Paweł Jaszczuk - Plan Sary

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Jakie dziewczyny? – rzuciła dla porządku Wilga.

– No, Ruta, Joanna, Amelia i Zyta – wymieniła jednym tchem. – One wszystkie... i ja też –dodała szybko, spuszczając wzrok.

– Czy zechciałaby pani opowiedzieć kilka słów o każdej z nich? Bardzo panią proszę. – Wilga

kuła żelazo, póki gorące.

Zadowolona panna Winkler siadła na krześle i zaczęła opisywać nieznane fakty z życia studentek Sterna.

Trwało to dobre pół godziny. Po wyjściu gadatliwej Róży oboje odetchnęli z ulgą. Nowe imiona, nowe postacie, cztery podobne do siebie życiorysy, bezbarwne i prowadzące w ślepy zaułek dziennikarskiego śledztwa. Wilga, tak jak Jakub, widziała w nich raczej materiał na żony i matki, a nie na rozemocjonowane, żądne krwi walkirie.

Ledwie za panną Winkler zamknęły się drzwi, gdy w pokoju pojawił się kolejny gość – wysoki i przeraźliwie chudy kolejarz, od którego zalatywało gorzałą i czosnkiem. Mężczyzna był nieogolony, a jego grdyka wystawała zza brudnej, rozchełstanej koszuli jak połknięta pingpongowa piłka. Gość trzymał pod pachą skórzaną teczkę związaną sznurkiem. Jego chaotyczna relacja była związana ze śmiercią Pawła Zimmera. Stern zapisał dane świadka i zanotował, że w piątek 22 kwietnia o godzinie czwartej pięć nad ranem, na Rynku, przy fontannie Neptuna, zatrzymało się czarne auto. Na pytanie Wilgi o szczegóły kolejarz długo się zastanawiał. Nie znał się na markach samochodów, nie pamiętał też numeru rejestracyjnego, lecz obstawał, że obecność tego auta miała związek z makabrycznym znaleziskiem, o którym plotkowano potem w mieście. Zaznaczył, że spieszył się na służbę, na górkę rozrządową, i dlatego nie widział, co działo się później, miał jednak nadzieję, iż dzięki tej informacji zasłużył na główną nagrodę.

Po wyjściu kolejarza, którego Stern z Wilgą pogonili w diabły, dziennikarz otworzył okno na całą szerokość i zaczął wreszcie pakować manatki. Wilga również wybierała się do miasta: stała przed lustrem i poprawiała uczesanie. I wtedy zadzwonił telefon.

Stern z obawą podniósł słuchawkę. Sekretarka poinformo-wała go, że dzwoni z polecenia naczelnego.

– Panie Jakubie, przepraszam za to, co powiem. Szef zaznaczył, że to bardzo ważne. Mamadres, który jeszcze dziś trzeba sprawdzić. Podyktowała go jakaś starsza pani. Nie chciała się przedstawić. Mówiła, że źle się czuje i że woli porozmawiać osobiście. Naczelny prosił, by pan zabrał ze sobą panią de Brie. Aha, samochód stoi pod redakcją, a kluczyki leżą u mnie.

– Niech się wypcha! – powiedział Stern i trzasnął słuchawką. Potem z takim samym efektemakustycznym zamknął okno.

Był wściekły na Mania, bo kolejny raz miał ciągnąć za sobą ogon. Dziennikarka nie zostawała mu dłużna.

– Ja też mam już serdecznie dość ciebie i całej tej sprawy – odwzajemniła mu się, gdy zamykalipokój. – Czy to się wreszcie skończy?

Zwaśnieni zeszli do sekretariatu. Stern wziął z rąk Kazi karteczkę z adresem: Bożnicza 6/6 – znowu położona na północy miasta żydowska dzielnica. Po krótkiej wymianie zdań zrezygnowali z samochodu, gdyż dom tajemniczej informatorki znajdował się niecały kwadrans marszu od redakcji.

W milczeniu szli szybkim krokiem. Minęli tętniący życiem plac Gołuchowskich z widokiem w dalekiej perspektywie na Wysoki Zamek. Przecięli Wagową, by skręcić w prawo, w kolejną przecznicę. Tu świat całkiem się zmienił: czarne mycki wyparły filcowe kapelusze, a rude peruki zdominowały modne w tym sezonie woalki i toczki.

Obok przebiegł jakiś chłopak w pocerowanym chałacie, popychając na wygiętym drucie rowerową obręcz, za nim pognało dwóch wrzeszczących urwisów.

Na rogu Bożniczej, tuż przy antykwariacie, natknęli się na trzech pobożnych chasydów zawzięcie o czymś dyskutujących, a dwa domy dalej na wychudzone indywiduum dźwigające na plecach przenośny warsztacik do ostrzenia noży i nożyczek.

Weszli w Bożniczą i po kilkudziesięciu krokach zatrzymali się przed dwupiętrową kamienicą, która kiedyś była pomalowana na piaskowy kolor, a teraz od sadzy z kominów przyjęła stonowaną brudnoszarą barwę. Nad drzwiami wejściowymi wisiała metalowa tabliczka z zardzewiałą cyfrą przypominającą pokancerowaną szóstkę.

Stern stwierdził, że budynek z prawej strony ulicy niczym szczególnym się nie wyróżnia. Zresztą po lewej stronie stała niemal identyczna stara zabudowa. Na parapetach na parterze wystawione były drewniane skrzynki z pelargoniami, a na pierwszym piętrze w otwartym oknie suszyła się damska koszula i poszarzałe kalesony z troczkami, z których kapała na chodnik woda. Właśnie mieli wejść do środka, gdy nagle zza uchylonych drzwi wyskoczył czarny kot i z przeraźliwym miauczeniem przemknął na drugą stronę ulicy. Wilga aż podskoczyła, a Jakub, choć nie był przesądny, na wszelki wypadek splunął przez lewe ramię, zrzucając wszystko na feralną datę.

Wnętrze klatki schodowej, do której weszli, było mroczne. Z otwartych drzwi do piwnicy ciągnęło mieszaniną gazu i pleśni. Drewniane stopnie, po których ruszyli na górę, były zdeptane i zapadnięte. W sfatygowanej poręczy brakowało kilkunastu szczebli, a w powstałą w ten sposób dziurę ktoś nieudolnie wstawił jeden nieoheblowany kołek, by uchronić lokatorów przed skręceniem karku.

Trzymając się ściany, weszli na drugie piętro. Drzwi oznaczone szóstką znajdowały się po prawej stronie. Jakub spojrzał na Wilgę, wziął głęboki oddech i głośno zastukał. Niemal natychmiast dobiegł zza nich odgłos kroków, a potem zgasło na kilka sekund światełko okrągłego mosiężnego judasza.

Szczęknął zamek i po chwili drzwi uchyliły się nieznacznie. W szczelinie bronionej przez łańcuch widać było posiwiałą głowę i pomarszczone usta, które zapytały:

– Czego państwo sobie życzą?

Wilga wyjaśniła miłym głosem, że przychodzą z redakcji „Kuriera”. Podali swoje imiona i nazwiska i dla porządku pokazali legitymacje dziennikarskie, wtedy łańcuch opadł i ujrzeli na progu niewysoką starszą panią.

Kobieta przedstawiła się jako Eulalia Ewelina Stelze. Mimo że miała na sobie wyraźnie znoszony już granatowy żakiet, była starannie uczesana w koczek, usta miała pomalowane różową pomadką, a łuki brwi podkreślone henną. Poruszała się z wdziękiem, nosiła głowę prosto i starała się, wbrew zmar-szczkom, wyglądać na młodszą, niż w była w rzeczywistości.

Zaprosiła gości do środka, tłumacząc jednym tchem, że ma tylko jeden pokój, że dom i dzielnica, w której mieszka, są po prostu straszne i że kiedy usłyszała radiowy komunikat, bez wahania poszła na pocztę, by zadzwonić do redakcji, ponieważ jest pewna nagrody, która pozwoli jej wyprowadzić się z tej ohydnej nory.

Kiedy Jakub i Wilga usiedli przy okrągłym stole przykrytym wykrochmaloną i świeżo wyprasowaną lnianą serwetą, na którym stał talerzyk z maślanymi ciasteczkami, pani Stelze odkaszlnęła i zaczęła opowieść.

Na początku poinformowała, że nie jest rodowitą lwowianką, lecz pochodzi z przedmieścia Sambora, że jej ojciec Artur był na kolei toromistrzem, a matka Stanisława, z domu Pazdro, była wziętą położną. Oznajmiła też, że miała braciszka Łukasza Aureliana, młodszego o pięć i pół roku, który, niestety, w wieku sześciu lat utopił się w gliniance. Dodała też szybko, że tatuś i mamusia w dziewięćdziesiątym ósmym roku zeszłego stulecia zarazili się tyfusem od wędrownych Cyganów, co to przyjechali taborem z Rumunii, a kiedy zmarli, ona, jako szesnastoletnia panna bez bliskiej rodziny, która by ją wsparła, udała się za chlebem do stolicy Galicji.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Plan Sary»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Plan Sary»

Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x