...”
Po drodze spotkał Kalego, który poszedł zobaczyć, czy zły Mzimu zjadł ofiarowane mu wczoraj mięso. Młody Murzyn kochając małą bibi modlił się także za nią, ale modlił się w całkiem odmienny sposób. Mówił mianowicie złemu Mzimu, że jeśli bibi wyzdrowieje, to on mu co dzień przyniesie kawałek mięsa, ale jeśli umrze, to chociaż się go boi i choć wie, że potem zginie, tak mu przedtem skórę wyłupi, że złe Mzimu na wieki go popamięta. Nabrał wszelako dobrej otuchy, gdyż złożone wczoraj mięso znikło. Mógł wprawdzie porwać je jaki szakal, ale mógł i Mzimu przybrać na się postać szakala.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W pustyni i w puszczy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W pustyni i w puszczy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W pustyni i w puszczy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.