Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Zajmę się nim. – Porucznik pokiwał głową. – Dziękuję.
– Nie ma za co. Za to mi płacą.
Wyszczerzyli się jednocześnie, mimo że był to ograny dowcip.
– Jak myślisz – Kenneth wskazał na leżące ciała. – Gdzie mogli iść?
Siwy dziesiętnik podrapał się po dwudniowym zaroście.
– Stąd? Tylko do Gyreten albo na Wysokie Pastwiska.
– Hm... No nie wiem. To zbyt oczywiste.
Usłyszeli skrzypienie śniegu. Podszedł do nich Andan-keyr-Treffer, niosąc coś w ręku. Miał dziwną minę.
– Ani Gyreten, ani Wysokie Pastwiska – powiedział. – Albo ja jestem półaher.
Pokazał im, co znalazł. Był to dziwaczny sandał. Składał się z drewnianej podeszwy, nabijanej mnóstwem gwoździ i zaopatrzonej w kilka skórzanych pasków.
– Mocuje się je do butów – wyjaśnił, nie wiadomo po co.
– Wiem, żeby nie ślizgać się po lodzie. Co jeszcze?
– Haki i liny. Porządnie zrobione. Widać, że wiedzą, jak się nimi posługiwać.
– Czekany?
– Po jednym na łebka.
Kenneth zacisnął zęby.
– Wiecie, co to znaczy, prawda? Te szczury kryją się po drugiej stronie Starego Gwyhrena.
– Niemożliwe. – Velergorf wskazał majaczącą na północy ścianę bieli. – Musieliby być szaleni, żeby przechodzić lodowiec.
– Oni są szaleni. Pewnie w trakcie przeprawy zginęła połowa kobiet i dzieci, ale przeszli i kryją się po drugiej stronie. To dlatego od pół roku nie możemy ich znaleźć.
Starszy dziesiętnik spojrzał na niego z błyskiem w oku.
– Pan wiedział, domyślał się tego! Dlatego kazał nam zaczaić się właśnie tutaj.
– Ryzykowałem. – Kenneth wzruszył ramionami. – Jak już mówiłem, szukamy ich pół roku, nasz pułk i dwa inne. Wykurzyliśmy w międzyczasie nawet świstaki z nor, a bandyci z klanu pojawiają się nie wiadomo skąd i znikają, nie wiadomo gdzie. Zabijają ludzi w całej prowincji. Ale nigdy nie uderzali dalej niż trzy, cztery dni drogi od lodowca.
Andan pokręcił głową.
– Ale żeby zaczaili się po drugiej stronie? Aherowie powinni ich wytłuc w trzy dni.
Miał rację. Stary Gwyhren, zwany przez miejscowych górali Białą Ścianą, a przez aherów Gwyhhrenh-omer-gaaranaa, czyli Ojcem Lodu, był największym lodowcem na Północy. Brał swój początek gdzieś pośród szczytów ośmiomilowych gór Wielkiego Grzbietu i sunął na południowy zachód, z arogancją sugerującą, że w razie potrzeby utoruje sobie drogę siłą. Wypełniał całkowicie dno rozległej doliny, zamkniętej między potężnymi szczytami, po czym wylewał się z niej pięćdziesięciomilowym jęzorem lodu, wpadającym do jeziora Doranth.
W tym rejonie gór lodowiec stanowił granicę, o którą oparła się meekhańska ekspansja na północ. Za nim zaczynały się ziemie aherów i tych nielicznych klanów górali, które za żadną cenę nie chciały się poddać imperialnemu zwierzchnictwu. Stanowił zresztą granicę wyjątkowo szczelną i bezpieczną. Stary Gwyhren miał w najszerszym miejscu ponad osiem mil szerokości, a jego poprzecinany szczelinami i pęknięciami grzbiet był śmiertelną pułapką nawet dla najbardziej doświadczonych górali. Niektórzy magowie twierdzili, że lodowiec zahacza po drodze o potężne źródło Mocy, aspektowane przez Ciemność, inni wspominali o Uroczysku, przykrytym rzeką lodu. Nieważne, jaką tajemnicę skrywał – przechodzenie go uważano za objaw szaleństwa. Dlatego ziemie na południe od lodowca uchodziły za tereny bardzo spokojne. Przynajmniej do czasu pojawienia się Shadoree.
– Dobra. – Kenneth postanowił przerwać przedłużające się milczenie. – Nie pytam, czy to robią, bo najwyraźniej przełażą przez Starego Gwyhrena jak przez ślizgawkę. Pytam, w którym miejscu?
– Zaraz przy wylocie z doliny. – Velergorf najwyraźniej zdążył już oswoić się z tą myślą. – Tam jest najwęziej. Zresztą, jak się zastanowić, to tam właśnie szli.
– Też tak myślę. Andan! – Kenneth odwrócił się do krępego dziesiętnika. – Zbierz te haki, liny i czekany.
Podoficer zawahał się.
– Pójdziemy na drugą stronę?
– Tak. Klan najwyraźniej jakoś dogaduje się z aherami. Gdy ta grupa nie wróci, przeniosą się gdzie indziej i ukryją. Potem przyjdzie zima i znów będziemy mogli tylko czekać na kolejne Koory-Amenesc. – Porucznik zacisnął wargi w wąską kreskę. – Nie dopuszczę do tego.
– Taaa jest. – Młodszy dziesiętnik uśmiechnął się lekko. Kenneth nawet nie mrugnął.
– Co jeszcze znalazłeś?
Andan spoważniał.
– To, co zostało z rodziny rymarza z Handerkeh. Jeśli poćwiartuje się dorosłego chłopa, dwie baby i czworo dzieci, to akurat zmieszczą się w takich worach, jak te tam.
Powiedział to wszystko szybko, cicho, przez zaciśnięte zęby. Kenneth zaklął. Gdy kilka dni temu znaleziono przewrócony wóz i ślady krwi, wszyscy mieli nadzieję, jakkolwiek by to brzmiało, że rodzina z Handerkeh padła ofiarą zwykłych zbójów. Tacy rzadko mordowali kobiety i dzieci.
– Będziemy musieli też spalić ich ciała.
– Tak jest, panie poruczniku. – Velergorf skinął głową. – Ale rozpalimy osobny stos.
– Zgadzam się. – Kenneth nagle poczuł się zmęczony i bardzo zły. – Varhenn, masz tego śniegoszczura, który próbował cię wczoraj capnąć?
– Tak, panie poruczniku.
– Więc chodźmy do jeńców.
Więźniów było dwóch, niskich, krępych i przygarbionych. Leżeli na śniegu, powiązani tak, że ledwo mogli się ruszać. Obaj mieli cofnięte czoła, płaskie nosy i szerokie kości policzkowe. Gdyby nie wyraźna różnica wieku, mogliby uchodzić za braci bliźniaków. Na widok podchodzącego dowódcy żołnierz pilnujący więźniów wyprostował się i kopnął starszego Shadoree, który właśnie podpełzł i najwyraźniej zamierzał ugryźć go w nogę. Ten zakwilił cicho, a później wybuchnął zawodzącym śmiechem. Młodszy jeniec, dzieciak jeszcze, uśmiechnął się drwiąco, pokazując kilka spiłowanych w szpic zębów.
– Na, poscęściło sie wam pieski. Kcecie kość? – powiedział.
Spojrzał im w oczy i urwał. Potem uciekł wzrokiem w bok. Otaczał go intensywny, mdlący zapach. Kenneth skrzywił się.
– Co tak śmierdzi?
– Pewnie barani łój, panie poruczniku – odezwał się pilnujący ich strażnik. – Cali się nim wysmarowali.
– Łój? Łój! Łóóóóój!!! – rozdarł się starszy więzień. Utkwił w nich szalone spojrzenie i wysyczał: – Łój z małej owieczki, co nigdy wełny nie dawała. Ciepły i sssłodki.
Żołnierz otworzył usta i zbladł. Potem nagłym ruchem wyrwał zza pasa topór i zamierzył się na leżącego.
– Dość! – Kenneth szczeknął rozkaz w ostatniej chwili. – Jeszcze nie teraz.
– Ale panie poruczniku...
– Powiedziałem, jeszcze nie teraz, strażniku. On musi najpierw ze mną porozmawiać.
Młodszy jeniec przekręcił się na bok i usiłował splunąć mu na buty. Pozycja jednak była niewygodna i tylko obślinił sobie brodę. Oficer spojrzał na niego z góry.
– Widzę, że ty ciągle nie rozumiesz. Ja nie chcę niczego się od ciebie dowiedzieć. Wiem wszystko, co powinienem.
– Nic nie wiesz, gównożerco. – Młody Shadoree niespodziewanie przestał seplenić.
– Doprawdy? Od czterech dni idzie za wami reszta mojej kompanii. I jeden bardzo dobry czarownik. To on odczytał wasze myśli i dowiedział się, gdzie i którędy idziecie. Byliśmy tu już wczoraj w nocy i czekaliśmy na was, odpoczywając i nudząc się jak leszcze pod lodem. No, niezupełnie. Varhenn, pokaż mu, co złapaliśmy.
Dziesiętnik wyciągnął zza pazuchy coś, co wyglądało jak kłębek białej włóczki. Jeden koniec kłębka ozdobiony był paszczą, uzbrojoną w kilka rzędów stożkowatych zębów.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.