– Ale poradziła sobie pani. – Komisarz spojrzał dzielnej matce głęboko w oczy.
– Tak. Nie oczekuję pochwał, ale istotnie, poradziłam sobie. Z młodziutkiej, rozchwianej roślinki uczyniłam twarde i mocne drzewo.
– Zapewne dąb – nie wytrzymała Ilonka, ale natychmiast ugryzła się w język, patrząc niewinnie w twarz pani Proszkowskiej.
– Dąb… Tak, ma pani rację. Myślę, że moim najlepszym pomysłem było wysłanie go na obóz judo…
Komisarz zbystrzał w jednej chwili.
– To nie były, proszę państwa, lata, kiedy takich obozów było wszędzie pełno, jak dzisiaj. Bardzo długo musiałam się starać. Udało mi się go umieścić na podwójny turnus, na sześć tygodni. Oczywiście, protestował i płakał, ale to zrozumiałe, był jeszcze bardzo młodziutki…
– Ile miał lat? – zaciekawiła się Ilonka.
– Niecałe siedem.
Boże, toż to dzieciaczek! – Ilonka omal nie wypadła z roli, ale myśl o takim maluchu wysłanym na sześć tygodni gdzieś daleko od mamy wydała jej się okropna. Nawet jeśli chodziło o małego Procha.
– Dzieciaczek – potwierdziła matka. – Był nieduży jak na swój wiek.
– I jak on to zniósł? – Ilonka płynęła na fali współczucia.
– Nie było mu łatwo. – Matka zadumała się spektakularnie nad losem dziecięcia. – Opiekun mówił, że praktycznie cały czas płacze. Przestawał tylko na czas ćwiczeń, a ćwiczyli bardzo intensywnie. Odwiedziłam go dwa razy na tym obozie, błagał, żebym go zabrała, histeryzował, krzyczał, rzucał się na ziemię… bardzo nieprzyjemne. Sprawdziłam, że nic złego mu się nie dzieje i musiał zostać. Tak, proszę państwa. Tak musi czasem postąpić matka, choćby jej się serce krajało na kawałeczki.
Komisarz skłonny był wątpić, czy jej serce mogło się krajać na cokolwiek. Ilonka uważała, że baba w ogóle nie ma serca.
– I co dalej? – spytała przez ściśnięte gardło. Wyobraziła sobie siedmiolatka płaczącego sześć tygodni z tęsknoty i sama omal się nie rozpłakała. No, w każdym razie ma tę traumę dla Grzegorza Wrońskiego…
– Cóż, proszę państwa. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Sebastian sobie poradził ostatecznie. Zmężniał. W następnym roku już tak nie płakał. Chociaż jeszcze wciąż rano i wieczorem. Ale już wiedział, że nic mu się złego nie stanie. Od ósmego roku życia pisał, najpierw wiersze… i muszę państwu powiedzieć, że były to bardzo mroczne wiersze jak na ośmiolatka, potem opowiadania i wreszcie uznał, że najodpowiedniejszą dla niego formą wypowiedzi będzie dramat. Sztuka teatralna. Dialog. Oto jego domena.
– Zapewne jest do pani bardzo przywiązany? – Komisarz miał wrażenie, że to pytanie jest nieco bezczelne, zważywszy miejsce, w jakim zostało zadane.
Proszę w to nie wątpić. Łączy nas więź naprawdę głęboka. Jak Słowackiego z jego matką, tak bym to określiła. Nie musimy się spotykać, nie musimy nawet do siebie pisywać, żebyśmy się doskonale rozumieli. Ojca nigdy nie chciał widywać, zresztą jego ojciec popełnił samobójstwo jakieś osiem czy dziesięć lat temu. Wyskoczył z okna wieżowca… poszedł tam specjalnie po to. Cóż, pewnie miał powody, chociażby to, jak z nami postąpił. Z żoną Sebastiana… znają państwo Ewelinę, jak sądzę? Muszą państwo ją znać, przecież jesteście ze Szczecina, zatem jest waszą przełożoną. A więc z Eweliną nie zżyłam się nigdy tak naprawdę, ale on ją kocha niewątpliwie.
Ilonka i komisarz znowu wymienili spojrzenia. Wyglądało na to, że przywiązany synuś nie poinformował matki o niespodziewanej śmierci synowej.
– Wie pani, że syn napisał właśnie nową sztukę? Prawdopodobnie będzie zgłoszona do nagrody „Nike”…
– Ma pani spóźnione wiadomości – uśmiechnęła się z wyższością matka Słowackiego. – Co najmniej od wczoraj o tym wiadomo. Ogłoszono listę nominowanych utworów, sztuka Sebastiana jest jedynym utworem dramatycznym… trochę poezji i powieści poza tym. Uważam, że chociażby z powodu wyboru formy wypowiedzi powinno się potraktować Sebastiana bardzo poważnie. No cóż, wszędzie działają koterie, układy… zobaczymy, zobaczymy…
– Pani, oczywiście, zna tę sztukę?
– Niech pan nawet nie zadaje takiego pytania. Znałam ją pierwsza. Syn przysyła mi swoje utwory i bardzo się liczy z moim zdaniem, zapewniam pana.
– Nie śmiałbym wątpić, szanowna pani. Ilonce przyszło coś do głowy.
– Myśmy też czytali w gronie redakcyjnym – oznajmiła z nieco sztucznym ożywieniem, którego jednak matka geniusza nie spostrzegła. – Zafascynowała nas umiejętność konstruowania postaci, są po prostu niesamowicie krwiste – powiedziała to ze szczególnym naciskiem, choć sama nie znosiła tego określenia, tak modnego w kołach recenzenckich. – Te kobiety! Zupełnie niesamowite! Dla mnie postać Wielkiej Sprzątaczki jest po prostu niezwykłą metaforą! Na pewno się pani ze mną zgodzi, że nie można jej potraktować wprost, powiedziałabym linearnie, ona ma wiele znaczeń i sama nie wiem, czy najważniejsza jest Wielka Sprzątaczka rozumiana jako bogini swoistego ładu czy jako potwór kąsający dusze kochających ją mężczyzn! Siostra Ratched Keseya to przy niej istna harcerka!
Komisarz słuchał ze szczerym podziwem. Sam nie potrafiłby bredzić tak sugestywnie. Seniora Proszkowska słuchała jednak z pełną aprobatą.
– Dla mnie jest oczywiste, droga pani, że postać tę można interpretować na wiele sposobów. Nie powinniśmy się ograniczać wąsko pojętym realizmem. Na pewno to jedna z najlepszych jego postaci… bez wątpienia należy mu się „Nike” i będę bardzo rozczarowana, jeśli jej nie dostanie. Widzę, że moi koledzy wracają…
Istotnie, do świetlicy wsunęła się nieśmiała grupka staruszków i zatrzymała tuż za progiem.
– Już idę do państwa. – Pani Proszkowska podniosła głos, w którym znowu zabrzmiał pretensjonalny ton. – Przepraszam, jeszcze chwilka. Koleżanko Wojda, może pani zacząć próbę, ja za moment będę wolna. – Z powrotem zniżyła głos. – Muszą mi państwo wybaczyć, ale obowiązek każe mi wrócić do tych ludzi. Gdybym ich nie motywowała do jakiejkolwiek aktywności, prawdopodobnie wymarliby szybko z braku ruchu i – nie bójmy się tego słowa – nieróbstwa. Pożegnam teraz państwa.
Wstała majestatycznie, Ilonka i komisarz również zerwali się z miejsc.
Chwilę później rozstrojony do bólu instrument znowu dawał z siebie wszystko, a drżące głosy śpiewały „Upływa szybko życie”.
– Bardzo optymistyczna piosenka dla starszych państwa – zauważył komisarz, maszerując przez kilometrowy korytarz. Ilonka, dzielnie usiłująca dotrzymać mu kroku, kiwnęła głową.
– Ty, oczywiście, czytałeś „Kanalizę” naszego wieszcza narodowego, prawda?
– Czytałem. Wiem, o co ci chodzi. Podstępna z ciebie dziewczynka.
– Musiałam na poczekaniu coś wymyślić, bo tak mi jakoś wyglądało, że synuś mamunię dawno olał i ona tu sobie żyje dzięki złudzeniom. No to wymyśliłam Sprzątaczkę i okazało się, że mam rację.
Ano, masz. Też się zastanawiałem, jak to jest naprawdę, bo to, że Paproch nie zawiadomił matki o śmierci swojej żony, mogło być spowodowane na przykład troską o jej samopoczucie albo coś w tym rodzaju. Teoretycznie jest to możliwe.
– Teoretycznie tak. W praktyce, jak się okazuje, nie. Tomek, a zauważyłeś, że powiedziałeś „Paproch”?…
Komisarz zatrzymał się w pół kroku i roześmiał.
– Fatalne skutki przebywania w niepoważnym środowisku. Będę musiał bardziej na siebie uważać.
– Eee tam. Mnie się to podoba. Nie musisz być tak śmiertelnie sztywny…
Читать дальше