– A co ty od niego chcesz – ujął się za stażystą Fogiel. – Chłopak grzeczny, przystojny.
– Ja o dyrektorze mówię!
– Pawlak, czy to po chrześcijańsku życzyć tak bliźniemu? Mało to, że na niego takie nieszczęście spadło jak ta wycieczka kołchoźników?
– Dobrze jemu tak – oczy Pawlaka błysnęły szczerą radością. – Taż takie ruskie kołchoźniki to gorsze od tej plagi myszy, co my ją tu mieli jako pionierzy na wiosnę w czterdziestym szóstym.
– No i potem była pierwsza w naszej gminie sądowa sprawa o kota – z satysfakcją przypomniał Fogiel szczegóły dramatu z tamtej wiosny.
– No i powiedz Pawlak, czy my nie jesteśmy tu sami swoi?
– Ot patrzaj! Teraz to my niby „sami swoi”, a jak wójt tu był z dyrektorem Pilchem i komisją rolną, to ja był dla niego „nieprzyszłościowy”, tak?
– Co innego przyszłość; a co innego kwatera dla stażysty.
– Ja z języka świdra nie zrobię: powiedział „nie”, to „nie”! Ja jak widzę tego bestyjnika Pilcha to mnie z tej złości wątroba prosto do góry nogami przewala sia!
– Ale tu nie o Pilcha idzie! Za lokatora dobry grosz załapiesz, Pawlak, a chłopak wsi się przyda – przekonywał wójt, przywołując wciąż nowe argumenty. – To mechanizator z dyplomem…
– Awo! Znajdź teraz kogo bez dyploma – Kaźmierz opędzał się ręką jak od natrętnej muchy, ale Fogiel nie dał się zbyć i dalej przedstawiał walory kandydata na sublokatora: aktywista ZMS-u, podobno na Kubie nawet był…
– Znam ja takich – Pawlak zachichotał szyderczo. – Był na Kubie, a w nosie dłubie…
– On nowocześnie myśli!
– Taż dla mnie to najlepsza rekomendacja, żeb' jego na cztery wiatry przegnać! Ciekawość, czego on u mnie sobie kwaterę upatrzył? Mało to we wsi chałup?
Wójt nie wyjawił prawdziwych powodów, które skłoniły stażystę po Technikum Rolniczym do wybrania domu Pawlaków na swoją kwaterę. A było to tak: Zenobiusz Adamiec, wysiadłszy z autobusu z plecakiem, ujrzał właśnie Anię, która wprowadzała księdza Durdełłę w bramę obejścia Pawlaków. Tak się na nią zapatrzył, że z ulgą przyjął informację o braku miejsc w majątku PGR. Wyznał szczerze wójtowi:
„Tak się w niej zachwyciłem, że nigdzie indziej bym nie chciał mieszkać”. Tak – właśnie powiedział – „Tak się w niej zachwyciłem” – i może to naiwnie szczere wyznanie skłoniło wójta, by pójść chłopcu na rękę.
Ponieważ Ania mieszkała z rodzicami – Fogiel odwiedził najpierw dom Witii i Jadźki, prosząc o wynajęcie kwatery. Adamiec czekał przed bramą na wyrok pertraktacji, które skończyły się stanowczą odmową: owszem, pokój Ani jest teraz pusty, bo pojechała zdawać na studia, ale przecież w sobotę wróci. Wójt uznał, że dobrą pozycją startową dla zauroczonego Anią stażysty będzie umieszczenie go w domu jej dziadka, gdzie dziewczyna bywa prawie co dzień. Dla Zenobiusza Adamca będzie to szansa zawiązania znajomości, zaś dla wójta – szansa zaskarbienia sobie jego wdzięczności. Przekonywał teraz z uporem Pawlaka, że przyjęcie obywatela Adamca na kwaterę to czyn wysoce społeczny. Zresztą przecież Pawlak na tym lokatorze nie straci…
– A czy ja jaki biedo-łach, cudzego grosza potrzebujący? – Pawlak wskazał na zbliżającego się Kargula. – Jemu niech wójt te ciemnotę wciska, bo Kargul na pieniądze łakomy, jak nasz ksiądz na baby…
Teraz z kolei Kargul musiał wysłuchać o wszystkich zaletach Zenobiusza Adamca, ale też nie wyraził zgody na zakwaterowanie obcego.
– Popatrzcie tylko, jaki to elegancki chłopak. – Wójt obrócił Kargula w stronę bramy. Po drugiej stronie ulicy pod nieczynnym kioskiem stał masywny chłopak o jasnej czuprynie, bystrych oczach, patrząc wyczekująco na podwórze Pawlaków. Wójt przywołał go gestem ręki. Zenobiusz ruszył spiesznie, już z daleka uśmiechając się szeroko, życzliwie.
– A ten tu czego? – Pawlak popatrzył koso spod daszka maciejówki na chłopaka w kraciastej koszulce, który wyglądał jak kandydat na pogromcę dzikich zwierząt.
– To właśnie jest Zenobiusz Adamiec. – Fogiel klepnął w ramię Pawlaka – Dogadacie się jakoś beze mnie, co?
Chłopak wyciągnął rękę w stronę Pawlaka. Kaźmierz ominął go i stanąwszy przy bramie, wskazał mu gestem głowy ulicę:
– Niech on po moim podwórku nie szperta sia. My tu aktywistów od Pilcha tak wyglądamy, jak zwycięstwa socjalizma!
Słysząc to Kargul aż zagdakał basowym śmiechem.
– Panie Pawlak, socjalizm to szerokie i naukowe pojęcie, możemy przedyskutować – zaczął Adamiec, wciąż uśmiechając się łagodnie.
– Ot, dyskutant znalazł sia! – wrzasnął Pawlak, wypychając za bramę zwalistego chłopca, jakby był to worek gęsiego puchu. – Zawołoka jakaś! Poszedł ty precz z mego podwórka, bo jak pałką go przeżegnam, to raz-dwa on przykucnie!
Zaskoczony chłopak zaniemówił. Tuż przed jego twarzą brama zatrzasnęła się, omal nie przyciskając mu nosa.
– A coż jego raptem ukąsiło? – spytała Marynia, widząc wzburzenie męża. – Czego on tego młodego tak sponiewierał, a?
– Aj, kobito, nie rób teremedii – Pawlak drutem okręcał skobel bramy, jakby barykadował się przed oblężeniem. – Ten kałakunio Pilch szpiega mnie na łeb przysyła, żeb' mnie wykończyć, a ona jego w obronę bierze!
– Jakiego szpiega?! To chłopak z dyplomem – protestował Fogiel. – Na kwaterę on chętny.
– Ale aktywista. Wójt sam rzekłszy, że na Kubie on był!
– To co z tego, że aktywista?!
– Taki musi wykazać sia.
– Jak każdy fachowiec.
– Fachowiec od wykańczania takich „nieprzyszłościowych” jak ja czy on – Kaźmierz wskazał na Kargula. – Na pomieszkanie przyjdzie, żeby donieść gdzie trzeba, co się u nas w chacie dzieje. Szpiega ja u siebie nie zaplenię!
– Pawlak, Pawlak – mitygował go wójt. – I tak każdy wie, że ty Wolnej Europy słuchasz.
– Nie słucha – zaoponował Kargul. – Bo nam się radio zepsuło.
– On by wam naprawił – Fogiel wskazał zamkniętą na głucho bramę obejścia. – Fachowiec od mechanizacji. Radio to dla niego pestka!
I dojarkę mechaniczną waszej Maryni nareperuje… Popierać postęp, taka jest moja polityka.
– Jak pana słucham, to prosto jakiś mgielny tuman mnie na oczy lizie! – Kaźmierz podskakiwał jak czajnik na ogniu. – Powiedział nie, to nie, bo u mnie słowo droższe pieniędzy!
– Ot, gorączka człek – wójt wzruszył ramionami, litując się nad brakiem społecznej świadomości mieszkańców Rudnik. – Ludzie, jak my sobie pomagać nie będziemy, to kiedy my tę drugą Polskę zbudujemy?
– Aj, człowiecze – westchnął szczerze Pawlak – Co ja by dał, żeb' ta pierwsza wróciwszy sia…
Tak więc sprawy kwatery dla stażysty nie udało się wójtowi załatwić. Ale ważniejsza była dla niego druga sprawa, która go tu sprowadziła. Tu istotną była taktyka: zaczął najpierw chwalić deresza, zachwycać się jego proporcjami, kształtem kłębów, błyskiem oka, a równocześnie ubolewać, ile to kosztuje utrzymanie takiego smoka. Im dłużej wójt się rozwodził, tym bardziej rosła podejrzliwość Kaźmierza:
– Niech on mi głowy nie durzy tym ekonomicznym myśleniem!, Ja jego i tak nie sprzedam.
Wójt z żalem pomyślał, że wczoraj śmierć nie zebrała tego żniwa, na które liczył. Pozostało mu namówić Pawlaka, by sam zechciał się wybrać z ogierem na planowany przez władze „Jarmark wojewódzki”.
– A na coż mnie jego na jarmark prowadzić? – Pawlak patrzył zaskoczony na wójta. – Taż ja jego Cyganowi nie oddam.
Читать дальше