Witold Gombrowicz - Kosmos
Здесь есть возможность читать онлайн «Witold Gombrowicz - Kosmos» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kosmos
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kosmos: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kosmos»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kosmos — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kosmos», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Lula, ojej, pęknę! Leon z nogą indyczą na widelcu i z głową w binoklach krzyczał, że nie umyka od indyka, patataj, patataj, ksiądz siedział w kącie. Fuks szukał czegoś, Kulka wnosiła wiśnie „proszę, proszę, coś owocowego do smaku”, ale hałas nie zagłuszał ciszy zupełnej, osobnej, odludnej, zapadłej. Piłem wino czerwone.
Tolo, rotmistrzunio, też pił. Z podniesionym czołem. W ogóle wszystko robił z podniesionym czołem, dając do poznania, że nikt nie ma prawa poddawać w wątpliwość jego miłości, cóż u licha, jak gdyby on nie miał prawa się zakochać w tej akurat, nie w innej, jak gdyby ta miłość nie była równie dobra, co każda inna!… i otaczał swoją Jadusię czułościami: złotuś, jak tam, nie zmęczona?… i usiłował być na wysokości jej ekstazy odpowiadając miłością na miłość. Ale było w tym coś męczeńskiego i… „Lulo, trzymaj mnie, pęknę!” Lulusiowie z minami niewiniątek czyhali na każdą ich czułość, jak para tygrysów żądnych krwi, jeśli na furce księżyna dostarczył im niemałych rozkoszy, to cóż dopiero ta parka, młode małżeństwo, jak oni, niby specjalnie zamówione aby mieli na kim polulusiować do woli!
Kulka z torcikiem, proszę, proszę skosztować, wprost w ustach się rozpływa, proszę – ale kot, kot, och, och, kot pogrzebany pod drzewem, naprzód powieszony, ha, ha, to pod adresem kota, całe to przyjęcie, żeby kota zamazać, dlatego tacy towarzyscy, ona i Leon! Ale kot tkwił w tym. Zrozumiałem: pomysł tej jazdy był fatalny, nie mogli wymyślić nic gorszego, dystans nie tylko niczego nie zacierał, ale wręcz przeciwnie, zamrażał jakoś i utwierdzał, że aż, zdawałoby się, myśmy tam lata przeżyli z wróblem, z kotem, po latach tutaj przyjechali, och, och, jadłem torcik. Trzeba by na dobrą sprawę siadać na furkę i wracać, to jedynie było do zrobienia… 94 Jeśli bowiem pozostaniemy tutaj w odniesieniu do tamtego…
Jadłem torcik. Rozmawiałem z Ludwikiem i z Tolem. Byłem roztargniony, jakże męcząca ta obfitość, wciąż wywalająca nowe osoby, zdarzenia, rzeczy, żebyż raz przerwał się ten cały strumień, Lena za stołem, też chyba znużona z łagodnie śmiejącymi się ustami i oczami do Lulusi (obie świeżo poślubione), ta Lena tutaj będąca wiernym odbiciem tamtej Leny, Lena która „odnosiła się” do Leny (to „odnoszenie się” mi pęczniało, jak niegdyś, wtedy, walenie), Fuks który topił w alkoholu Drozdowskiego i był żółto-czerwony z wyłupiastością nabrzmiałą, Ludwik przy Lenie towarzysko przyjemny, spokojny, ksiądz w rogu… Ręka Leny na stole, obok widelca, ta sama, co tam, wtedy, i mógłbym położyć na stole moją rękę… ale nie chciałem. Jednakże, mimo wszystko, zaczynały się formować nowe wątki, niezależnie od tamtego, narastała nowa dynamika, lokalna… tylko, że jakby chora, osłabiona… Funkcjonowanie trzech młodych małżeństw – świeżo poślubionych – przyczyniało wagi i znaczenia księdzu, a znów sutanna przyczyniała ślubnego charakteru parkom i to wytwarzało szczególnie silny nacisk małżeński, miało się wrażenie, że całe przyjęcie jest poślubnym przyjęciem, tak, ślub zapanował. I ksiądz. Ksiądz, co prawda, gmerający paluchami (trzymał ręce pod stołem, wyciągał je tylko do jedzenia) ale w każdym razie ksiądz, który jako ksiądz musiał stać się naturalną ostoją Tolów przeciw lulusiowatej fircykowatości; a trzeba też dodać, że sutanna podziałała i na panią Kulkę, przejawiającą (po kocie) wybitną skłonność do przyzwoitości – Kulka rzucała na Lulusiów okiem coraz mniej życzliwym i wydobywała z siebie chrząknięcia, które stawały się coraz dosadniejsze w miarę, jak rosły śmiechy Leona, wsparte śmiechami podpitymi Fuksa (wskutek Drozdowskiego) i innymi wygłupianiami się naszymi w pustce, w próżni, na krańcach odległości, w ciszy śmiertelnej łona gór, gdzie coś jak gdyby znowu zaczynało się nawiązywać, łączyć, tworzyć, ale jeszcze nie wiadomo było, za co się chwytać – i chwytałem się tego, lub tamtego, szedłem po linii, która mi się nasuwała, pozostawiając na boku resztę olbrzymią, zachłanną – podczas gdy tam, w domu, istniało nieruchomo tamto.
I naraz wytworzyła się scena, która mnie z kotem związała… poprzez księdza…
I, jak pierwsza błyskawica chmur ciemnych po nocy, ukazała nas, już z całą wyrazistością, wobec tamtego. Powstanie tej sceny poprzedzone było kilkoma odezwaniami Kulki w rodzaju (do Tola, bardzo uprzejmie) „Panie Tolu, proszę Jadeczce strzepnąć z bluzeczki tę troszkę cukru” (do Leona, żeby wszyscy słyszeli) „Widzisz, Leon, droga nie taka zła, można było śmiało samochodem jechać, a mówiłam żebyś poprosił Tadka o samochód, na pewno by ci nie odmówił, przecież tyle razy proponował, że do naszej dyspozycji…” (do Lulusi, kwaskowato) „Oj, śmichy, chichy, ale torcika to Lulusia nie je”. Tymczasem Fuks sprzątał talerze – nie będąc pewny, czy nam nie działa na nerwy (jak Drozdowskiemu), starał się przynajmniej wkupić w nasze łaski sprzątaniem talerzy – ale w pewnej chwili wstał, wykrzywił swoją rybio podpitą twarz ziewnięciem, i powiedział:
– Wykąpałbym się.
A kąpiel, to był jeden z ulubionych tematów Lulusia, bardziej jeszcze Lulusi – prawie jak „mama” – i już na furce dowiedzieliśmy się, że „ja bez prysznica żyć bym nie mogła” i „nie wiem jak można wytrzymać w mieście nie kąpiąc się dwa razy na dzień” i „moja mama kąpała się w wodzie z sokiem cytrynowym” i „a moja mama co rok jeździła do Karlsbadu”. Gdy więc Fuks zatrącił o kąpiel, że chętnie by się wykąpał, zaraz Lulusia zaczęła lulusiować, że ona i na Saharze wymyłaby się w ostatniej szklance wody „bo woda do mycia ważniejsza, niż woda do picia, a ty, Lulo, nie wymyłbyś się?” itd… ale w miarę szczebiotania zmiarkowała chyba, co i ja zmiarkowałem, że słowo „kąpiel” jakby zaczynało zerkać niemile w pewnym kierunku, w stronę Jadeczki, i nie, żeby ona była nieschludna, a tylko że miała tę specjalną właściwość jakiegoś cielesnego sobkostwa, która przypominała mi powiedzenie Fuksa przy innej okazji „swój do swego po swoje”. Odnosiła się do swego ciała tak jakoś, jakby ono było znośne tylko dla niej, właścicielki (jak niektóre zapachy) i wskutek tego robiła wrażenie osoby niezainteresowancj kąpielą. Lulusia, pociągnąwszy noskiem i spostrzegłszy, że coś z tamtej strony zaleciało, dalejże swoje, a bo ja bez kąpieli czuję się chora itd. a Lulo też dołożył swoje, i Leon, i Fuks, Ludwik, Lena, jak to zwykle w takich razach, żeby uniknąć posądzenia o obojętność wobec wody. Natomiast Jadeczka i Tolek milczeli.
I pod wpływem mówienia jednych, milczenia drugich, powstało coś takiego, jak możliwość, że Jadeczka się nie kąpie… po co, swój do swego po swoje…
Zaleciało tedy silniej z tamtej strony – nie zapachem żadnym, ale czymś niesympatycznie osobistym, jak własny sos – i Lulusia, jak wyżeł na tropie, z najniewinniejszą minką cacy, cacy – i Luluś sekundował, gadu, gadu. Bogiem a prawdą, Jadeczka zachowywała się, jak zawsze, milcząc, nie biorąc udziału – tylko, że teraz to jej zamknięcie się w sobie nabierało cech wykąpania – ale gorszym od jej milczenia stało się milczenie Tola, albowiem Tolo był, to się widziało, z wodą za pan brat i na pewno pływak wyśmienity, więc dlaczego pary z ust nie puszczał? Czy żeby nie zostawić jej samej w milczeniu? – A bo to z tym…
Poruszył się, jakby mu było niewygodnie, wrócił do poprzedniego cichego siedzenia na krzesełku – ale to wystąpienie, którego nikt się nie spodziewał, miało efekt niebywały; przedarło się przez lulusiowanie Lulusiów, wszyscy na niego spojrzeli. I nie wiem, czy wszyscy odnieśli to samo wrażenie – że te tam paluchy, skóra na szyi czerwona od kołnierzyka, nieokrzesanie cielesne, te jego kłopoty, zadry, zajady, wszystko, wraz z krostą u nasady nosa, zespala go z Jadeczka. Jadeczka z księdzem. Czarność sutanny, gmeranie palcami, jej oczy zapatrzone, jej ufność, jej prawo do miłości, jego niezgrabność, jej udręka, jego udręczenie, jej prawo, jego rozpacz, wszystko, wszystko, zmieszało się we wspólnocie jasnej, a niejasnej, uchwytnej i nie, we wspólnym sosie własnym „swój do swego po swoje”.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kosmos»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kosmos» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kosmos» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.