Robert Wegner - Pamięć wszystkich słów
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Pamięć wszystkich słów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2015, ISBN: 2015, Издательство: satan, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Pamięć wszystkich słów
- Автор:
- Издательство:satan
- Жанр:
- Год:2015
- ISBN:9788364384257
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Pamięć wszystkich słów: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pamięć wszystkich słów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Pamięć wszystkich słów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pamięć wszystkich słów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Złodziej Otwiera się na niego, na tę przeogromną, potężną Moc, której rozmiarów nawet się nie domyślał. Wchłania ją i spala się.
Po raz pierwszy od początku dziejów człowiek Obejmuje boga.
Załatwmy to, myśli w ostatniej chwili.
*
Miecz pęka. Nie ma szans w starciu z tym, co zerwało właśnie jego łańcuchy, bo sam był kiedyś maleńkim fragmentem całości, której mężczyzna przed nim jest znacznie większą częścią. Odgłos jest taki, jakby trzasnął szklany firmament, a deszcz odłamków zabrzęczał o ziemię.
Mężczyzna staje, jednym ruchem strząsa z siebie okowy i patrzy, jak czarna klinga rozpada się w pył. Moc Pani Losu wlewa się do komnaty szeroką falą. Zatrzymuje ją jednym ruchem; to inna skala, on nie jest ana’bogiem , półświadomym bytem, który trochę się zagalopował, jest sobą. Moc kipi w nim i wokół niego, ponieważ w mieście nad nimi dwadzieścia tysięcy wyznawców nosi jego znak na ciałach. Sięga po Durwony, tym razem lekko, nie ma potrzeby wypalać ich ze skóry, zwija Moc w pięść i bezceremonialnie wali w ciało Ogewry. Krzyk po drugiej stronie jest dziki. Pani Losu cofa się i wrzeszczy z wściekłości. Traci kontakt z lochem.
Mężczyzna patrzy w górę. Wyznawcy Pana Bitew w całym mieście czują nagłą pustkę w sercach, gaśnie ich zapał, opadają dłonie trzymające broń. Ich dusze wypełnia smutek i żal. Walki będą trwały, ale bez wcześniejszej zajadłości, a rzeź będzie miała mniejsze rozmiary.
Mężczyzna wie, że zbliża się świt, rankiem Rada Miasta wyśle na ulice wszystkich strażników, jakich ma, wspomoże ich załogami statków, składającymi się w większości z wyznawców Bliźniąt Mórz. Teraz, gdy zabrakło woli pchającej do walki, PonkeeLaa nie utonie w morzu krwi, bo tutejsi mieszkańcy są zbyt pragmatyczni i rozsądni.
Przynajmniej na razie.
Słyszy szelest i wie, że dziewczyna zwana Kanayoness stoi za jego plecami. Ona też od razu zdaje sobie sprawę, co się stało.
– Nie mam już u ciebie długu – mówi cicho. – Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy.
Człowiek Obejmujący boga wie o tym. To nie jej wina. I wie teraz o wiele więcej.
– Odejdź – mówi cicho. – Będą cię ścigać, córko.
– Ciebie też.
– Ale ja jestem dobry w ukrywaniu się. Przecież wiesz.
Dziewczyna uśmiecha się.
– Tyle planów… moich, Eyfry, Agara, tego, co żyło w mieczu, tyle potęg, i wszystko rozbija się o was. Śmiertelników. Zakochana kobieta i wściekły na wszystko miejski szczur. Pionki stały się figurami, a my nawet tego nie zauważyliśmy. – Jej twarz kurczy się nagle i brzydko. – Ale ostrzegam, jeśli wejdziesz mi w drogę, będziemy walczyć. Ja Ją znajdę i zabiję.
Płacze. I znika w cieniach.
Mężczyzna wychodzi z lochu, u szczytu schodów spotyka kobietę spowitą w smugi szkarłatnej Mocy.
– Mój pan, Oum, ma dla ciebie propozycję – mówi Aonel. – Możesz zostać na kontynencie albo wrócić ze mną na Amonerię. Na jakiś czas. Musisz też wybrać sobie imię. Jak najszybciej. Oum powiedział, że po Przemieszaniu imię staje się punktem równowagi.
Mężczyzna kiwa głową.
– Dobrze. Odpłyniemy pierwszym statkiem. Porozmawiam sobie z tym twoim bogiem – mówi, a potem uśmiecha się, dokładnie tak, jak widziała to już wiele razy. – I mam już imię. Możesz mi mówić Altsin.
Gdy wychodzą ze świątyni, nikt na nich nie patrzy.
Epilog
Zawieja skończyła się przed dwoma dniami, lecz po niej przyszedł śnieg i białe płatki sypały się z nieba przez wiele godzin. Świeży puch zalegał wszędzie w zaspach sięgających na wysokość dwóch stóp. Obóz znikł, wtopił się w krajobraz; obcy, nieświadomy obecności Straży, mógłby go nie zauważyć, przechodząc w odległości kilku kroków.
Obóz. To była stanowczo zbyt nobilitująca nazwa dla kilku jam wygrzebanych w ubitym śniegu, który na tej przełęczy zalegał na głębokość wielu łokci. Nie rozkładali namiotów, ostrzeżeni wyglądem okolicy; gładkie skalne ściany wznosiły się na pół mili, zlodowaciały śnieg pomiędzy nimi wyglądał jak wylizany. Nazwa, jaką miejscowi nadali przełęczy, Świstawka Dress, też nie wzięła się znikąd. No ale jeśli los albo rozkaz dowództwa pośle człowieka na jedyną drogę prowadzącą za Wielki Grzbiet, na daleką Północ, ziemie mroźnych pustkowi i smaganego wiecznymi wichrami oceanu, na którym góry lodowe i płaty kry tańczą ze sobą od tysiącleci, czyli tam, gdzie zaczynało się prawdziwe królestwo Anday’yi, to powinien się spodziewać, że w tym miejscu może być zimno i wietrznie.
Wygrzebali jamy na aherską modłę, kopiąc doły przykryte od góry półokrągłym dachem ze śnieżnych bloków, a gdy Dress zachciało się świsnąć, siedzieli w nich, pilnując na zmianę, by tumany niesionego z północy śniegu nie zasypały wejść.
To była trzecia, najdłuższa, trwająca prawie cztery dni wichura, którą musieli tu przetrwać. Po wszystkim, tak jak i wcześniej po podobnych zadymkach, niebo się przejaśniło, a temperatura gwałtownie spadała. Najlepszym sposobem ustalenia, jak bardzo, była obserwacja, w jakim tempie broda i wąsy pokrywają się szronem. Jeśli człowiek po przejściu dwudziestu kroków wyglądał niczym posiwiały dziad, było naprawdę zimno. Ale w gruncie rzeczy ten mróz ich cieszył. Oznaczał, że przez najbliższe cztery albo pięć dni nie będzie kolejnej śnieżycy.
Siedzieli na przełęczy od miesiąca, zgodnie z rozkazem obserwując drugą stronę Wielkiego Grzbietu. Kenneth początkowo uważał ten rozkaz za absurd, idiotyczny wymysł armijnej biurokracji, w której jakiś chędożony w zad oficerek, chcąc się popisać przed przełożonymi, postanowił, że Strażnicy zajmą się też kontrolą tego przejścia.
Jakby ktokolwiek mógł korzystać z przełęczy leżącej, jak podawały imperialne mapy, prawie trzy mile nad poziomem morza, zamkniętej z boków ośmiomilowymi szczytami i prowadzącej donikąd. Ale rozkaz to rozkaz. Mieli rozbić tu obóz i sprawdzać, czy nic nie próbuje się tędy przedostać.
Dziś polecenie sztabu nie wydawało się już tak idiotyczne.
Porucznik ruszył na obchód okolicy w towarzystwie Velergorfa.
– Co po drugiej stronie?
– Bez zmian. Taka wichura to dla nich nie nowina. Poza tym, panie poruczniku, sądzę, że tylko my jesteśmy tak głupi, żeby siedzieć na środku świstawki i brać na siebie całą jej moc.
– A ludzie?
Wytatuowany dziesiętnik spojrzał na niego z ukosa.
– Pyta pan o tych dwóch z Trzeciej, co się dwa dni temu wzięli za łby, czy o Wilka, który omal nie zastrzelił Blanda?
To była nowa wiadomość.
– O co im poszło?
– Nie wiem, nie chcą powiedzieć. Wie pan, jak to jest, siedzisz w norze parę dni i nocy i w pewnym momencie chcesz zabić najlepszego kompana, bo trąci cię przypadkowo łokciem.
– Nieraz siedzieliśmy w norach dłużej.
– Ale nie w takim miejscu. Tu jest wysoko, źle się oddycha, ciężko myśli, a jak przyjdzie wichura, to na zewnątrz nic, tylko ciemność i wycie, jakby świat się skończył. Zazwyczaj na patrolach więcej się dzieje.
– Więc? Twierdzisz, że chłopcy się nudzą?
Podoficer skinął głową.
– Nudzą. I są poirytowani. Potrzebują jakiegoś zajęcia albo sami je sobie znajdą.
No tak. Stare wojskowe powiedzenie twierdziło, że nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż żołnierze, którzy sami próbują wypełnić sobie wolny czas.
Zeszli nieco niżej, w miejsce, gdzie nad wąską, prowadzącą w dół ścieżką wznosiła się wysoka na pięćdziesiąt łokci skalna ściana, i stanęli oko w oko z Patykiem. Młody żołnierz otworzył na ich widok usta i przełknął ślinę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Pamięć wszystkich słów»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pamięć wszystkich słów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Pamięć wszystkich słów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.