Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Sikorczyk zastanawiał się tylko parę sekund.

– Dobrze – skinął głową. – Ale jest jedna słaba strona tego planu: Drzymalski. Jeśli go schwytają i dostarczą psychiatrom… Nie powie mi pan, że ten facet jest całkiem normalny. A wyborcom z kolei trudno będzie wmówić, że Rosjanie do spółki z Oleksym wybrali do takiej operacji jakiegoś psychopatę.

– Rzeczywiście, parę procent poparcia by to kosztowało – uśmiechnął się chłodno Woskowicz. – Ale niech się pan nie martwi. On nie wpadnie żywy w ręce policji. Moja w tym głowa.

* * *

Siedziała przy stole w mundurze, ale na bosaka, nieco blada po nocy, z wilgotnymi włosami zebranymi w węzeł nad karkiem.

– Załatwiałeś śniadanie? – uniosła wzrok znad monitora i posłała mu uśmiech, który zaklasyfikował jako kumplowski.

– Dla samochodu. Dzień dobry. – Skinęła głową i powróciła do pracy. – Nowiny też raczej dobre. Nadal mamy samochód, nie ukradli go. A benzyna zdrożała tylko o czterdzieści groszy.

Usiadł po drugiej stronie stołu, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Iza była uprzejma i nic więcej. Cholera. A on omal się nie wygłupił, rozważając pomysł podania jej śniadania do łóżka.

– Co na froncie? – zerknął na wypełniony internetową mozaiką ekran laptopa. – Dopadli go?

– Nie uwierzysz. Wiesz, który to Kostek Zdrzałkowicz? – Posłał jej pełne wyrzutu spojrzenie. – Drzymalski zadzwonił do niego z lasu pod Płockiem, powiedział, że znalazł rannego chłopca i czeka z nim na śmigłowiec sanitarny. No i pan redaktor dał się nabrać.

– Chcesz powiedzieć, że porwał śmigłowiec?! Z załogą?!

– No nie… Na swój sposób zagrał honorowo. Dał im faktycznie postrzelonego w udo dzieciaka i nie kazał się wieźć na Białoruś. Ale jak wylądowali, wpakował się do środka i wziął sobie butlę z tlenem. Mieli dwie; drugą zostawił. Zabrał też jakieś plastry i takie tam. W sumie wystarczyło na zestaw „Mały Płetwonurek”. Potem uszkodził nadajnik, spytał lekarza, czy małemu nic się nie stanie, jeśli odlecą dziesięć minut później, i znikł w lesie, oznajmiając, że maszynie nie wolno przez dziesięć minut startować, bo ją z przykrością zestrzeli.

– Ale numer… – Napotkał jej dość nieokreślone spojrzenie. – To znaczy… przykro mi.

– Nie łżyj – powiedziała spokojnie. – Boisz się o niego.

– A ty?

– Co masz na myśli? – zmarszczyła nieznacznie brwi.

– Zastanawiam się, jak na to patrzysz. Jak gliniarz, żołnierz, kobieta…?

– Gliniarz? – Czoło przecięła głębsza bruzda. – O czym mówisz?

– O niczym – mruknął. – Wspominałaś o śniadaniu…

– Zadałam ci pytanie – rzuciła ostrzej. – Nie wykręcaj się.

– Ja – pokiwał głową z miną pełną goryczy. – Ja się wykręcam. No cóż.

– Coś mi chcesz powiedzieć. To może wprost, co?

– Myślałem, że nadal jesteśmy na etapie szczerości – wzruszył ramionami.

Przyglądała mu się przez chwilę z nieokreślonym, raczej chłodnym wyrazem twarzy.

– Pytaj – zaskoczyła go na koniec. – Co cię interesuje?

– Ty mnie interesujesz. Chciałbym wiedzieć, dlaczego jesteśmy tu razem. Jak słusznie wyliczyłaś w nocy, dzieli nas prawie wszystko. A łączy tylko Drzymalski, który też dzieli, i to mocno. Ty chcesz go upolować. Ja… – zawahał się.

– Ty? – podchwyciła. – No, panie szczery? Jak to jest z panem?

– Rozmawiamy o tobie – rzucił twardo.

– Poszłam z tobą do łóżka… o to pytasz, jak rozumiem?… no więc poszłam, bo jestem normalna, lubię seks, nie mam nikogo, a ty… a ciebie też lubię. Nic na to nie poradzę. Znasz teorię o frontowych przyjaźniach. Mieliśmy pecha, parę razy musieliśmy razem walczyć, razem się baliśmy… Takie stresy łączą ludzi, czy im się to podoba, czy nie. Mnie się nie podoba. Mam świadomość, że jak tylko przestaniemy strzelać do jakichś Niżyckich, zaczniemy do siebie. Ale to nie zmienia faktu, że było mi cholernie z tobą dobrze. Przepraszam. Zachowałam się jak gówniara. Jak… cholera… jak facet. Przykro mi. Nie chciałam robić ci świństwa, nie chciałam robić ci nadziei; w ogóle lepiej by było, gdybyś się zalał i nic dziś nie pamiętał. Lżej by nam teraz było.

– To nie dlatego – zapytał cicho – że jesteś z GROM-u?

Pociemniała na policzkach. Nie musiała nic mówić: wiedział doskonale, że jest zawstydzona, ale i urażona. Bo trafił i chybił zarazem.

– Skąd wiesz, że…? – nie dokończyła.

– Iskierka – uśmiechnął się słabo. – Zagroda cię wsypał. A przedtem dali ci nie taki jak trzeba beret. W Złocieńcu jest teraz zmechanizowana, fakt, ale tylko na papierze, z warszawskiej perspektywy. Bo tak naprawdę brygada nadal ma więcej czołgów niż transporterów i chodzi w starych, czarnych beretach. Jak za twoich czasów. Tak się składa, że mam tam kumpla. Pogadaliśmy o pani psycholog. „Dembosz, Dembosz…? A tak, była taka. Dawno. Straszna kosa, z sali gimnastycznej nie wychodziła, a tego niedoszłego samobójcę owszem, przekonała, żeby nikomu krzywdy nie robił i odłożył karabin, tyle że nie perswazją, a pięścią. No i potem wywiało ją gdzieś, do Warszawy chyba…”

– Świnia – posłała mu blady uśmiech. – Wiedziałeś i nabijałeś się ze mnie.

– Sama wymyśliłaś tę konspirację czy ci kazali?

– Kazali. Gniewasz się? – Pokręcił głową. – Tak sobie właśnie myślałam, że coś przeczuwasz. Ale na początku nie musiałam się za bardzo zmuszać. Wiedziałam, że jeśli się przedstawię jako…

– Gromnica – podsunął Kiernacki. Cień rozbawienia przemknął przez jej twarz.

– …gromnica – podchwyciła – to po prostu pokażesz mi drzwi.

Siedzieli, nie patrząc na siebie. Oboje wiedzieli, jakie pytanie jest następne, i bali się go.

– Gdybyśmy go znaleźli… – Kiernacki w końcu wziął się w garść.

– Nie – powiedziała szybko. – To znaczy… Nikt mi tego wprost nie powiedział. Formalnie naprawdę jestem z tobą jako psycholog. A że umiem strzelać i kopnąć faceta w czoło… To dla bezpieczeństwa. Delikatna panienka mogłaby sobie nie poradzić. Choćby psychicznie.

– No to dali niedelikatną. Ładnie opakowaną maszynkę do zabijania.

– Przeceniasz mnie – posłała mu słaby uśmiech. – Nigdy nikogo nie zabiłam. Naprawdę nie namawiano mnie, żebym go…

– W porządku – przerwał łagodnie. – Wierzę. To znaczy: że nie po to cię Zagroda zaangażował. Albo nie mówił wprost. Pytanie, czy sama masz zamiar ograniczyć się do perswadowania.

Odpowiedziała dopiero po dłuższej chwili.

– On jest mordercą, a ja żołnierzem – popatrzyła Kiernackiemu w oczy.

– Żołnierzem? – powtórzył powoli. – Czy gliną?

– A jest różnica? – wzruszyła ramionami.

– Subtelna – przyznał. – Żołnierz walczy z wrogiem do końca wojny. Policjant – póki go nie dopadnie.

– GROM jest teraz w wojsku – mruknęła. – Więc jestem żołnierzem. To dobrze czy źle?

– Nie wiem – powiedział cicho. – Po prostu wolałbym… Nie, nic.

– Powiedz.

– Wolałbym, byś nie widziała w nim terrorysty, tylko żołnierza. Bo on… on naprawdę prowadzi przeciwko nam wojnę. Atakuje cele, które w przypadku prawdziwej wojny atakowałby najprzyzwoitszy z przeciwników. Czytaj: dzisiejsze NATO. Przy okazji giną cywile, fakt. Ale właśnie przy okazji.

Patrzyła na niego jakiś czas. Nie umiał odczytać wymowy tego spojrzenia.

– Zorganizuję to śniadanie – westchnął, dźwigając się. – A ty pogłówkuj, co dalej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Альфред Теннисон
Artur Baniewicz - Smoczy Pazur
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Góra trzech szkieletów
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Afrykanka
Artur Baniewicz
Artur Hermann Landsberger - Justizmord?
Artur Hermann Landsberger
Artur Brausewetter - Der Kampf mit den Geistern
Artur Brausewetter
Artur Hermann Landsberger - Lu, die Kokotte
Artur Hermann Landsberger
Artur Landsberger - Justizmord
Artur Landsberger
Arthur Symons - Poems in Prose
Arthur Symons
Отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Обсуждение, отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.