Antykoncepcja według autorów „Świętego seksu” jest oczywiście surowo zabroniona. Żadnych pigułek, żadnych spiral domacicznych i żadnych prezerwatyw. Przypomina mi się w tym momencie historia odkrycia pigułki antykoncepcyjnej, która od początku wprowadziła zaniepokojenie Kościoła. W końcu lat 50. profesor ginekologii John Rock ze słynnego Harvardu zsyntetyzował pigułkę sterującą cyklem miesiączkowym kobiety. W 1960 roku amerykańskie ministerstwo zdrowia po szczegółowych badaniach dopuściło tę pigułkę do aptek. Rock (z wyznania katolik) był przekonany, że jest ona całkowicie zgodna z naukami Kościoła. Miał ku temu ważne powody. Papież Pius XII zezwolił na stosowanie tej pigułki w celach leczniczych. Rock uważał, że jest to przyzwolenie na zastosowanie jej także do wydłużenia okresu bezpłodnego u kobiet. To było błędne przypuszczenie profesora Rocka. W 1968 roku kolejny papież Paweł VI w swojej encyklice „Humanae vitae” pigułkę jednoznacznie potępił jako niezgodną z nauczaniem Kościoła i wolą Boga (zresztą wbrew zaleceniom komisji soborowej, której członkiem był między innymi liberalny belgijski kardynał Suenens „błagający wielebnych ojców, aby nie czynili z antykoncepcji nowej sprawy Galileusza”, to znaczy nie wikłali Kościoła w spór skazany z góry na przegraną). Krótko po tym profesor Rock został usunięty z Harvardu i w oficjalnym komunikacie władz uniwersytetu jednoznacznie skrytykowany i zdyskredytowany jako naukowiec. Ponadto Harvard w akcie zemsty i w majestacie prawa obciął jego profesorską emeryturę do 75 dolarów miesięcznie. Trudno w to uwierzyć, ale to prawda. Konserwatyzm i hipokryzja nie omijają nawet świątyń nauki. Najpierw Rock, ale zaraz potem Roll…
Z „Il sesso santo” dowiedziałem się ponadto, że przed ślubem wolno ciało partnerki/partnera podziwiać, ale nigdy obnażyć. Dozwolone są dotyk i pocałunki, ale należy przy tym omijać strefy erogenne. W szczególności nie wolno językiem dotykać przed ślubem wnętrza ust partnerki/partnera. Po ślubie natomiast wolno całować całe ciało partnerki/partnera, włączając włosy łonowe, clitoris lub penisa. Jednakże, aby kontrolować nadmierne podniecenie, katolicka para małżeńska powinna zawsze mieć w pogotowiu szklankę z zimną wodą stojącą na stoliku nocnym. Preferowaną pozycją katolickiej – zaślubionej oczywiście pary – jest „pozycja Edenu na dni płodne”. Mężczyzna leży na plecach, kobieta siedzi na mężczyźnie. Jego penis znajduje się pomiędzy udami żony. Żona czuje jądra męża, mąż dotyka piersi żony. Po ewentualnym orgazmie męża zalecana jest wspólna modlitwa lub rozmowa małżonków, ale dozwolone są także pocałunki.
Wczytywałem się w tę kamasutrę dla katolików, zastanawiając się nad lubieżnym katolicyzmem Antonia.
Serdecznie,
JLW
Szklanka wody zamiast – najbardziej ośmieszony pomysł antykoncepcji po polsku. Zaprosiłam kiedyś do jednego ze swoich programów pary, które przysięgały sobie czystość przedmałżeńską i ku obopólnej radości słowa dotrzymały. Przez blisko godzinę przekonywały zgromadzonych w studio o tym, że bez większego wysiłku można powściągnąć naturalne chucie i że z tego bierze się jeszcze większa miłość.
Co ciekawe, w imieniu par najchętniej wypowiadali się mężczyźni. Głowy rodziny. Ich kobiety tylko skinieniem głowy potwierdzały, że za zupełnie naturalne i słuszne uważają cnotliwe narzeczeństwo. Zostałam kiedyś zaproszona przez Roberta Tekieli do Radia Plus. Weszłam do studia jako grzesznica – takie było na mnie zapotrzebowanie prowadzącego, a wyszłam jako kandydatka na nawróconą. Ku zaskoczeniu, ale i niekłamanej radości prowadzącego. Upraszczam, ale niespodziewanie okazało się, że pobożni koledzy po fachu chcieliby rozmawiać nie o tym, co nas ludzi łączy, ale o różnicach, o potrzebnych do zachowania porządku moralnego barykadach.
Najwyraźniej zaskoczeni moją Komunią Świętą i tym, że nie zgrzeszyłam śmiertelnie rozwodem, bo nigdy nie brałam kościelnego ślubu. Niestety, ani oni, ani inny ksiądz w innym programie nie potrafili albo nie bardzo chcieli wyjaśnić mi, jak to możliwe, że Kościół przeszedł do porządku dziennego nad tym, że do ślubu kościelnego idą panny w zaawansowanej ciąży i z wiankiem na głowie? Że nikomu to nie przeszkadza.
To jakaś obłuda czy wygodne przymknięcie oka na niewygodne fakty?
Wreszcie spotkałam księdza (tak, to mój ulubiony), który w taki oto sposób odpowiedział na moje wątpliwości. Gdy pytałam, skąd to milczące przyzwolenie Kościoła na to, że większość młodych ludzi idzie do ołtarza, gdy ta pierwsza noc jest już za nimi, odpowiedział, że: owszem, są i takie osoby, które idą do ołtarza w ciąży, ale może lepiej, żeby dziecko urodziło się w rodzinie niż poza nią. I chociaż niewątpliwie dziewictwo jest ważne, jednak ślub kościelny to przede wszystkim sakrament. Najważniejsza jest przysięga.
Sakrament małżeństwa jest jedynym sakramentem, którego małżonkowie udzielają sobie nawzajem. Czyli jeśli zgrzeszyli nieczystością przedślubną, to jedynie w stosunku do samych siebie? A to, jak rozumiem, jest już ich sprawę…
Pozdrawiam,
MD
Frankfurt nad Menem, czwartek w nocy
W domach z betonu jest dużo wolnej miłości…
Szczególnie tej pozamałżeńskiej. Ostatnio tygodnik „Stern” nazwał seks pozamałżeński „sportem narodowym” Niemców i w kilkustronicowym artykule uspokajał, że może być to bardzo zdrowy sport, jeśli uprawiać go z umiarem i trzymać się określonych reguł. Autorka artykułu na poparcie swojej tezy powoływała się na szczegółowe ankiety przeprowadzone przez uznany niemiecki instytut badania opinii publicznej „Gewis”, wypowiedzi utytułowanych seksuologów, psychologów oraz socjologów. Nie pominięto także pikantnych wypowiedzi samych zainteresowanych uprawiających ten sport od dawna. Wyszło na jaw, że w betonowych blokach postsocjalistycznych dzielnic w Rostocku oraz w dekadenckich willach na przedmieściach Hamburga lub Monachium jest bardzo dużo wolnej miłości. Niekoniecznie z mężem lub żoną. Chroniczny brak uczucia w małżeństwie jest zresztą głównym powodem, dla którego szuka się miłości gdzie indziej. Zapamiętałem dość dramatyczną wypowiedź 38 – letniego nauczyciela uzasadniającego swój romans z matką jednej z jego uczennic. Zapytany przez dziennikarkę, dlaczego zdradza swoją żonę, powiedział:
„Cztery lata związku i od dwóch lat żadnego seksu. Jak długo można uprawiać samogwałt przy nocnym programie RTL2? Moją propozycję, abyśmy podjęli psychoterapię, moja żona Elena odrzuciła bez słowa komentarza. Gdyby były piżamy z drutu kolczastego, to jestem pewny, że ona zakładałaby taką”.
Cytowany nauczyciel nie jest żadnym wyjątkiem. Ze szczegółowej tabeli drukowanej przez „Stern” wynika, że najczęstszym motywem zdrad (61% kobiet, 47% mężczyzn) jest zanik zainteresowania seksem u partnerów. W drugiej kolejności (statystycznie) wymieniana jest „ochota na coś nowego”. Ma to według socjologów i biologów społecznych (ostatnio powstała, najpierw w USA, a ostatnio także w Europie Zachodniej, bardzo modna grupa biologów mianujących się „biologami społecznymi”) swoje uzasadnienie. Dzisiaj małżeństwo – jeśli dotrwa do śmierci partnerki/partnera – trwa około 43 lat. Dla wielu zbyt długo. Albo wystarczająco długo, aby małżeńskie łoże zamarzło w bryle lodu. 43 lata tego samego seksu z tą samą osobą? Te same westchnienia, te same ooo – taaak? Jak powiedział cynicznie jeden z ankietowanych, po pewnym czasie przychodzi taki moment, że bardziej niż seks z własną żoną podniecające jest wertowanie najnowszego katalogu IKEI. Inni z kolei wolą koleżankę z działu księgowości albo tego faceta z okrągłymi pośladkami kupującego regularnie jogurty Danone w spożywczym na rogu.
Читать дальше