Olga Tokarczuk - Dom dzienny, dom nocny
Здесь есть возможность читать онлайн «Olga Tokarczuk - Dom dzienny, dom nocny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dom dzienny, dom nocny
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dom dzienny, dom nocny: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dom dzienny, dom nocny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dom dzienny, dom nocny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dom dzienny, dom nocny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
„No to kim w końcu jest Bóg?”, pytała Kątka sennie, gdy jej to czytał.
Właściwie nie umiał jej odpowiedzieć.
„Czy zastanawiałaś się kiedyś, że w środku twojego ciała jest całkiem ciemno”, zapytał ją kiedyś, gdy leżeli przytuleni na materacu. „Przez skórę nie prześwieca żadne światło. Tam, gdzie wchodzą w ciebie mężczyźni, też musi być ciemno. Twoje serce pracuje w ciemnościach, tak samo jak wszystkie twoje narządy”.
To miało być zwykłe pytanie, ale przerazili się oboje.
„Ciemność przerasta nasze ciała. Jesteśmy zbudowani z ciemności, przychodzimy z nią na świat, a przez całe życie ona rośnie z nami i z nami umiera. Kiedy rozpadają się nasze ciała, ona wsiąka w ciemność podziemną”, pisała Kummernis.
Kątka przytuliła się do niego jeszcze mocniej.
„Chciałbym być mądry i uczony. Chciałbym wiedzieć wszystko, wtedy nie musielibyśmy tu leżeć i bać się.
Szkoda, że nie wiemy nic o ludziach, którzy żyli przed nami i będą żyli potem. Może wszystko się jakoś powtarza”.
Kończyło się lato i nastały ciepłorude przedsionki jesieni. Paschalis zaczął się niepokoić, tęsknić za przestrzenią nie ograniczoną ścianami ulic. Zrozumiał, że jest w Glatzu na darmo, że nic już nie wskóra ani dla świętej, ani dla siebie, ani dla Kątki, ani dla Boga. Że niczego go ta podróż nie nauczyła, niczego nie widzi jaśniej. Tęsknił do swojego klasztoru, ale chciał, żeby to był klasztor jakiś większy, tak wielki jak góry, z połoninami zamiast dziedzińca, żeby mieściło się w nim wszystko. Matka Aniela byłaby jego matką, on byłby kimś innym, kimś podobnym może do Kummernis albo do Kątki. Albo kimś takim, kogo nie mógł sobie nawet wyobrazić. Zrozumiał, że musi jeszcze raz stworzyć siebie, tym razem z niczego, to bowiem, czym był do tej pory, opierało się na jednym wielkim przeczuciu, że nie został stworzony we właściwy sposób. Albo nawet że został stworzony tak prowizorycznie, żeby musiał się sam zniszczyć i powstać na nowo.
Nie wiedział, co miałby teraz robić, od czego zacząć niszczenie i stwarzanie. Któregoś popołudnia, gdy
Kątka już wyszła, spakował swoje rzeczy i wyszedł z miasta.
Brat-Siostra Ogień – tak nazwali Paschalisa Nożownicy, gdy do nich trafił. Zacinał deszcz, wydeptane ścieżki spływały czerwoną wodą, a on chciał schronić się przed wilgocią.
Nie dziwili się wcale jego ubraniu ani utrefionym włosom. Dali mu spanie w jednym z maleńkich domków i w nim Paschalis poczuł się jak w swojej dawnej celi. Dalej tęsknił. Leżał prawie nagi na posłaniu, jego rzeczy schły w kamiennym domu przy ogniu, nic nie widział – tak było ciemno, i wydawało mu się, że wszystkie tamte dni były jaśniejsze i dłuższe, noce cieplejsze, deszcz padał inaczej, dużymi kroplami, dostojnie, chłodził rozgrzaną skórę; mleko miało delikatniejszy smak, miasta z daleka wydawały się fascynujące, drogi do Rzymu proste i wygodne.
Pozwalali mu tak leżeć całymi dniami. Sami pracowali; mężczyźni szli do kuźni, skąd słychać było cały dzień, do wieczora, rytmiczny dźwięk młota i syk wody, która hartowała rozpalone żelazo. Kobiety znikały we wspólnej izbie; może to tam oprawiały noże w trzonki albo piekły placki. Ich dzieci bawiły się milcząco. Smutne, umorusane. Pod wieczór były zaganiane do domu jak drób. Nad ranem słyszał, że Nożownicy zawodzili płaczliwie. Te ich śpiewy zniekształcały słowa. Cokolwiek śpiewali – było to pełne żalu i smutku. Cóż to za ponure miejsce, myślał i czekał, aż przestanie padać, żeby ruszyć przez góry dokądkolwiek. Potem, kiedyś, nastały dwa dni jasnej pogody z powietrzem ostrym jak noże i ze wzgórza widać było pół świata. Daleko na południu widział swój klasztor.
„Bóg nie ma żadnych cech, żadnej postaci”, mówił mu któryś z ponurych mężczyzn, gdy Paschalis pomagał mu ciąć na małe kawałki pień wiśni. „Przejawia się, jak chce i kiedy chce. Nawet to, że czasem nie przejawia się wcale, kiedy wydaje się nam, że powinien – to też jest jego przejawem”. Umilkł na dobrą chwilę i obaj przyglądali się leżącej kłodzie. Potem dodał:
„Jest wewnątrz nas, ale my jesteśmy na zewnątrz niego. Działa na oślep, ale wie, co robi. Jest jak chleb -każdy dostaje swoją kromkę i poznaje go na swój sposób, lecz żadna kromka nie zawiera całego chleba”. Dali mu chleb na drogę. Właśnie spadł pierwszy śnieg, lecz szybko topniał, bo ziemia wciąż była jeszcze ciepła. Gdy zszedł w dolinę i przekroczył strumień, który znał od dziecka, myślał o tym, co mu mówił ten stary, skórzasty Nożownik. Jeżeli Bóg chce od nas naszego spokoju, chce od nas wycofania ze świata, wzniesienia duszy do spraw duchowych, nie materialnych, jeżeli chce od nas powrotu do siebie i zaopatrzył nas wappetitus naturalis, wrodzoną tęsknotę do Niego, jeżeli nas przywołuje, jeżeli otwiera przed nami bramy wiecznego życia, a w tym doczesnym pozwala na zło, jeżeli pozwolił umrzeć swojemu Synowi i znalazł w tym sens, i jeżeli śmierć jest najdoskonalszym spokojem, to właśnie ona jest najbardziej boska ze wszystkich rzeczy stworzonych przez Boga. I jeżeli tak jest, to człowiek nic milszego Bogu ofiarować nie może nad swą śmierć.
Każda rzecz jest znakiem, a niektórych z nich nie można zignorować. Dlatego istnieją rzeczy ostre, myślał Paschalis, dlatego lasy są pełne trujących grzybów, dlatego pożary traw zamieniają w grudki sadzy miliony ciał owadów, dlatego powodzie wypłukują z dolin życie, dlatego są wojny, pioruny, katastrofy i choroby, dlatego istnieje starość, dlatego u Nożowników wiszą u pował tysiące ostrzy, a oni sami sprzyjają śmierci. Bóg tak stworzył świat, żeby ten nam podpowiadał, co mamy robić.
Koniec
Istnieją dwie wersje zakończenia historii Paschalisa. Jedna znajduje się, zapewne przypadkowo, z powodu samobójczej śmierci, w „Uber den selbstmorderischen Tod des Bruders im Kloster der regulierten Chorherren Augustiner in Rosenthal” i brzmi następująco:
„W porze porannego oficjum prepozyt zauważył nieobecność brata Paschalisa, który nie zwykł nigdy spóźniać się na modlitwę. Po pierwszych dwóch psalmach wiedziony przeczuciem udał się do celi, żeby go zbudzić, gdyż jak przypuszczał, brat zaspał. Otworzywszy drzwi, ujrzał ciało brata Paschalisa powieszone na lasce służącej do podtrzymywania ubrań. Pomimo szybkiego odcięcia i prób ratowania, brat Paschalis nie wrócił do siebie i jakiś czas potem odszedł na zawsze”.
Druga jest dość niejasna, rozmyta i nie ma w niej żadnej puenty. Podobno wędrował po Europie, może i po świecie, głosząc słowa swojej świętej, zmieszane ze smutkiem Nożowników. Pewnie poruszał się w przestrzeni tak samo, jakby poruszał się w czasie – to znaczy, że każde nowe miejsce otwierało w nim inne możliwości. Tę wersję znają ci, których dzieło i samo istnienie brata Paschalisa poruszyło, którzy słyszeli o nim z ust obcych, przypadkowych, nieuważnych, wśród plotek, cytatów, pomówień, cudzych przypomnień, właściwie to nie wiadomo skąd. Albo przeciwnie, jak profesor von Goetzen, którzy odkryli go idąc tropem Kummernis, znajdując Żywot w bibliotece uniwersyteckiej i czytali go z przerwami na papierosa, zapijając kawą z termosu, obgryzając skórki przy paznokciach. W tej wersji nic nie ma o śmierci narratora Żywotu, jakże zresztą mogłoby być? Ten, kto opowiada, zawsze jest żywy, poniekąd nieśmiertelny. Wychodzi poza czas.
Aloes
Podejrzewałam, że jest jakoś nieśmiertelny. Zawsze stał na parapetach i dawał się rozmnażać przez delikatne uszczypywanie jednej z dziesiątek swoich odnóg. W końcu zapomniałam, która roślina była matką a która dzieckiem. Rozdawałam go znajomym z miasta i Marcie, Agnieszce, pani Krysi, wręczałam im go w glinianych doniczkach, pudełkach po jogurcie i śmietanie, więc dzięki mnie poruszał się, wędrował. Nie wiedziałam, jak określić jego wiek; czy liczyć lata tym rozsadzonym odnogom, czy czas trwania zielonej, mięsistej substancji. Odnogi miały swój czas i przestrzeń, którą zarastały, drapieżnie przekłuwając ją swoimi ostrymi krawędziami; miały doniczki, gdzie od biedy dałoby się przykleić etykietkę z napisem Osobnik Y albo Osobnik 2439 i w ten sposób śledzić jego wcielenia. Ale sama zielona substancja wypełniająca po brzegi liście, substancja soczysta i pachnąca, którą przykładało się na oparzony palec, a ona wciągała w siebie wszelkie gorąco, wszelki ból, ta substancja była nieśmiertelna. Była ta sama w innych roślinach, na różnych parapetach i w wielokształtnych doniczkach. Była tą samą mięsistością która lata temu tkwiła w oknie domu moich rodziców, a przedtem podobno na witrynie sklepu z meblami, całkiem pustej w owych czasach, a jeszcze przedtem, kto to wie… Musiała podróżować, to jasne, aloesy nie rosną dziko w naszym klimacie. Zapewne istniał statek płynący przy wschodnim wybrzeżu Afryki, pchający się przez Kanał Sueski, pełen nasion kakao, egzotycznych owoców, klatek z małpami i rozwibrowanymi papugami. Donice roślin na dolnym pokładzie, śpiące aloesy, obojętne na chorobę morską niezdecydowani zdobywcy nowych ziem, mimowolni wrogowie wszelkich mirtów, pelargonii, ruty i wrzosu, mieszkańcy parapetów, łapacze północnego, histerycznego słońca.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dom dzienny, dom nocny»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dom dzienny, dom nocny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dom dzienny, dom nocny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.