Ryszard Kapuściński - Heban

Здесь есть возможность читать онлайн «Ryszard Kapuściński - Heban» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Heban: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Heban»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kolejna książka Ryszarda Kapuścińskiego przekraczająca tradycyjne gatunki reportażu. Heban to złożona z wielu wątków fascynująca, nowoczesna powieść-relacja z 'ekspedycji' w głąb Czarnego Kontynentu, ukazująca Afrykę u progu XXI wieku, Afrykę rozdzieraną wojnami, głodem, epidemiami, korupcją… Znakomite pióro, bogata warstwa faktograficzna, przenikliwa analiza przemian ekonomicznych, cywilizacyjnych, kulturowych i głęboka, osobista refleksja nad kondycją ludzką tworzą niepowtarzalny klimat pisarstwa Kapuścińskiego

Heban — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Heban», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jeżeli życzę mojemu wrogowi, aby się rozchorował, to nie popełniam nic złego, żadnego grzechu. Dopiero kiedy wróg rzeczywiście rozchoruje się, mogę być posądzony o zły uczynek – że zaszczepiłem mu chorobę (ponieważ wierzy się tam, że przyczyny chorób nie są biologiczne, lecz biorą się z czarów rzucanych przez naszych przeciwników).

Najważniejsze jest jednak może to, że zło nie wykryte nie jest złem, a więc i nie budzi poczucia winy. Mogę oszukiwać z czystym sumieniem tak długo, dopóki ktoś nie zorientuje się, że jest przeze mnie oszukiwany i nie wskaże na mnie palcem. Tradycja chrześcijańska uwewnętrznia winę: duszę mamy obolałą, sumienie męczy nas, dręczą zgryzoty. To jest ten stan, w którym odczuwamy ciężar grzechu, jego męczącą natrętność, jego palącą obecność. Inaczej w społeczeństwach, w których jednostka istnieje nie sama dla siebie, ale tylko jako element zbiorowości. Zbiorowość zdejmuje z nas prywatną odpowiedzialność, nie ma więc winy indywidualnej, a tym samym i poczucia grzechu. Odczuwanie grzechu dzieje się w czasie: zrobiłem coś złego, czuję, że popełniłem grzech, to mnie dręczy i teraz szukam sposobu, aby się oczyścić, odpokutować, zmazać go, wyspowiadać się itd. Wszystko to jest procesem, wymaga czasu. Otóż w afrykańskim rozumieniu tego problemu, takiego czasu nie ma, w afrykańskim czasie nie ma dla grzechu miejsca. Bo albo nie popełniam nic złego, skoro nie jest to wykryte, albo też, kiedy zło zostaje ujawnione, jest ono w tym samym momencie, natychmiast, ukarane i tym samym – unicestwione. Wina i kara idą tu bowiem w parze, tworzą nierozerwalne iunctim nie zostawiając między sobą wolnego pola, żadnej przestrzeni. W tradycji afrykańskiej nie ma miejsca na rozterki i dramat Raskolnikowa.

– Grzech czyni was głuchymi i ślepymi – powtórzył z naciskiem kapłan. Głos zaczął mu lekko drżeć. – Ale czy wiecie, co czeka tych, co nie słuchają i nie patrzą? Którzy myślą, że mogą żyć z dala od Pana?

Sięgnął znowu po Biblię i jedną rękę wznosząc wysoko do góry, jakby miała być anteną, po której spływałoby z nieba słowo Pańskie, zawołał:

Tedy rzekł Pan do mnie: Puść ich od oblicza mego, a niech idą precz. A jeśli by rzekli: Dokądże pójdziemy? Tedy im rzeczesz: Kto oddany na śmierć, na śmierć pójdzie; a kto pod miecz, pod miecz; a kto na głód, na głód; a kto w niewolę, w niewolę. Bo ich tą czworaka rzeczą nawiedzę: miecz na zamordowanie i psami na rozszarpanie, a ptactwem niebieskim i zwierzętami ziemskimi na pożarcie i na wygubienie.

Rozległo się głuche dudnienie bębnów. Ale milczały chór i orkiestra. A potem zapanowała cisza. Wszyscy stali, mając twarze uniesione wysoko. Kątem oka widziałem, jak ścieka po nich pot. I widziałem napięte rysy, wyprężone szyje, ręce wyciągnięte do góry w dramatycznym geście ni to błagania o ratunek, ni odruchowej samoobrony, jakby w oczekiwaniu, że za chwilę spadnie na nich wielki głaz.

Pomyślałem, że obecni na tym nabożeństwie przeżywają pewien konflikt wewnętrzny, może nawet dramat, nie wiem zresztą, na ile dla nich zrozumiały. Byli to w większości młodzi ludzie z przemysłowego miasta afrykańskiego, nowa nigeryjska klasa średnia. Należeli do warstwy wzorującej się na elitach – europejskiej i amerykańskiej – których kultura jest z istoty chrześcijańska. Akceptując to, chcieli tę kulturę i tę wiarę poznać, wczuć się w ich naturę i utożsamić z nimi. Dlatego wstąpili do jednego z chrześcijańskich zgromadzeń, które ich przyjęło, nakładając jednak wymogi doktrynalne i etyczne nieznane ich rodzimej kulturze. Jednym z nich była nauka o grzechu, a więc o tym rodzaju wykroczenia i ciężaru, którego nie znali. I teraz, jako adepci nowej wiary, mieli uznać istnienie grzechu, a więc połknąć tę gorzką, odrzucającą substancję. A także od razu szukać sposobów, aby się jej radykalnie pozbyć, to znaczy stać się prawdziwym, czystym chrześcijaninem. Przez cały czas kapłan uświadamiał im wielką i bolesną cenę, jaką muszą zapłacić. Na tym polegało jego kazanie: na grożeniu, na upokarzaniu. Oni zaś gorliwie akceptowali swój stan obciążonych największymi przewinami grzeszników, wystraszonych widmem grożącej im potępieńczej kary, gotowych w każdej chwili przywdziać pokutny wór.

Ta ich gorliwa akceptacja wszystkich pomówień, sarkań i oskarżeń kapłana brała się i stąd, że warto było płacić nimi za prawo bycia w kościele, uczestniczenia w aktach, które dawały wyznawcom poczucie wspólnoty, przynależności. Człowiek Ibo nie chce, boi się samotności, odbiera ją jako przekleństwo i potępienie. A członkostwo w sekcie oferowało nawet coś więcej: wiele społeczności afrykańskich miało własne tajne stowarzyszenia, rodzaj etnicznej masonerii – grupy sekretnej i zamkniętej, a ważnej i wpływowej. Sekty w Afryce starają się często upodobnić do tych tradycyjnych instytucji, tworząc atmosferę tajności i ekskluzywności, wprowadzając własny alfabet znaków i haseł, odrębną liturgię.

Ponieważ nie wypadało mi w czasie obrządku rozglądać się po sali, wiele z tego, co się na niej działo, odbierałem nie poprzez obserwację, lecz odczuwanie. W zasięgu oka miałem tylko najbliżej stojących. Innych nie widziałem, ale ich obecność mimo to była dla mnie niemal dotykalna. Bowiem zgromadzenie to wytwarzało atmosferę tak stężoną, tak pełną żywej, ekstatycznej emocji, tak wszechobecną i przejmującą, że musiała ona przenikać i poruszać każdego. Tyle w tych ludziach było spontaniczności, żywiołu i przejęcia, tyle gorliwej i napiętej woli i swobodnie uzewnętrznianych uczuć, że można było pojmować i wiedzieć wszystko, co działo się za naszymi plecami, daleko od nas.

Kiedy po zakończonym nabożeństwie wychodziłem już na dwór, musiałem ostrożnie stawiać kroki, bo tłum, z twarzami ukrytymi przed wzrokiem innych, znowu klęczał nieruchomy, odwrócony tyłem do prezbiterium. Była zupełna cisza. Nie śpiewał chór, nie grała orkiestra. Kapłan stał na kazalnicy, zmęczony i wyczerpany, miał zamknięte oczy i milczał.

Dziura w Onitshy

Onitsha! Zawsze chciałem zobaczyć Onitshę. Są nazwy magiczne, które wywołują pociągające, kolorowe skojarzenia – Timbuktu, Lalibela, Casablanca. Do nich należy też Onitsha. Onitsha jest miasteczkiem we wschodniej Nigerii, w którym znajduje się największy rynek w Afryce, może nawet największy rynek na świecie.

W Afryce bardzo wyraźnie rozróżnia się między rynkiem-targowiskiem, a tym, co nazywamy centrum handlowym czy halami targowymi. Centrum handlowe to obiekt stały, coś, co ma formę architektoniczną, w miarę planową zabudowę, grupę tych samych sprzedawców, dość ustabilizowaną klientelę. Ma ono trwałe punkty orientacyjne – to szyldy znanych firm, tabliczki z nazwiskami wielkich kupców, barwne reklamy, dekoracyjne wystawy. Rynek to zupełnie inny świat. To żywioł, spontaniczność, improwizacja. To ludowy festyn, koncert na otwartym powietrzu. Myśl o rynku, który jest przede wszystkim domeną i królestwem kobiet, nie opuszcza ich na chwilę. Już w domu – na wsi czy w miasteczku – myślą o tym, że pójdą na rynek. Żeby coś kupić czy sprzedać. Albo – i jedno, i drugie. Zwykle rynek jest daleko, wyprawa zajmuje co najmniej dzień, i droga do niego, a potem powrót dają czas na rozmowę (bo idzie się w grupie), na wymianę uwag i plotek.

A sam rynek? To miejsce handlu, ale także spotkań. Jest ono ucieczką z monotonii życia codziennego, chwilą oddechu, przeżyciem towarzyskim. Idąc na rynek, kobiety wkładają najlepsze stroje, a jeszcze przed tym jedna drugiej mozolnie układa fryzurę. Ponieważ jednocześnie z zakupami odbywa się tam nieustanna rewia mody, dyskretna, mimowolna, improwizowana. Jeżeli przyjrzeć się temu, co wiele z tych kobiet sprzedaje czy kupuje, trudno się oprzeć wrażeniu, że towar jest tu jedynie pretekstem do nawiązania lub podtrzymania kontaktów z innymi. Bo oto jakaś kobieta sprzedaje trzy pomidory. Albo kilka kolb kukurydzy. Albo garnuszek ryżu. Jaki ma z tego zysk? Co może za to kupić? A jednak siedzi na rynku cały dzień. Przypatrzmy się jej uważnie. Siedzi i cały czas rozmawia z sąsiadkami, o coś się spierają, patrzy na przetaczający się tłum, wygłasza opinie, komentuje. Potem, zgłodniałe, wymieniają między sobą produkty i potrawy, które przyniosły na sprzedaż i zjadają je na miejscu. Kiedyś obserwowałem taki targ rybny w Mali, w Mopti. Na małym piaszczystym placyku, w zabójczym upale, siedziało może dwieście kobiet. Każda miała na sprzedaż kilka małych ryb. Nie widziałem, żeby ktoś chciał je kupować. Nawet żeby je oglądał, pytał o cenę. A jednak te kobiety siedziały zadowolone, rajcowały, prowadziły hałaśliwą debatę zajęte sobą, nieobecne dla świata. Myślę, że gdyby pojawił się tam jakiś klient, zostałby przyjęty z niezadowoleniem, bo popsułby im zabawę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Heban»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Heban» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Ryszard Kapuscinski - The Shadow of the Sun
Ryszard Kapuscinski
Ryszard Kapuściński - Another Day of Life
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuscinski - The Soccer War
Ryszard Kapuscinski
Ryszard KAPUSCINSKI - Szachinszach
Ryszard KAPUSCINSKI
Richard Montanari - The skin Gods
Richard Montanari
Ryszard Kapuściński - Cesarz
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Chrystus z karabinem na ramieniu
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Imperium
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Busz po polsku
Ryszard Kapuściński
libcat.ru: книга без обложки
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Podróże z Herodotem
Ryszard Kapuściński
libcat.ru: книга без обложки
Ryszard Kapuściński
Отзывы о книге «Heban»

Обсуждение, отзывы о книге «Heban» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x