Paweł Jaszczuk - Plan Sary

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W życiu wiodło jej się różnie, czasem przymierała głodem, lecz Bóg jak dotąd nie dał jej umrzeć.

Pracowała jako pomoc domowa kolejno u państwa Landau, nauczycieli, potem u aptekarzy Kipperów, a na końcu prawie przez siedem lat zatrudniona była u państwa Markockich, którzy handlowali naftą i węglem. Półtora miesiąca temu została niespodziewanie zwolniona z przyczyn od niej niezależnych. Po prostu kamienica, w której mieszkali, została zlicytowana, a jej państwo wyprowadzili się do Przemyśla.

Stern i Wilga podjadali ciasteczka i słuchali opowieści służącej Stelze, która nie spiesząc się, zmierzała do sedna sprawy. Na moment jednak przerwała opowieść i grzecznie zapytała, czego jej goście chcieliby się napić, potem poszła do kuchni, by zaparzyć zamówione dwie kawy ze śmietanką. Słychać było, jak trzaska drzwiczkami i pobrzękuje naczyniami, nucąc coś pod nosem. Po chwili wróciła. Dystyngowanym ruchem zdjęła z tacy dwie porcelanowe filiżanki ze spodeczkami, położyła obok nich srebrne łyżeczki, postawiła dzbanuszek ze śmietanką i podniosła pokrywkę z cukierniczki, grzecznie zapraszając gości. Potem zadowolona poprawiła koczek, zebrała z serwety okruszki i przeciągnęła małym palcem prawej ręki po pomalowanych henną brwiach, jakby one były w jej wyglądzie najważniejsze, i wróciła do opowieści.

– Dwa dni, zanim „to” się stało, moi państwo wyjechali w interesach do Drohobycza i zostałamsama w mieszkaniu. Przyznam się, że nigdy nie lubiłam tego domu przy Rynku. Był ogromny i do tego zimny. W dzień nie można było otworzyć okien, bo zawsze słychać było hałas tramwajów, pokrzykiwania fiakrów albo warkot śmierdzących automobili, a w nocy też nie było lepiej: podchmieleni goście z „Atlasa” wyśpiewywali na całe gardło arie i musiała ich uspokajać policja. Z okien kamienicy pod czterdziestym drugim dokładnie widać fontannę Adonisa, tego ślicznego młodzieńca w tunice trzymającego w dłoniach włócznię, a u jego nóg waruje wyrzeźbiony pies i leży głowa upolowanego dzika. To najładniejsza rzeźba na Rynku – powiedziała gospodyni – sto razy wolę ją od Neptuna, Diany i Amfitryty. Wszystko widziałam... Proszę spróbować śmietanki i ciasteczek, sama piekłam... I zaraz wszystko powoli państwu opowiem.

Stern i Wilga nie potrzebowali zachęty. Kawa ze śmietanką, a także ciasteczka pani Stelze były rzeczywiście wyborne.

– Ostatnio, chyba przez mój wiek, mało śpię. Całą noc o czymś myślę albo czytam książki, albosłucham radia. O, to jest właśnie moje radio – wskazała na stojący na półce odbiornik Verdi firmy Capello – które dostałam od pani Markockiej w prezencie, kiedy się ze mną rozstawała. Właśnie w nim usłyszałam komunikat pani Andrei z „Kuriera” – wyjaśniła. – A więc w tamtą noc, gdy „to” się stało, bolało mnie strasznie w krzyżu i było mi zimno, bo zgasło w piecu, a po nocy nie chciałam chodzić po węgiel do piwnicy. Dlatego okryta kocem weszłam do kuchni, by zagrzać wody na herbatę. Nie zapalałam światła. Po co. W nocy ruszam się jak nietoperz albo ćma. Nalałam do imbryka wody, znalazłam pudełeczko zapałek i zapaliłam gaz. Chciałam sobie zrobić na rozgrzanie herbatkę z cytryną i lipowym miodem. Siadłam przy kuchence i zastanawiałam się, co ze mną będzie, gdzie ja teraz biedna znajdę dom na stare lata.

Stern ziewnął. Opowieść starej Stelze zaczynała go nudzić. Był pewien, że za chwilę kobieta opowie, że herbata z cytryną i miodem była wspaniała, że potem zgłodniała i poszła do komórki odkroić sobie nożem kawałeczek wędzonego boczku, tak na smaczek.

– Tej nocy, proszę państwa, była straszna zadymka i wiatr huczał w kominie – ciągnęła pani

Eulalia Ewelina. – Nalałam więc sobie kieliszek kminkówki na rozgrzewkę i podeszłam do okna.

Wszystko było zasypane. Padało tak jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką i mój świętej pamięci tatuś z mamusią ciągnęli mnie na sankach na pasterkę w Samborze do kościoła. Wiało przez trzy dni i w świetle latarni nasz lwowski Rynek zasypany śniegiem wyglądał przepięknie. Drzewo pod ratuszem i mój Adonis przypominały dekoracje z bajki. Przypadkiem spojrzałam na zegar. Była dokładnie czwarta dziesięć. Chciałam już iść spać, miałam zamiar schować się pod pierzynkę, gdy nagle od strony Dominikańskiej pokazała się jakaś skulona postać ciągnąca sanki. Sądziłam, że to...

– Jak wyglądała? – przerwał jej Stern, nie mogąc się doczekać końca opowieści.

– Była średniego wzrostu, cała pokryta śniegiem i wyglądała jak bałwan.

– Czy coś panią wtedy zaniepokoiło? – zapytała Wilga, podnosząc wzrok znad notesu.

– Nie. Wtedy jeszcze nie. Patrzyłam zdumiona, jak szybko porusza się ta biała zjawa,i pomyślałam, proszę pani, że musi mieć jakąś ważną sprawę do załatwienia, skoro wyszła z domu w taką ćmę. Ten mężczyzna, to znaczy ta postać – poprawiła się szybko – ciągnęła za sobą sanki, na których leżał jakiś długi, zwinięty przedmiot. To mógł być dywan.

– Dlaczego akurat dywan? – zdziwiła się Wilga.

– Tak sobie wtedy pomyślałam, że to coś przypomina ośnieżony kloc albo zwinięty dywan –odpowiedziała spokojnie Stelze.

– Co było potem? – zainteresowała się Jakub.

– Postać podciągnęła sanki pod Adonisa. Przystanęła i rozejrzała się, a potem szybko zdjęłaswój długi bagaż i rzuciła go pod rzeźbę. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, w jej zachowaniu było coś... coś takiego... Zanim zdążyłam się zastanowić, cofnęła się i zniknęła w ulicy Grodzickich.

– Zabrała sanki? – dopytywała się Wilga.

– Tak, sanki pociągnęła za sobą.

– Czy jest jeszcze coś, o czym pani chciałaby nam powiedzieć?

– Owszem, proszę pana. Zanim się oddaliła, wydawało mi się, że zjawa podniosła wzrokna moje okno. Przestraszyłam się wtedy, że mnie widzi.

– Jak mam to rozumieć? – rzucił Stern z zawodową, wypracowaną przez lata niedbałością.– Zjawa dostrzegła panią, w tej zadymce?

– Nie wierzy mi pan? – Pani Stelze spojrzała mu pytająco w oczy.

– Ależ wierzę, wierzę! – powiedział Stern, a potem podszedł do okna i spojrzał na małepodwórze. Zamarł zdumiony. Widział ten sam kwitnący kasztanowiec, pod którym przed południem pokłócił się ze ślepym starcem. Na próżno jednak poszukiwał siwego wróża. Dojrzał jedynie po prawej stronie tego samego małego chłopaka, celującego z procy do postawionej na kamieniu flaszki. Natychmiast też przypomniał sobie słowa starca, że wróci tu jeszcze tego samego dnia wieczorem i sam sobie dopowie resztę historii. Historii o Szymonie, Sarze i Pawle?

– To wszystko? – zapytał Stern, odwracając się od okna.

– Nie, jest jeszcze jeden ważny szczegół, proszę pana: ta osoba dziwnie się poruszała.

– Jak? – zaciekawiła się Wilga.

– Tak jakby... jakby była pijana albo coś takiego.

– Coś takiego ? – rzucił dziennikarz, odchodząc od okna.

– Zjawa miała na sobie długi płaszcz, ale lekko się zataczała i ciągnęła nogę. Dokładnie niewidziałam, padał przecież śnieg. Kiedy odeszła, patrzyłam na pozostawiony przez nią pakunek i zastanawiałam się, co też to może być. Wtedy nie miałam pojęcia, że to... Więc położyłam się spać. Ale spałam niespokojnie, śniły mi się jakieś koszmary, zaraza bolszewicka, a kiedy się obudziłam, był już blady świt. Za oknem wciąż padał śnieg, a pod fontanną zebrała się kupa ludzi i była policja, i czarny samochód po zwłoki. Od sklepowej dowiedziałam się, że to mleczarz Mordka Eszel pierwszy odkrył trupa. On ma dużo szczęścia, bo podobno się w czepku urodził. Sklepowa powiedziała, że kiedyś znalazł na przystanku tramwajowym wypchany portfel i dostał tyle znaleźnego, że kupił sobie osiołka do ciągnięcia wózka. Potem gadali na mieście, że pod fontanną leżała zasypana śniegiem pijaczka. Szukałam w gazetach, ale nic a nic nie znalazłam. Pani Stelze zakończyła opowieść i zadowolona uśmiechnęła się do gości.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Plan Sary»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Plan Sary»

Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x