Robert Wegner - Północ-Południe

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Najwięcej jednak było śladów przypadkowego, chaotycznego używania magii. Jedna z chat została wbita w ziemię, jakby uderzył w nią gigantyczny młot, inną jakaś siła przecięła na pół. Znaleźli stół, tkwiący czterema nogami w suficie, i całą zawartość kuchni zmieloną w drzazgi. W wielu miejscach widniały ślady spalenizny, jedne o średnicy zaledwie kilku cali, inne zajmujące całą ścianę stodoły.

Wojskowy czarodziej, który przybył na miejsce trzy dni po dziesiątce Kennetha, potwierdził tylko to, co wszyscy widzieli. W klanie żył ktoś obdarzony Talentem, ale nieuczony i ledwo panujący nad swoim darem. Ludzie tacy, jeśli nie zostali w odpowiednim czasie odnalezieni i poddani szkoleniu w którejś z gildii czarodziejów, szybko umierali lub popadali w szaleństwo. Byli wtedy zdolni do najstraszliwszych czynów.

W pewnym sensie po tym odkryciu wszyscy odetchnęli. Do tej pory Shadoree byli czymś potwornym, nieludzkim i przerażającym. Teraz szybko ukuto wyjaśnienie, według którego jeden z górali, najprawdopodobniej młody chłopak obdarzony Talentem, postradał zmysły i zaraził resztę swoim szaleństwem. W annałach magii znano takie przypadki, a w historii klanu znaleziono informacje, zdające się potwierdzać tę teorię. Shadoree od wielu lat utrzymywali sporadyczne kontakty ze swoimi sąsiadami, a od kilku pokoleń właściwie nie zawierali małżeństw z osobami spoza własnego klanu. To oznaczało, że wszyscy są spokrewnieni. A powinowactwo znacznie ułatwiało przejęcie kontroli przez szalonego czarownika.

Wiadomość ta wyjaśniała też, w jaki sposób klan zniknął i czemu jego ślad odnaleziono dopiero wiosną, a próby wyśledzenia go za pomocą magii zawodziły. Jedno z praw dotyczących utalentowanych magicznie mówiło, że nawet niewyszkoleni instynktownie otaczają się ochronną strefą, która utrudnia ich odnalezienie. Zmusiło to jednak dowództwo Górskiej Straży do zwrócenia się o pomoc do trzech największych rezydujących na północy gildii czarodziejów. Od tej pory do każdego oddziału Straży miał być przydzielany mag, a że magów wojskowych było zbyt mało, więc większość żołnierzy zmuszona była służyć wraz z aroganckimi, pewnymi siebie i zarozumiałymi „Mistrzami”. Amandellarth trafił do Szóstej Kompanii ledwo osiem dni temu, a Kenneth już z dziesięć razy omal nie kazał mu zabierać się do wszystkich diabłów. Ale nie mógł lekceważyć jego potencjalnej użyteczności. Czarownik był mistrzem Ścieżki Kamienia, Ścieżki Lodu i Ścieżki Powietrza, a uwzględniając miejsce, do którego się wybierali, od jego umiejętności mogło zależeć życie porucznika i jego żołnierzy.

Oficer odwrócił się od dogasającego stosu i pomaszerował w stronę obozu. Nie po raz pierwszy miał przeczucie, że będzie żałował swego niespodziewanego awansu.

—— • ——

Nieszczęście dopadło ich pod koniec drogi przez lodowiec. Do tej pory Stary Gwyhren ukazywał im nadspodziewanie łaskawą twarz: wspięli się na jego grzbiet w ciągu niespełna godziny i ruszyli na północ, mając przed sobą równą jak stół lodową płaszczyznę. Wiatr od gór zdmuchnął śnieg z lodowca, więc nie musieli używać rakiet ani innych udogodnień, nie było również zbyt ślisko ani mroźnie, ani stromo. Każda dziesiątka powiązała się linami i cztery grupy ruszyły na północ, zachowując między sobą kilkanaście kroków odstępu. Zbyt wiele krążyło opowieści o ukrytych pod cienką warstwą lodu szczelinach, sięgających aż do czarnego brzucha lodowca, aby kompania mogła poruszać się w innym szyku. Dlatego też na czele pierwszej dziesiątki szedł żołnierz, niosący włócznię, którą regularnie uderzał przed sobą, nasłuchując niewłaściwych dźwięków. Mimo to utrzymali tempo, z którego słynęła Górska Straż. Wyglądało, że dotrą do północnej krawędzi lodowca około południa.

I właśnie wtedy, gdy słońce stało w zenicie, a oni widzieli już drogę w dół, Stary Gwyhren upomniał się o należną mu daninę.

Miejsce na szpicy zajęła właśnie dziesiątka Andana. Grupa Kennetha szła zaraz za nią, więc oficer widział wszystko wyraźnie. Idący z przodu żołnierz uderzył włócznią kilka stóp przed sobą, ale tym razem zamiast głuchego dźwięku usłyszeli mroczne dudnienie i najstraszniejszy dla nich odgłos – pękającego lodu. Andan, trzeci w rzędzie, wrzasnął:

– W tył!!! Wszyscy w tył!!!

Dziesięciu żołnierzy rzuciło się do ucieczki, gdy z piekielnym trzaskiem otworzyła się pod ich stopami olbrzymia szczelina. Pierwszych sześciu znikło od razu, siódmy próbował rzucić się na lód i wczepić w niego sztyletem, ale pociągnięty przez kilkusetfuntowy ciężar zsunął się za nimi. Ostatnich trzech zdążyło paść na ziemię, wbijając w lód, co kto miał – nóż, toporek, zdobyczny czekan. Mimo to zaczęli sunąć w stronę szczeliny, nabierając prędkości.

Kenneth rzucił się w ich stronę razem ze swoją dziesiątką, gdy rozległ się władczy głos.

– Stać! Staaać!!! Ani kroku! To przeklęty kielich!

Dowódca wyhamował, czując podjeżdżającą pod gardło kulę żółci. Przeklęty kielich to szczelina przypominająca kształtem ścięty stożek, znacznie szersza u dołu niż u góry, na dodatek sięgająca dna lodowca. A to znaczyło, że i jego dziesiątka może już stać nad przepaścią, oddzielona od śmierci zaledwie kilkoma stopami nadtopionego lodu. Mogli tylko czekać i patrzeć.

Dopiero wtedy Kenneth zobaczył, kto ich ostrzegł. Amandellarth. Czarodziej zdążył już odwiązać się od swojej grupy i właśnie biegł, nie, raczej sunął, unosząc się nad powierzchnią lodu, w stronę walczących o życie żołnierzy. Był przy nich w ciągu kilku chwil, gdy ostatni z trójki żołnierzy, znajdujących się jeszcze na górze, wrzasnął rozpaczliwie i zamajtał nogami nad przepaścią.

Czarodziej zatrzymał się tuż przy nich, rozpostarł ręce, uniósł o kilka cali w górę. W powietrzu rozległ się metaliczny pogłos, zapachniało ozonem.

Po chwili, ciągnącej się w nieskończoność, dziesiątka Andana przestała się zsuwać. Po następnej, jeszcze dłuższej, żołnierz wiszący nad szczeliną sapnął ze zdziwienia i bez wysiłku wpełzł na górę.

– Pomóżcie mu! – Kenneth wreszcie odzyskał głos. – Wciągajcie resztę!

Zza krawędzi wyłonił się kolejny strażnik. Na twarzy miał wyraz nieziemskiego zdumienia, ale w dłoniach wciąż ściskał topór. Natychmiast wbił go w lód i podciągnął się wyżej. Teraz już czterech żołnierzy pomagało czarownikowi wyciągać swoich towarzyszy ze szczeliny.

Porucznik przeniósł wzrok na Amandellartha. Wiedział o magii tyle, żeby rozumieć, iż splecenie Mocy bez słów, samym gestem i koncentracją woli, musi kosztować czarodzieja wiele sił. Co zresztą było widać. Mag miał przymknięte oczy, zaciśnięte wargi, po twarzy spływały mu krople potu.

Wytrzymaj – oficer nie śmiał wykrzyczeć myśli na głos. Jeszcze tylko dwóch lub trzech. Wytrzymaj!

Kolejny z uratowanych żołnierzy wyglądał na nieprzytomnego, przesuwał się po lodzie jak worek szmat. Za to następny wbił w lód dwa sztylety i zaczął się podciągać. Lina wędrowała w górę coraz szybciej. Siódmy, ósmy, Kenneth przyłapał się na tym, że odlicza w myślach.

– Dziewiąty – szept stojącego obok żołnierza był cichszy niż tchnienie.

– Wszyscy! – Drugi strażnik nagle wybuchnął radością. – Wyciągnął wszystkich, sukinkot!

Amandellarth spojrzał na nich z lekkim uśmieszkiem.

– Odsuńcie się od szczeliny – powiedział, opuszczając się na lód. – Tu ciągle jest niebezpiecznie.

– Słyszeliście, chłopcy. – Kenneth odwrócił się do ciągle oszołomionej dziesiątki Andana. – Cofnijcie się.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Północ-Południe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Niebo ze stali
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Robert Sheckley - Coś za nic
Robert Sheckley
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Wolfgang Wegner - Nacht über Marrakesch
Wolfgang Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Robert Stevenson - Nuevas noches árabes
Robert Stevenson
Отзывы о книге «Północ-Południe»

Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x