Stefan Chwin - Hanemann

Здесь есть возможность читать онлайн «Stefan Chwin - Hanemann» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Hanemann: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Hanemann»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jedna z najgłośniejszych polskich powieści lat dziewięćdziesiątych, długo obecna na listach bestsellerów. Opowieść o wielkim uczuciu, nadziei i niespełnionej miłości. Poruszająca historia niemieckiego lekarza, który po II wojnie został w polskim Gdańsku. Głębokie studium melancholii na tle wielkich wydarzeń z najnowszej historii Polski i Niemiec. Pełne poezji obrazy Gdańska z pierwszej połowy XX wieku i Gdańska budzącego się do życia po wojennej katastrofie. Współczesne losy bohaterów skonfrontowane ze wstrząsającymi scenami słynnych samobójstw – niemieckiego poety Heinricha Kleista i polskiego pisarza Stanisława Ignacego Witkiewicza. Książka wielokrotnie nagradzana, inscenizowana w radiu, telewizji i teatrze, przyniosła autorowi sławę. W roku 1997 ukazało się jej niemieckie wydanie.

Hanemann — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Hanemann», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

I było tak zazwyczaj. Lecz któregoś wrześniowego dnia, gdy z obojętną cierpliwością czekałem na kolejną próbę, ręka Hanemanna, w której pojawił się tom oprawny w zielone płótno, zawahała się, czy aby to, co się w niej znalazło, nie po-Winno powędrować z powrotem na półkę, ale nie, Hanemann zamyślił się – dostrzegłem w jego twarzy coś, czego dotąd nie zauważyłem: jakieś ledwie uchwytne złagodnienie rysów – zamyślił się, lecz gdy już – jak mi się zdało – miał odłożyć zieloną książkę na miejsce, szybko mi ją podał.

Były to listy Kleista w dobrym wydaniu Ericha Schmidta, Georga Minde-Poueta i Reinholda Steiga z 1906 roku, książka, po którą i dzisiaj chętnie sięgam. I naraz słuchając, jak Hanemann swoim spokojnym, ściszonym głosem zaczyna czytać list poety o imieniu Heinrich do pani Adolfiny Henrietty Vogel, poczułem, że obce słowa, które dotąd były tylko zimnym, kunsztownym ornamentem znaczeń, dosięgają mojego serca. Była w tych słowach dorosłość, o której marzyłem, ale dorosłość ciemna, której nigdzie wokół siebie nie potrafiłem dostrzec, dziwnie poważna, boleśnie groźna dorosłość, a jednak przeniknięta jakąś budzącą lęk żarliwą dziecięcością, która pociągała mnie i odpychała równocześnie, i dopiero po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę, że może ta dziwnie poważna, ciemna barwa, promieniująca ze słów poety o imieniu Heinrich, wcale nie rodzi się we mnie, lecz tylko we mnie dobrzmiewa, bo Hanemann – to też dostrzegłem dużo później – czytał dziś inaczej niż zwykle, chwilami jakby zapominając, że to przecież tylko językowe ćwiczenie, które ma mnie wprowadzić w zagadki niemieckiej składni, nic więcej.

Nie mogłem uchwycić całości cudzego życia, które odsłaniało się przede mną w urywkach miłosnych wyznań, ale z tego, co słyszałem – a były to fragmenty listów ostatnich – tchnęło coś zaraźliwego, odbierającego spokój, a równocześnie w niepojęty sposób uciszającego. Jakaś rozdzierająca sprzeczność, która wstrząsała nieskończenie wrażliwą duszą tego dziwnego mężczyzny, który pisał do pani Vogel, współbrzmiała z tym, co przeżywałem, a co tłumiłem w sobie jako słabe i niemęskie. Ale teraz to, czego się zawsze wstydziłem, objawiło się w dziwnie mocnej, spokojnej formie; uczucia miłości, wrogości, nadziei, rozhuśtane do kresu, które budziły lęk swoją chaotyczną bezkształtnością, w głosie nieznajomego poety nabierały jakiegoś mocnego, krystalicznego piękna. Och, nie, wtedy nie potrafiłem tego tak nazwać, wtedy tylko przeżywałem rzeczy splątane i mgliste: szaleńcze rozpętanie pragnień, miłość, drżenie, pożądanie szybkiej śmierci – ale wszystkie te uczucia, jak je nazywał Goethe: chore, w mocnej frazie listu wydały mi się właśnie czystą naturalnością serca, które żyło naprawdę.

A gdy potem zapytałem o nieznajomego poetę, Hanemann opowiedział mi o chłopcu – tak, o chłopcu w mundurze pruskiego oficera – zranionym, skłóconym ze wszystkimi, odepchniętym przez rodzinę i przyjaciół, chłopcu, który znalazł w równie wrażliwej dziewczynie oparcie mocniejsze niż świat.

I nigdy, ani przedtem, ani potem, nie odczułem żywiej słodyczy marzenia o śmierci, jak wtedy, gdy rozmyślałem o tamtej śmierci, która zdarzyła się nad Wannsee 21 listopada 1811 roku, śmierci chłopca i dziewczyny, którzy najpierw napisali te piękne, szalone listy, czytane teraz zmienionym głosem przez

Hanemanna, a potem odebrali sobie życie nad brzegiem jasnego jeziora. Coś otamowanego, coś głęboko uwięzionego w duszy uwalniało się – oddawałem się temu prądowi z uległością obraźliwą dla świata, gotów nawet ułożeniem warg wyrazić pogardę wobec wszystkich wystudzonych, ostrożnych i przebiegłych, ale gdy tak zapadałem się w słodką ciemność (bo połową duszy dobrze wiedziałem, że robię coś, czego będę później gorzko żałować), nie potrafiłem dostrzec, że w tej podróży nad dalekie jezioro nie jestem sam, że także Hanemann odnajduje w głosie Henrietty, że w tym zranionym kobiecym głosie odnajduje coś głęboko własnego, wstydliwego, co łączy go ze mną, szesnastoletnim chłopcem i pewnie dziś bym powiedział, że obaj – on i ja – powracaliśmy w jakąś słoneczną, dobrą epokę, której naprawdę nigdy nie zwiedziliśmy sercem, ale która istniała, która musiała istnieć i teraz – słowa listów były tego dowodem – otwierała się przed nami.

I chyba to się jakoś łączyło z dawnymi sprawami, o których nic nie wiedziałem, bo kiedyś, któregoś popołudnia, gdy w albumie z fotografiami Wolnego Miasta natrafiłem na brązowe zdjęcie mężczyzny w białej marynarce i kobiety w długiej, sięgającej do kostek sukni z ciemnego krepdeszynu, gdy natrafiłem na to zdjęcie dwojga ludzi, którzy szli środkiem mola w Glettkau w stronę niewidocznego fotografa, a za nimi 1 widać było wysoki oflagowany maszt przystani i biały spacerowy statek z napisem „Stern” na kadłubie, więc gdy zobaczyłem to zdjęcie, radośnie uderzony szczęśliwym odkryciem zawołałem: „Przecież to pan!” – i Hanemann podszedł do mnie, a potem pochylił się nad brązową fotografią z podpisem „Glettkau. Przystań na molo”, dostrzegłem to samo ledwie uchwytne złagodnienie rysów, jakie dostrzegłem na jego twarzy w tam- tej chwili, gdy ręka machinalnie wyciągnęła spomiędzy tomów na półce książkę oprawną w zielone płótno.

I teraz, gdy Hanemann powoli, ściszonym głosem, czytał ostatni list Kleista, wciąż widziałem tamtą brązową fotografię z gotyckim podpisem. „Glettkau”? Cóż to za nazwa? Morze? Molo? Gdzie to było? I nagle: Ależ to przecież „Jelitkowo”, molo, którego już nie ma – odległe obrazy spotkały się we mnie, złączyły się z pamięcią miejsc, które przecież tak dobrze znałem. Ściszony głos, pokój w zielonym półmroku, uchylone okno, w którym przy każdym powiewie od strony ogrodu falowała firanka, szelest brzozy ocieniającej tę stronę domu – wszystko to sprawiało, że wsłuchując się w opowieść o chłopcu i dziewczynie, którzy zabili się nad Wannsee, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że Hanemann opowiada o kimś, kogo dobrze zna, choć przecież mówił o chłopcu i dziewczynie, których już dawno nie było. A gdy tak mówił o nich słowami dawnego listu, gdy tak prowadził mnie przez swój Las Gutenberga – za prawdziwym Lasem Gutenberga na zboczach Jaśkowej Doliny, po którym tyle razy wędrowałem, otwierało się sine jezioro Wannsee, porośnięte dookoła czerwonymi klonami, wielkie, podobne do oka patrzącego w niebo, sine jezioro obrzeżone wąziutką zieloną łąką, a na tej łące pod czarnym świerkiem pani Vogel pisała list do Ernesta Fryderyka Peguilhena, prowadząc leciutko pióro po welinowym papierze ze znakiem wodnym książęcej manufaktury: „Prosiłabym, by Pan zamówił najpiękniejszą bladoszarą filiżankę, wewnątrz pozłacaną, obramowaną złotą arabeską na białym tle, u góry na białym polu ma być moje imię, a fason obecnie najmodniejszy. Jeśliby się Pan zwrócił z tym zamówieniem do buchaltera Mevesa w fabryce porcelany, proszę powiedzieć mu, by tę filiżankę zapakowano i doręczono Louisowi w wieczór wigilijny, lecz musiałby się Pan, mój drogi przyjacielu, z tym obstalunkiem pospieszyć, bo inaczej nie będzie gotowy na czas”. „Bądźcie nam zdrowi, kochani przyjaciele i wspomnijcie w radości i cierpieniu tych dwoje osobliwych ludzi, którzy wkrótce rozpoczną swą wielką odkrywczą podróż”. I gdy Hanemann ściszał głos tak, jakby to właśnie do niego mówiła ta dziwna kobieta, tak, jakby on sam był owym zagadkowym panem Peguilhen, o którym nic nie wiedziałem, obok jego głosu napiętego czułą uwagą i lekkim ściszeniem dającego znać, że dobiegająca z oddalenia prośba i pozdrowienie nie rozpłyną się w nicości, lecz znajdą odpowiedź, która nie zrani cierpiącego serca, obok tego głosu słyszałem drugi, wtórujący Henrietcie głos, głos nieznanego pruskiego oficera, który nie chciał być oficerem, głos chłopca, który został opuszczony przez wszystkich: „…znalazłem przyjaciółkę, której duch szybuje jak młody orzeł – jeszczem nigdy w życiu podobnej nie spotkał – pojmuje ona mój smutek, widzi w nim coś wyższego, głęboko zakorzenionego i nieuleczalnego, i dlatego, choć ma w swych rękach moc uszczęśliwienia mnie tu, na ziemi, pragnie jednak ze mną umrzeć… rozumiesz więc, że teraz całą moją radosną troską jest znaleźć przepaść dość głęboką, by wraz z nią się tam rzucić”. I gdy tak słuchałem głosu Hanemanna, widziałem ich oboje, Kleista i Henriette, jego w błękitnym fraku, ją w biało-różowej sukience, lekko poruszanej ciepłym powiewem znad Wannsee, a w górze, nad nimi, nad gładką taflą sinego jeziora obrzeżonego lasem, rozjarzała się wąziutka ścieżka między obłokami, jasna ścieżka podobna do tej, po której lubiłem zbiegać z piaszczystego urwiska za Katedrą i pragnąłem, och, jak bardzo pragnąłem, być jednym z nich, czuć w sobie tę powietrzną radość, to uniesienie, które drżało w słowach Henrietty, tę niesamowitą spokojną pewność, że ścieżka wspinająca się między obłokami jak między lekkimi błękitnymi skałami z obrazów Ca-spara Davida Friedricha, że ta ścieżka nie prowadzi donikąd, że wspina się prosto w ognisko blasku, które nie jest słońcem, lecz lotną, podobną kwietnemu pyłowi, mgławicą, pełną uskrzydlonych dusz, trzymających się za ręce. A w dole Henrietta biegła w stronę jeziora przez tulipany i dzwonki o listkach tak wyraźnych, tak dotykalnych, jakby je cieniutkim pędzelkiem namalował sam Phillipp Otto Runge. I wszystko się mieszało w tym obrazie: żółte urwiska Rugii ginące nad horyzontem, Brama Brandenburska, jakiś niepowstrzymany, szalony pęd konia z łopoczącą jak sztandar grzywą, na którym mocno do siebie przytuleni pędzili – starzec z rozwianą brodą, z roziskrzonymi zielonymi oczami i chłopiec o twarzy płonącej gorączką, a wokół nich, w migotliwych przelotach, w rozbłyskach motylego wirowania, przemykały w strumieniach wichru białoramienne topielice w postrzępionych muślinach. A wszystkie te ruchliwe barwy i światła przenikał prąd gorącej krwi, którą nagle czułem w piersiach, budząc się w ciemnym pokoju na Obrońców Westerplatte 12, gdy wskazówka dotykała już szóstej i za moment bolesne terkotanie miało otworzyć przede mną nowy dzień, obiecując, że znowu ujrzę Annę, którą widywałem na schodach ogólniaka w towarzystwie zawsze roześmianej rudej dziewczyny i że może wszystko się uda, że będzie bolesne, słodkie, rozdzierające, wieczne…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Hanemann»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Hanemann» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Justin Stanchfield - Ghosts Come Home
Justin Stanchfield
libcat.ru: книга без обложки
Emily Jenkins
Paul Stefan Wolff - Hanna im Herzland
Paul Stefan Wolff
Stefan Reinmann - Hannah Halblicht
Stefan Reinmann
Brenda Novak - Come Home to Me
Brenda Novak
Cathy Mcdavid - Come Home, Cowboy
Cathy Mcdavid
Liz Flaherty - Nice To Come Home To
Liz Flaherty
Andrew Cohen - Human Universe
Andrew Cohen
Отзывы о книге «Hanemann»

Обсуждение, отзывы о книге «Hanemann» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x