– Ja zawsze mam dobre pomysły – odrzekłam skromnie. – A o którym teraz babcia myśli?
Babcia zachichotała szatańsko.
– Powiecie jej, chłopcy?
Tadzio odchrząknął, popatrzał na mnie spode łba.
– Jesteśmy ci winni przeprosiny, Emilko nasza kochana…
– No proszę, a to za co?
– Za to, jak cię potraktowaliśmy trzy dni temu, kiedy przyjechałaś do nas z życzliwą propozycją…
– Potraktowaliście mnie okropnie i ozięble, a co? Wasza szefowa kazała wam zwijać manatki?
– Coś w tym rodzaju. Oświadczyła nam wczoraj, że zamierza zmienić całkowicie profil działalności; myśmy najpierw myśleli, że chce zrezygnować z hippoterapii, ale okazało się, że w ogóle rezygnuje z końskiego interesu, przerzuca się na handel, sprzedaje konie i cały dobytek, nawet już ma kupca. A z tym, co dostanie, wchodzi w spółkę z jednym swoim aktualnym narzeczonym. On handluje używanymi samochodami, a chce zostać autoryzowanym dealerem jakiejś porządnej firmy i założyć duży salon samochodowy. W Wałbrzychu.
– O kurczę, to zostajecie na lodzie?
– Tak jakby. Ale nie do końca. Ponieważ złożyłaś nam tę uprzejmą i życzliwą ze wszech miar propozycję, chcielibyśmy z niej skorzystać… do pewnego stopnia.
– Nie denerwuj mnie. A propozycję składałam w imieniu nas wszystkich. Rodziny. I co to znaczy do pewnego stopnia?
– To znaczy, że ja mam na oku pewien ośrodek jeździecki pod Wrocławiem, jestem dość zaprzyjaźniony z właścicielami, swoją drogą musisz ich poznać, świetni ludzie po prostu… co ci będę szklił, Emilko: chcę tam poprowadzić taką hippoterapię, jaką robiliśmy w Książu…
– On ci będzie szklił, Emilko – wtrącił Rafał z podejrzanym uśmieszkiem. – On już ci szkli. Ja ci powiem prawdę w sprawie Tadzia naszego. Otóż Tadzio nasz się przejął, że mała Zuzia pozostanie bez ćwiczeń, bo ta jej mama, wiesz, ten kwiatek…
– Ach! Primula minima!
– Właśnie. Primula. Primula nie będzie miała możliwości dziecka rehabilitować, a Tadzio się w Primulę jakby zaangażował…
– Och, Tadziu, naprawdę?
– Niewykluczone – mruknął niechętnie Tadzio. – Chociaż Rafał jest plotkarz.
Ucieszyłam się ogromnie, bo Primula wydała mi się bardzo sympatyczna i taka jakaś… jakby tu powiedzieć – wartościowa. No. Wartościowa. To jest to. Nieważne, że trochę starsza, te kilka lat to pryszcz. W sam raz dla Tadzia, który też jest wartościowy i kochany, i w ogóle… dobrze, że sobie mną już głowy nie zawraca!
W takim razie… w takim razie…
W takim razie Rafał chce do nas!!!
Chyba miałam w oczach coś na ten temat i chyba było to dość wyraźne, bo Tadzio pokiwał głową.
– Tak, droga moja – powiedział. – Słusznie się domyślasz. Pod twoją nieobecność zdążyliśmy już przedłożyć szanownej babci ofertę, oferta została życzliwie przyjęta przez szanowną babcię i obecne tu gremium. Rafał zasili stan osobowy Rotmistrzówki, jako aport wnosząc Hanysa, który jest jego osobistą własnością, poza tym obecna tu pani baronowa postanowiła zakupić od naszej szefowej bryczkę i znanego ci już folbluta Milorda. Folblut i bryczka zostaną na stałe zdeponowane w Rotmistrzówce, ażeby pani baronowa mogła skorzystać z nich zawsze, kiedy przyjdzie jej na to ochota. Dobrze powiedziałem, pani baronowo?
– Bardzo dobrze. Sehr gut – pochwaliła baronowa, podczas gdy ja pozostawałam na bezdechu z wrażenia. – Ty jesteś bardzo mądry chłopiec, Tadżo, tylko ty zapomniał powedżecz, że to wszystko pod warunkiem, że ty nas będżesz odwedzacz. A czasem ty szę dla mnie ubierzesz w ten elegancki frak i pojedżemy na szpacer w teren, bo tu jest piękny teren. A ja wtedy będę udawacz, że znowu mam szesnaszcze lat… No, dwadżeszcza.
– Z największą przyjemnością, pani baronowo – zaśmiał się Tadzinek, całując jej zasuszone łapki. – A ja wtedy będę udawał, że jestem baronem!
– Doskonale, doskonale! Mój neboszczik małżonek nawet był trochę do czebe podobny, ja byłam większa od niego. Ale to nam nie szkodżylo, bardzo szę kochaliszmy całe życze. Może nawet nam szę jeszcze uda znajszcz te moje biżutki, co miałam od niego. Tadżo, ty szę zastanawiaj, gdże lesznyczy mógł je schowacz!
– Będę się zastanawiał, pani baronowo.
– No i zostaw wreszcze tę baronową, ja chcę dla was wszystkich bycz babcza. Oma znaczy.
– Dzięki, droga babciu Omciu. A więc, wracając do naszych baranów…
– Revenons a nous moutons – mruknęła domyślnie Omcia.
– Właśnie. My jeszcze dwa tygodnie popracujemy na dotychczasowych warunkach, bo jednak do naszej pani dotarło, że trzeba dotrzymać zobowiązań, ludzie popłacili nam za zajęcia z góry, a oddawanie im pieniędzy byłoby aktem bolesnym… a potem zaczynamy nowe życie. Emilko, zaplanowaliśmy za ciebie, że Rafał cię wyszkoli, potem zrobisz stosowne papierki i będziesz prowadziła terapię z nim razem, bo masz do tego wyraźne predyspozycje. Chyba nie masz nic przeciw temu?
Nawet gdyby Rafał nie patrzył na mnie w tym momencie wzrokiem, który wydał mi się pełen ciepła, zgodziłabym się z entuzjazmem. Pokiwałam więc tylko energicznie głową, a Tadzinek kontynuował:
– Świetnie. Myśmy mieli nawet sporo klientów, teraz się nimi podzielimy. Prymulka, Grabowscy, Izunia i jeszcze ze trzy sztuki przejdą do mnie, a wam zostanie kilka osób z Kamiennej Góry, z Jeleniej, jedna z Lubawki i jedna z Piechowic.
– Może Olga zdąży jeszcze dopisać to do oferty – zauważyła Lula.
– Wątpię – zwątpiła babcia. – Ona chyba ma już gotowe te katalogi, ale trzeba ją dopaść, tak czy inaczej. No dobrze, kochani… Uważam, że sytuacja dojrzała do wzniesienia toastu za nową, piękną przyszłość. Janeczku?…
Janeczek zrozumiał cienką aluzję, wydobył stosowny napitek i wznieśliśmy toast – wszyscy z wyjątkiem Rafała, który po uporządkowaniu spraw opon w golfie miał jeszcze prowadzić samochód do Książa.
Bardzo się starałam, żeby nie było po mnie widać wszystkiego, co się we mnie kotłowało. Po Rafale nie było widać nic, ale miałam nadzieję, że jednak obrót spraw go ucieszył…
Lula
Rotmistrzówka jest miejscem absolutnie nieprzewidywalnym. Niczego nie da się zaplanować, bo wszystko się przewraca. O dziwo jednak to, co ostatecznie nam zostaje, jest całkiem do przyjęcia… Nie wiem, czy to wywracanie to jest wpływ Emilki – o co ją podejrzewam od pewnego czasu – czy może jakiś genius loci ?
Po dramatycznych wydarzeniach związanych z próbą zabójstwa na Latawcu (zyskaliśmy przy tej okazji dwóch nowych przyjaciół w osobach podkomisarza Misia i jego przełożonego Guli, stopnia nie pamiętam, ale bardzo przyjemni obaj) stan osobowy poszerzył nam się o Rafała. Trochę byłam zła na Emilkę, że tak łatwo zrezygnowała z obecności tu Wiktora, ale kiedy ze mnie pierwsza irytacja opadła, doszłam do wniosku, że to bardzo rozsądne posunięcie. Rafał pasuje do nas jako znawca i miłośnik koni oraz jako – jako co? Porządny człowiek? Chyba tak. Po prostu. Od razu wtopił się w nasze życie, zamieszkał w klitce na stryszku, natychmiast przejął część obowiązków Jasia w stajni, uruchomiliśmy tę hippoterapię, bo wraz z Rafałem przyszli klienci, którzy przedtem jeździli do Książa. Spodziewamy się też następnych, bo Rafał natychmiast po decyzji swojej szefowej, likwidującej firmę w Książu, dał ogłoszenie w kilku miejscowych gazetach i dodatkowo w Internecie. Rozkleiliśmy również ogłoszenia (Kajtek i Jagódka pilotowani i wożeni przez Emilkę, spisali się dzielnie w tej sprawie) we wszystkich ośrodkach zdrowia, przychodniach, szpitalach i urzędach. Poprosiłam Olgę, aby spróbowała dopisać tę hippoterapię w naszej ofercie; Olga trochę kręciła nosem, bo już katalogi miała gotowe do druku, ale jeszcze dopisała dwa zdania w katalogu na przyszły rok.
Читать дальше