Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej
Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– O czym ty mówisz? – Iza posłała mu zdziwione spojrzenie.
– Pan Kiernacki właśnie mi grozi – wyjaśnił jej major. – Pani spada włos, mnie głowa. Z grubsza biorąc. Miło patrzeć, jak dobrze rezerwa dogaduje się ze służbą czynną. Tylko ta dyscyplina, kapitanie… Straszenie przełożonych jest źle widziane.
– Wojna to parszywa rzecz.
– Fakt – westchnął żandarm. – Zwłaszcza ta przegrywana. Widzę, że nie jesteście na bieżąco, więc na początek zła nowina: pod Rzeszowem, w szczerym polu, zatrzymał się pośpieszny ze Szczecina. W lokomotywie znaleziono związanego maszynistę i resztę kolejarzy. Wstyd powiedzieć, ale Drzymalski dotarł jakoś do Łodzi, wsiadł do pociągu i porwał go tak sprytnie, że nikt się nie zorientował. Jest ranny w lewy bok, ale nadal bezczelny i sprawny.
– A dobra wiadomość? – zapytała Iza.
– Dobra jest taka, że daję wam wolną rękę. Przekonam generała – uprzedził jej kolejne pytanie. – Szczerze mówiąc, od dawna nie jesteście nam do niczego potrzebni. Pani nie nakłoni Drzymalskiego, by się poddał – to nie ten typ człowieka. A pan Kiernacki nie musi nam już wyjaśniać, do czego zdolny jest jego wychowanek. – Dźwignął się z fotela. – Róbcie, co uważacie za stosowne.
– Wolna ręka? – upewnił się Kiernacki.
– Premier wezwał dziś Zagrodę na dywanik. W nocy na zachodnim brzegu Wisły było więcej wojska niż policji. Daliśmy plamę. Jeśli potraficie zetrzeć ją z armii, możecie prosić o wszystko.
* * *
Brama i przylegająca do niej wartownia obłaziły z farby i tynku; mury podchodziły grzybem, a blachy rdzą. Ogrodzenie z drutu kolczastego rozciągniętego na betonowych słupach sprawiało wrażenie starego i zaniedbanego.
– Ale dziura – westchnęła Iza niemal z podziwem. – Do takiej mnie ześlą, jak się to wszystko skończy.
– Powołaj mnie na ćwiczenia – zaproponował Kiernacki, poprawiając pistolet za paskiem. – Będziemy mogli biegać nago po lesie i kochać się na tych romantycznych pagórkach.
– To magazyny, erotomanie – błysnęła zębami. Miała na sobie plamisty mundur polowy, pas i raportówkę, co wbrew oczekiwaniom Kiernackiego nie zaszkodziło jej nogom, a biodrom dodało jeszcze uroku. Wolał nie wyobrażać sobie, jak prezentuje się w sukience.
Składnicę ulokowano na uboczu, więc nie zdziwił ich widok mężczyzny podchodzącego do furtki z przeciwnej strony.
– Kapitan Kiernacki, porucznik Dembosz – oznajmiła Iza pewnym siebie głosem, niedbale podsuwając legitymację pod nos czterdziestolatka w granatowym uniformie firmy ochroniarskiej. – Warszawa, Komenda Główna Żandarmerii. Chcemy się widzieć z dowódcą.
Strażnik zawahał się, zerknął na kolegę w dyżurce. Gdyby składnica tkwiła sobie po prostu w leśnej głuszy, oczekując następnej wojny, prawdopodobnie nie zostaliby wpuszczeni. Ale poza drzewami i porośniętymi bujnym zielskiem garbami magazynów-ziemianek znajdowało się tu także kilka szarych baraków, w których kwaterowało wojsko. Placówka, ospale i leniwie, lecz żyła, co oswoiło strzegących ją ludzi z myślą, iż od czasu do czasu trafia tu ktoś obcy.
– W gabinecie – mruknął ochroniarz. – Zaprowadzę.
Ruszyli w stronę baraków, mijając paru rozchełstanych szeregowych oddających się głośnej dyskusji i zadymianiu lasu papierosami. Najwyraźniej nie przejmowali się widokiem wielkich placków wypalonej ziemi, które nagle wychynęły zza ziemianek.
– Ładnie się paliło – rzucił od niechcenia Kiernacki. – Miał pan wtedy służbę?
– Nie – burknął ochroniarz. Od razu stało się jasne, że trafili na mruka, z którego niewiele da się wyciągnąć.
Jego przełożony, mały pięćdziesięciolatek z dużym brzuchem, był na szczęście bardziej rozmowny.
– Majewski – przywitał już w progu zapowiedzianych telefonicznie gości. – Jestem tu szefem ochrony. Proszę, proszę bardzo. Nie spodziewaliśmy się… Major mówił, że sprawa już zamknięta.
Kiernacki odczekał, aż wartownik się wyniesie, a Iza przedstawi ich gospodarzowi.
– Mamy mało czasu – oznajmił, udając, że nie dostrzega wskazywanego mu krzesła. – Brał pan udział w pracy komisji ustalającej straty?
– A… no, brałem. – Kiernacki, ubrany po cywilnemu, wyraźnie deprymował gospodarza.
– Pociski przeciwpancerne Malutka, granaty moździerzowe kalibru 60 mm, amunicja pośrednia 5,56, miny przeciwpiechotne… Zgadza się? – Majewski ograniczył się do kiwnięcia głową. – W ilu to było magazynach?
– Nnnie wiem… Ja tylko pilnuję… W siódemce była amunicja, a te miny to pewnie w dziewiątce, ale głowy nie dam… O co chodzi, panie kapitanie? Przecież wszystko zostało wyjaśnione. Pożar, dwa magazyny wyleciały w powietrze, nikomu, Bogu dzięki, nic się nie…
Dowódca warty, podobnie jak jego ludzie, miał pod bluzą koszulę z krawatem. Ręka Kiernackiego zacisnęła się na nim, tuż przy gardle Majewskiego.
– Posłuchaj – wycedził lodowatym głosem. – Tymi rakietami rozwalono dwa tankowce, a granaty sfajczyły Płock. Jak nie usłyszę zaraz czegoś konstruktywnego, co naprowadzi nas na trop tego bydlaka, to jutro będziesz tu miał połowę UOP-u, połowę żandarmerii, policji, a może i paru facetów z CIA. Przesiejemy ten las i wydłubiemy z ziemi każdy odłamek każdego pieprzonego pocisku, który jakoby wybuchł w magazynie. Dowiemy się, ilu brakowało. A wtedy dostaniesz dożywocie.
Majewski był przerażony.
– Ja… myśli pan, że mógłbym…? Ja w życiu… Jak Boga kocham, nie miałem pojęcia, że to nie zwykły pożar!
– Będziesz miał całe życie, żeby powtarzać tę bajkę kumplowi z celi. Albo zaczniesz współpracować, albo pogadamy po kolei z twoimi chłopcami. Nie ma cudów, by żaden niczego nie zauważył. Masz rodzinę? No to pomyśl, co sąsiedzi z nimi zrobią, jak się dowiedzą, że tatuś sprzedawał bomby, którymi ten skurwiel wysadzał potem kobiety i dzieci.
Ogrzewanie w baraku było podłe, ale twarz Majewskiego już teraz ociekała potem.
– Przysięgam, nie miałem o niczym pojęcia! Jezu, przecież to mój chleb, moja własna firma! Sam byłem w wojsku, nigdy bym… Moi ludzie to też dawni policjanci albo wojskowi, żadne męty! Skąd miałem wiedzieć, że trafi się taki…
– Krócej – warknął Kiernacki. – Masz telewizor i kupę czasu, więc pewnie wiesz, że w łapaniu tego faceta liczą się godziny. Może tego jeszcze nie podali, ale pokazał się pod Rzeszowem. Jedzie tu. Jeśli wiesz cokolwiek, co nam pomoże… W tej chwili liczy się tylko on. Nie pomocnicy. Ale jeśli nie uda się nam go dopaść, trzeba będzie znaleźć paru kozłów ofiarnych. Rozumiemy się?
Gospodarz pokiwał skwapliwie głową. Poszukał ratunku u Izy. Znalazł jedynie zaciekawienie, podszyte raczej chłodnym rozbawieniem niż kobiecym współczuciem.
– On się nazywa Karasek. – Trzęsącymi się rękoma otworzył szufladę, wyjął dużą, szarą kopertę. – To jego papiery… to znaczy tego Drzymalskiego. Ale sam pan popatrzy: całkiem niepodobny do tego z telewizji. – Kiernacki obrócił kwestionariusz z podczepionym zdjęciem brodatego mężczyzny. – Miał zaświadczenie z wojska, papiery, wszystko. I legitymację inwalidzką. Cholernie dobre papiery, pierwsza grupa… Brakowało mi kogoś z jedynką, a on w dodatku z własną bronią…
– Zaraz – wtrąciła się Iza. – Zatrudnia pan inwalidów? Do ochrony składu amunicji?
– W plastikach – wyjaśnił pospiesznie Majewski. – Neptun Plastics znaczy, moja druga firma… Wie pani: zakład pracy chronionej, z dopłatami dla niepełnosprawnych. Niektórzy z Neptun Security są tam zatrudnieni, przy dobrej księgowości można na tym parę groszy oszczędzić. Tylko niech pani nie myśli, że robię wojsko w konia. Tu, na warcie, stoją zdrowi faceci. Trzecia grupa albo emerytowani, bez żadnych tam… Na strzelnicę ich biorę, pompki robią, biegi zaliczają… Może nie komandosi żadni, ale za pięćset miesięcznie trudno mieć Rambów, nie? Zresztą tu nie kradną, łatwa służba. Po co komu pociski artyleryjskie czy… – urwał, uświadomiwszy sobie moc argumentu w zaistniałej sytuacji. – No, w każdym razie ten jeden raz daliśmy ciała. Nigdy przedtem nic nie zginęło.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.