– Zamknij się. Jesteśmy w kościele. Doskonale wiesz, o czym mówię.
– No wiem, wiem, ale uwierz mi, Emilko moja kochana, że trzymałem cię w nieświadomości dlatego tylko, żebyś się niepotrzebnie nie denerwowała. W moim pojęciu kobieta jest istotą wyższego rzędu, ma być szczęśliwa i beztroska, zwłaszcza jeśli jest taka piękna jak ty…
– Odsuń się!
– Chwila. A rolą mężczyzny jest zapewnić jej ten spokój, tę beztroskę, żeby jej się zmarszczki pod oczami nie robiły…
– Odsuń się, bo narobię wrzasku!
– Już się odsuwam. Tylko powiedz mi, moja piękna, czy naprawdę ani odrobiny nie tęskniłaś za mną? Rozumiem, że w pierwszej chwili mogłaś być w szoku, ale później? Nie było ci mnie brak? Tak łatwo zapomniałaś o naszych wszystkich nocach i dniach? Czy może znalazłaś sobie kogoś, kto cię pieprzył tak dobrze jak ja?
– Spadaj natychmiast, gnojku!
Ku mojemu zdziwieniu, podniósł się z miejsca. Ale nie odchodził.
– Rozumiem. Nie wrzeszcz. Kobieta bywa zmienna. Ja się nie przywiązuję tak łatwo, więc i ciebie odżałuję. Tylko wiesz, jest jeden problem.
Wiedziałam. Wiedziałam!
– Sprzedałaś samochód? Bo masz jakąś paskudną astrę dla ubogich…
– A ty skąd tak wszystko o mnie wiesz? – zapytałam dla zyskania na czasie, z nadzieją, że wymyślę jakąś inteligentną odpowiedź.
– A bo zaprzyjaźniłem się tutaj z kilkoma osobami. – Uśmiechnął się paskudnie. Boże, jak ja mogłam go kochać? Jak mogłam uznawać, że on jest sympatyczny? – Może znasz…
– Łopucha znam, pewnie. Jak na niego wpadłeś?
– Do Olka Łopucha miałem dojście przez wspólnych znajomych. Kiedy się dowiedziałem, z telewizji zresztą, bo twoi rodzice nie bardzo chcieli ze mną gadać, że pracujesz jako instruktorka jazdy konnej w tej wiosce, uruchomiłem tych znajomych, oni mnie polecili Łopuchowi i oto jestem. Zdaje się, że nie przepadacie za sobą wzajemnie? Podkupiłaś mu jakiegoś konia?
– Bo chciał oszukać babcię. Nie lubię oszustów, panie Kałachu.
– Och, nie, nie używam tego pseudonimu ostatnio. Owszem, przydawał się, w pewnych określonych środowiskach, ale chwilowo zawiesiłem życie zawodowe. W każdym razie oficjalnie. Wróćmy do tematu. Sprzedałaś samochód?
– A co cię to obchodzi? To był mój samochód. Dałeś mi go w prezencie.
– Dałem go w prezencie mojej kobiecie – podkreślił tę „moją kobietę”. – Sytuacja zmieniła się diametralnie, kobieta przestała być moja, ostatecznie nie będę nalegał, ale w tym układzie chciałbym odzyskać chociaż auto. Ewentualnie pieniądze.
– Kto daje i odbiera ten się w piekle poniewiera – powiedziałam zuchwale, bo trochę ochłonęłam z pierwszego przestrachu. – Zresztą nie mam tego głupiego chryslera. Ukradli mi go.
– On nie był taki głupi. Naprawdę ci go ukradli?
– Możesz sobie sprawdzić na policji. Albo w prokuraturze. Chcesz, to ci podam telefon do pana prokuratora. Zresztą znasz go, to on cię zamknął.
– Jeżeli to ten, który mnie zamknął, to owszem, znam go – powiedział Lesław z pozornym spokojem, ale widziałam, że zacisnął szczęki. – I to sam prokurator prowadził śledztwo w sprawie kradzieży naszego samochodu?
– Mojego. Nie prokurator, tylko policja. Ale… on był wprowadzony. Ja się z nim zaprzyjaźniłam.
Chryste Panie, omal nie powiedziałam, że to on mi doradził skorzystanie z auto casco i że chrysler się spalił…
– A wiesz, że mało mnie to obchodzi. Skoro samochód skradziono i policja go nie odzyskała, to chyba Warta wypłaciła ci auto casco?
– Jeśli chcesz się dowiedzieć, to poproś Wartę, żeby ci powiedziała – zakpiłam, ale w nerwach cała. – Albo policję.
– Wolałbym się tego dowiedzieć od ciebie. – Lekko poczerwieniał, co oznaczało, że był już wściekły. – Zaraz.
– Wypchaj się – odrzekłam z mocą, bo zauważyłam wchodzącego do kościoła księdza. – Księże Pawle, księże Pawle! Potrzebuję pomocy! Ten człowiek mnie napastuje!
– Radzę się zastanowić – syknął. – Bo pożałujesz! Chcę mieć dwie trzecie z tego, co za chryslera dostałaś. Jedną trzecią ci odliczę. Za usługi seksualne pierwszej klasy. Spokojnie, proszę księdza, tej pani coś się wydawało, chciałem tylko spokojnie porozmawiać, ale ona jest jakaś nadpobudliwa…
Wycofał się pod wściekłym spojrzeniem księdza (czy ksiądz powinien w ogóle miewać wściekłe spojrzenia?) i odszedł, a ja, oczywiście, rozryczałam się, gdy tylko trzasnęły drzwi kościoła.
– Nie płacz, Emilko – mruknął ksiądz, z którym od dawna przeszliśmy na ty. – Czy to był twój sławny były? Bo coś słyszałem…
– Wszyscy już chyba słyszeli – załkałam. – Niedługo telewizja przyjedzie i zrobi ze mną wywiad o moim życiu z gangsterem… Albo zostanę atrakcją pierwszych stron tabloidów!
– No, no. Nie przesadzajmy. Ja to usłyszałem w ramach tajemnicy… mniejsza z tym. Ale wolę wiedzieć, czy się dobrze domyślam. Tak na wszelki wypadek.
– Pewnie, że dobrze. Niestety…
Znowu ryknęłam, a ksiądz przytomnie zaproponował, żebyśmy się przenieśli na plebanię, gdzie siostrzyczki napiekły ciasta i dla nas, i dla siebie, i na wszelki wypadek.
– Chyba, że chciałabyś się wyspowiadać – spojrzał na mnie spod oka.
– To już wolę ciasto – powiedziałam szczerze. – I tak ci wszystko opowiem.
Uśmiechnął się i poszliśmy na plebanię. Po drodze doszłam do wniosku, że przecież nic złego nie zrobiłam, więc proszę bardzo, niech wszyscy wiedzą. Im więcej ludzi będzie wiedziało, że w Marysinie mieszka chwilowo szef gangu narkotykowego, tym lepiej dla mnie. Dlatego nie protestowałam przeciwko obecności siostrzyczek, kiedy opowiadałam swoją ponurą historię.
Ksiądz Paweł miał minę nieprzeniknioną, a siostrzyczki trochę się zgorszyły, dowiedziawszy się, że żyłam z Leszkiem bez ślubu. Siostra Miriam wytknęła mi to w pewnym momencie.
– Ale zamierzaliśmy się pobrać – zaprotestowałam. – Zresztą widzi siostra, że tak lepiej wyszło. By teraz byłabym żoną bandyty i gangstera. I co? Musiałabym mu lojalnie paczki do mamra posyłać.
Siostra Miriam przeżegnała się ze zgrozą, a Józefa dołożyła mi placka.
– Jedz, dziecko. Wyroki boskie tak chciały i nie nam się sprzeciwiać. Ale co ty teraz, biedulo, zrobisz?
– Nie wiem – powiedziałam ponuro.
– Nie martw się na zapas – rzekł energicznie ksiądz. – On się najpierw musi dowiedzieć, czy Warta wypłaciła ci pieniądze, czy nie. Na razie nie ma pewności, czy nie toczy się jeszcze dochodzenie w sprawie kradzieży, bo policja nie zawsze działa błyskawicznie. W końcu się dowie, ale to nam daje trochę czasu. Zastanowimy się, co zrobić.
– Ja nie wiem – wtrąciła nie mniej energicznie siostra Miriam – czy my nie możemy czegoś zrobić w tej sprawie. Konkretnie ksiądz…
– Ksiądz. Trzeba na mszy ludziom powiedzieć, że we wsi mieszka bandyta. Jak się wszyscy dowiedzą, to mu się zrobi gorąco!
– Ale nie tak kawę na ławę – ulepszyła koncepcję siostra Józefa. – Musi ksiądz się zatroszczyć o grzesznika. Powiedzieć ludziom, kto to taki, co zrobił i żeby się wszyscy modlili za naprawienie krzywdy i za jego nawrócenie na drogę cnoty…
Prawie się znowu rozpłakałam – ze wzruszenia, że siostrzyczki takie kochane i ze śmiechu, że takie pomysłowe. Ale sam pomysł nie był chyba głupi…
– Coś w tym jest – mruknął Paweł. – Muszę się z tym przespać. Odprowadzę cię do domu, żebyś nie musiała sama taszczyć tego placka. I żebyś się nie czuła nieswojo. A po drodze powiesz mi, co to są tabloidy.
Читать дальше