Mikołajek - Goscinny R., Sempe J. J.
Здесь есть возможность читать онлайн «Mikołajek - Goscinny R., Sempe J. J.» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Goscinny R., Sempe J. J.
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 4
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Goscinny R., Sempe J. J.: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Goscinny R., Sempe J. J.»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Goscinny R., Sempe J. J. — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Goscinny R., Sempe J. J.», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
mojej żony!
Tata zaczął się śmiać.
- Ty mistrzem! - powiedział. - Można pęknąć ze śmiechu! Ledwie się umiesz utrzymać na trzykołowym rowerku!
To się nie podobało panu Bledurt.
- Zaraz zobaczysz - powiedział i przeskoczył przez siatkę. - Daj ten rower!
Położył rękę na kierownicy, ale tata nie chciał mu oddać roweru.
- Nikt cię tu nie zapraszał, Bledurt, wracaj do swojej nory.
- Boisz się, że ci narobię wstydu przy twoim nieszczęsnym dziecięciu? - zapytał pan Bledurt.
- Uspokój się, żal mi cię, doprawdy - powiedział tata, wyrwał kierownicę z rąk pana Bledurt i zaczął znowu jeździć naokoło ogrodu.
- Przekomiczne - powiedział pan Bledurt.
- Te słowa pełne zazdrości nie dosięgają mnie - odpowiedział tata.
Ja biegałem za tatą i pytałem, czy mógłbym choć raz przejechać się na moim rowerze, ale tata nie słuchał tego, co mówię, bo pan Bledurt zaczął śmiać się z taty i tata wjechał na begonie.
- Czego tak się głupio śmiejesz? - zapytał tata.
- Czy mogę się teraz przejechać? - zapytałem.
- Śmieję się, bo mnie to bawi - powiedział pan Bledurt.
- To jest przecież mój rower - wtrąciłem.
- Jesteś kompletny idiota, mój biedny Bledurt - powiedział tata.
- Ach tak? - zapytał pan Bledurt.
- Tak! - odpowiedział tata.
Zaczęli się popychać i rower wpadł na begonie.
- Mój rower! - krzyknąłem.
Kiedy przestali się wreszcie popychać, pan Bledurt powiedział:
- Mam myśl, objedziemy na czas te domy naokoło i zobaczymy, który z nas jest lepszy!
- Nie ma mowy - odpowiedział tata - zabraniam ci wsiadać na rower Mikołaja! Zresztą ty z twoją tuszą na pewno byś go złamał.
- Widzę, że tchórzysz - powiedział pan Bledurt.
- Tchórzę? Ja? - krzyknął tata. - No, zaraz zobaczysz!
Tata wziął rower i wyszedł na ulicę. Pan Bledurt i ja poszliśmy za nim. Zaczynałem mieć już tego wszystkiego dosyć, jeszcze ani razu nie usiadłem na siodełku!
- Każdy - powiedział tata - okrąży raz domy, zmierzy się czas stoperem i ten, kto wygra, zostanie mistrzem. Dla mnie to zresztą tylko formalność, wiem z góry, kto zwycięży!
- Jestem szczęśliwy, że uznajesz swoją niższość - powiedział pan Bledurt.
- A ja co będę robił? - zapytałem.
Tata spojrzał na mnie zdumiony, jakby zupełnie zapomniał, że istnieję.
- Ty? - zapytał tata. - Ty? No więc ty będziesz sprawdzał czas. Pan Bledurt da ci swój zegarek.
Ale pan Bledurt nie chciał mi dać zegarka. Powiedział, że dzieci wszystko tłuką, wtedy tata powiedział mu, że jest skąpiradło, i dał mi swój zegarek, bardzo fajny, z dużą wskazówką, która biegnie bardzo szybko, ale ja i tak wolałbym swój rower.
Tata i pan Bledurt pociągnęli losy i pan Bledurt pojechał pierwszy. Ponieważ naprawdę jest dość gruby, prawie nie widać było pod nim roweru i ludzie na ulicy odwracali się za nim i pękali ze śmiechu. Jechał dość wolno, a potem skręcił i zniknął za rogiem. Kiedy ukazał się z drugiej strony, był bardzo czerwony, sapał i jechał zygzakiem.
- No, ile? - zapytał, kiedy dojechał do mnie.
- Dziewięć minut, a duża wskazówka stoi między piątką a szóstką.
Tata zaczął się śmiać.
- No, stary - powiedział - z takimi jak ty wyścig dookoła Francji trwałby sześć miesięcy.
- Zamiast robić głupie dowcipy - odpowiedział zdyszany pan Bledurt - spróbuj pojechać lepiej!
Tata wsiadł na rower i pojechał.
Pan Bledurt dyszał, a ja patrzyłem na zegarek i czekaliśmy; ja oczywiście chciałem, żeby tata wygrał, ale minęło dziewięć minut, a zaraz potem dziesięć.
- Wygrałem! Ja jestem mistrzem! - zawołał pan Bledurt.
Minęło piętnaście minut, a taty wciąż nie było widać.
- Ciekawe - powiedział pan Bledurt. - Trzeba by zobaczyć, co się stało.
No i wreszcie ukazał się tata. Szedł na piechotę. Spodnie miał podarte, przy nosie trzymał chustkę, a rower niósł w ręku. Kierownica roweru była wykręcona, koło złamane, lampka stłuczona.
- Wpadłem na kubły ze śmieciami - powiedział tata.
Na drugi dzień opowiadałem o tym Kleofasowi. Powiedział, że z jego pierwszym rowerem było prawie tak samo.
- Co chcesz - powiedział - wszyscy ojcowie są podobni - okropnie błaznują, a jeśli się na nich nie uważa, łamią rowery i robią sobie krzywdę.
ZACHOROWAŁEM
Wczoraj czułem się doskonale, najlepszy dowód, że zjadłem całą furę karmelków, cukierków, ciastek, frytek i lodów; a w nocy, zupełnie nie wiem dlaczego, ni stąd, ni zowąd, bardzo się rozchorowałem.
Rano przyszedł doktor. Kiedy wszedł do pokoju, zacząłem płakać, bardziej z przyzwyczajenia niż dla czego innego, bo ja tego doktora znam i on jest okropnie miły. Poza tym bardzo lubię, jak mnie opukuje, bo jest zupełnie łysy i widzę jego czaszkę, która błyszczy tuż pod moim nosem, i to jest bardzo zabawne. Doktor nie siedział długo, poklepał mnie po policzku i powiedział mamie:
- Niech go pani trzyma na diecie, a przede wszystkim niech nie wstaje, niech leży spokojnie.
I poszedł.
- Słyszałeś, co powiedział doktor? - zapytała mama. - Mam nadzieję, że będziesz bardzo grzeczny i posłuszny.
Powiedziałem mamie, że może być spokojna. Ja naprawdę bardzo kocham moją mamę i zawsze jej słucham. Tak jest zresztą lepiej, bo inaczej wynikają rozmaite kłopoty.
Wziąłem książkę i zacząłem czytać. Była to fajna książka z mnóstwem obrazków o małym niedźwiadku, który zabłądził w lesie, a tam byli myśliwi.
Ja wolę historie o kowbojach, ale ciocia Pulcheria na każde moje urodziny przynosi mi książki o niedźwiadkach, o zajączkach, o kotkach i o różnych małych zwierzątkach.
Widocznie ciocia Pulcheria lubi takie historie.
Właśnie czytałem o wstrętnym wilku, który chciał zjeść niedźwiadka, kiedy weszła mama, a za nią Alcest. Alcest to ten mój kolega, co jest bardzo gruby i ciągle je.
- Mikołaju - powiedziała mama - twój przyjaciel Alcest przyszedł do ciebie z wizytą; prawda, jaki on miły?
- Dzień dobry, Alcest - powiedziałem - to fajnie, żeś przyszedł.
Mama zaczęła mówić, że nie należy co chwila powtarzać słowa „fajnie”, ale kiedy zobaczyła pudełko, które Alcest trzymał pod pachą, przerwała i zapytała:
- Co ty tam masz, Alcest?
- Czekoladki - odpowiedział Alcest.
Wtedy mama powiedziała, że Alcest jest bardzo miły, ale że prosi, żeby mnie nie dawał czekoladek, bo jestem na diecie. Alcest powiedział mamie, że nie ma zamiaru dawać mi czekoladek, że je przyniósł dla siebie, żeby samemu je zjeść, i jeżeli ja chcę jeść czekoladki, no to mogę pójść i sobie kupić, no bo co! Mama spojrzała na Alcesta trochę zdziwiona, westchnęła, powiedziała, żebyśmy byli grzeczni, i wyszła. Alcest usiadł przy moim łóżku, patrzył na mnie, nic nie mówił i jadł czekoladki. Miałem na nie okropną ochotę.
- Alcest - powiedziałem - dasz mi czekoladkę?
- Przecież jesteś chory - odpowiedział Alcest.
- Wcale nie jesteś fajny kolega - powiedziałem mu.
Alcest powiedział, że nie należy mówić „fajny”, i wpakował od razu dwie czekoladki do ust, no więc pobiliśmy się.
Mama przybiegła bardzo niezadowolona. Rozdzieliła nas i kazała Alcestowi iść do domu. Żałowałem, że Alcest odchodzi, tak dobrześmy się bawili, ale zrozumiałem, że lepiej nie sprzeciwiać się mamie; nie wyglądało na to, że ma ochotę żartować. Alcest podał mi rękę, powiedział: ,,Do zobaczenia”, i poszedł. Ja bardzo lubię Alcesta, to fajny kolega.
Mama popatrzyła na moje łóżko i zaczęła strasznie krzyczeć. Rzeczywiście, kiedy biliśmy się z Alcestem, rozgnietliśmy trochę czekoladek na pościeli. Czekoladki były też na mojej pidżamie i we włosach. Mama powiedziała, że jestem nieznośny, zmieniła pościel, zaprowadziła mnie do łazienki, gdzie wyszorowała mnie gąbką i wodą kolońską, i dała mi czystą pidżamę: niebieską w paski. Potem mama położyła mnie do łóżka i powiedziała, żebym jej nie odrywał od zajęć. Zostałem sam, wziąłem znowu książkę, tę o niedźwiadku.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Goscinny R., Sempe J. J.»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Goscinny R., Sempe J. J.» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Goscinny R., Sempe J. J.» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.