Mikołajek - Goscinny R., Sempe J. J.
Здесь есть возможность читать онлайн «Mikołajek - Goscinny R., Sempe J. J.» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Goscinny R., Sempe J. J.
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 4
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Goscinny R., Sempe J. J.: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Goscinny R., Sempe J. J.»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Goscinny R., Sempe J. J. — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Goscinny R., Sempe J. J.», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ten wstrętny wilk nie zjadł niedźwiadka, bo myśliwy go zabił, ale potem zjawił się lew, który chciał zjeść niedźwiadka, a niedźwiadek nie widział lwa, bo właśnie zajadał miód. Z tego wszystkiego zrobiłem się bardzo głodny, chciałem zawołać mamę, ale pomyślałem, że będzie zła - powiedziała przecież, żeby jej nie odrywać od zajęć - więc wstałem i poszedłem zobaczyć, czy nie ma czegoś dobrego w lodówce.
W lodówce było mnóstwo wspaniałych rzeczy, bo u nas się bardzo dobrze jada.
Wziąłem udko kurczęcia, a takie udko na zimno to pycha, ciastka z kremem i butelkę mleka.
Nagle usłyszałem za plecami krzyk: „Mikołaju!” Przestraszyłem się i wszystko wypadło mi z rąk. To mama weszła do kuchni i na pewno nie spodziewała się, że mnie tam zastanie. Na wszelki wypadek zacząłem płakać, bo mama wyglądała na strasznie zagniewaną. Ale mama nic nie powiedziała, zaprowadziła mnie do łazienki, wyszorowała gąbką i wodą kolońską, zmieniła mi pidżamę, bo popryskałem się mlekiem i kremem z ciastka. Mama włożyła mi pidżamę czerwoną w kratkę i kazała mi się natychmiast położyć, bo musiała uporządkować kuchnię.
Kiedy znalazłem się znowu w łóżku, nie chciałem już czytać książki o niedźwiadku, którego wszyscy chcieli zjeść. Miałem już dosyć takich niedźwiadków, przez które robiłem głupstwa. Ale leżeć tak i nic nie robić to było nudne, więc postanowiłem, że będę rysował.
Poszedłem do biurka taty, żeby wziąć potrzebne rzeczy. Nie chciałem brać pięknych kartek białego papieru, na których w rogu było napisane nazwisko taty błyszczącymi literami, bo wiedziałem, że się będzie na mnie gniewał, wolałem wziąć papiery, gdzie z jednej strony były jakieś zapiski, i które na pewno nie były już potrzebne. Wziąłem także stare pióro taty, to, które już się nie może więcej zepsuć.
Raz - dwa wróciłem do pokoju i położyłem się do łóżka. Zacząłem rysować fantastyczne rzeczy: okręty wojenne, które miotały ogień z dział do samolotów, a samoloty eksplodowały w powietrzu; fortece, do których szturmowało mnóstwo ludzi, a mnóstwo innych ludzi rzucało im różne rzeczy na głowy, żeby odeprzeć atak. Ponieważ przez dłuższą chwilę było cicho, więc mama przyszła zobaczyć, co robię. I znowu zaczęła krzyczeć. Muszę wam powiedzieć, że z pióra taty trochę cieknie i dlatego właśnie tata już nim nie pisze. To jest ogromnie praktyczne do rysowania eksplozji, ale wszędzie porobiły się plamy z atramentu, nawet na kołdrze i na kapie. Mama była zła i nie spodobało jej się też, że rysowałem na tych papierach, bo zdaje się, że zapiski po drugiej stronie to były dla taty jakieś ważne rzeczy.
Mama kazała mi wstać, zmieniła pościel, zaprowadziła mnie do łazienki, wyszorowała pumeksem, gąbką i resztką wody kolońskiej.
Włożyła mi zamiast pidżamy starą koszulę taty, bo wszystkie moje pidżamy były już brudne.
Wieczorem przyszedł doktor, opukał mnie, a ja pokazałem mu język. Potem poklepał
mnie po policzku i powiedział, że już jestem zdrów i że mogę wstać.
Ale tego dnia jakoś się u nas nie wiodło z chorobami. Doktor zauważył, że mama źle wygląda, i kazał jej się położyć i dobrze wypocząć.
ŚWIETNIEŚMY SIĘ BAWILI
Kiedy szedłem po południu do szkoły, spotkałem Alcesta, który powiedział:
- A może by tak nie iść do szkoły?
Powiedziałem mu, że to niedobrze nie iść do szkoły, że pani będzie niezadowolona, że mój tata mówił, że jeśli chce się w życiu do czegoś dojść i zostać pilotem, to trzeba pracować, że mama się zmartwi i że to nieładnie kłamać.
Ale Alcest przypomniał mi, że po południu jest arytmetyka, więc powiedziałem:
„Dobrze”, i nie poszliśmy do szkoły.
Zamiast iść w kierunku szkoły, pobiegliśmy w drugą stronę. Alcest zadyszał się i nie mógł za mną nadążyć. Muszę wam powiedzieć, że Alcest to ten grubas, który ciągle je, no więc, naturalnie, to mu przeszkadza biegać, tym bardziej że moją specjalnością jest bieg na czterdzieści metrów - taka jest długość szkolnego podwórza.
- Alcest, pospiesz się - powiedziałem.
- Już nie mogę - odpowiedział Alcest, zaczął robić „uff, uff' i stanął.
Powiedziałem mu więc, że lepiej się tu nie zatrzymywać, bo nasze mamy i tatusiowie mogą nas zobaczyć i nie dadzą nam deseru, i że po mieście chodzą szkolni inspektorzy, którzy nas wpakują do ciemnicy, gdzie dostaniemy tylko chleb i wodę. Kiedy Alcest to usłyszał, zaraz się zrobił ogromnie silny i zaczął biec tak szybko, że go nie mogłem dogonić.
Zatrzymaliśmy się bardzo daleko, jeszcze dalej niż sklep pana Compani, który jest bardzo miły i u którego mama kupuje konfitury z truskawek, okropnie fajne, bo nie mają pestek tak jak morele.
- Tu jesteśmy bezpieczni - powiedział Alcest, wyjął biszkopty z kieszeni i zaczął jeść, bo, jak mi powiedział, to gonienie zaraz po drugim śniadaniu zaostrzyło mu apetyt.
- To był świetny pomysł, Alcest - powiedziałem. - Kiedy pomyślę o kolegach, którzy właśnie mają arytmetykę, chce mi się z nich śmiać.
- Mnie też - powiedział Alcest i zaczęliśmy się śmiać.
Kiedy skończyliśmy się śmiać, zapytałem Alcesta, co będziemy robili.
- Sam nie wiem - powiedział. - Moglibyśmy pójść do kina.
To też był okropnie dobry pomysł, ale nie mieliśmy pieniędzy. W kieszeniach znaleźliśmy sznurek, kulki, dwie gumki i okruchy. Okruchów nie włożyliśmy z powrotem, bo one były w kieszeni Alcesta i Alcest je zjadł.
- Phi! - powiedziałem. - Nic nie szkodzi. Chłopaki i tak wolałyby być z nami tutaj, nawet bez kina!
- Phi! - powiedział Alcest. - Właściwie to wcale nie miałem ochoty na tę Zemstę szeryfa.
- Phi! - powiedziałem. - Jakiś tam kowbojski film!
I poszliśmy przed kino pooglądać fotosy. Był także dodatek rysunkowy.
- A może byśmy poszli na skwer? - zaproponowałem. - Zrobimy piłkę z papieru i potrenujemy.
Alcest powiedział, że myśl jest niegłupia, ale po skwerze chodzi dozorca i jeżeli nas zobaczy, zapyta, dlaczego nie jesteśmy w szkole, i zaprowadzi nas do ciemnicy, i dostaniemy tam tylko chleb i wodę. Alcest na samą myśl o tym poczuł głód i wyciągnął z teczki kanapkę z serem. Poszliśmy ulicą i kiedy Alcest skończył jeść kanapkę, powiedział:
- Chłopakom w szkole nie jest tak fajnie, jak nam!
- Masz rację - powiedziałem - a poza tym już jest za późno, żeby iść na lekcje -
wlepiliby nam karę.
Oglądaliśmy wystawy i Alcest wytłumaczył mi, co leży na wystawie w wędliniarni, a potem robiliśmy miny przed perfumerią, gdzie były lustra, ale odeszliśmy, bo ludzie w sklepie patrzyli na nas i wyglądali na zdziwionych.
Na wystawie u zegarmistrza zobaczyliśmy, która godzina - było jeszcze bardzo wcześnie.
- Fajnie - powiedziałem. - Możemy się jeszcze zabawić, zanim wrócimy do domu.
Byliśmy już zmęczeni tym chodzeniem i Alcest zaproponował, żebyśmy poszli na pusty plac, gdzie nikt nie przychodzi i gdzie można usiąść na ziemi. Ten plac jest fajny i zaczęliśmy ciskać kamieniami w puszki od konserw. Kiedy nam się to znudziło, usiedliśmy na ziemi i Alcest wyciągnął swoją ostatnią kanapkę z wędliną.
- Teraz na pewno chłopaki rozwiązują zadania - powiedział.
- Nie - powiedziałem - teraz już jest chyba pauza.
- Phi! Czy uważasz, że pauza to takie zabawne? - zapytał Alcest.
- Też coś! - odpowiedziałem i zacząłem płakać, bo w końcu, naprawdę, to wcale nie było takie śmieszne siedzieć tu tylko we dwóch; nic nie można robić, trzeba się ukrywać i ja miałem rację, że chciałem iść do szkoły, nawet na arytmetykę, i gdybym nie spotkał Alcesta, byłbym teraz na pauzie i grałbym w kulki i w policjantów i złodziei, a ja jestem cholernie mocny w grze w kulki.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Goscinny R., Sempe J. J.»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Goscinny R., Sempe J. J.» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Goscinny R., Sempe J. J.» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.