Wracam na festyn – mówię na to, nie znosząc sprzeciwu. Gdyż to już jest koniec tego programu, a czy wygrałem, czy przegrałem, to cokolwiek by się działo, nagrodę główną się zrzekam na rzecz sierot, na rzecz Polskiego Związku Administrantów Polskich, na rzecz mego kumpla najlepszego Kacpra, niech on tę nagrodę ma, jemu się ona pełnoprawnie należy, on może będzie miał na nią chęć. I chuj, że w moim obliczeniu, w mojej punktacji jestem setki milionów punktów do tyłu, co bym musiał teraz wziąć Magdę tysiąc razy pod rząd plus jeszcze po kilka razy Andżelę jako dziewicę, by wyjść jakoś na prostą z tymi punktami i nie stracić twarzy.
Okej – mówi Ala i cieszę się, iż jest w końcu gamę over, czas antenowy się kończy i program „Gotuj z nami” wraz z nim dobiega końca, nasza pieczeń z łabędzia jest gotowa do spożycia po zdjęciu tekstylnych dekoracji, na razie jeszcze w bluzce typu golf wygląda dość nieapetycznie, ale smakuje wybornie, chociaż jest odrobinę łykowata. Można serwować na bankietach i grillach w rodzinnym gronie oraz oficjalnych przyjęciach formalnych.
Szkoda, że już musisz iść, miło się z tobą rozmawiało, jesteś fajnym kolegą. Poczekaj jeszcze momencik, chciałam pokazać ci zdjęcia z wesela mojej siostry, to było bardzo przyjemne przyjęcie, bardzo smaczne, choć skromne potrawy, bardzo przyjemna, rodzinna atmosfera. Siedź tu i nic nie dotykaj – mówi pieczeń z łabędzia i wygładza golf, poprawia ustawienie złotego krzyża na swych piersiach. I idzie. A ja w tym czasie tej chwili sam na sam ze sobą, oko w oko z kwiatami doniczkowymi i papużkami falistymi w jej pokoju, nie marnuję. Choć po zażyciu wymienionych już powyżej specjalnych środków czuję się jakby spokojny, wyrachowany. Gdyż jeszcze tego nie wspominałem, ale taki system to ja pierdolę, i z takim systemem ja współpracować nie będę, w żadnych wywiadach publicystycznych, w żadnych „Wybacz mi” o poezji nie będę występować jako uczestnik, tego jednego jestem pewien. I biorę. tak. Wpierw ustawiam kwiat doniczkowy na dywan, wyjmuję dżordża i w ostentacji sikam do doniczki, co z nerwów przed wykryciem leję nierówno i nie zawsze idealnie trafiam, tak że część idzie na dywan. Nie wszystko wchodzi, więc jeszcze resztę, co zostało, to stawiam na ziemię klatkę z papużkami i odreagowuję mocz na nich, na ich poidełku. Co one w międzyczasie drą te swoje krzywe pyski i uciekają po drążkach, aż się boję, by łabędziowa tu nie przybiegła zaraz zwiedziona ich odgłosami kaźni. Spokojnie, ścierwa – mówię do nich – odrobina moczu normalnego człowieka lepiej wam zrobi niż hektolitr psychicznie chorej wody od matki przełożonej.
Wtedy one jednak jak nienormalne drą mordę dalej i zaraz zaczną próbować z desperacji odlecieć do ciepłych krajów po pomoc, po posiłki, gdyż ta wariatka tak je wychowała, że w towarzystwie przeciętnego człowieka one się nie umią porządnie zachować, tylko są szczute i napuszczane na przyzwoitych, umysłowo normalnych ludzi, są skłonne wyraźnie zrobić mi co złego. Więc wtedy ja patrzę tak na nie, jakie są głupie zupełnie jak ich sucza matka Ala, pewnie studiowały ekonomię, albo tak: ta po lewo bankowość i rozporządzanie, a ta po prawo finanse i finanse. Wasza matka jest pierdolnięta – mówię im cicho jakby w sekrecie i szeptem spluwam temu jednemu na łeb.
Okej. Wtedy już na luzie całkiem biorę sobie jeszcze do kieszeni parę rzeczy, co leżą na wierzchu, długopis w konwencji podhalańskiej w kształcie ciupagi, złoty pierścionek z kamyszkiem i klej szkolny w sztyfcie, bo to zawsze może się przydać. Są to nagrody pocieszenia w tym programie ufundowane przez prowadzącą, co by nie było, że jestem tak do końca na minus, bo niby jest tak, że punkty odejmują mi się z każdą chwilą same od siebie i przyjmują wartość coraz bardziej malejącą, ale jakby co, to jakieś korzyści z całej tej imprezy odniosłem. Wtedy ustawiam wszystko jak było i szeptem, w całkowitej konspirze otwieram drzwi, co rozlega się od razu z nich pokaźny, przeciągły jęk.
Idziesz gdzieś? – woła Ala z otchłani, z jakiś odległych nieistniejących pokoi, z klubu książki, co na półkach w porządku alfabetycznym stoją albumy, fotografie, literatura, proza, zdjęcie Ali i jej siostry witających proboszcza solą i chlebem w ludowych strojach kaszubskich oraz dyplom ukończenia szkoły podstawowej z wynikiem z czerwonym paskiem oraz za wzorową pracę skarbnika klasowego.
No i kiedy ja słyszę, iż ona jest gdzieś zapewnię daleko i nie zdoła dobiec tu nim ja wyjdę, to zbiegam po schodach, łapię w rękę adidasy i wybiegam z tego domu, trzaskając furtką. Gdzie dyszę ciężko i się oddalam, gdyż gdy ona stwierdzi mój brak oraz zaszłości zaszłe w jej osobistym ekosystemie w kwestii flory i fauny, będzie źle, może zacząć mnie gonić lub też, co gorsza, chcieć mi pokazać te zdjęcia.
Pierwszy lepszy autobus, co akurat przyjechał, więc siadam do niego, choć muszę stwierdzić, iż czuję się słaby, jakby senny, iż bym teraz mógł tak tym autobusem jechać bez końca, i nikt by mi nie zarzucił braku biletu, gdyż nawet nie mógłby mnie stąd ruszyć, tak jestem ciężki, iż ten cały interes może się w jednej chwili zawalić. Jedziemy wolno również najprawdopodobniej przez mój ciężar, ciężar moich rąk, które są tak ciężkie iż nie mogę ich podnieść, tylko wiszą. Boję się iż zaraz spadną mi na podłogę razem z resztą ciała, i już nikt ich stamtąd nie ruszy, nie podważy. Jedziemy coraz wolniej i miasto również porusza się powoli, jak gdyby falą morską przysuwa się i odwleka, zdalnie sterowane przez znudzonych, pijanych jak świnie radnych. Chmury są nad miastem jak złowrogie brwi zaciągnięte. Bóg się wkurzył, Bóg robi porządki. Lecz takiej Ali, jak by tu była, nic by nie było straszne, to muszę przyznać. Gdyby nawet się waliło i paliło, ona by pokazała swą legitymację studencką plus by wyciągnęła spod kurtki swój krzyż i panikujący tłum zadeptujący sam siebie nawzajem by rozstąpił się przed nią, o, studentka ekonomii, kulturalna, najwyraźniej katoliczka, co prawda z jakimś chłopakiem nieco sennym, zapewne upośledzonym swym synem, ale w takim wypadku tym bardziej trzeba jej pomóc go podnieść z siedzenia, odkleić go od dermy. Rozsunąć się, przepuścić, może mają ważne sprawy, idą właśnie wypożyczyć najnowszą książkę Bolesława Leśmiana, idą właśnie po przydział na ziemniaki, pożar poczeka, pożar nie ucieknie, odsuńcie się i przepuście.
Tak sobie właśnie myślę, że chujowo zrobiłem, że jej ze sobą nie wzięłem. Bo teraz ona by mnie jakoś poprowadziła lub chociażby poprawiła mi ustawienie rąk w kolejności alfabetycznej, a tak to zapewne w tym stanie dojadę do Uralu i nikt mnie nawet nie obudzi jak będą święta Bożego Narodzenia, matka moja w rozpaczy, gdyż kupiła mi prezent, a tu nagle stwierdza iż Andrzejka niet, nie ma, chociaż jeszcze kilka miesięcy temu dzwoniła na mieszkanie i był. A teraz go raptem nie ma, od wielu miesięcy jedzie niekomfortowym autobusem marki PKS na koniec świata, na stypendium. Myślę, iż ona jedna jeszcze będzie w tej sytuacji o mnie pamiętać, pośle mi szczotkę do zębów, jakieś zapasowe skarpetki, dżem, igłę z nitką i życzenia dużo dobrego humoru. I gdy tak myślę, myślę nad tym, jak me życie jest chujowe, że tyle przegrałem, a jeszcze więcej, diabli wzięli sobie mnie na pamiątkę i gdy tak nie jestem do końca pewien, czy już może umarłem albo może jeszcze nie. gdyż autobus zdecydowanie jedzie, ale jak gdyby przez mgłę, przez dym, co roznosi się wewnątrz niego. I me powieki są automatycznie zamykające, gdzie nie spojrzę, tam zaraz zasuwają się na powrót, lecz zawsze zdołam zauważyć, że wszędzie pełno jest dymu, a pasażerowie są jak gdyby pozbawieni granic, rozlewają się po całym autobusie, gdyż dzień jest raczej ciepły. Jak również zauważam, iż ich głosy dochodzą jakby zza waty, zza ściany, z ciepłych krajów, z drugiej strony.
Читать дальше