Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Aher miał niski, gardłowy głos. Wyjątkowo nieprzyjemny.

– Tak. – Nie było na czym usiąść, więc Kenneth stał, patrząc na szamana nieco z góry. – Nie spodziewałem się ciebie tutaj.

– Jestem tam, gdzie mnie potrzebują.

– Co teraz?

Borehed wyszczerzył się w parodii uśmiechu.

– Słyszałeś o zaufaniu?

– Tak. – Oficer skinął głową, wymownym gestem kładąc dłoń na rękojeści miecza. – To najbardziej zabójcza choroba w tych górach.

Aher zaśmiał się na całe gardło. Brzmiało to niemal po ludzku.

– Dobre. I mądre. A co powiesz na to?

Wziął garść śniegu i wyciągnął przed siebie. Po sekundzie śnieg stopniał i w dłoni ahera zostało trochę wody. Borehed chlusnął ją między nich.

– Niech się leje woda zamiast krwi.

Kenneth z trudem ukrył zdziwienie. Borehed właśnie zaproponował mu Węzeł Wody, jeden z najstarszych rytuałów aherów, respektowany nawet przez najbardziej zagorzałych fanatyków. Odczepił swoją manierkę i wylał kilka kropel w to samo miejsce.

– Niech się leje woda i krew naszych wrogów.

Aher uśmiechnął się.

– Znasz zwyczaje. To dobrze. Teraz możemy rozmawiać. Po co przyszliście?

Oficer zawahał się. Kłamstwo byłoby głupie i bezsensowne.

– Szukamy klanu Shadoree. Ukrywają się gdzieś tutaj.

– I co z nimi zrobicie?

– Zabijemy ich.

Borehed parsknął.

– Masz trzy razy po dziesięć i ośmiu wojowników, a ich jest koło setki.

– Teraz już mniej. Dwa dni temu zabiliśmy tuzin na Zimnych Halach.

Wydawało mu się, że aher uniósł lekko brwi.

– Dobrze. Ale i tak jest ich dwa razy więcej. Macie chociaż czarownika?

– Zginął wczoraj na lodowcu.

– Jak?

– Ojciec Lodu upomniał się o niego.

Borehed drgnął, po raz pierwszy spojrzał mu prosto w oczy. Miał dziwne jasnozielone tęczówki. Kenneth z najwyższym wysiłkiem wytrzymał to spojrzenie.

Nagle szaman poderwał się z kamienia.

– Zabierz swoich ludzi i chodź za mną – powiedział tonem zniechęcającym do zadawania pytań i ruszył w stronę zakrętu.

Porucznik skinął na resztę oddziału. Żołnierze poruszali się z ostrożnością ludzi spodziewających się zasadzki, ale gdy podeszli, żaden się nie odezwał. Wystarczyło, że ich dowódca i aher nie próbowali się pozabijać.

– Idziemy za nim. – Kenneth wskazał na szamana. – Trzymać szyk.

Nie zaszli zbyt daleko. Na pierwsze ciało natknęli się trzydzieści jardów za zakrętem.

Dziewczyna wyglądała na jakieś piętnaście lat. Ubrana w futrzane spodnie i kurtkę, trzymała w dłoniach osadzoną na sztorc kosę. Z piersi sterczały jej trzy strzały. Borehed stanął obok niej, zapatrzony w głąb niewielkiej kotliny, której zbocza usiane były otworami jaskiń.

– Miałem dwustu wojowników i dwóch Mądrych do pomocy – zagaił, jakby nigdy nic. – Wydawało mi się, że to wystarczy. Teraz mam pięćdziesięciu i jestem sam.

Odwrócił się i ogarnął cały oddział spojrzeniem.

– Przez wiele lat nasi gaahheri będą śpiewać o bitwie, a raczej rzezi w tej kotlinie. Przypatrzcie się, ludzie. Tak wygląda miejsce, w którym zaatakowano dziesięciu szalonych czarowników.

Nie musiał tego mówić. Kotlinka wyglądała, jakby przeszło przez nią tornado, połączone z gradobiciem, oberwaniem chmury, śnieżną zamiecią i gwałtownym pożarem. Cały teren był poczerniały i osmalony, jak po uderzeniach piorunów. Gdzieniegdzie w ziemi otwierały się wyrwy i dziury, o krawędziach postrzępionych tak, jakby od spodu uderzył w ziemię gigantyczny bojowy młot. Środek kotliny został wymieciony z cienkiej warstwy gruntu i straszył łysiną gołej skały, a zbocza naznaczyły setki mniejszych i większych kamieni, wbitych w ziemię z takim impetem, że ledwo wystawały na powierzchnię. Na lewo od nich tkwił blok lodu szeroki na dwadzieścia stóp i wysoki na dwa sążnie. Kennethowi wydawało się, że dostrzega w środku zastygłe w bezruchu sylwetki. Nie mógł rozpoznać, czy to aherzy, czy ludzie.

Zresztą i ludzie, i aherzy znajdowali się wszędzie. Ciała poszatkowane, popalone, porozrywane na strzępy, plamiące krwią wszystko wokoło. Niektóre wciąż zwarte w walce, jakby nawet śmierć nie mogła powstrzymać ich bojowej furii. Kenneth zapatrzył się na dwóch aherów, wczepionych w trupa młodego mężczyzny. Jeden miał oderwane obie nogi, ale wciąż zaciskał ręce na włóczni wbitej w brzuch człowieka, drugi został niemal obdarty ze skóry, ale mimo to zdążył zacisnąć szczęki na gardle górala. Leżeli nieopodal martwej dziewczyny.

– Tak. – Szaman zdawał się czytać w jego myślach. – Ten sprawił nam niemiłą niespodziankę. Nie powinien stać na warcie, nie powinien używać magii i nie powinien narobić hałasu. Ale stał, używał i narobił. Dlatego nasz atak zamienił się w rzeź.

Porucznik ogarnął wzrokiem pobojowisko. Żołnierze za nim stali w absolutnej ciszy.

– Ilu Shadoree władało magią? – Nie mógł powstrzymać się od zadania tego pytania, chociaż znał odpowiedź: znacznie więcej, niż myślano w dowództwie Górskiej Straży.

Borehed splunął na śnieg.

– Władało? Nie żołnierzu, oni nie władali magią. To ona władała nimi. Gdy jej używali, zabijali na równi swoich i naszych albo wypuszczali niczemu niesłużące fajerwerki. Ale tych fajerwerków było tak dużo, że nie sposób było się nie poparzyć – szaman zamilkł na chwilę, po czym dodał – dziesięciu, jeśli chcesz wiedzieć. Dziesięciu, a ja, jak kto głupi, myślałem, że trzech, najwyżej czterech. I straciłem ponad setkę najlepszych wojowników.

Nagle uniósł ręce w górę i wydał z siebie przeciągły, brzmiący szaleństwem okrzyk. Echo odpowiedziało mu z przeciwległej strony kotliny. Gdy odwrócił się ku ludziom, jego twarz znów była maską spokoju.

– Ale nie zginęłoby aż tylu, gdyby nie ten z Shadoree, który umiał rzucać czary jak jeden z waszych bitewnych magów – szaman mówił coraz szybciej i głośniej. – Nie marnował czasu ani energii, nie zabijał swoich. Jego czary były jak uderzenia szermierza, szybkie, celne i śmiertelne. To dzięki niemu zdołało nam uciec ostatnich kilkunastu z całej grupy. Tylko dzięki niemu.

Strażnicy zaszemrali. Kenneth uciszył ich gestem i po raz drugi wytrzymał wzrok ahera.

– Na wodę, którą napoiliśmy góry, opowiedz nam wszystko, co wiesz, szamanie.

Borehed uspokoił się, popatrzył po twarzach zgromadzonych, jakby jeszcze raz ich liczył. W końcu skinął głową.

– Dobrze, strażniku, ale nie tutaj. Podejdziemy do obozu i tam opowiem ci resztę.

—— • ——

Cztery godziny później Kenneth razem z połową swoich ludzi leżał na krawędzi płytkiego żlebu, kilka mil od dolinki. Druga połowa czaiła się po przeciwległej stronie. Czekali. Nic więcej nie mogli zrobić. Borehed był aż nadto stanowczy. Zapowiedział, że jeśli ruszą się stąd, osobiście dopilnuje, żeby żaden z nich nie wrócił żywy na drugą stronę lodowca. Tylko głupiec zlekceważyłby jego obietnicę.

To by było tyle, jeśli chodzi o zaufanie.

Kenneth przypomniał sobie, co usłyszał od szamana. Stali wtedy w obozie aherów, rozłożonym przed niewielką jaskinią, w której coś bez przerwy się ruszało, skamląc głosem niepodobnym do niczego, co zdarzyło mu się wcześniej słyszeć. Zostawił swoich ludzi dobre sto jardów od tego miejsca, zdając się na rozsądek dziesiętników, i poszedł za wojownikiem. Dookoła było pełno aherów, najczęściej rannych. Ignorowali go, jakby był powietrzem. Mówiąc szczerze, zupełnie mu to nie przeszkadzało. Sam za to bez żenady rozglądał się dookoła, oceniając ich wygląd, ubiór i uzbrojenie. Większość była niska i krępa, mieli ciemną skórę i czarne włosy. Dolne kły w sposób charakterystyczny dla tej rasy wychodziły im na górną wargę, a głęboko osadzone czarne oczy lśniły dzikim blaskiem. Niemal wszyscy nosili skóry i futra, ale dostrzegł także kilka kolczug i karacen, najpewniej zdobycznych, oraz sporo hełmów w najróżniejszych stylach. Ci, którzy ich nie nosili, wplatali we włosy kawałki rogu, kości lub ptasie pióra. Ostatnimi laty aherzy coraz częściej uzbrajali się w żelazne pancerze, nagolenniki i tarcze. I coraz częściej zamiast drewnianych maczug i siekierek z brązu używali mieczy, toporów i włóczni z dobrej stali. Uczyli się i jako oficerowi Straży zupełnie mu się to nie podobało.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x