Mikołajek - Goscinny R., Sempe J. J.
Здесь есть возможность читать онлайн «Mikołajek - Goscinny R., Sempe J. J.» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Goscinny R., Sempe J. J.
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 4
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Goscinny R., Sempe J. J.: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Goscinny R., Sempe J. J.»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Goscinny R., Sempe J. J. — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Goscinny R., Sempe J. J.», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Z początku szło nam nieźle: zrobiła się piana i szedł z tego bardzo czarny dym. Szkoda tylko, że dym brzydko pachniał i brudził wszystko naokoło. Ale musieliśmy przerwać doświadczenie, bo nagle butelkę rozerwało.
Ananiasz zaczął krzyczeć, że nic nie widzi, ale na szczęście nie widział tylko dlatego, że szkła w jego okularach były całkiem czarne. Ananiasz wycierał je, a ja otworzyłem okno, bo zaczęliśmy kaszlać przez ten dym. Piana na dywanie śmiesznie bulgotała, jak woda, kiedy się gotuje, i ściany były całkiem czarne, no i my też nie byliśmy bardzo czyści.
A potem weszła mama Ananiasza. Przez króciutką chwilę nic nie mówiła, tylko otworzyła szeroko oczy i usta. Ale potem zaczęła krzyczeć, zdjęła Ananiaszowi okulary i trzepnęła go, a w końcu wzięła nas za ręce i zaprowadziła do łazienki, żeby nas umyć. Kiedy zobaczyła łazienkę, nie była zbyt zadowolona.
Ananiasz pilnował swoich okularów, żeby ciągle były na nosie, bo wcale nie chciał
oberwać jeszcze raz. A jego mama wybiegła z łazienki, krzycząc, że zatelefonuje do mojej mamy, żeby zaraz po mnie przyszła, że jeszcze nigdy nie widziała czegoś podobnego i że to jest nie do wiary.
Mama przyszła po mnie bardzo szybko, a ja byłem ogromnie zadowolony, bo już przestałem się tak dobrze bawić u Ananiasza, szczególnie z tą jego mamą, która wyglądała na strasznie nerwową. Mama zabrała mnie do domu i cały czas mi powtarzała, że mogę być z siebie dumny i że dziś wieczór mogę się pożegnać z deserem. Muszę powiedzieć, że to było dosyć sprawiedliwe, bo jednak narobiliśmy trochę bałaganu z tym Ananiaszem. W każdym razie mama miała, jak zawsze, rację: z Ananiaszem pysznie się bawiłem. Chętnie bym nawet znowu go odwiedził, ale podobno mama Ananiasza nie bardzo teraz chce, żebyśmy bywali u siebie.
Dobrze by jednak było, żeby mamy zdecydowały się koniec końców, czego właściwie chcą. Nie wiadomo już wcale, do kogo można chodzić z wizytą!
PAN BORDENAVE NIE LUBI SŁOŃCA
Nie rozumiem zupełnie pana Bordenave, który mówi, że nie lubi ładnej pogody.
Przecież deszcz wcale nie jest zabawny. Oczywiście, można się bawić, nawet jeżeli pada.
Można brodzić w rynsztoku, można otwierać usta i połykać krople deszczu, a i w domu jest fajnie, bo jest ciepło, można się bawić elektryczną kolejką, a mama daje na podwieczorek czekoladę i ciastka. Ale znowu kiedy pada, w szkole nie ma prawdziwych pauz, bo nie puszczają nas na podwórze. Dlatego właśnie nie rozumiem pana Bordenave - przecież on także korzysta z ładnej pogody, bo to on opiekuje się nami na pauzach.
Na przykład dzisiaj była piękna pogoda, okropnie dużo słońca i mieliśmy fantastyczną pauzę, tym bardziej że przez całe trzy dni padało i musieliśmy siedzieć w klasie. Zeszliśmy na podwórze parami, jak zwykle, i pan Bordenave powiedział nam: „Rozejść się”, no i zaczęliśmy dokazywać.
- Bawimy się w policjantów i złodziei! - krzyknął Rufus, który ma tatę policjanta.
- Nudzisz - powiedział Euzebiusz. - Gramy w futbol.
No i pobili się. Euzebiusz jest bardzo silny i bardzo lubi dawać fangi kolegom, a ponieważ Rufus jest jego kolegą, więc Euzebiusz dał mu fangę w nos. Rufus się tego nie spodziewał, zachwiał się i potrącił Alcesta, który właśnie jadł bułkę z dżemem, i bułka upadła na ziemię, a Alcest zaczął krzyczeć. Przyleciał pan Bordenave, rozdzielił Euzebiusza i Rufusa i postawił ich do kąta.
- A kto mi odda moją bułkę? - zapytał Alcest.
- Chcesz także iść do kąta? - odpowiedział pan Bordenave.
- Nie, ja chcę mieć z powrotem moją bułkę z dżemem - powiedział Alcest.
Pan Bordenave zrobił się cały czerwony, zaczął sapać przez nos, jak zawsze, kiedy wpada w złość, ale nie mógł dalej rozmawiać z Alcestem, bo Maksencjusz bił się z Joachimem.
- Oddaj mi moją kulkę, szachrowałeś! - krzyczał Joachim i ciągnął Maksencjusza za krawat, a Maksencjusz walił go po głowie.
- Co się tu dzieje? - zapytał pan Bordenave.
- Joachim nie lubi przegrywać, więc krzyczy; jeśli pan chce, mogę mu dać w nos -
powiedział Euzebiusz, który podszedł bliżej, żeby lepiej widzieć.
Pan Bordenave spojrzał na Euzebiusza, bardzo zdziwiony.
- Myślałem, że stoisz w kącie - powiedział.
- Ano tak, prawda - powiedział Euzebiusz i wrócił do kąta, a tymczasem Maksencjusz był już czerwony jak burak, bo Joachim ciągnął go przez cały czas za krawat; pan Bordenave posłał ich obu do kąta, do tamtych.
- A moja bułka z dżemem? - zapytał Alcest, który jadł bułkę z dżemem.
- Przecież właśnie ją jesz! - powiedział pan Bordenave.
- No to co z tego?! - krzyknął Alcest. - Przynoszę cztery bułki na pauzę i chcę zjeść cztery bułki!
- Pan Bordenave nie zdążył się rozgniewać, bo dostał piłką w głowę - bęc!
- Kto to zrobił?! - krzyknął pan Bordenave, trzymając się za czoło.
- To Mikołaj, proszę pana, sam widziałem! - powiedział Ananiasz.
Ananiasz jest pierwszym uczniem i pieszczoszkiem pani nauczycielki, my go za bardzo nie lubimy, to wstrętny skarżypyta, ale nosi okulary i nie możemy go bić tyle razy, ile nam się spodoba.
- Wstrętny skarżypyto! - krzyknąłem. - Gdybyś nie miał okularów, oberwałbyś ode mnie piłką!
Ananiasz zaczął płakać, mówił, że jest bardzo nieszczęśliwy, że się zabije, i zaczął się tarzać po ziemi. Pan Bordenave zapytał mnie, czy to prawda, że to ja rzuciłem piłkę, a ja mu odpowiedziałem, że tak, że bawiliśmy się „w myśliwego” i że nie trafiłem w Kleofasa, i że to nie moja wina, bo wcale nie chciałem upolować pana Bordenave.
- Nie życzę sobie, żebyście się bawili w takie brutalne gry! Zabieram piłkę! A ty marsz do kąta! - powiedział mi pan Bordenave.
Powiedziałem mu, że to jest okropnie niesprawiedliwie; Ananiasz zagrał mi na nosie z bardzo zadowoloną miną i odszedł trzymając książkę pod pachą. Ananiasz nie bawi się nigdy na pauzie - zabiera ze sobą książkę i powtarza lekcje. To wariat ten Ananiasz!
- Więc co będzie z moją bułką? - zapytał Alcest. - Jem już trzecią bułkę, pauza się kończy, a ja nie mam czwartej bułki - uprzedzam pana!
Pan Bordenave już miał mu coś odpowiedzieć, ale nie mógł, i to wielka szkoda, bo wyglądało na to, że to, co powie Alcestowi, będzie bardzo interesujące. Nie mógł
odpowiedzieć, bo Ananiasz leżał na ziemi i okropnie krzyczał.
- Co znowu? - zapytał pan Bordenave.
- To Gotfryd! Pchnął mnie! Moje okulary! Umieram! - powiedział Ananiasz.
Mówił jak na filmie, który niedawno widziałem - byli tam ludzie w łodzi podwodnej i ta łódź nie mogła wypłynąć, i ludzie się uratowali, ale łódź przepadła.
- Ależ nie, proszę pana, to wcale nie Gotfryd, Ananiasz sam upadł, on się stale przewraca - powiedział Euzebiusz.
- Czego się wtrącasz? - zapytał Gotfryd. - Nikt się ciebie nie pyta. Ja go pchnąłem, no i co z tego?
Pan Bordenare zaczął krzyczeć, żeby Euzebiusz wrócił do kąta i żeby Gotfryd też stanął w kącie. Potem podniósł Ananiasza, któremu leciała krew z nosa i który płakał, i zaprowadził go do gabinetu lekarskiego, a za nim leciał Alcest i nudził go o bułkę z dżemem.
My, reszta, postanowiliśmy zagrać w futbol. Ale starszaki grali już w futbol, a ze starszakami nie zawsze można się dogadać i często się bijemy. Więc i tym razem, ponieważ na jednym podwórzu były dwie piłki i dwie partie, które ciągle się mieszały, nie obeszło się bez bijatyki.
- Zostaw tę piłkę, głupi smarkaczu - powiedział jeden starszak do Rufusa. - To nasza piłka!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Goscinny R., Sempe J. J.»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Goscinny R., Sempe J. J.» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Goscinny R., Sempe J. J.» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.