Stefan Chwin - Hanemann

Здесь есть возможность читать онлайн «Stefan Chwin - Hanemann» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Hanemann: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Hanemann»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jedna z najgłośniejszych polskich powieści lat dziewięćdziesiątych, długo obecna na listach bestsellerów. Opowieść o wielkim uczuciu, nadziei i niespełnionej miłości. Poruszająca historia niemieckiego lekarza, który po II wojnie został w polskim Gdańsku. Głębokie studium melancholii na tle wielkich wydarzeń z najnowszej historii Polski i Niemiec. Pełne poezji obrazy Gdańska z pierwszej połowy XX wieku i Gdańska budzącego się do życia po wojennej katastrofie. Współczesne losy bohaterów skonfrontowane ze wstrząsającymi scenami słynnych samobójstw – niemieckiego poety Heinricha Kleista i polskiego pisarza Stanisława Ignacego Witkiewicza. Książka wielokrotnie nagradzana, inscenizowana w radiu, telewizji i teatrze, przyniosła autorowi sławę. W roku 1997 ukazało się jej niemieckie wydanie.

Hanemann — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Hanemann», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Myśląc o słowach Ansena, Hanemann uśmiechał się. Profesor Ansen musiał zapewne czytać wiele Nietzschego. Lecz ileż z tego uniesienia, które czuł w sercu wtedy, gdy słuchał Ansena, pozostało?… Bo przecież nie musiało wcale upłynąć tak wiele czasu, a mógł prowadzić skalpel z cierpliwą obojętnością kartografa, rysującego dobrze znane lądy. Stygnięcie serca… W podziemiach Althofu odsłaniała się przed nim ciemność ludzkiego życia, ta ciemność budziła jednak lęk tylko przy pierwszym zetknięciu, później zaś?… Groza samowolnej śmierci? Profesor Ansen, ubrany w biały fartuch z gumowanego płótna, unosił brezentową osłonę znad białej twarzy umarłego, którego posługacze ułożyli na marmurowym stole, lecz w jego głosie nie było drżenia.

„Nie sądźcie panowie – zwracał się do asystujących mu studentów – że śmierć z własnej ręki daje się łatwo odróżnić od śmierci zadanej ręką cudzą. Śmierć zawsze ukrywa się przed nami, nie tylko wówczas gdy ktoś, kto chce umrzeć, pozoruje zbrodnię. Ciało nas okłamuje, tak dzieje się zawsze. Musimy być nieufni, nawet gdy mamy zupełną pewność. Dla niewprawnego oka często nic prawie nie różni ciała samobójcy od ciała człowieka, któremu odebrano życie. Jakże chętnie nasza myśl ulega pozorom! Popatrzcie: komisarz Schinckel twierdzi, że ten oto młody człowiek, w którego ręku znaleziono nóż, sam pozbawił się daru życia. Lecz nie jest to prawdą. Samobójcza rana na szyi jest zwykle ukośna, biegnie od lewej do prawej, jest głębsza przy uchu i płytsza przy obojczyku, bo ręka nieszczęśnika słabnie w miarę jak zadaje cios. Cięcia próbne, dużo słabsze pojawiają się zwykle u szczytu rany głównej świadcząc o nerwowym rozstroju i lęku nieszczęśnika. Zbrodnicze cięcie inaczej: biegnie w poprzek szyi i kończy się zwykle głębiej -tak jak tu – bo zbrodniarz chce być pewien, że ofiara nie odzyska życia. A samobójczy strzał? – profesor Ansen przechodził do drugiego stołu, na którym spoczywało ciało starszego mężczyzny. – Niech was nie złudzi rewolwer w dłoni umarłego. Ten oto kupiec z Bremy, którego ciało dostarczono nam wczoraj, został znaleziony z mauzerem w ręku. Lecz samobójca, pamiętajcie o tym panowie, nigdy nie strzela przez ubranie, zawsze odsłania miejsce, w które pragnie ugodzić. Nigdy nie zapominajcie o tym, że śmierć jest zawsze dziełem duszy…”

„Wiesz – mówił August Pfütze, gdy po wykładzie Ansena wracali o zmierzchu na stancję pani Lenz – Ansen ma rację. Naprawdę ważne nie jest pytanie, dlaczego ludzie odbierają sobie życie. Naprawdę ważne jest pytanie: dlaczego większość ludzi życia sobie nie odbiera. Bo to prawdziwy cud. Przecież życie jest nie do zniesienia”. Pamiętał te spory, które toczyli na poddaszu kliniki. „Przecież ciało niczego nam nie zdradzi. Ono milczy. Myślisz, że ciało Kleista i tej Vogel cokolwiek mówiło?” Wzruszał ramionami: „Słuchaj, Auguście, przecież ona miała raka”. „I to wyjaśnia wszystko, prawda?” – August zachłystywał się ironią. – Miliony mają raka, a była tylko jedna Vogel”. Wiedział, że August co wieczór pogrąża się w pismach tego wiedeńskiego psychiatry, o którym mówiło się coraz więcej, więc podrzucał mu trop: „Libido i Thanatos?” „A żebyś wiedział – August odgarniał swoje jasne włosy. – Każda cząstka naszego ciała w równej mierze chce żyć, co umrzeć. Każda!

I cały czas stoimy na granicy. Jak na moście z jednego włosa. Wystarczy powiew”. Patrzył z sympatią na zaróżowioną twarz przyjaciela: „Przesadzasz. Jakoś wszystko przecież trwa. A my zaraz zejdziemy do Mullera i zamówimy sznycel”. Nie było to mądre. August obrażał się, ale na szczęście nie na długo i już po paru minutach biegli razem Winterstrasse w stronę gasthausu, zaczepiając po drodze dziewczęta z białymi parasolkami…

Wtedy, podczas praktyki u Ansena, Hanemann nie lubił zaglądać do katolickich kościołów. Nie mógł znieść widoku nagiego Chrystusa. Mógł jeszcze patrzeć na średniowieczne obrazy męki, na wizje Grünewalda, chociaż go przerażały, ale tam ciało, spryskane krwią, było właściwie okryte płaszczem płynącej czerwieni. Nagość osłonięta purpurą. Kościelne posągi budziły odrazę. Szczególnie te, które wystawiano w polskich kościołach na Wielkanoc, gipsowe figury Boga złożonego do grobu; zbyt silnie przypominały to, co oglądał na marmurowym stole. Wszystko się w nim burzyło: Przecież tak nie wolno przedstawiać Boga! W zborach było inaczej. Prosty krzyż. Białe ściany. Ale teraz w Danzig zborów już nie było. Z tego wielkiego, przy koszarach na Hoehenfriedberger Weg zrobiono kino, tak samo z tego mniejszego przy Jäschkentaler Weg.

Więc czasem zaglądał do Katedry, zresztą nie często, tak jak nie za często zaglądał dawniej do domu modlitwy przy Pe-lonker Strasse na kazania pastora Knabbe. Kiedy po raz pierwszy wszedł do białej nawy, poczuł tylko obcość. Trafił na porę najgorszą, fioletowy adwent, wszystko się w nim wzbraniało przed tym, co zobaczył. W głębi, przed głównym ołtarzem, tłum powoli podchodził do leżącego krzyża, do którego była przybita naga figura Boga. Ustami dotykano poranionych nóg i rąk. Było to tak odpychające, że wyszedł z kościoła. Ale ten obraz w nim pozostał. Patrząc na ludzi z ulicy Grottgera, czuł, że łączy ich to pochylenie głowy nad białym jak kość słoniowa ciałem przebitym gwoździami, to dotknięcie wargami krwi namalowanej grubą czerwienią.

Raziło go to, choć przecież daleki był od potępień. W czerwcowe przedpołudnia, gdy ulica Grottgera, wyświeżona i wypachniona, ruszała w stronę Katedry, nie zostawał jednak w domu. Ulicą Wita Stwosza, potem koło pętli i przez park, dochodził do ulicy Cystersów w pobliże kaplicy św. Jakuba. Nie, nie przystawał na chodnikach, lecz raczej powoli spacerował i choć to, co widział dookoła, było mu obce, poddawał się pięknej barwie świątecznego dnia. Wilgotna, świeżo spryskana jezdnia, dziewczynki w długich sukienkach z batystu, błyszczące torebki, w rękach grube żółte świece z koronką, asparagus, niciane rękawiczki, ćwierkanie glinianych ptaszków… Mijał małe ołtarze, ozdobione świerkowymi gałęziami, tulipanami i narcyzami, przy których krzątały się kobiety w kretonowych sukienkach. Mężczyźni w białych koszulach z zawiniętymi rękawami ustawiali świeżo ścięte szeleszczące brzózki po obu stronach stołów nakrytych śnieżnym obrusem, podobnym do ministranckiej komży. Odprasowane marynarki leżały na trawniku.

Dzwon z wieży Katedry wybijał dziesiątą. Hanemann skręcał w ulicę Cystersów i zatrzymywał się pod kasztanami. Patrzył na wszystko z oddalenia, chociaż był na ciepłej czerwcowej ulicy pośród wyświeżonych ludzi, idących ku Katedrze. Wtedy, gdy po raz pierwszy wszedł do białej nawy, zraził go widok kobiet z policzkiem przyciśniętym do kratki, które zwierzały się obcemu mężczyźnie w czarnej szacie, a potem z pochyloną głową całowały fioletową stułę, którą spokojnym, zrównoważonym gestem podawała im biała dłoń, wynurzająca się z cienia. Kiedy na to patrzył, czuł, że rację miał wittenberski doktor… la bliskość twarzy przegrodzonych kratką, to mieszanie się oddechów… A kiedy w stallach ujrzał mężczyznę w infule z pastorałem w ręku – młodzi chłopcy w strojach alumnów, przyklękając, zaczęli dotykać ustami wyciągniętą dłoń z grubym pierścieniem – musiał odwrócić głowę i wyjść na plac. To było prawdziwie nie do zniesienia.

Ale teraz… Teraz na ulicy Cystersów, pod kasztanami o dużych liściach, przelatywały spłoszone wróble, w mosiężnych trąbach orkiestry odbijały się rozgrzane twarze muzyków, bęben powolutku postukiwał w głębi falującej melodii, która wzbijała się w niebo wraz z kadzidłaną wonią błękitnego dymku i nie wiadomo było, skąd napływa to ciepło, od którego drży powietrze – czy z nieba, bladego i bezchmurnego, czy może spod ziemi, która też odżywa, wysypując w ogrodach spod darni nakrapiane kielichy smolinosów i ciemne pędy lilii o słabym jeszcze wiosennym zapachu. W głębi ulicy, pod liśćmi kasztanów, płynęła ozdobiona złotym haftem Arka białego baldachimu, uginała się i unosiła na czterech drążkach, a w niej sunęło metalowe słońce, promieniste słońce z białą źrenicą Hostii, niesione w dłoniach owiniętych kapą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Hanemann»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Hanemann» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Justin Stanchfield - Ghosts Come Home
Justin Stanchfield
libcat.ru: книга без обложки
Emily Jenkins
Paul Stefan Wolff - Hanna im Herzland
Paul Stefan Wolff
Stefan Reinmann - Hannah Halblicht
Stefan Reinmann
Brenda Novak - Come Home to Me
Brenda Novak
Cathy Mcdavid - Come Home, Cowboy
Cathy Mcdavid
Liz Flaherty - Nice To Come Home To
Liz Flaherty
Andrew Cohen - Human Universe
Andrew Cohen
Отзывы о книге «Hanemann»

Обсуждение, отзывы о книге «Hanemann» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x